WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

[KP] Why can't you feel it...?

ABIGAIL ROBBINS

urodzona wczesną wiosną 1993 ~ adoptowana córka wiedźmy, jednak tylko człowiek ~ krawcowa po kierunku projektowania ~ zielarka ~ upadła gwiazda

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Lubiła, kiedy całowałeś ją z rana w lewe ramię i po przebudzeniu otulałeś ciasno ciepłą kołdrą. Wiedziała, że to pierwsze miejsce na jej ciele, które przyciąga twoje usta, tuż obok niewielkiego skupiska drobnych piegów, które pojawiały się wraz z pierwszym słońcem, ozdabiając wąski nos. Czasami zastanawiała się, czy chciałeś, aby zrobiła sobie mały tatuaż- tylko dla ciebie, aby i jej skóra była naznaczona tobą, jak jej serce? Nic nie stało na przeszkodzie, aby pokolorowała swoje ciało, dla ciebie mogła zrobić wszystko. Cicho mruczała, gdy budziłeś ją szeptem i zapraszałeś na gotowe śniadanie. Żyła ciągle w biegu, więc te drobne gesty z twojej strony, pomagały jej bardziej o siebie zadbać. Zawsze wstawałeś wcześniej i kładłeś się później, a choć Abi nie należała nigdy do śpiochów, czuła się rozkosznie rozleniwiona i aż trudno było jej się podnieść z łóżka, które tobą pachniało, wręcz magnetycznie przyciągając ją do poduszek po twojej stronie materaca. Uśmiechała się lekko speszona z rumieńcem, gdy wsuwałeś zawsze zimne dłonie pod własną koszulkę, w której spała ona i przyciągałeś do siebie, by zjadła coś przed pracą, siedząc na twoich kolanach. Lubiła ci wierzyć, że zawsze będziesz przy niej.
Jest dziś tą samą dziewczyną, którą poznałeś, gdy planowała wyruszyć w świat, a jednak wszystko wygląda teraz zupełnie inaczej z jej perspektywy. Pełna ambicji, z wielką wyobraźnią i chęcią nabrania wiatru w żagle, pędzi przez życie wolniej, spokojniej i już nie boi się być rozważna. Choć w jej oczach wciąż tli się ciekawość świata, nie jest głodna wrażeń, ani spragniona szalonych doświadczeń jak wtedy. Wydaje się być o wiele mniej energiczna i hałaśliwa, ale może po prostu przestała wyrażać swoje myśli tak swobodnie i odważnie. Wciąż bierze na siebie mnóstwo dodatkowych obowiązków, wciąż deklaruje pomoc innym, gotowa do poświęceń i wyrzeczeń. Nie jest już jednak dziewczyną, która chciała podbić świat, a ukończenie szkoły dodało jej innych skrzydeł, niż się spodziewała i one pozwoliły jej odetchnąć i zebrać nową energię. To kwestia kilku lat, ale wydaje się pewniejsza siebie, dojrzalsza i gdy przyjdzie wam się spotkać, gdy na ciebie spojrzy, nie pozbędziesz się wrażenia, że widzi cię całego, prawdziwego, takiego, jakim jesteś.
Niekiedy uśmiechnie się szerzej, gdy dosięgniesz jej jasnych zielonych tęczówek w odbiciu lustra, podczas wizyty w salonie, z reguły jednak wydaje się pogrążona w własnych myślach. Znajdując swoje miejsce wśród mieszkańców Londynu, z którego kiedyś chciała wyjechać, nie straciła tej pogody ducha i młodzieńczego wdzięku, którym potrafi ująć za serce niemal każdego. Choć jest obowiązkowa, odpowiedzialna, zawsze miła i rzetelna, ma spory apetyt na pielęgnowanie swojej samotności. Dziś lubi wieczory spędzać w swoim niewielkim mieszkaniu, którego cisza czterech ścian przypomina jej o słabościach i pomyłkach przeszłości. I właśnie dlatego, gdy nadciąga zbyt wiele wspomnień, pije o jeden kieliszek wina za dużo i w konsekwencji odwiedza lekarza w poszukiwaniu recepty na leki przeciwbólowe i nasenne za często. Ale pewne rzeczy wciąż są takie same i może jeśli kiedyś się jeszcze spotkacie, a ona nie zdąży cię wyminąć i uciec, zauważysz to wszystko, co kiedyś było tak cenne, tak drogie. Tym razem może dostrzeżesz, że przez ciebie nikomu szybko już nie zaufa, zaś tobie może nigdy nie wybaczy. Bo dziś uczy się być kimś, kto nie pozwoli się skrzywdzić i wykorzystać, a choć wciąż łatwo ustępuje i rzadko odmawia, to bardzo, bardzo się stara nie pakować w kłopoty.


















szablon karty zawdzięczam character-image

co ma być, to będzie, cześć i czołem :)
karta pojawiała się już gdzieś kiedyś parokrotnie różnie przerabiana, wizerunku użycza Hermione Corfield
zapraszam do wątków i oczywiście do zabawy z Mistrzem Gry

321 komentarzy:

  1. [ Hej i czołem!
    Witam w naszych szybko rosnących szeregach ^^ Karta jest przepiękna, a tekst czytało się niezwykle przyjemnie. Abigail wydaje mi się niezwykle ludzka i normalna, łatwo się z nią utożsamić. Mimo wszystko ciekawa z niej dziewczyna!
    Życzę Ci jak najwięcej weny i pomysłów, mnóstwa wątków i ciekawych powiązań :)
    Baw się dobrze! ]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przyznam, że przez cały czas czytania karty zastanawiałam się uporczywie kim jest tak drogi jej mężczyzna. Nie spodziewałam się jednak, że ten sam człowiek okaże się jej krzywdzicielem. Chociaż w sumie nie raz się mówi, że najłatwiej i najsilniej potrafią skrzywdzić nas właśnie najbliżsi, bo wiedzą o nas niemal wszystko.
    W każdym razie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Gulika A.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Solus! yay. jednak żyjesz hehe.
    Uwielbiam to zdjęcie tudzież dziewczę podbiło moje serducho nawet jej nie znając hehe Nie mniej przeczytałam jej historie od A do Z i zrobiło mi się smutno ;/
    Nie mniej da sobie dziewczę radę a ode mnie życzę samych fajnych wątków, powiazań i dobrej zabawy i jak chęć jest to wpadaj ;)]

    Larysa

    OdpowiedzUsuń
  4. [Piekna karta i Piękna Pani, powiem ci że bardzo mnie zaciekawiła i wgl, super że wśród tych wszystkich potworków i bestii, wybrałaś człowieka <3 Zapraszam pod kartę Jamesa na jakiś wątek może uda nam się coś dla nich wymyślić, bo wątku z Abby nie przegapię :D]
    James

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Kupe lat... kiedy my sie ostatnio widziały? wiesz jak ja teskniew? >.<
    Ja nic na to nie poradzę, ze jestes fajna i cie lubie ^^ Tylko nie zapadnij mi sie pod ziemie ^^
    Yay mam teraz tyle powitan (ciekawa jeste na jak dlugo), ze nie wiem za co sie zabrac hehe
    No musiałam, bo pamietam karte i niektore przerobki, ba nawet to zdjatko.
    Hmmm, moze.. wpadniecie do domu Abi ciezko ranna?! Moge robić za psa obronnego xD]

    Lara szczęśliwa jak nie wiem kto xD

    OdpowiedzUsuń
  6. [Właśnie napisałam ładny komentarz, ale coś mi się wykrzaczyło, więc nie mam innego wyjścia, jak tylko zrobić to jeszcze raz...
    Dzień dobry, dzień dobry :) Ja to Abigail chyba pamiętam, a na pewno świta mi w głowie początek tej karty, co nie zmienia faktu, że pochłonęłam ją z prawdziwą przyjemnością. Mam tylko taką cichą, sentymentalną nadzieję, że jeszcze pojawi się tutaj jakaś charakterna, rudowłosa wiedźma? ^^ Och, to były fajne czasy!
    Baw się dobrze i niech nigdy nie zabraknie Ci czasu na pisanie ♥ A ja sobie na wszelki wypadek skopiuję ten komentarz -.-]

    TABITHA JONES

    OdpowiedzUsuń
  7. [Heloł! Ja się tylko nie zgadzam z tym, że Abigail jest "tylko" człowiekiem. Właśnie bycie zwykłą istotą jest często dużo bardziej wymagające niż życie w ciele innego gatunku ^^ w każdym bądź razie, róbmy burzę mózgów! Zapoznajemy nasze babeczki od samego początku? :)]

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Dziękuję Ci bardzo za powitanie i ciepłe słowa :D
    Specjalnie chciałam stworzyć zupełne przeciwieństwo Riley by zapewnić różnorodność w wątkach. Na wątek chętnie się piszę, fajnie będzie zderzyć ze sobą tak różne osóbki ^^ Czekam więc na maila :D ]

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  9. [*łezka w oku* Ja nie straszna być - słowo skauta hehe. No żeś walnęła teraz skromnością. To o mnie zapominają eh
    Zatem.. wpadła by Lara do jej domu przypadkiem przez nie zamknięte okienko w piwnicy właśnie broniąc się ucieczka przed łowcą - eh wstawanie o 4 nie sprawia, ze mowie logistycznie >.<
    No chyba o to chodzi czyż nie? ;)]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  10. Stanie się wampirem, istotą praktycznie nieśmiertelną, wieczną było dla niego czymś w rodzaju spełnienia upragnionego marzenia. Był silny, nigdy nie chorował i nie starzała się. Mógł zakradać się do ludzkich umysłów i naginać ich wolę by wyciągnąć jak najwięcej korzyści dla siebie. Poczucie mocy i władzy nad życiem własnym i innych napędzało go do działania. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od niego, od jego kaprysów. Nigdy więcej nikt mu nie odmówi, nigdy więcej nie będzie musiał czekać, aż się ustatkuje i dorobi. Nieśmiertelność była dla niego najpiękniejszym darem jakim mógł zostać obdarzony przez swoją dawną kochankę.
    Zdawał sobie sprawę, że po świecie chodzi wiele istot nieszczęśliwych z tego powodu. Dla większości wampiryzm składał się jedynie z pasma goryczy i wad. On nie widział w tym życiu żadnych obciążeń. Śmierć bliskich? Pożegnał ich na długo przed ich pogrzebem, gdy porzucił rodzinne włości i wyruszył w świat. Nie oglądał się za siebie, a teraz wspomnienia dawnego życia były wyblakłe i mało istotne. Praktycznie nie pamiętał kim byli tamci ludzie. Nie był z nimi silnie związany, w rodzinie był czarną owcą, a ludzie z jego okolicy uważali go za niegodziwego i złego.
    Żądza krwi, nieustanne pragnienie? Polowanie wiązało się z przyjemnym mrowieniem pod skórą, czuł podniecenie za każdym razem, gdy udawał się na łowy. Robił z tego jednak prawdziwe przedstawienie, za każdym razem szykując nowy scenariusz dla swej ofiary. Napawał się ich strachem i bezradnością, gdy w popłochu uciekali, gdy wiedzieli już że nie mają żadnych szans ze swoim napastnikiem. Chłonął to, a gdy dopadał zwierzynę i przebijał ich delikatne ciała ostrymi kłami, nie czuł wyrzutów sumienia. Nawet w tedy, gdy zabijał. Czy lew żałował zjedzonej antylopy? Nie. Każdy musiał jeść, a on nie miał zamiaru udawać, że smakuje mu bambi.
    W Londynie bywał już kilkukrotnie na przestrzeni wieków. Ponownie postanowił zawitać w nieskromne progi tego miasta. Lubował się w dużych metropoliach. W nich każdy był anonimowy, a kolejna zbrodnia nie zwracała niczyjej uwagi. Jemu to bardzo odpowiadało.
    Zazwyczaj podróżował z podręczną torbą, więc tym razem gdy potrzebował ubrac się elegancko, musiał zakupić nowy garnitur. Gino pławił się nie tylko w nowych mocach, ale także w luksusie jaki dzięki nim mógł sobie zapewnić. Postanowił więc zatrudnić krawcową. Popytał to tu to tam gdzie najlepiej udać się w tym celu.
    Wszedł do niezbyt dużego zakładu krawieckiego. Dłonie miał wsunięte w kieszenie ciemnych jeansów, włosy idealnie zaczesane do tyłu. Jego niemal czarne spojrzenie przesunęło się po wnętrzu. Wszedzie dostrzec można było różnego rodzaju materiały, próbki.
    Odchrzaknął zbliżając się jednocześnie do dwóch rozmawiających kobiet.
    — Możemy w czymś pomóc? — zapytała jedna z nich. Gino podarował kobietem lekki uśmiech.
    — Ponoć tutaj znajdę dobrą krawcową — oznajmił w prost lustrując uważnie obie postaci. To młoda blondynka przykuła jego uwagę.

    Gino
    [Nie mogłam się powstrzymać i naskrobałam takie coś na początek ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [A dzień dobry, dzień dobry. ^^ Choć w tym wypadku raczej dobry wieczór. :D
    Oj, no ja już nie mogłam się powstrzymać przed nie zrobieniem tragicznej postaci. Jakoś tak wesołki się mnie nie trzymają i jakaś tragedia musi się za moimi postaciami przyplątać, ale widzę też, że i Abigail najłatwiej nie ma. Wydaje mi się, że skądś ją kojarzę, ale nie mogę sobie przypomnieć z jakiego bloga albo już mi pamięć płata figle. :D
    W razie co nie tylko do podglądania zapraszam. ;))
    A i chyba trochę Ci się kodzik rozjechał lub to wina mojej przeglądarki, ale nazwisko nachodzi na tekst karty. ;c]

    Oscar Carrington

    OdpowiedzUsuń
  12. Wysłuchał pochwał kobiety na temat młodej krawcowej. Trzymanie takiego talentu w takim miejscu to był niemal grzech, choć kobieta z pewnością czerpała z tego powodu wiele korzyści. Gdy ktoś był dobry w swoim fachu, przyciągał klientów i sprawiał, że wracali oni do nich. Gino w różnych zakątkach świata miał swoich zaufanych specjalistów, którzy z biegiem czasu dowiadywali się o jego naturze. Russo nie specjalnie krył się ze swoją naturą w końcu tak łatwo mógl sprawić, że każdy z nich o nim zapomni, a ostatecznie mógł kogoś pozbawić życia.
    Odwzajemnił gest dziewczyny, jego uścisk był mocny i pewny, a jej dłoń zdawała się niezwykle krucha w jego własnej.
    — Gino Russo — również się przedstawił i nieco zmniejszył dystan między nimi — przyjaciel — odparł nie wdając się w szczegóły. Uśmiechnął się nieznacznie widząc jak dziewczyna przygląda mu sie badawczo pewnie tworząc w swojej głowę wizję nowego projektu. Niemal całkowicie zignorował drugą rozmówczynię, od której wręcz bił zachwyt. Wiedział, że na niektóre kobiety i nie tylko oddziaływał w pewien konkretny sposób. Nie raz i nie dwa korzystał ze swojego uroku by z łatwością omamić swoją zdobycz. Niekiedy nie musiał się nawet wysilać. I faktycznie gdy chciał się tylko posilić było to przydatne, lecz tak naprawdę lubił wyzwania.
    — Chyba postawię na więcej niż jeden garnitur. Z chęcią pozwolę Ci poszaleć nad moją garderobą — oznajmił — Niestety jestem dość zajętym człowiekiem, zwłaszcza teraz odnawiając rezydencję pod miastem, nie było by problemem gdyby zaprosił cie w swoje skromne progi? — zapytał posyłając jej niewinny uśmiech, co uwazniejsza osoba mogła by dostrzec zdradzieckie chochliki czające się w jego ciemnych oczach. Blondynka wpadła mu w oko, więc miał zamiar wykorzystać sytuację do własnych celów i przyjemności. Poza tym u niego nikt nie będzie im przeszkadzać.
    Pochylił się nad dziewczyną i sięgnął z lady bloczek karteczek oraz długopis, w między czasie spoglądał w jej jasne tęczówki. Zgrabnym pismem zanotował adres oraz numer do siebie.
    — Oczywiście odpowiednio wynagrodzę takie zaangażowanie — dodał — może się Pani nad nim spokojnie zastanowić — słowa te skierował do Sylvi.

    Gino bardzo zainteresowany współpracą

    OdpowiedzUsuń
  13. [Ooo dziękuję bardzo za miłe słowa <3 Abi to tym bardziej jest piękna! Zawsze chciałam być blondynką i jakoś nie wyszło, więc wszystkim blondynkom zazdroszczę, a Hermione jest naprawdę śliczna. Co zaś się tyczy samej postaci - bardzo mnie ciekawi, kim jest ta osoba, którą opisujesz w pierwszym akapicie i dlaczego zabrakło jej w życiu dziewczyny. Swoją drogą opisałaś to w bardzo piękny i subtelny sposób, poruszający zmysły. Aż chciało się wrócić do ciepłego łóżka i czekać na to gotowe śniadanie ;P Zatem mam nadzieję, że za niedługo uchylisz nam rąbka tajemnicy związanej z historią Abi.
    Co do wątku - dziewczyny są w podobnym wieku, co Ty na to, gdyby znały się ze szkoły i były, dokładnie jak to opisałaś, bff? Myślałam sobie, że Abi mogłaby być pierwszą osobą, z którą Andy podzieliłaby się swoją 'tajemniczą' zdolnością? Albo nawet lepiej - może Abi groziłoby jakieś niebezepiczeństwo, które Andy przewidziała, w konsekwencji chciałaby ją powstrzymać przed podróżą w dane miejsce? Daj znać, co sądzisz <3]

    Andy Williams

    OdpowiedzUsuń
  14. Owszem mógł sobie nią swobodnie rozporządzać, nawet nie wiedziała jak bardzo. Russo nie był typem który akceptuje odmowę i słowo nie. Oczywiście, że na swojej drodze spotykał osoby, które nie chciały współpracować i to było piękne w wampiryzmie, mógł takich delikwentów nagiąć do swojej woli i celów. Górował nad ludźmi wszystkim, umiejętnościami i doświadczeniem. Ci co go znali choć odrobinę lepiej wiedzieli, że lepiej mu nie odmawiać. Miał kapryśną i zmienną naturę. Nie można przewidzieć jego reakcji, czy tym razem przymknie oko, czy może wyrwie serce z piersi. Znał też inne sposoby. Ludzi pod presją byli łatwiejsi.
    Nieco go zaskoczyła takim zachowaniem i sprzeciwem. Nie spodziewał się tego nie tylko ze względu na to kim był, ale też ze względu na bycie klientem, który mógł zostawić tu sporą kwotę. Ściągnął brwi, a poprzednia niewinna wesołość zniknęła z jego twarzy. Może i zbyt szybko przysunął się do blondynki. Zlustrował ją spojrzeniem i w tedy to poczuł. Cała pachniała werbeną, aż nieco zmarszczył nos. Czyżby coś wiedziała, a może było to zupełnie przypadkowe. Zapach jednak był na tyle intensywny, że podejrzewał iż jej krew też jest cała przesiąknięta tym ziołem. Zirytowało go to, miał co do niej inne plany, a to mogło mu je nieco skomplikować. Werbena była groźna dla wampira, Gino co jakiś czas spożywał ją by nieco uodpornić swój organizm.
    Odsunął się pół kroku od dziewczyny, przybierając neutralną postawę. Tak na prawdę miał ochotę wgryź się w jej smukłą szyję i bezwzględnie wypić z niej całą krew, powoli i boleśnie tak by była świadoma, że werbena jej nie ocali. Nie przed nim.
    — Dlatego zostawiłem Pani numer do kontaktu — wzruszył ramionami i wskazał karteczkę na której zapisał kontakt do siebie i adres — zadzwoni Pani w wolnej chwili i ustalimy termin — dodał zupełnie obojętnie, a jego wzrok był całkowicie chłodny i zdystansowany. — Dwa klasyczne, dwa wyjściowe i płaszcz dłuższy. Wszystko w czerni — odparł na jej pytanie po czym znów zawrócił do wyjścia. Chwycił klamkę w dłoń, ale na moment się zatrzymał. Zerknął raz jeszcze na Abi.
    — Tak na marginesie ma Pani całkiem interesujące perfumy. Na bazie werbeny jeśli się nie mylę? — posłał jej diabelski uśmiech i wyszedł z zakładu zostawiając ją samą z tym pytaniem.
    Na zewnątrz cały jego urok i niewinność prysnęły. Gino miał zamiar jeszcze pokazać gdzie jest jej miejsce, ale to później ty zawita w jego skromne progi. Gdy poczuje się pewnie i bezpiecznie w jego obecności. Gdy uzna go za godnego zaufania i jej uśmiechu. Lubił łamać ludzi zwłaszcza takich nader pyskatych i pewnych siebie.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  15. [W zasadzie to powiązania aktualnie wymyślam na bieżąco. Jedyne czego mi brakuje to powiązanie z końca XVIII wieku, ale Abigail wtedy nie było, więc to odpada. :D Oboje podróżowali, więc można ich spotkać jakoś w przeszłości. Ewentualnie Oscar może mieć jakieś powiązania z jej matką, która może czasem mu z czymś pomaga, więc z automatu pewnie też kojarzyłby Abigail. :D
    To może wina mojej przeglądarki. Na telefonie jest w porządku, a na laptopie się dziwnie rozjeżdża. :D Ah, to może stąd kojarzę, ha. :D]

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  16. [Karta cudowna. Abigail wydaje się taka krucha, a zarazem bardzo silna. Aż chciałoby się ją przytulić ♥

    Mam pomysł na naszą dwójkę! Joe jest wybuchowym wampirem, przez co często traci nad sobą kontrolę i wtedy, tylko wtedy nie patrzy na to, co je. Co powiesz na to, żeby Joe wybrał sobie Abigail na swoją kolejną ofiarę?]

    Joe P.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jest mi to właściwie obojętne - może być ciemny zaułek :)]

    Joe P.

    OdpowiedzUsuń
  18. Po wizycie w zakładzie krawieckim, od razu wrócił do siebie. Cały budynek był w remoncie, zarówno wnętrza jak i fasada wymagały kapitalnego remontu. Tyczy się to również ogrodu i stajni, które znajdowały się na tyłach. Nie planował zabawić w Londynie na długo, ale miał słabość do antyków i chciał wycisnąć z tej rezydencji wszystko co się dało. Chciał ją odnowić i nadać nieco więcej charakteru. Na tą chwilę gotowa była jedynie jego sypialni i połączona z nią łazienka w których urzędował na codzień. Nie miał zamiaru spędzać zbyt wiele czasu w hotelach. Tu, kawałek za miastem, ukryty na uboczu miał znacznie więcej prywatności i mógł pozwolić sobie na znacznie więcej swobody.
    Na miejscu kręciła się jeszcze ekipa remontowa, zwolnił ich tego dnia szybciej. Po ogrodzie kręciła się Pani architekt, która tego dnia posłużyła mu za obiad. Lubił to jak działała, a jej pomysły bardzo mu odpowiadały, więc po spędzonym wspólnie czasie, zakodował w jej głowie by milczała i puścił ją wolno. Za zwyczaj jego ofiary nie przeżywały takiego spotkania, ale ta kobieta mu się przydawała więc czemu nie.
    Gdy nastał wieczór, wyczekiwał przyjazdu Abigail. Był jej na prawdę ciekaw, ku jej nieszczęściu. Gdy jakiś człowiek szczególnie zwrócił na siebie uwagę Russo, miał za zwyczaj bardziej przekichane niż w normalnym przypadku. Pech chciał, że jego nowa krawcowa była całkiem ładna i głupio odważna. Do tego była naszpikowana werbeną. Nie miał jednak zamiaru od razu grać w otwarte karty, miał zamiar ją podejść, podręczyć. Na samą myśl czuł lekką ekscytację.
    Przebrał się w ciemne jeansy i czarną koszulę. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, niemal od razu się przy nich znalazł. Przywitał młodą kobietę lekkim wręcz ciepłym uśmiechem. Był świetnym aktorem i jeśli chciał mógł udawać najsympatyczniejszego człowieka pod Słońcem.
    - Witaj, zapraszam w moje skromne progi - otworzył dwuskrzydłowe drzwi szerzej - od razu uprzedzam o bałaganie i wszędobylskim kurzu, ale tak jak wspomniałem jestem w trakcie większego remontu - wytłumaczył rozgardiasz panujący w środku.
    - Zapraszam do góry, na tą chwile tylko jeden pokój jest ogarnięty - wytłumaczył kierując się w stronę ciemno drewnianych schodów z rzeźbioną poręczą.

    Ulubiony klient Russo :D

    OdpowiedzUsuń
  19. - Darujmy sobie te zbędne formalności, możesz mi mówić po imieniu. Poza tym raczej nie dzieli nas, aż tak znacząca różnica wieku - odparł, dzieliło ich nie mniej jak pięćset lat, ale ten fakt miał zamiar zachować dla siebie przynajmniej na razie, gdy wydawało mu się, że jest niczego nie świadoma - tak jestem zupełnie sam już od dawna, ale to mi nie przeszkadza, nie narzekam na brak towarzystwa - machnął ręka.
    Kroczył przez wieczność w samotności, korzystając jedynie z towarzystwa innych kobiet by zaspokoić swoje potrzeby oraz rządze. Nie przeszkadzał mu to, kiedy chciał bawił się w czyimś towarzystwie, a gdy nie miał na to nastroju mógł w ciszy i spokoju zająć się swoimi sprawami. Nie był od nikogo zależny, nie musiał na nikogo uważać, martwić się. Gdy na kimś komuś zależało automatycznie stawało się to czyjąś słabością, a on takowych nie miewał.
    Rezydencja robiła wrażenie nawet będąc w tak kiepskim stanie, okryta wszędzie folią malarską. Był to duży budynek, od kilkudziesięciu lat opustoszały. W środku nie było praktycznie śladu po poprzednich domownikach, na ścianach jedynie wisiały pojedyncze obrazy które pokryte były warstwą kurzu. To wszystko mogło robić nieco upiorne wrażenie choć dla niego było to całkiem normalne.
    Gdy weszli do jego przestronnej sypialni, w której panował już idealny porządek i wszystko było gotowe, nie mógł powstrzymać rozbawienia na widok jej nieco skonsternowanej miny. Oczywiście, że mógł posprzątać kawałek przyszłego salonu, ale po co? Tak był zabawniej.
    - Jedyne miejsce, w którym panuje porządek, nie chciałem zbyt długo zatrzymywać się w hotelu - odparł niby to niewinnie. Poniekąd taka była prawda, ale to z tego pomieszczenia korzystał najczęściej.
    Na środku sypialni stało duże drewniane łoże. Koło niego było wejście kierujące do łazienki. Na przeciwległej ścianie ustawiona była duża szafa oraz regał na którym ustawione były książki i różne stare ozdoby, figurki, maski. Pod oknem, koło drzwi balkonowych stało biurko i wygodny fotel. Wszystko utrzymane było w kolorach ciemnego brązu oraz czerni.
    - Nie krępuj się - sięgnął po szklaneczkę stojącą na biurku, była wypełniona złotawa cieczą. Upił łyk po czym przeniósł spojrzenie na dziewczynę - Mogę zaproponować co do picia? - zapytał uprzejmie. W między czasie podszedł do jednej z szaf, otworzył ją. W środku wisiały koszule oraz garnitury.
    - Wiem, wszystko czarne. Wolałbym pozostać przy tym kolorze, choć możesz dodać jakiś ciekawy akcent - wyjaśnił świdrując ją nieco natarczywym spojrzeniem. Była albo odważna albo tak głupia przyjeżdżając tu zupełnie sama, do obcego mężczyzny. Mógłby okazać się seryjnym mordercą lub gwałcicielem. Cóż, poniekąd tak rzeczywiście było.
    Wsunął jedną dłoń do kieszeni spodni i postąpił kilka kroków w jej stronę. Po jego twarzy błąkał się chytry uśmieszek. Wyglądał trochę jak przyczajone zwierze skradające się ku swej ofierze.
    Niemal czuł bijące od niej zmieszanie tą sytuacją. Potrafił być onieśmielająco pewny siebie, a to gdzie się znajdowali tylko mu w tym pomagało.
    - Chętnie również wysłucham twoich propozycji - dodał.
    Mógł się wydać łudząco normalny, spokojny wręcz miły. Były to jednak pozory, które z łatwością stwarzał. To wszystko jednak mogło prysnąć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Był bardzo zmiennym osobnikiem.

    Gino ^^

    OdpowiedzUsuń
  20. To nie był udany dzień. Wcale, chociaż zaczała się jak codzień. Pobudka, przebiezka, sniadanie - bo wiadomo jak glodny wilk to zly wilk, wiec wolala wrzucic cos na zab nim sie ogarnie i wyjdzie. A miała dzis taaakiego lenia, jak nigdy. Jednak pracowac trzeba bylo, by miec kase na... rzeczy, które sie niszczyły szczegolnie podczas pelni. Nie bylo sensu ich latac, bo mijalo sie z celem, podobnie rzecz sie miala z wyzyta u krawcowej.
    Nie stać jej było na wydawawanie kasy. Acz rzeznik sie cieszył, gdy w duzych ilosciach kupowala sztuki miesa.
    Zawsze wesolo odpowiadala, ze ma wielki apetyt. Nie byla pewna czy kupowal ten dowcip, ale malo ja to interesowalo.
    W warsztacie był dzis duzy mlyn, ale wilk caly czas sie w niej "wiercil" niespokojny. Zwykle to wystarczalo, aby samej być czujna, ale miala tyle roboty tego dnia, ze tym razem zignorowala nalegania aby sie ewakuowac.
    Moze powinna posluchac, ale robota sie nie skonczy sama, a jeszcze bylo co robić, wiec zamiast zamknac o standardowej porze zblizałą sie 23.
    Wtedy to wyczuła. Gdyby miała teraz siersc, to by sie zjezyla, a tak jak gdyby nic sie nie dzialo konczyla prace zamykajac na klucz wejscia i pogasila swiatla wewnatrz, tak ze tylko oswietlenie zewnetrzne zostalo. W mroku miała okazje przyjrzec sie okolicy. Nic nie bylo widac, ale była pewna, ze ktos był i obserwował.
    Nie lubila podchodów. Zatem po zdjeciu ciuchów, dokonała przemiany zmuszajac cialo do pospiechu, co bolalo bardziej niz zwykle. Przez co musiała miec chwile na dojscie do siebie. Przeciagnela sie i ziewnela, tym samym rozprezajac miesnie [btw Sol, zabrzmialo mi to jakby koniem była xD]. Otrzasnela sie i zaczela niuchac. Wyszla na dwor przez klatke dla psów. Sama ja zmontowala w tylnych drzwiach, bo jakby miala wyjasniac wlascicielowi wiecznie uszkodzone drzwi toby mogla ksiazke napisac. Zrobila rekonesans terenu, ale tu nie wyczuła nic co by nie wzbudzalo niepokoj. Poszla dalej, w bardziej zalesiony teren, tam wyczuwajac obcy slad. Poszla to sprawdzić ledwo unikajac ataku. Zawarczala przycupnawszy do ziemi. Wilk był zły i dalby upust zlosci, gdyby go nie powstrzymała. Zaczela biec robiac uniki. Nie było szans na kamuflaz, bo ze swoim umaszczeniem sie nie dalo. Byla niczym latarnia morska. Probowała sie zaszyc w zaroslach obserwujac zblizajacego sie intruza. Oboje wiedzieli o swej obecnosci. Zrobila okrazenie by go zmylic, a potem szybki zwrot by zaatakowac. Zaczela sie walka. Straciła pooczucie czasu, bo ciagle walczyli. Unikała ciachnęć acz palił ja bok, bo miecz był zrobiony ze srebra, sam łowca też nie był w najlepszym stanie. Dosyć umiejetnie unikal ugryzien, ratujac sie rama strzelby. Pozbawiła go przytomności, mimo chetki zabicia zostawiła go w lesie nie majac wyrzutów sumienia z tego powodu. Sama odeszla stamtad wygladajac jak kupka nieszczescia. Siersc zabarwila sie na rozowo. Same rany nie chcialy sie zasklepic same, bo srebro zdazylo wplynac do krwioobiegu, co ja troche wytracalo z rownowagi, lecz wydostała sie z lasu napawana adrenalina. Udała sie do zabudowań w miescie odnajdujac nie domkniete okienko piwniczne. Wczolgala sie tam ocierajac cielskiem i ponownie otwierajac rany, ktore opornie sie zasklepialy. Nie miała pojecia, ze do podlogi piwnicy jest daleko, wiec wpadla do srodka jak worek ziemniakow. Ciezko i bezwladnie. Chyba sobie cos nowego uszkodziła, bo zapiszczała z naglego bolu. Polezałaby tak długo, gdyby nie ruch gdzies na górze. Zastrzygla uszami, gdy kroki sie zbliżały tutaj i zmrużyła oczy gdy ktos swiatlo zapalil. Zmusiła sie do przemieszczenia zostawiajac krew na posadzce. Podskoczyła do góry, by zniszczyć widoczne niezabudowane przewody na suficie i znowu ciezlo zlegla na ziemii nie tak zwinie jak zawsze. Zaskomliła z bolu. Warknęła na zblizajace sie kroki.

    to twoj wilczek ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ludzie byli silniejsi niż mogli przypuszczać sami. Taka była myśl Emily za każdym razem, kiedy spotykała człowieka. Bez kłów czy mocy krążącej w żyłach. Ludzie byli niesamowici, dlatego tak bardzo chciała być jak oni. Mogłaby nawet wiedzieć o wszystkim i sypać solą na prawo i lewo. Ale chciałaby być sobą jednocześnie nie czekając na atak. Bo czy to jej wina, że urodziła się właśnie w takiej rodzinie? Dlaczego miała odpowiadać za czyny kogoś innego? Bo to właśnie robiła. Miała wrogów, chociaż nigdy nic nikomu nie zrobiła.
    Jeszcze.
    Z każdym kolejnym dniem życia w samotności miała wrażenie, że w końcu przekroczy granicę. Przestanie być człowiekiem, którym tak bardzo chciała pozostać. Jak na razie pomagała roślinom przetrwać i trzymała się tego zadania jak tonący brzytwy.
    Ale z drugiej strony... Szukała tego, co było jej życiem. W Londynie bardzo łatwo było znaleźć kogoś, kto byłby taki jak ona. Takiego towarzystwa również potrzebowała. Musiała w końcu nauczyć się być silną, a jednocześnie potrzebowała pomocy innych, czego nie potrafiła przyznać głośno. Dlatego pójście do osoby, która znała jej babcię było najprostszym rozwiązaniem.
    Od przeprowadzki zdążyła podejrzeć kilka naprawdę dobrych ksiąg. Może nie były one związane z rodem, z którego pochodziła, ale Emily była na tyle zdesperowana, że łaknęła każdej wiedzy. Nic dziwnego, że szukała sprzymierzeńców wszędzie, gdzie się dało. Była równie dobrze wychowana, więc zaraz po pracy wróciła na swoje poddasze i zebrała wszystko, co pożyczyła przed kilkoma dniami. Obiecała, że odda przed niedzielą, prawda?
    Spojrzała jeszcze raz na adres zapisany na kawałku papieru i zapukała śmiało do odpowiednich drzwi. Była pewna, że ujrzy znajomą twarz, więc zdziwienie malowane na twarzy Emilki musiało być dobrze widoczne, kiedy spojrzała na blondynkę. To zdecydowanie nie była czarownica, której oczekiwała.
    - Dzień dobry – odparła mimowolnie. Zaraz jednak zganiła się w myślach. Przecież dziewczyna nie była jakąś babcią. - Hej, ja... Ja chyba pomyliłam adres – dodała zerkając na numer drzwi.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  22. Niezwykle go ta sytuacja bawiła, aż nie mógł powstrzymać uśmiechu i radosnego błysku w oczach. Dawno nie miał do czynienia z tak... speszoną osobą. Wiedział już, że cokolwiek zrobi, dziewczyna nie połknie haczyka i nie da się tak łatwo zwieść. Byla taka poważna i formalna, gdyby mógł to siłą wlałby jej ze dwa drinki do gardła żeby choć odrobinę wyluzowała. Gdyby nie była taka ładniutka pewnie w ogóle nie zwróciłby na nią uwagi.
    — Odmówię współpracy jeśli raz jeszcze zwróci się do mnie Pani per Pan — odparł tonem naburmuszonego dziecka, a ramiona skrzyżował na piersi. Coś czuł, że to typ kobiety która nie bawi się w przelotne znajomości, a jeśli w ogóle kogoś obdaruje uwagą to musi być to ta jedyna relacja.
    Podszedł jednak bliżej okna. Odstawił trzymaną szklankę na stół, a ręce rozłożył na bok.
    — Jestem cały twój. Śmiało nie gryzę — rzucił śmiertelnie poważnie.
    Kiedyś poznał wampira, który stwierdził, że ma chorobe dwubiegunową. Może. Raz potrafił wesoło żartować i zachowywać się niczym radosny, żartobliwy dzieciak. Innym razem był kompletnie poważny, nieco mroczny i zabójczy. Jemu to nie przeszkadzało. To nie była jego wina, jeśli ktoś go prowokował lub krzyżował mu plany nic dziwnego, że przestawał być miły. Niektórzy uważali go za potwora. On po prostu był wyzwolony, nie ograniczały go wyrzuty sumienia, żal, smutek.
    Kiedy zbliżyła się do niego z miarą w ręku przez chwilę w spokoju dał się mierzyć.
    — Więc co z tą werbeną? Wierzysz w te wszystkie opowieści o potwornościach czychających w mroku? — zapytał przyglądając się uważnie jak pracuje. Starał się wybadać, czy dziewczyna wie o istotach nadprzyrodzonych, czy nie. Słuchał jednocześnie jej serca, czy nie przyśpiesza i nie próbuje go okłamać. Dostrzegł jak jej brwi delikatnie się zmarszczyły, jak analizuje jego pytanie. Oprł się biodrem o biurko obniżając się do jej poziomu. Była na tyle blisko, że znów poczuł zapach werbeny i jej słodki oddech na swej twarzy.
    — Wierzysz, że ktoś może być potworem? — zapytał, a w jego spojrzeniu błysnęło coś niebezpiecznego. Była taka odważna i niepewna jednocześnie. Och miał przeogromną ochotę ją skosztować.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak bardzo starała się go nie dotknąć, a on jednocześnie tak bardzo utrudniał jej pracę wiercąc się jak zniecierpliwione dziecko, któremu rodzic każe stać w jednym miejscu i cierpliwie czekać. Gino nie znał żadnych granic, nie uznawał czegoś takiego. Być może to powodowało, że zawsze był tak pewny siebie i rozluźniony. Nie widział sensu krycia się z tym, że ktoś komuś wpadł w oko, że ma się na kogoś ochotę. Tym bardziej nie pojmował tej sztucznej powagi, którą ludzie starali się zachować. Pozory, w które tak bardzo lubili się bawić. On był sobą, mimo iż czasem udawał milszego niż w rzeczywistości był, to był autentyczny jak nikt inny. W tej całej swojej pokreconej logice i zachowaniu.
    Gdy dostrzegł pierwszy uśmiech na jej twarzy tego dnia uznał to za mały sukces. Rumieniec, który wykwitła na jej policzkach łechtał jego ego, jak ręka mruczacego kociaka. Nie odwracał wzroku od jej jasnych oczu. Podobało mu się jej to zachowanie, że podążyła za nim.
    — Mam strasznie wrażliwy nos — przechylił głowe na bok, a jego wzrok na moment przebiegł od ust dziewczyny, na dekolt i z powrotem. Igrała z nim, a tym samym stapała nad przepaścią. Nie wiedziała kim jest... czym tak naprawdę jest Gino, być może tak łatwo dołączyła do tej gry. Nie wiedziała jak to na niego działało, na jego wygłodniałe instynkty.
    Wyprostował się powolutku tym samym stykając się z jej ciałem. Z łatwością i niezwykłą lekkością ujął ją w pasie ramieniem i szybko obrócił się tak by ją posadzić na biurku. Teraz to jego dłonie spoczywały po bokach jej bioder. Jego kciuki delikatnie muskały jej uda. Pochylił się ku niej.
    — Jestem czymś znacznie gorszym — wymruczał jej wprost do ucha jednocześnie muskając jego płatek. Zacisnął zęby i zmusił samego siebie by odsunąć się od dziewczyny. Nie, musiał doprowadzić ją do szału, lubił gdy kobieta nie mogła dłużej przy nim wytrzymać. Sam jednak musiał trzymać w ryzach bestię czającą się w jego martwych trzewiach. Nie rozumiał jak inne stworzenia nocy mogły z tego rezygnować. Zastawianie sideł i polowanie było niezwykle ekscytujące, zwłaszcza jeśli zapowiadało się na to, że łowy potrwają dłużej. W takim przypadku nagroda smakowała znacznie lepiej.
    — Kontynuujemy? — zapytał oblizując nieco suche wargi.

    Russo

    OdpowiedzUsuń
  24. O tak mieszał w głowach z ogromną łatwością. Był jak łamigłówka, której nie dało się rozwiązać, jak kostka Rubika w której było zbyt wiele elementów. Czy kiedyś kogokolwiek pokochał? Nie, nigdy nawet za ludzkiego życia. Co najwyżej był zauroczony swoją stwórczynią, ale to dawne dzieje. Za zwyczaj po prostu czuł popęd seksualny i na tym się kończyło. I problem nie leżał w tym, że nie dopuszczał innych do siebie. Po prostu nigdy mu się to nie przytrafiło i chyba nie żałował. Był wolny jak ptak, nie musiał na nikogo zważać.
    Dostrzegł jej zmieszanie i brak zrozumienia na jego działanie. Musiała to jakoś przełknąć, choć zdecydowanie jeszcze z nią nie skończył. Liczył, że nieco się rozluźni i znów nie zacznie zachowywać jak służbistka.
    Obserwował ją bacznie, gdy zeszła z miarą niżej. Jej ruchy były znacznie pewniejsze i mniej delikatne. Wydawało mu się wręcz, że zasiał w niej ziarno ochoty i żałowała, że nie pociągnął tego dalej. Zawsze mogła sama zainicjować tą zabawę, lub poprosić.
    — A ty jesteś sama? — zapytał nawiązując do jej wcześniejszego zaskoczenia, że mieszkał w tym domu zupełnie sam. Ciekawiło go, czy ktoś czekał na nią w domu i od rak puścił dziewczynę samą do obcego faceta późnym wieczorem. Gdyby rzeczywiście był w jakiejś stałej relacji to byłby typem zazdrośnika. Pilnowałby by swojej kobiety. Choć sam pewnie nie umiałby zachować wierności.
    Kobiety go fascynowały i były źródłem rozrywki, pożywienia. Nie wyobrażał sobie jakby miał wytrzymać kolejne kilkaset lat przy boku jednej tej samej osoby. Wydawało mu się to niezwykle nudne.
    Sięgnął znów po szklankę z trunkiem. Upił duży, alkohol przyjemnie zapiekł go w gardło.
    — Nie chcesz nic do picia? — zapytał choć nie był pewny, czy poza alkoholem i krwią ma w zanadrzu coś innego do zaoferowania. Nie potrzebował zwykłego jedzenia bądź picia by przeżyć, więc jego kuchnia świeciła pustkami.

    Gino <3

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Jak porwaliśmy, to musimy tutaj przybiec, żeby szybko oddać. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa, ciepło na serduszku się robi i poliki same się rumienią >.< Tylko nie zdradzaj tego wszystkiego Dorianowi, bo woda sodowa uderzy mu do głowy (dawno to już zrobiła, ale po co jej więcej w tym kędzierzawym łbie?). A Dorian bardzo lubi sprowadzać grzeczne osóbki na manowce i kusić trochę inną, niegrzeczną wizją życia – więc jakby była ochota zaszaleć, zapomnieć się w alkoholu i w cudzym spojrzeniu, to my stoimy z ramionami otwartymi i szerokim uśmiechem (ale nie na tyle, by obnażać kły; na razie). ]

    Dorian

    OdpowiedzUsuń
  26. — Odpowiedziałem, ale mogę powtórzyć — chwycił ją za rękę i pociągnął lekko do góry — Jestem sam i jestem kimś znacznie gorszym od potworów, których wyobrażenie masz w głowie — samo bycie wampirem, czy inną istotą nie było takie straszne. Chodziło o rzeczy do których dana istota była zdolna, rzeczy do których on był zdolny. Ale powinna zauważyć, że nie jest jak inni.
    Miał przeogromną ochotę wedrzeć się do jej głowy, poznać myśli i najskrytsze pragnienia. Chciał wiedzieć w co uderzyc żeby na prawdę zabolało i co zrobić by kompletnie straciła głowę. Ale nie mógł, bo zajadała się cholerną werbeną. Jakże go to frustrowało.
    Puścił jej nadgarstek tylko po to by ułożyć swoją chłodną dłoń na jej karku. Jego palce wplotły się w jej włosy. Gdyby jego oczy nie były ciemne jak nocne niebo, natychmiast pociemniałyby. Od pragnienia które odczuwał. Niby nie był głodny, nakarmił się dziś przed wizytą blondynki, ale mimo wszystko wampirzy apetyt był nieposkromiony.
    Przyciągnął ją niezbyt mocno bliżej siebie. Była sporo róznica wzrostu między nimi. Był wysokim szczupłym mężczyzną. Pochylił się ku niej. Przymknął powieki i nosem przesunął po jej szyi dokładnie w tym miejscu, w którym umiejscowiona była tetnica. Zaciągnął się powietrzem. Czuł jak kły mu się wydłużają, stłamsił to w sobie, zepchnął w ciemny zakamarek jestestwa.
    Nie wierzył jej. Może i nie mieszkała sama, ale na pewno nie była w związku. Chyba, że ją przecenił, aczkolwiek nie wyglądała na kogoś kto by zdradził swojego ukochanego. Jakże dziecinne to było.
    — Masz zdjętą miarę, resztę omówimy następnym razem — mruknął niskim głębokim głosem. Znów odsunął się od niej z lekkim uśmiechem na twarzy — odprowadzę cię — stwierdził przyglądając się notatkom w jej notesie. Jak na jeden raz starczy jej wrażeń. I tak mocno namącił w jej głowie — Chyba, że preferujesz zostać — przelotnie zerknął na starannie zaścielone łóżko. Wiedział, że odmówi, ale mógł się z nią droczyć póki nie opuści jego domu.
    Był słodko gorzką pokusą, rozgrzanym węglem o który można było się poparzyć. Ofiarował zapomnienie, dobrą zabawę i coś czego każdy powinien w swoim życiu spróbować, oddania się swojej mroczniejszej połówce, bo w każdym czaiła się odrobina zła.

    Gino manipulant

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Życie Doriana jest raczej proste – krąży od baru do baru i oddaje się alkoholowym (i krwistym) przyjemnościom, przy okazji grając raz na jakiś czas w zespole czy popisując się przed cudownymi twarzyczkami francuskim akcentem. Ewentualnie leży na kanapie i ogląda seriale, ale tutaj marne szanse, żeby nasi państwo się razem spotkali, pozostaje więc bar – zwłaszcza, jeżeli chcemy wkręcić Abigail w jakieś kłopoty, a te z Dorianem, bądźmy szczerzy, pojawiają się same, zupełnie nieproszone >:)
    Blondwłosa niewiasta na pewno przykułaby uwagę pana wampira, który danego wieczoru mógłby poszukiwać ewentualnego towarzystwa do oddania się czystemu hedonizmowi – pytanie tylko, czy Abi w ogóle zajrzałaby do jakiegoś pubu/baru/klubu :D ]

    Dorian

    OdpowiedzUsuń
  28. [ No jasne, że się piszę! Co z tego wyjdzie – zobaczymy, improwizacje mają do siebie to, że idą czasami w szalonych, ale ciekawych kierunkach. To pozwolę sobie zadać to ważne pytanie – kto zaczyna? ;) ]

    Dorian

    OdpowiedzUsuń
  29. Ćmiło jej się w głowie po ponownym głuchym upadku i wszystko ja bolało. Przez chwile się nie ruszała brudząc się we własnej krwi i kurzu, przez co miała skołtuniona i pozlepiała sierść. Była świadoma otoczenia. Instynktownie chciała się cofnąć słysząc nadal zbliżającej się kroki oraz odblask latarki. Zmieniła trochę pozycje ciała, bo nie wiedziała czego się miała spodziewać. Ciało z płynący w żyłach srebrem reagowało z opóźnieniem.
    Warkot się zmógł. Położone uszy mówiły, ze są odmiennego zdania jeśli chodziło o opuszczenie tego miejsca. Wkurzał ja fakt, ze nie wiedziała gdzie była. Szukała kryjówki, aby przespać srebro i je wypocić podczas snu nim zmieni się na powrót. Jednak teraz to było niemożliwe. Nisko zawiesiła głowę wyszczerzając kły głuchym warkotem nasilającym się z każdą chwila, gdy ta zbliżała rękę i ta frustracje pokazywała energicznie machając ogonem. Dalej się cofała aż już nie miała gdzie. Zadkiem zaryła w zagracona przestrzeń dalej brudząc wszystko wokół krwią aż zaczęły latać jej czerwone plamki przed oczami i miała wrażenie, ze w głowie poderwało się do lotu pokaźne stado ptaków.
    Jednak dziewczyna nadal stała jakby się nie bała, że jej cos zrobi. A powinna, bo zwyczajni pobratymcy byli znacznie mniejsi i lżejsi. W sumie nigdy się nie ważyła w swej zwierzęcej formie. Ciekawa myśl. Chyba ja kiedyś zrealizuje w warsztacie na nocce a teraz... teraz to była w kropce.
    Oczy jej się zamykały i z wysiłkiem je utrzymywała otwarte, ale senność coraz bardziej ja nachodziła i koniec końców sama zaproponowała "rozwiązanie".
    Straciła przytomność.

    wilczek chory jeden mały xD

    OdpowiedzUsuń
  30. [Tak, może być spotkanie przy piwie, potem jak będą wracać, to możemy założyć, że Andy ją będzie próbowała powstrzymać przed konkretną drogą, ale jeszcze nie mówiąc jej wprost o swoich zdolnościach, bo będzie się bała, że tamta weźmie ją za wariatkę? Będę wdzięczna za zaczęcie <3]
    Andy

    OdpowiedzUsuń
  31. [No cześć. Dzięki za powitanie i też życzę dobrej zabawy!]

    Aidan

    OdpowiedzUsuń
  32. — Pojutrze ? — zapytał analizując w głowie najbliższe plany. Na dobrą sprawę nie był związany żadnymi obowiązkami, więc mógł się do niej dostosować. Był niedostepny jedynie w momencie, gdty udawał się na polowanie. Było mu na dobrą sprawę wszystko jedno, w tym momencie garnitury zeszły na dalszy plan. Miał ochote jedynie uprzykrzyć życie młodej krawcowej. Nie zachowywał się jak zwykły facet i był tego świadom. Ona na pewno też to dostrzegła. Jego zachowanie mogło wzbudzać niepewność, wręcz strach. Nie wiadomo do czego był zdolny i co zrobi w danej chwili. Niekiedy zdarzało się, że kobietą które z początku były wycofane i nieśmiałe, jego zachowanie zaczynało się podobać. Mogły mu się oddać, jednocześnie wyzbywały się wszelkich ograniczeń, były wolne od konsekwencji decyzji. Spędzał czas z kobietami by zaspokoić własne potrzeby, ale potrafił dać niewyobrażalnie dużo przyjemności drugiej osobie, jeśli ta niespecjalnie się opierała.
    Gdy spakowała wszystkie swoje rzeczy, odprowadził ją do samego samochodu. Pochylił sie nieco ku drzwiom by otworzyć je przed nią. Posłał jej lekki uśmiech, a ramiona oparł o chłodną blachę. Wsparł na nich brodę. Na jego czoło opadło kilka niesfornych kosmyków.
    — Nie mogę się doczekać — spojrzał w jasne tęczówki Abi — tego co przygotujesz — dodał niewinnie. Potrafił być czarującym facetem o słodkim spojrzeniu. Potrafił pokazać drugiej osobie to co chciała zobaczyć, powiedzieć to co chciała usłyszeć.
    — Tylko jedź ostrożnie, nie chciałbym szukać nowej krawcowej — rzucił jakby faktycznie mu na niej zależało, a tak na prawdę los kobiety był mu praktycznie obojętny. Odsunął się nieco od auta by mogła swobodnie wsiąć do środka.
    — Do zobaczenia — wsunął dłonie do kieszeni po czym zawrócił z powrotem do budynku. Przystanął jednak na kilku stopniach znajdujących się przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Obserwował jak samochód odjeżdża póki nie zniknął mu z oczu.
    Poczuł jak swędzi go gardło. Miał ochotę zanurzyć w kimś kły. Żałował, że nie miał nikogo pod ręką. Będzie musiał poczekać do jutra by zaspokoić głód.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  33. [Plan na dzisiejszy dzień został już silnie zmodyfikowany, bo doba nie ma zwyczaju się rozciągać, ale na wspólny wątek jestem jak najbardziej chętna. Przyznam również, że Twój komentarz mocno mnie rozbawił (choć zapewne nie powinien), a to wszystko dlatego, że postać Caspiana jest kolejnym połączeniem kilku dzieł literackich, z których najbardziej tutaj wieje książką ,,Tkacze światów. Księżyc szamana" Almy Alexander i mojej dziwnej wyobraźni.
    Co do wspólnego wątku natomiast, chyba czytasz mi w myślach. Tworząc Rymera od początku chciałam stworzyć coś podobnego. A skoro Abigail jest adoptowaną córką wiedźmy, to może poznali się już wcześniej, kiedy to mężczyzna był wysyłany z ramienia Bractwa w celu zlikwidowania kilku rzekomo zagrażających innym mieszkańcom członków sabatu, w którym się wychowywała (własna fantazja zaczyna mnie coraz bardziej przerażać) ? Z pewnością nie zawsze udawało mu się zgubić ogon, więc podejrzewam, że dziewczyna nie będzie go zbyt miło kojarzyć, bo w takich chwilach chcąc nie chcąc musiał wykonywać powierzone mu zadanie. Od Ciebie zależy, czy kiedy sam nieomal wpadnie w ręce swoich dawnych towarzyszy (być może właśnie przyciągniętych nagłym wybuchem mocy z jego strony), panna Robbins mimo wszystko zdecyduje mu się w jakiś sposób pomóc.]

    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  34. Cóż, Emily starała się nie wyglądać na zdziwioną, kiedy została zaproszona do wnętrza mieszkania. Zachowanie młodej dziewczyny byłoby usprawiedliwione tylko wtedy, gdy nie miałaby pojęcia o istotach nadnaturalnych. Przecież wchodząc do środka mogła okazać się mściwą czarownicą, która pragnie śmierci każdego w tym domu! Nikim takim oczywiście Emilka nie była i z całą pewnością nie zamierzała nikogo krzwydzić. Sama jednak nie ufała nikomu jeśli intuicja podpowiadała jej szybką ucieczkę. Teraz czegoś takiego nie czuła, więc przekroczyła próg starając się zrobić pewne i dobre wrażenie. Nie każdy musiał wiedzieć, że była z niej czarownica jak z kozich czterech liter trąbka.
    - Tak - odparła zerkając na księgi trzymane w ramionach. - Chciałam oddać kilka pożyczonych rzeczy, ale chyba przyszłam w złym momencie? - uśmiechnęła się lekko i zaraz dotarło do niej, że przecież w ogóle się nie znały.
    - Emily May - odparła wyciągając rękę w kierunku dziewczyny nie wiedząc czy Any w ogóle wspominała o jej osobie. Nie miała nawet pewności, że stojąca przed nią nieznajoma wie o istnieniu istot nadprzyrodzonych. Czy taka ignorancja była jednak możliwa podczas mieszkania pod wspólnym dachem z wiedźmą? Cóż, Emily mogła spodziewać się wszystkiego. Sama mieszkała ze starszą panią, która nie dość, że nic nie wiedziała o umiejętnościach swojej pracownicy to jeszcze miała za przyjaciela wampira. Wszystko mogło być możliwe przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  35. Załatwiał dziś kilka spraw, które gdyby mogły przyprawilyby go o ból głowy. Miał dziś serdecznie dość ludzi i gdy tylko znalazł się z powrotem w swoich czterech ścianach zaspokoił pragnienei krwią z torebki zmieczaną z alkoholem. Najbardziej lubował się w świeżej krwi, ale takie rozwiązanie też starczało, gdy nie chciało mu się polować. Lubił swoje życie, ale jak każdemu zdarzały się gorsze dni i momenty problematyczne.
    W środowisku nadnaturalnym był dosyć rozpoznawalny. Wiedźmy za nim nie przepadały ponieważ w swoim długim żywocie zabił nie jaedną z nich poza tym nie szanowały takiego trybu życie. Do tego zajął posiadłość, która kiedyś należała do pewnego rodu wiedźm. Chciały się go pozbyć, ale on nie miał zamiaru iśc im na rękę. Dom był jego i już.
    Kompletnie zapomniał o umówionym spotkaniu z Abigail. Dopiero, gdy wysłała mu krótka wiadomość przypomniał sobie o niej. Czekał na nią cierpliwie, choć dziś nie miał nastroju na różne gierki. Zawsze, gdy coś go mocno zirytowało, siedział ponury i bardziej zanurzony w swoich myślach.
    — Otwarte! — Rzucił, gdy echem poniosło się pukanie zwiastujące gościa.
    Siedział na miękko obitej ławce w salonie, który znajdował się tuż koło wejścia. Jego sylwetka była lekko pochylona nad klawiszami pianina, jedną dłonią wygrywał ciche delikatne dźwięki. Pojedyncze kosmyki włosów uwalniały się i opadały na jego skronie. W drugiej wolnej ręce trzymał szklankę z ciemno brązowym trunkiem. Ubrany był w czarne jeansy i tego samego koloru koszulę. Dwa pierwsze guziki miał rozpiętę, a rękawy niedbale podwinięte.
    — Śmiało rozgość się — odparł kątem oka zerkając na blondynkę, która weszła do pomieszczenia.
    Dopił drinka i odstawił szkło na blat instrumentu. Poklepał dłonią miejsce koło siebie.
    — Chodź opowiedz co wymyśliłaś dla mnie — zachęcił posłał jej tylko niewielki uśmiech. Najchętniej odpuścił by sobie rozmowę na temat materiałów na garnitur, ale skoro juz tu była, nie miał nic lepszego do roboty. — Jak wcześniej mówiłem nie gryzę — dodał.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  36. Joe był wściekły. Nie dlatego, że nie potrafił poradzić sobie z parszywym stanem swojego życia, ale dlatego, że jego ukochana, jedyna córeczka właśnie trafiła do szpitala. I mógłby zatrzymywać pędzącą karetkę, by dopytać co się dzieje, lecz obraz dużego samochodu na podwórku podstarzałej kobiety wyprowadził go z równowagi.
    Właściwie, to niedopowiedzenie mówić, że Polansky’iego owładnęła wściekłość. Był zrozpaczony, wręcz zdruzgotany świadomością, że jego córeczka, której oczy doskonale pamiętał, mogłaby opuścić świat znacznie wcześniej niż on.
    Wstał z rozpadającego się murka na wzgórzu, wzdychając przy tym przeciągle. Przetarł oczy wierzchem dłoni, a następnie mocno przygryzł dolną wargę, z której pociekła krew. I choć jego ciało wypełniała ta sama czerwona substancja, to bardzo dobrze pamiętał, że niegdyś smakowała ona zupełnie inaczej. Lepiej. Była słodsza, można by nawet rzec, że bardziej jedwabista. Teraz nie miała ona zupełnie żadnego smaku.
    Nim postanowił zbiec, zerknął jeszcze raz w zaciągnięte kotary w rozpadającym się budynku.

    Krew jelenia, którego właśnie upolował, nie dawała mu żadnego zaspokojenia. Co prawda, jako wampir już dawno przestał pijać ludzką krew, przez co był znacznie słabszy od tych, które w nich się delektowały, lecz nie sprawiało mu to problemu. Chciał żyć zgodnie z własnym przekonaniem – póki on nie tknie człowieka, to nikt nie odważy się tknąć jego córeczki. Wiedział, że to nieprawda, że jak ktoś będzie chciał, to od razu rzuci się na szyję Kataleji. Żył jednak z nadzieją, że nikt nie będzie tak bezmózgi, żeby próbować się dobrać do osiemdziesięcioletniej kobiety, która prędzej umrze, aniżeli jakiś wampir się naje.
    - Kurwa! – wrzasnął, odrzucając sporych wielkości zwierzę. Odbiło się ono od drzewa, z charakterystycznym dźwiękiem łamanych kości.
    Krew dudniła mu wręcz w głowie. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca, w którym mógłby odetchnąć i przeczekać krytyczny moment córki. Z drugiej strony miał świadomość, że musi się czymś pożywić – od kilku dni praktycznie nie jadł; był zbyt zajęty czatowaniem na wzgórzu.
    Trzeba było przyznać, że Joe nie posiadał zbyt wielu przyjaciół. Czas głównie spędzał wpatrując się w dom Kataleji – czekał, aż kobieta wstanie i powłócząc nogami, dojdzie do lodówki, z której wyciągnie kawałek szynki oraz pomidora, zrobi sobie kanapkę i usiądzie przed telewizorem. Następnie weźmie wszystkie tabletki, którymi się truła, po czym włączy swój ulubiony serial, nad którym spędzi kilka dobrych godzin. Po południu przyjdzie jej syn, wypije z nią gorący kubek czekolady, chwilę porozmawia, a następnie pod pretekstem czekającej w domu żony, wyjdzie obiecując, że wróci następnego dnia. Kataleja wtedy zazwyczaj wypatruje przez okno czarnego Volkswagena, a gdy traci go z zasięgu wzroku, wraca do kuchni, by przygotować sobie kolację, wziąć kolejną porcję tabletek i wrócić do sypialni.
    Joe nie był pewien, kiedy nauczył się całego dnia swojej córki. Nie był również pewien, kiedy postanowił wyssać krew z pierwszego mężczyzny, którego napotka na swojej drodze w centrum Londynu. Gdy jednak ten wyszedł lekko podpity z baru, rzucił się na niego i nim wbił swoje kły w jego szyję, skręcił mu kark. Bardziej humanitarnie.
    Kilkanaście minut później, kiedy martwy mężczyzna prawdopodobnie nie posiadał już w sobie ani mililitra krwi, Polansky wstał, wytarł skrwawioną brodę do rękawa i ruszył dalej ciemnymi uliczkami. Jeszcze nie czuł wyrzutów sumienia, przez co schował się w jednej z ciemniejszych uliczek i wypatrywał kolejnej ofiary, której słodką krwią mógłby się napoić.
    Kiedy zauważył drobną blondynkę kierującą się w jego stronę, był wręcz pewien, że będzie smakować jak grochówka na drugiej wojnie światowej – wyśmienicie. Zagrodził kobiecie drogę, a w jego oku pojawił się tajemniczy błysk.

    Joe P.

    OdpowiedzUsuń
  37. W powietrzu było duszno, a Dorian zdążył przez całe swoje życie przyzwyczaić się do tej duchoty. Przyjąć ją z otwartymi ramionami i wchłonąć ową w swe martwe płuca, jak czasami wchłania papierosowy dym, jak rozkoszuje się metalicznym odorem krwi, jak smakuje cudze, bardzo ładne perfumy, choć te ostatnie zbyt często drażnią wrażliwy, wampirzy nos.
    Położył dłoń na cudzym biodrze, zacisnął ją delikatnie i uśmiechnął się ładnie, ale nie pokazując swoich zębów, bo przecież tak od razu nie wypadało.
    — Przepraszam, przemknę się tędy? — szepnął do cudzego ucha, usta zadrżały ładnie.
    I nawet nie wiedział, czy druga osoba usłyszała – prawdopodobnie nie, bo było zbyt głośno, bo muzyka dudniła w uszach, a rozmowy odbijały się od ścian i powracały do warg, do krtań, tworząc zaskakującą, nocną symfonię, którą tak bardzo lubił. Już od dawna nie potrzebował strun wiolonczel czy kontrabasów, nie potrzebował klawiszy pianina, by w głowie układać własne etiudy – oczywiście, że nie miał się nimi z kim podzielić, ba, nawet jeżeli uczyniłyby jego sławnym, gdyby jednak zdecydował się wyjść do ludzi, sława przyniosłaby wystarczająco dużo problemów, tych istotom nieśmiertelnym zupełnie niepotrzebnych.
    Kobieta przesunęła się i może puściła mu oczko, a może wcale nie i po prostu w swym narcyzmie jedynie mu się to przyśniło. Nie dbając o to, wyszedł w końcu na zewnątrz, z kieszeni czarnych skórzanych spodni wyciągając paczkę papierosów.
    Stuknął w jej dno, wargi pochwyciły filtr. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, kto w przyjacielskim geście użyczyłby zapalniczki, której prawdopodobnie miał następnie nie oddać.
    Ale przecież Dorian Devereux o to nie dbał.
    — Dacie ognia? — rzucił do ewidentnie podpitej, wesołej trójki, która była trójką głośną i donośną. Zmrużył oczy, starając się przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej ich widział w tych okolicach.
    Nie.
    Jeden zerknął na niego oceniająco, zlustrował hardym spojrzeniem. Wzrok Doriana okazał się jednak hardszym, ciemne oczy trudniejszymi do pokonania – wyciągnął w kierunku mężczyzny dłoń, poruszył palcami w miłym geście. Kto wie, czy nie ułatwił sobie wampirzym urokiem. Kto wie.
    Pochwycił za zapalniczkę, uśmiechnął się ładnie, zapalając kiepa, a ta w końcu za pomocą szybkiego i sprytnego ruchu wylądowała w kieszeni. I nawet nikt się nie zorientował, nikt nie zauważył, bo tuż obok przebiegł prędko lok koloru blond, bardzo ładny, głęboki blond. Dorian podniósł brewkę, zerknął przez ramię za dziewczęciem o złotowłosej grzywie, które już zdążyło rozpłynąć się za drzwiami baru, choć przez chwilę zatrzymano je przed wejściem, podjudzono, sprawdzono.
    Prychnął cicho, zaciągając się papierosem. Sprawdzali tak każdą i przed każdym barem, pubem czy klubem, a przez ich proste głowy przebiegały brudne myśli, gdy kobiece oczka skrzyły się łzą strachu i przerażenia, gdy nogi drżały. Obrzydliwi ludzie. Z blondwłosymi dziewczętami o płochym spojrzeniu należało przecież postępować spokojnie i ostrożnie.
    Przynajmniej wiedział, gdzie należało jej szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorian Devereux dopalił swojego papierosa, filtr odrzucił na brudną kostkę i przygniótł ów skórzanym butem o metalowym podbiciu, które wydawało z siebie śliczny, pusty dźwięk, gdy podeszwa uderzała o linoleumową, śliską (nie bez powodu) podłogę w przybytku.
      Dorian Devereux trzasnął za sobą drzwiami, wszem i wobec oświadczając, że pojawił się w pomieszczeniu, które następnie zlustrował wzrokiem. Chłopak znad baru rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie w stylu nie wyłam zamków, na co klient odpowiedział mu marnym wzruszeniem ramion. Takie życie.
      Dorian Devereux podszedł do właścicielki loków koloru blond, oparł się łokciem o blat baru, ale ciut dalej, by nie wzbudzać jeszcze zainteresowania, okiem jedynie zahaczył o jej profil, o kształtne ustka zamawiające właśnie dwa – czy była tutaj z kimś? – piwa, o kurtkę przerzuconą przez oparcie hokera.
      Dorian Devereux uśmiechnął się szeroko, kto wie, czy nie parsknął cichym śmiechem, gdy przed biedaczyną postawiono dwa, ogromne kufle piwa.
      — Poradzisz sobie z tym? Dużo biegania do kibla — stwierdził w końcu, przysuwając się ciut, tak w sam raz. Pokręcił głową, orientując się, że żart prawdopodobnie nie wzbudził zachwytu. — Przepraszam. Jim jestem. Pan w wejściu nie sprawił ci niepotrzebnych przykrości? — mruknął, zerkając na delikatną dziewczynkę swym szczenięcym, specjalnie przygotowanym na takie sytuacje, spojrzeniem.

      Dorian
      [ Mam nadzieję, że spełnia oczekiwania ;w; ]

      Usuń
  38. Goraczka się wzmogła. Próbowała wypocić srebro, ale bez pomocy z zewnatrz czy tez wiezi z wataha, szlo jej gorzej. Jednak noc nie była ani latwa ani przyjemna. Konczyny jej drgały w spazmach i tak trwalo cala noc. Dopiero nad ranem było lepiej, bo w końcu w wiekszej ilosci pozbyła się srebra, bo wyparowała. Gdy rany sie calkiem zasklepily otworzyła slepia prawie ze piszczac, gdy promienie sloneczne padaly na jej oczy. Zmrużyła je z jekiem. Chwile potrwało nim zauwazyła, ze zmienila lokum i lezala na dywaniku.
    EEee.. co? Ze co? Poczuła się dziwnie, gdy probowała sie ruszyc. Cale cialo zdretwialo a gwaltowniejsze ruchy sprawialy bol. Zaskomlila ni to bolu ni to z wyczerpania.
    Rozum kazal jej sie ruszyć. Zastrzygla uszami, gdy usłyszała cichy halas przerywajacy cisze. Uniosla sie ociezale otrzepujac z koca i innych rzeczy i spojrzala na zrodlo dzwieku.
    Spało na rogu łózka. Poniuchała wokolo. Wyczuła sladowe ilosci magii. Gdy upewnila sie, ze nadal spi, podeszla blizej. Ziewnela przeciagle rozciagajac stawy podczas chodu. Zblizyla sie, by sie przyjrzec.
    Młoda i nieopierzona. Gdy sie tak przygladala zdazyly sie kilka rzeczy - do domu przywitala matka dziewczyny wolajacej do corki, jej kroki na gore oraz otwarcie drzwi i okrzyk zgrozy. Odskoczyła na bok przyjmujac obronna poze.
    - Abigail, na litosc boska, czyś ty na glowe upadła! To wilkolak! - wykrzyknela oburzona i zdenerwowana samej przygotowujac sie do obrony siebie i corki.
    Warknęła glucho zbizajac glowe i obnazajac kly kulila uszy.

    Lara
    [wiesz.. miałam ochote jej odgryzc reke, ale stwierdziłam, ze szybszy powrot matki bedzie lepszy ^^]

    OdpowiedzUsuń
  39. Przed dwoma dniami, gdy usta kobiety wypuściły w eter ostatnie słowo rytuału, płomień świeczki intencyjnej zgasł, a niesiony echem, głuchy stukot kroków, niespodziewanie zaczął wybrzmiewać z drewnianej podłogi. Zegar wskazał ósmą dwanaście, kiedy przekroczył próg pomieszczenia, w którym go wezwano – na zewnątrz zmierzchało; wieczór był chłodny, a londyńskie życie toczyło się w tym samym tempie, co każdego pospolitego dnia. Przywoływano go rzadko, bo żeby móc to zrobić, należało posiadać szczery cel, a z tą szczerością intencji był najczęstszy problem, poza tym, do wykonania tego rytuału potrzebne były trzy źródła mocy – w pojedynkę mogła zrobić to tylko istota o potężnej sile, a czarownica, która ściągnęła go do siebie, tę potęgę bez wątpienia posiadała. Znali się z Aną już jakiś czas, bo w ciągu minionego wieku, mieli okazję kilkakrotnie razem współpracować w mniej i bardziej angażujących sprawach. Oboje zapracowali sobie na wzajemne zaufanie, a kiedy jedno potrzebowało czegoś od drugiego, na tyle na ile mogli, zawsze starali się sobie pomagać. To obecne wezwanie również było takim wołaniem o pomoc, jednak prośba Any nie była wcale lekka. Tym razem zależało jej na czymś, co mógł zrobić tylko warunkowo.
    Droga do przeznaczenia u ludzi miała to do siebie, że w naturze była czysta i niezmącona niczyimi wpływami. Wszyscy mieli możliwość dotarcia do przeznaczenia za sprawą wielu ścieżek, zbierając w ich biegu odpowiednie doświadczenie, składające się później na rozwój emocjonalny, intelektualny i duchowy. Drogi mogły być proste lub zawiłe, krótkie lub długie, spokojne albo niezwykle szalone; mogły trwać jedno wcielenie lub kilka, ale dopóki żadna zewnętrzna energia nie ingerowała w nie, były czyste i harmonijne – toczyły się swoim odpowiednim rytmem. Kiedy jednak pojawiała się jakaś wibracja, czy to w postaci uroku, klątwy, czy pieczęci – i tych złych i tych dobrych – harmonijna natura zaczynała się burzyć, a droga do przeznaczenia zmieniać. Kolejna czysta kartka mogła przyjść dopiero z kolejnym wcieleniem, jednak nawet śmierć nie jest w stanie ściągnąć z duszy niektórych ślubów, przysiąg i obietnic. Im więcej ingerencji obcych energii w czyjeś istnienie, tym większe zachodzą zmiany w drodze do przeznaczenia, ale o ile człowiek człowiekowi niewiele jest w stanie sam w tej materii zaszkodzić, o tyle istoty nadprzyrodzone i ich zdolności już tak.
    Tamtego wieczoru został poproszony o czuwanie nad jestestwem Abigail Robbins; o działanie w przypadku ingerencji obcej siły – o użycie własnych mocy do odepchnięcia ich, ponieważ zgodnie ze swoją misją, był w stanie manipulować rzeczywistością i czasem. Mógł sprawić, że ktoś, kto upadł i złamał nogę, ostatecznie upadł, ale jedyne, z czym przyszło mu się mierzyć to siniak. Mógł sprawić, że ktoś, kto za sekundę upadnie, w efekcie tylko się potknie i pójdzie dalej. Miał wgląd w przeszłość, w teraźniejszość i w przyszłość, jednak zabawa czasem nie jest działaniem bezkarnym i niesie za sobą dotkliwe skutki, dlatego tego daru musiał używać roztropnie. Ale zgodził się, jakkolwiek przyjdzie mu za to zapłacić, bo właśnie zamierzał wybrać stronę (wprawdzie dobra, a nie zła) i nagiąć swoją rolę, czego robić nie powinien. Chroniło go jednak to, że sam sobie roboty nie dołoży i w jej drodze do przeznaczenia nie pozostawi znaczących zmian.
    Chociaż apetyt od stu lat był dla niego odczuciem obcym, zapach duszonej jagnięciny powitał go jako pierwszy, docierając zza drzwi jeszcze za nim Ana przekręciła nich klucz. Przed dwoma dniami dokładnie wytłumaczyła mu stosunek Abigail do nadnaturalnego świata, a także scenariusz z szyciem garnituru; chociaż tego typu wdzianka nie potrzebował, bo miał ich sporo, ale odpowiadało mu trzymanie tego układu w tajemnicy, bo bardzo się starał, aby w świecie ludzi jego dziwaczność pozostała niezauważona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zresztą, nie tylko w świecie ludzi, bo również w tym magicznym, aczkolwiek tutaj nie zawsze jest to tak proste, szczególnie w przypadku istot, które mają zdolność wyczuwania innych, podobnych sobie bytów, a tych we współczesnym Londynie zaroiło się już całe mnóstwo. Czasami nie był więc w stanie się zamaskować, ale w sprawie Abigail mógł i zamierzał.
      Pogodny i troskliwy głos, który w przestrzeni pojawił się tuż po zapachu i po tym, gdy weszli do środka, był jak promień słońca, powoli wdzierający się o świcie przez okna i przyjemnie rozganiający chłód minionej nocy. Jej oblicze dopełniło blasku temu obrazowi, i całe szczęście, że nie pozbawiono go możliwości doceniania piękna, bo wiele by stracił, gdyby stojąc tutaj i patrząc na tę blondwłosą kobietę, nie mógł przyznać sam przed sobą, że właśnie w tej chwili jego zmysł estetyczny został dobrze połechtany. Odstawiając jednak na bok fizyczne przyjemności, wynikające z patrzenia na Abigail – dość mocno uderzył w niego fakt, że jej energia nie jest mu wcale obca, i że odczuwa ją w taki sposób, który mógł wskazywać na to, że jej poprzednie wcielenie zapisało się w jego podświadomości. Znał ten stan, bo kilka razy przyszło mu go doznać, ale każda dusza, którą dotychczas „rozpoznał” za pomocą wprowadzenia w hipnozę regresyjną, była z nim związana zazwyczaj na poziomie rodzinnym – byli to potomkowie dynastii Sabaudzkiej, którzy reinkarnowali.
      Odwiesiwszy płaszcz – który był mu nie potrzebny z tego względu, że temperatura jego ciała jest niezmienna, niezależnie od warunków pogodowych, ale nosił go, bo ludziom wypada odziać się w coś cieplejszego, gdy na zewnątrz jest chłodno – pozostał w ciemnej, gładkiej koszuli i zerknął krótko na oddalającą się Anę, po czym zaraz wrócił uwagą do Abigail. W porównaniu do jej zachowania, przez które przebijało zmieszanie i skrępowanie, on był jak posąg, któremu nie drgnie nawet brew.
      Rzucił krótkie spojrzenie na wyciągniętą w jego stronę dłoń, po czym podniósł jasne tęczówki z powrotem do twarzy Abigail, żeby raz jeszcze zbadać ją nieśpiesznym spojrzeniem.
      — Evander — przedstawił się po chwili i uścisnął jej dłoń, sprawiając, że ten gest trwał o kilka sekund dłużej, niż powinien trwać w standardzie. Ale to kilka sekund było mu potrzebne, aby móc wstępnie zapoznać się z jej aurą – bardzo lekką, dobrotliwą i niezwykle szlachetną. Uśmiechnął się przy tym nieznacznie kącikiem ust. Będzie musiał dostać się również do jej przyszłości i przeszłości, ale nie chciał robić wszystkiego już na wstępie, mimo że był tego odrobinę ciekaw, w związku ze swoim nietypowym odczuciem. Ale ciekawość była niczym w porównaniu do tego, jak doskonale kontrolował swoje jestestwo.
      Wiedział, że pojawił się tu niezapowiedzianie, i że plany pań na ten wieczór mogły być inne, przynajmniej ze strony Abigail, która nie spodziewała się tutaj jakiejkolwiek dodatkowej osoby.
      — Postaram się zabrać wam jak najmniej czasu — zapewnił. Tembr jego głosu był ciepły, głęboki i kontrolowany, jak u lektora, który wie, co i w jaki sposób chce powiedzieć. — Powinno się udać, bo wiem czego chcę i oczekuję — dodał, utrzymawszy spojrzenie w twarzy Abigail. Oczywiście, nawiązywał do garnituru, ale czy to akurat garnitur tak naprawdę miał teraz na myśli? To wie już tylko i wyłącznie on.

      Evander di Savoia

      Usuń
  40. [Urzekająca ta Twoja Pani! ♥ Z zielarką dobrze byłoby się trzymać... zwłaszcza gdy jest się czarownicą, która nie ma za grosz talentu do roślin- a taka właśnie jest Runa.
    Dziękuję za miłe słowa. Na niedosyt coś niebawem zaradzimy, bo w planach mam kilka publikacji, zobaczymy co z tego będzie. A chętnie dołożymy kolejną łopatkę do zasypania Cię jeszcze bardziej :D W takim razie grzecznie słucham Twojego pomysłu, jednocześnie oferując nam jakieś rozpoczęcie ;)]

    Adalruna Bianco

    OdpowiedzUsuń
  41. [W sumie podoba mi się ten luźny pomysł. Może z czasem Abigail zaczęłaby mieć jakieś uporczywe objawy poprzez ciągłe stosowanie krótkotrwałych zaklęć? Runa, chętna pomocy koleżance odnalazłaby w jednej ze starych ksiąg podarowanych od babci, Najjaśniejszej Czarownicy przewodzącej sabatem (więc pewnie legitne info) przepis na miksturę, która wydłużałaby działanie zaklęcia/niwelowała jego niepożądane objawy- tutaj zostawiam Ci wolną rękę żebyś wybrała co dla Twojej Pani będzie wybitnie uporczywe :D Mogłyby wybrać się na wspólne szukanie składników i wiadomo... coś tam rośnie tylko w trzecią pełnię na północ od zeschniętej brzozy na pastwisku, coś tam wymaga wyskubania piór z bażanta i takie tam, żeby okoliczności sprzyjały zesłanie na nasze Panie jakiegoś niebezpieczeństwa. Co myślisz? I proszę tylko o podpowiedź, w którym momencie zaczynamy, jeśli pasuje Ci taki pomysł.
    No u mnie na razie cieniutko pod kartą, ale liczę na to, że się rozrusza.]

    Adalruna Bianco

    OdpowiedzUsuń
  42. [Sama należę do tych osób, które dłuższe zadania wolą rozpisywać sobie w punktach, więc zupełnie się nie dziwię. Ważne, aby dobrze wszystko zrozumieć, co Ci się udało i niczego nie pominąć. Doczepiłabym się tylko punktu pierwszego - myślałam raczej o tym, że w dawnych czasach Caspian, w obawie o własne życie, niejednokrotnie był zmuszony do likwidowania członków sabatu, w którym wychowywała się Abigail. Reszta się zgadza, ale możemy także pozostać przy tym, że kiedyś na jego liście rzeczywiście znajdowała się matka dziewczyny, lecz na całe szczęście zdążyła mu umknąć.]

    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  43. Jego palce zatrzymały się nad klawiszami. Utkwił w niej ciemne spojrzenie.
    - Widzę, że jesteś pewna swoich wdzięków - odparł przekręcając się tak by usiąść okrakiem na ławce - skoro za pewnik wzięłaś, że dziś znowu będę miał na to ochotę - mruknął pochylając się ku dziewczynie. Dzisiaj była bezpieczna, przynajmniej teraz. Gino nie miał ochoty na bycie szarmanckim, nie chciało mu się wyduszać z siebie tych słodkich uśmiechów.
    Zaśmiał się krótko i pokręcił głową. Taka z niej cnotka, a dziś od razu przeszła do jego zachowania sprzed dwóch dni. Miał wrażenie, że to ja przerażało, ale i na swój sposób pociągało. Powinna się obawiać, a Gino miał zamiar wykorzystać to wszystko przeciw niej, aż mu ulegnie i będzie cała jego, aż będzie jednocześnie błagać go o więcej i by przestał.
    Przesunął wzrokiem po jej twarzy, zgrabnym nosie i zaróżowionych ustach. W końcu jednak odsunął się.
    - Każdy miewa gorsze dni, ale nie martw się szybko wracam do formy - dodał po czym znów jego palce spotkały się z instrumentem. Zagrał kilka dźwięków, które koiły go jak nic innego.
    - Możesz mówić - machnął ręką na jej torbę by zaczęła mu to wszystko tłumaczyć.
    Tak na prawdę było mu wszystko jedno, miał od groma ubrań, lubi dobrze wyglądać. Ufał jednak, że dziewczyna nie zawiedzie, nie sadził by chciała sprowadzić na siebie niezadowolenie takiego klienta oraz szefowej, którą z łatwością mógł zmanipulować.
    Werbena wciąż krążyła w żyłach dziewczyny i nie mógł wedrzeć się do jej głowy. Odrobine ciekawiło go co się kryje pod tą blond czupryną. Mógł ją zamknąć w swoim domu i poczekać, aż jej organizm sam przetrawi roślinę, ale to by było zbyt oczywiste.
    - Interesujesz się czymś poza krawiectwem? - zapytał. Był zadufanym w obie mężczyzną, który z reguły dobrze się bawi wykorzystując innych, ale czasem tez lubi przeprowadzić normalną konwersację. Ludzie mimo, iż są niezwykle słabymi istotami czasem potrafią być ciekawi. Mało rzeczy już go zaskakuje, ale niekiedy zasłyszy coś innego, wyjątkowego. Czasem też ludzkie historie sprawiają, że się nad nimi lituje i daje możliwość wiecznego życia. Ale tylko, gdy ktoś tego na prawdę chce.
    W życiu przemienił tylko kilka osób. Byli oni pewni swych decyzji i dzięki temu żyło im się równie dobrze co Gino. Tym sposobem zyskiwał zaufanych przyjaciół, którzy byli mu winni życie. Był to poniekąd pakt z diabłem. Zdarzało się, że wykorzystywał takie osoby do własnych celów odbierając podarowane życie. Nie było mu żal, dawał i odbierał, od początku mówiąc że ofiarowana nieśmiertelność nie jest ich własnością.
    Przerwał grę, gdy zechciała mu coś pokazać.
    - Dlaczego nie robisz kariery tylko tkwisz w małym zakładzie w mieście które nie jest ojczyzną mody ? - zapytał znowu.
    - Możesz wybrać w czym będzie mi najlepiej - dodał. Wiedział, że i tak we wszystkim wyglada świetnie. Był bardzo zapatrzonym w siebie mężczyzną. Zdawał sobie sprawę jak działał na kobiety i co widzi w lustrze.

    Trochę nieswój Gino

    OdpowiedzUsuń
  44. [Cześć, dzięki za powitanie! <3
    Jakże słodko go określiłaś, aż mi się ciepło na sercu robi. xD Pisklę to moje biedne faktycznie może ogryźć głowę, ale w rzeczywistości był z niego bardzo dobry chłopak, choć może nieco introwertyczny i nieogarniający relacji międzyludzkich. On zdecydowanie zamiast na studenckie wyjścia wolał iść do sali, by ćwiczyć kolejne utwory. :P I masz we wszystkim rację. :( Myślę, że to, że nie może już grać na wiolonczeli rozdziera mu serce. Choć z drugiej strony w ogromie tragizmu to zaledwie kropla w morzu.
    Kartę Abigail pochłonęłam, bardzo ciekawie mi się ją czytało. Przykre jest to, jak została zraniona, ale pocieszające w tym wszystkim jest myśl, że nie załamała się doszczętnie. A wizerunek jest przeboski!
    Nie wiem, czy masz czas i/lub ochotę na wątek z Jeremiahem, jeśli tak to pokombinujmy, może wymyślimy dla nich coś interesującego!]

    Jeremiah

    OdpowiedzUsuń

  45. [hehe, wiedzialam, ze sie ucieszysz ;P nie na stwierdzilam, ze pomieszam. Jakbys mnie nie znala hihi]

    Warczała głośniej. Nie podobal jej sie ton jakim kobieta mowila i wcale nie zamierzała posluchac. Bo kimże była. Przewrócila tylko slepiami pokazujac jak ja ruszały nakazy. Prawda byl fakt, ze znalazla sie tu przypadkiem, zatem zrozumialy byl zamiar obrony domu i jego mieszkancow. Wpadajac do piwnicy nie zamierzała zostac tylko sie schowac bez robienia halasu, ale wyszlo jak zawsze. Nadziajac sie na dziewczyne w pierwszym odriuchu chciala gryzc, ale schodami okazala sie yyy matka?!, ktora nie umiala porozumiewac sie ze zwierzetami. I niby to byla czarwonica? Ziewnela znudzona pokazujac swoje zdanie na ten temat w wilczej formie. Jednak nim sie obejrzala obie wyszly. Tym lepiej, bo przemiany byly upierdliwe przez co czuła sie rozdrazniona i obolala na kilka chwil. Miała zamiar szybciej opuscic dom, aby uniknac takich niespodzianek, ale bylo po fakcie.
    Zebrała siły na powrot do normalności. Trwalo to zazwyczaj do pietnastu minut, ale dzieki temu reszta ranek i zadrapan znikla i nawet juz przetrawila srebro w organizmie tak, ze juz go nie bylo. Bolala ja glowa, ale i to przechodzilo i teraz stojąc golusienska jak bozia ja stworzyla rozgladala sie za jakims okryciem. Zmarszczyła czolo, gdy pozyczala koc, ktorym okryla sie wokol tali. Nie zeby sie wstydzila nagosci.
    Tak opasana zeszla na dol kierujac sie dzwiekami. Tudziez jego brakiem, bo wyczuwała gesta atmosfere.
    Wkroczyła do kuchni bezszelestnie.
    - Nie przyjmuje od nikogo rozkazów - odparła su przeskakujac spojrzeniem od córki do matki - Dziwi mnie fakt, że nie potraficie rozmawiac z natura a podobno czarownice to umieja... - rzuciła z przekasem - Dzieki za pomoc dziewczyno. - spojrzała na Abi - ale bywałam już w gorszych sytuacjach.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  46. Skierowawszy kroki do jadalni, zajął jedno z wolnych miejsc, rzucając krótkie spojrzenie otoczeniu, a konkretniej dekoracjom wnętrza. Już nie pamiętał kiedy po raz ostatni miał okazję siedzieć przy stole w większym gronie i żeby był to stół nijak niezwiązany z pracą w policyjnym gmachu, tylko ten, przy którym spożywa się posiłki. Nie było to może jakoś dawno, bo zdarzało mu się wyjść z ludźmi z jednostki na jakiś wspólny lunch – dla niepoznaki, w końcu nie mógł odmawiać im w nieskończoność, bo i tak mieli go za pracoholika – ale od czegoś podobnego spokojnie minęło już dobre kilka miesięcy, dlatego to uczestniczenie w kolacji było takim małym urozmaiceniem w jego egzystencji. Fakt faktem, ono także wiązało się po części z jego obowiązkami, tyle że tej niepospolitej misji, ale akurat to jej dzisiejsze wydanie miało trochę inną, bardziej indywidualną formę. Traktował to spotkanie po części jako towarzyskie, aniżeli zrodzone z odgórnie przypisanych powinności bo przyszedł poznać córkę swojej drogiej przyjaciółki, więc zrobi to również dla siebie samego, a nie wyłącznie dla prośby, która zainicjowała tę sytuację. Na co dzień był zamknięty na ludzi, ale miał ku temu solidne powody – łącznie życia nadnaturalnego z tym pospolitym pełne jest wyrzeczeń, szczególnie w kwestii kontaktów międzyludzkich. Dla niego zachowanie oblicza było kluczowym elementem działania, a każde obnażenie się ze zdolności, wiązało się z wystawieniem samego siebie na ryzyko. Nie dało się go wprawdzie zabić za sprawą drewnianego kołka, wystawienia na słońce, czy dekapitacji – nie dało się go zabić w ogóle, ponieważ on nie był ciałem, tylko duszą, zamkniętą w ciele. Jeśli ciało ulegnie masakrze, niemożliwej do naprawienia, to po prostu je zmieni – jeszcze się to nie zdarzyło i prawdopodobnie się nie zdarzy, zważywszy na zdolności manipulowania czasem, które posiada, i do których nie potrzebował żadnego innego narzędzia, poza własną świadomością, ale jeśli jednak tak się stanie, to przyjdzie tu z powrotem i będzie tak długo, dopóki nie zadośćuczyni wybryków w swojej przeszłości. Człowiek zbiera, co zasiał, a jego długi karmiczne będą ciągnęły się za nim pewnie jeszcze przez wieki.
    Oparłszy się na krześle, skupił uwagę na Abiagil, gdy przystanęła tuż przy stole. Czarna suknia, której materiał sięgał gdzieś za łydki, podkreślała jej smukłą talię, z kolei naszyjnik akcentował łabędzią szyję i nie dało się tego nie zauważyć. Nawet ktoś, kto pozbawiony byłby gustu, automatycznie zawiesiłby na jej całokształcie oko, bo pewnych zmysłów uśpić się po prostu nie da. Lekko zmarszczył czoło, gdy wspomniała, że skądś go kojarzy. Teoretycznie nie mogła – dotychczas, jeśli się spotkali, to nie twarzą w twarz, w taki sposób, żeby utkwić sobie we wspomnieniach. Tego był pewien – nie było między nimi świadomego kontaktu, więc to wyznanie go zaintrygowało. Przy okazji, chociaż Ana o tym wspominała, uświadomiło go także w przekonaniu, że Abigail nie wie kim on jest. W każdym razie, prędzej czy później dowie się skąd wzięło się u niej to wrażenie, bo jasnowidzenie to dar, który pozwala zajrzeć w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ale to jeszcze nie teraz.
    — Nie szkodzi. Mówi się, że świat jest mały — odparł tylko, powiódłszy spojrzeniem za jej sylwetką, gdy przeszła do blatu. Wrócą do tematu, to więcej jak oczywiste, jednak zrobią to w swoim czasie. — Skuszę się na wino — odpowiedział, a kiedy padła propozycja, żeby opowiedział coś o pracy, zastanowił się kilka sekund nad słowami, w które powinien był ubrać myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Różnie to z tymi pannami i mundurami bywa, ale mimo wszystko chyba nie powinniśmy narzekać — rzekł z odpowiednią dozą żartu w głosie i uniósł usta w uśmiechu. — Myślę jednak, że cały ten sznur ciągną głównie policjanci PCSO, którzy są na wyciągnięcie ręki — powiedział, skrótem tym określając brytyjskich policjantów, pełniących funkcję dzielnicowych. Oni bowiem uczestniczą w pieszych i konnych patrolach, i oni strzegą tok dnia codziennego, obserwując okolicę, czy kierowców, albo nocami obstawiając huczne imprezy. On zaś przynależał do zupełnie innej formacji, która w życiu codziennym nie miała żadnego udziału. Jednak bez względu na formację, ta służba to ciężki kawałek chleba, aczkolwiek nie cięższy, niż ta, którą narzucono mu przed stoma laty.

      Evander di Savoia

      Usuń
  47. [Organizm po dwóch dniach niedosypiania zaczyna mi się co prawda buntować, ale po całym chaosie uczelnianym mam wreszcie trochę wolnego, więc jak uda mi się wygrzebać z pozostałych zaległości blogowych, mogę nam podrzucić rozpoczęcie. Skoro Abigail nie wychowała się w sabacie, musimy chyba powrócić do zaproponowanej przez Ciebie opcji jakoby to Caspian próbował kiedyś uśmiercić jej matkę.]

    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  48. [Sol słoneczko, jak to robisz, że zawsze dla każdego masz dobre słowo, nawet dla takiej odpisowej mendy, jak ja? :D Postaramy się razem z Sebastianem zatrząść Londynem, więc miejcie się na baczności <3 Dobrze Cię widzieć z kolejną cudowną panią, bawcie się dobrze <3]

    Sebastian Archer

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie to że była absolutną nudziarą, którą w ogóle nie kręcą niesamowite wyprawy, zbieranie bagażu doświadczeń i wspomnień. Miała w sobie kroplę młodzieńczego szaleństwa, która czasem powodowała, że wpadał jej do głowy jakiś głupi pomysł. Cechowała ją raczej rozwaga, analizowanie występujących wydarzeń i szczególna ostrożność- zwłaszcza gdy pojawiał się cień szansy, że może zdarzyć się coś niespodziewanego. O tak, Runa nienawidziła niespodzianek. Zdała sobie z tego sprawę już jako kilkuletnia dziewczynka, kiedy to szanowna rodzina postanowiła wyprawić przyjęcie niespodziankę z okazji jej ósmych urodzin. Gromada krzyczących w jej kierunku „sto lat” oraz dźwięk pękających balonów, kiedy to pies babci nagle wleciał do pomieszczenia i zaczął robić porządek tak mocno ją wystraszył, że oblała się szklanką gorącego mleka, którą trzymała tak mocno… że aż pękła. Wybiegła z płaczem do ogrodu i naburmuszona czekała kilka godzin póki wszyscy goście nie opuścili posesji, a na jej ramionach aż pojawiły się czerwone ślady, bo tak kurczowo trzymała złożone ręce w geście prawdziwie dziecięcego zdenerwowania.
    W jej monotonnym ostatnio życiu pojawił się jednak cień przygody (i to na własne życzenie). Motywowana rywalizacją ze znajomym czarodziejem zechciała opanować jeden z czarów iluzji. Był niezwykle skuteczny i imponujący, ale też wyjątkowo trudny do nauki. Dla takiej młodej czarodziejki był niemalże nie do osiągnięcia, ale ambicja nie pozwalała poddać się bez próby. Chęć samorozwoju przepełniała ją od zawsze, dlatego też bez dłuższego zawahania podjęła się zadania, będąc przekonaną, że uda się wygrać ten pojedynek.
    Przesiadywała w bibliotece należącej do Sabatu przez wiele godzin, przygotowując teoretyczny filar całego zaklęcia. Absolutną koniecznością było wrycie go w siebie, nabycie pewności posiadania i władania nim, by nie dopuścić do wystąpienia niepożądanych zjawisk, które w przypadku tego czaru- mogły być niezwykle niebezpieczne.
    Jej kluczem do sukcesu mógł być tajemniczy przepis, który otrzymała od jednej z bardziej doświadczonych czarownic. Zdobyte składniki miały tworzyć swego rodzaju amulet, który pozwalał na wiązanie zaklęcia na dłuższy czas i łatwiejsze posługiwanie się nim w praktyce. Brzmi wspaniale czyż nie? Problemem mogło być jedynie to, że składniki były absurdalne i koniecznie musiały zostać zdobyte podczas pełni księżyca. Na samą myśl o tym wywracała oczami. Powodowało to tyle, że przez kilka najbliższych pełni miała odwiedzać jakże urocze miejsca modląc się o to, by nie prosić się wówczas o naprawdę potężne kłopoty.
    Miała jednak spore szczęście, że od dłuższego czasu kumplowała się z Abigail. Od początku złapały ze sobą dobry kontakt i chociaż dziewczyna nie była przedstawicielką żadnej z nadprzyrodzonych ras, to była skarbnicą wiedzy o roślinach i ziołach. Ponadto, z całą pewnością miała lepszą rękę do tworzenia z nich naparów, które czasem Runa drobnym zaklęciem zamieniała w miksturę. No i gdy tylko usłyszała, że szykują się jakieś wyprawy, to pierwsza spakowała plecak i rzuciła „No to w drogę!”. Bez wątpienia gdyby nie jej zapał, czarownicy nie przyszłoby tak łatwo zmierzyć się z tym wyzwaniem. A to okazało się trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
    Zjawiła się pod jej drzwiami kilka chwil przed umówioną godziną. Odczuwała spory stres spowodowany zaplanowaną wyprawą. Miała lekko spocone ręce, a jej serce kołatało tak głośno, że zdawało jej się jakby słyszeli to wszyscy znajdujący się w jej pobliżu. Nie mogła wysiedzieć dłużej w domu, więc spakowała manatki w swój nieco zniszczony, ciemny plecak i ruszyła do przyjaciółki. Po drodze starała sobie przypomnieć formułki nieużywanych dawno zaklęć. Stresował ją fakt, że może spotkać je coś, co ją zaskoczy. Była jak na swój wiek całkiem niezłą czarownicą, która posiadła wiele zaklęć, jednak jej moc nie była jeszcze tak silna jak niektórych czarowników i czarownic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła w drzwiach przyjaciółkę. Jej łagodna twarz, od której biła ekscytacja naprawdę podnosiła ją na duchu. Przez moment poczuła się odrobinę pewniej, jednak gdy przypomniała sobie cel dzisiejszej wyprawy, szybko wróciła na ziemię.
      -Gotowa na eksplorację Jaskini Niknącego Echa?- powiedziała z teatralnie przerysowaną ekscytacją, podnosząc ręce do góry w geście radości.
      Miejsce o tej urokliwej nazwie miało umożliwić jej zdobycie tzw. głuchego kamienia. Ten rzadki artefakt możliwy był do odnalezienia tylko w dwóch jaskiniach na świecie. Czy to nie dziwne, że akurat jedna z nich znajdowała się kilkanaście kilometrów od Londynu?

      [Wybacz, że dopiero teraz i tak jakoś... nijako. Poprawię się! Wiele przygód przed nami :D]

      Adalruna Bianco

      Usuń
  50. Wywrócił oczami, na ich poprzednim spotkaniu odniósł zupełnie odmienne wrażenie. Wcale nie oponowała przed zbliżeniem i był pewien, że gdyby pociągnął sytuację dalej, oddałaby mu się bez względu na to co uważała o nim i o samej sobie.
    — Chodzi mi o to, że możesz po prostu wyluzować. Przy mnie nikt nie musi udawać porządnego i powściągliwego — Gino był typem osoby, której naganne zachowanie nie odpychało — i możesz mówić wprost co uważasz, w końcu ja się nie krępuję — on taki był, mówi to co myślał i robił to co chciał. Przy nim tak na prawdę było można kompletnie porzucić wszelkie pozory. Dla Gino to było niezwykle wyzwalające, jeśli ktoś go nie akceptował takim jakim był to nie musiał udawać, że go lubi.
    — Inne to znaczy jakie? Malujesz, śpiewasz pod prysznicem, pieczesz ciasteczka? — uniósł brew i przyglądał się jak wybiera odpowiedni materiał. Skinął głową — zdaję się na ciebie — odparł choć faktycznie materiał, który wybrała był elegancki i szykowny. Wszystko to co lubił, blichtr.
    — Przecież nie pobiegnę do miasta i nie zacznę opowiadać ludziom, że lubisz spać nago, a nawet jeśli to i tak nikogo to nie interesuje, a jeśli chcesz możemy zacząć ode mnie — zachęcił. Mogła go pytać, raczej nie miał nic do ukrycia, bez skrępowania opowiadał o tym co lubił robić i za zwyczaj zaskakiwało to ludzi. Fakt lubował się w dobrej zabawie, ale gdy ktoś go lepiej poznał równie mocno lubił grać na pianinie, jeździć konno i kolekcjonować starocie, które często skrywały ciekawą historię.
    — Och właśnie, przypomniało mi się — pacnął się w czoło jakby rzeczywiście przypomniał sobie coś niezwykle ważnego — wybieram się na licytację pewnego starego obrazu, potrzebuję towarzyszki. Idealnie będziesz się do tego nadawać — stwierdził wprost. Wcale nie było w tym krzty pytania. Jeśli mu odmówi i tak ją tam zaciągnie. Nie miał zamiaru pokazywać się samemu, a ona była całkiem ładną młodą kobietą.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  51. Gdy zaczęła swój wywód, uniósł dłonie w geście poddańczym.
    — To, że ty tak uważasz to nie znaczy, że tak jest — odpowiedział. Wiele osobó potrafiło za nim nadążyć i nie dając się temu pochłonac dołączało do niego. Miał znajomych, którzy byli całkiem poukładani jak Abigail, a jednak nie przeszkadzało im tak bardzo zachowanie Gino. To było kwestią przyzwyczajenia. Być może i on przywyknie do formalnego podejścia Abi, chyba że ta zmiekknie, a w to szczerze wierzył.
    — O to mi właśnie chodzi, nie musisz tego traktować, aż tak poważnie — owszem to było zlecenie, wykonywała swoją pracę, ale to nie przeszkadzało w tym by się poznać. Poza tym powinna zauważyć, że on nie przywiązuje do tego zbytniej uwagi. Mogłaby mu zrobić garnitur w kropki i raczej by się tym nie przejął.
    — Mylnie myślisz, że jeśli by do czegoś między nami doszło to uznam cię za łatwą. Ludzie mogą robić co chcą dla swojej przyjemności — wzruszył ramionami — Lubię wiedzieć z kim mam do czynienia, czasem można natrafić na coś ciekawego — odpowiedział. Ludzie z reguły go nie zaskakiwali, ale czesem potrafili byc ciekawymi istotami. Zdarzało się to nieczęsto, a ich ludzka normalność zwykle go nudziła.
    Roześmiał się nieco, gdy tak nagle poderwała się z miejsca, rozrzucając wokół przyniesione materiały.
    — Spodoba ci się tam, to poważne miejsce dla poważnych osób — dodał kąśliwie. Sięgnął po butelkę z alkoholem i rozlał po trosze do dwóch szklaneczek. Podsunął jedną w jej stronę. Alkohol całkiem dobrze tłumił pragnienie. Mimo, iż dziś najadł się do syta krwią z woreczków, to jednak obecność ciepłego ciała, serca mocno pompującego krew kusiła. Z przyjemnością wgryzłby się w jej smukłą szyję i spił całą posokę, do ostatniej kropelki. Upił spory łyk po czym pozbierał zrzucone kawałki próbek.
    Nie rozumiał jej wielkiego zaskoczenia, czy było to aż tak dziwne, że mógł chcieć gdzieś ją zabrać? Poza tym musiał jakoś przebić się przez tą skorupę powagi i odpowiedzialności. Musiał postawić na swoim, udowodnić swoją rację i pokazać jej, że nie ma z nim szans. Opadł ponownie na wąską ławeczkę i jedną dłonią znów zaczął wygrywać melodię.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  52. Dla niego to było całkowicie normalne, zawsze przekraczał granice. Lawirował między tym co dozwolone, a zakazane, między dobrem, a złem. Brał co chciał, mówił co chciał i doprowadzał ludzi do szaleństwa i na skraj własnego komfortu. Tak jak ją teraz. Wiedział ,ze jego zachowanie nie było codzienne. Bawiło go obserwowanie jej jak się z tym zmaga, z jego niepohamowaną arogancją. Z lekkością do tego podchodził, naciskał na nią. Po tylu latach spędzonych na tym padole z nudów robił bardzo wiele rzeczy. Sprawdzanie ludzkiej wytrzymałości było jedną z nich, a gdy w końcu się poddawali i przyjmowali mrok z otwartymi ramionami... to go zadowalało. Miał lata na doskonalenie sztuki manipulacji. Potrafił nie tyle uwieść, a w kraść się do czyjejś głowy, sprawić że naginał ich do własnej woli. Nie zawsze musiał uciekać się do wampirzych sztuczek. Nie jedna kobieta straciła dla niego głowę i nie tylko, a on czerpał z tego zyski.
    — W porządku — skinął jej głową. Można by powiedzieć, że imponowała mu tym uporem, próbami udowodnienia, że jest ponad jego sztuczki.
    — Może sama o tym nie wiesz — odparł spoglądając na nią intensywnie. Na jego twarzy malowała się powaga, patrzył na nią jakby chciał przeszyć jej duszę na wskroś — może jednak jest w tobie coś niezwykłego — dodał — i się nie panoszę po prostu zachowuję się pewnie. Nie krępujesz mnie — wzruszył ramionami. Nie bawił się w pana i władcę, nie w tym przypadku. Czasem faktycznie zmuszał do uległości, ale w większości przypadków lubił, gdy ludzie oddawali mu się dobrowolni, gdy w końcu łamał ich wolę walki, gdy prosili o więcej.
    — Mam, ale zapraszam ciebie — odpowiedział całkowicie szczerze. Gdyby zechciał mógłby zabrać kogokolwiek, ale nie chciał pierwszej lepszej dziewczyny z ulicy. Chciał mieć kolejną okazję by to ją podręczyć. Była tak nieznośnie uparta, cholernie go to nakręcało. Tym właśnie sposobem sama sprawiała, że nie mógł odpuścić, sama zwracała na siebie jego uwagę. Gdyby była jedną z tych łatwych dziewczyn, po jednej nocy straciłby nią zainteresowanie — i jak już wspomniałem chcę cię poznać, a wspólne wyjście to całkiem dobra okazja do tego — stwierdził dopijając swojego drinka do końca, a gdy ona odmówiła dopił po niej.
    — Wiem co sobie o mnie myślisz, ale chyba tak łatwo się nie poddasz i spróbujesz się przebić prze tą fasadę? — rzucił wyzywająco wskazując na siebie. Pod tą fasadą nie kryło się dużo więcej. Ale mógł ją podpuścić. Wiele poznanych osób właśnie to próbowało zrobić, gdy go poznało. Próbowało do niego dotrzeć, wyciągnąć na wierzch jego człowieczeństwo.

    Russo, który dobrze się bawi

    OdpowiedzUsuń
  53. Jak bardzo różnie mogą być postrzegane trzy lata wiedzą tylko ci, w których życiu nastąpiła w tym czasie jakaś poważna zmiana, czego jednym z najlepszych przykładów był z pewnością Caspian. Jeszcze przed tamtym nad wyraz pamiętnym wieczorem, który obrócił w gruzy niemal cały znany mu do tej pory świat sprawiając, że w jednej sekundzie z siejącego powszechny strach Łowcy przemienił się w szczególnie poszukiwaną zwierzyną łowną mężczyzna z pewnością z całą stanowczością stwierdziłby, że jest to bardzo krótki okres, podczas którego nic szczególnego nie powinno się wydarzyć. Od owej nocy musiał jednak wielokrotnie zrewidować swój pogląd. Ciągłe przemierzanie nieznanych mu wcześniej zakątków świata połączone ze stałym oglądaniem się przez ramię sprawiło bowiem, że czas ten zaczął mu się jawić niemal jako wieczność. Gdyby tak mógł podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś innym niż towarzyszące mu zwierzaki... Może poczułby się chociaż odrobinę lepiej. Z drugiej jednak strony szczerze wątpił, że nawet gdyby znalazł godnego słuchacza, zostałby przez niego zrozumiany. Przecież istot mogących poszczycić się w połowie boskimi genami nie spotykało się na każdym rogu. Prawdę mówiąc były one na tyle rzadkie, że mało kto słyszał w ogóle o ich istnieniu, w wyniku czego zdecydowana większość z nich musiała borykać się z ogromnym uczuciem osamotnienia. Nie należały one ani do świata zwykłych ludzi, ani nadnaturalnych osobistości, ani tym bardziej bogów. Były czymś zupełnie osobnym, co zresztą czasami miało swoje plusy. Na przykład wtedy, gdy znalazły się w sytuacji zagrażającej życiu. Mało który z ich wrogów znał bowiem skuteczny sposób na ich całkowite unieszkodliwienie, z czego Rymerowi zdarzało się już nie raz korzystać. Ale przecież zawsze można skorzystać z metody prób i błędów licząc na to, że pewnego dnia trafi się na odpowiedni do tego celu specyfik, co też uparcie czynili ścigający go wysłannicy Czerwonego Bractwa, którego jeszcze niedawno był członkiem. Dziwnym trafem zjawiali się oni zawsze najpóźniej pięć minut po tym, gdy mniej lub bardziej świadomie użył magii. Tak jakby nie mieli nic lepszego do roboty od czajenia się tuż za rogiem. Zaczął nawet podejrzewać, że chcąc go ukarać za rzekomą zdradę wbrew swoim zwykłym zasadom nawiązali bliższą współpracę z wiedźmami. W przeciwnym wypadku nie mogliby dopadać go aż tak szybko. Dobrze chociaż, że w końcu zorientował się, że przed każdym nagłym wybuchem mocy głowa zaczyna go boleć jakby ktoś walił w nią młotem. Dzięki temu, gdy dzisiejszego popołudnia odczuł podobne dolegliwości tuż przed tym, gdy miał właśnie wyłonić się z podmiejskiego lasku, w którego czeluściach zbierał zioła potrzebne mu do przyrządzania leczniczych maści, mógł przynajmniej spróbować przygotować się na ich atak. Zeskoczył szybko z grzbietu Machu Picchu czekając spokojnie na dalszy rozwój wypadków. Już po niecałych dziesięciu sekundach najbliższa okolica pogrążyła się w całkowitej ciemności w wyniku całkowitego zaćmienia Słońca. Trzeba przyznać, że zjawisko to było z pewnością ostatnim objawem jego umiejętności jakiego się spodziewał. Sam zdecydowanie wolał cieszyć się blaskiem dnia. Niestety nie był synem Ra tylko Thota, więc chcąc nie chcąc musiał pogodzić się z tym, że zamiast władać nad ciepłą, wielką kulą ognia steruje - i to jak na razie bardzo słabo - Księżycem.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  54. — Czarne — odpowiedział — chyba, że chcesz dodać coś od siebie to wybierz sama. Zaskocz mnie — posłał jej łobuzerski uśmieszek. Zlustrował ją spojrzeniem, od stup po czubek głowy. Czasami ludzka nieśmiałość i brak wiary w siebie go szokowały. Zastanawiał się czy wynikało to z skromności, czy faktycznie połowa społeczeństwa jest zakompleksiona.
    — Jak dla mnie możesz iść tak jak teraz, zwłaszcza z takim wyglądem. I jako facet mówię ci, że nie zwracamy tak dużej uwagi na wasze ubrania — i tak z nim pójdzie i mogła sobie wmawiać, że będzie inaczej. On miał pomysł i wszystko musiało pójść zgodnie z nim. Nie dość, że był kompletnie w siebie zapatrzony to w dodatku nie znosił sprzeciwu. Nikt mu nie odmawiał.
    — Może potrafię, spróbujmy — pochylił się w jej stronę i spojrzał głęboko w jasne tęczówki. Jego źrenice delikatnie rozszerzyły się by za chwilę na powrót zwęzić się. Nie starał się wejrzeć do jej myśli, nie mógł się w tak prosty sposób zdemaskować — Podobam ci się — mruknął w końcu z rozbawieniem. Miał zamiar palnąć jakąś głupotę jak najbardziej odwodząc ją od tego pomysłu. Nie musiała jeszcze wiedzieć z kim ma do czynienia. Być może coś na ten temat wiedziała, werbena to podpowiadała, ale nie miał pewności, a nie chciał by zaczęła uciekać z krzykiem.
    Sam nawet nie zdążył zorientować się jak łatwo odciągnęła jego uwagę od ponurych myśli i najzwyczajniej w świecie go rozweseliła. I przyszło jej to zadziwiająco łatwo choć zupełnie nie miał na to ochoty. Może to jednak ona rzucała jakieś uroki?
    — Twoja kolej, a ty ? — uśmiechnął się wyzywająco po czym podniósł się z miejsca. Na chwilę zniknął za rogiem. Mając pewność, że za nim nie idzie, w wampirzym tempie znalazł się w swojej sypialni. Ściągnął z komody gramofon, nie był on duży. Pochwycił również kilka płyt winylowych. Słyszał, że dziewczyna siedzi dalej w miejscu, więc znów używając swojej zręczności zszedł na dół.
    — Zdradzę ci jeszcze jeden sekret, jestem staroświecki — rzucił stawiając odtwarzacz na ziemi. Podłączył go do prądu, włożył płytę i odpalił. Po chwili po pomieszczeniu poniosły się dźwięki jazzowej muzyki. Zwrócił się do Abigail.
    — Mogę prosić ? — wyciągnął do niej dłoń.

    Rozweselony Gino

    OdpowiedzUsuń
  55. Skinął głową w podziękowaniu za lampkę czerwonego wina i przysunął ją bliżej swych ust, chcąc poczuć woń czerwonych szczepów, których użyto do wyprodukowania tego egzemplarzu. Za moment odstawił pękate szkło i skupił spojrzenie na Abigail, dostrzegając, że formalności powoli odchodziły na bok, a dystans malał, ustępując miejsca swobodzie. Pasowało mu, że usiadła naprzeciwko, ponieważ ona była głównym celem jego odwiedzin, więc mógł bez przeszkód czynić swoje obserwacje, a przy okazji radować oko, zważywszy na to, że ten widok bezsprzecznie trafiał w jego gusta. Zresztą, w tej chwili siedzieli przy stole tylko we dwoje, więc nie było potrzeby rozdzielać uwagi na kogoś więcej, przynajmniej aż do momentu, w którym Ana na powrót pojawi się w ich otoczeniu.
    Gościnność, którą emanowała Abigail, była widoczna już od wejścia – podtrzymywała rozmowę zgodnie z zasadami dobrego wychowania, aczkolwiek nie sądził, że to wyłącznie te zasady sprawiają, że przemawia przez nią tego typu kulturalność, a raczej charakter, któremu nie brakuje życzliwości i czystej chęci zagłębienia się odrobinę w jestestwo drugiej osoby. Po prostu należała do ludzi o przyjaznej i kontaktowej naturze, ale ani zbyt nachalnej, ani zbyt skromnej. Tutaj dało się dostrzec pewną równowagę i złoty środek, być może wypracowany w biegu życia, dzięki różnorakim doświadczeniom. Pracowała z ludźmi, więc miała możliwość nauczyć się rozpoznawać ludzkie granice tak, aby ich świadomie nie przekraczać i nie naruszać.
    Akurat dla niego praca nie była tematem tabu, a przynajmniej nie tak do końca. Oczywiście nie mógł rozpowiadać o akcjach, w których brał udział, ponieważ obowiązywała go tajemnica, ale sam zawód, jego charakterystyka i ogólne zadania, nie były czymś, co wiązało się z tematem tabu, bo były to kwestie ogólnodostępne chociażby w czeluściach internetu, gdzie po wpisaniu słów kluczy każdy może znaleźć garść informacji w tej dziedzinie.
    — Wydział antyterrorystyczny i Interpol — odpowiedział, domyśliwszy się, że pytała konkretnie o to, choć samo a ty? faktycznie mogło zostać odebrane zgoła inaczej. Zdecydował się na ten fach, bo dzięki niemu bardzo często pojawiał się w centrum tych akcji, które poniekąd wiązały się z jego drugą misją, gdzie należało ściągnąć lejce wolnej woli i doprowadzić czyjąś ścieżkę do porządku. A musiał robić to na tyle dyskretnie, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi na jakieś anomalie zadziewające się wokół, bo daru do kasowania pamięci nie posiadał, żeby bez trudu zatuszować swoje wpadki. Ani jedna praca, ani druga, nie wybaczała błędów.
    — Nie, nie chodzi o mundur — odparł, pozwoliwszy sobie pochylić się w przód, żeby wygodnie oprzeć łokcie na blacie, dopóki nie zaczęła się pora posiłku. — Chodzi o garnitur na przyjęcie. Przełożony niedługo będzie świętował dziesięciolecie sprawowania swoich rządów i potrzebuję z tej okazji czegoś, co nie będzie ani zbyt oficjalne, ani zbyt nonszalanckie — wyjaśnił, mając tu na myśli wdzianko na coś w rodzaju bankietu, organizowanego w renomowanej knajpie, na którym pojawią się różni ważni ludzie, i który ze względu na indywidualną formę, nie wymagał zakładania któregokolwiek z pracowniczych uniformów.
    — Z tego, co wiem, ty projektujesz i tworzysz. A ja niechętnie korzystam z tego, co oferują sieciówki — oznajmił i uniósł lekko kącik ust. Wolał ręcznie zaprojektowany garnitur z ramienia kogoś, kto chowa się w małym zakładzie, aniżeli te, które masowo kupuje się na całym świecie.

    Evander di Savoia

    OdpowiedzUsuń
  56. Emily była córką wiedźmy i najchętniej zapomniałaby o tym jak najszybciej. Otaczała się za to całkiem obcymi ludźmi, którzy byli jej bardziej jak rodzina niż własna matka. Znaczy, otaczała się nimi wcześniej. Teraz czuła się sama jak palec i chociaż w Londynie nie brakowało zarówno normalnych ludzi, jak i istot z baśni to trzymała wszystkich na dystans. Nie mogła pozwolić się zbliżyć nikomu. Drugi raz nie chciała popełniać takiego błędu. Skupiała się na obserwacji i całkowicie ludzkiej pracy. Nie było to znowu takie złe życie.
    Chyba nic nie stało na przeszkodzie, żeby chwilę na czarownicę zaczekać. Szczególnie, że mogłaby jej zadać osobiście parę pytań oddając rzeczy, które pożyczyła. A kilka pytań na pewno by się znalazło. Może nie tyle o księgi, co o pewne osoby, o których Ana mogła słyszeć bądź też nie. Emily chłonęła każdą wiedzę od osób, które mogły cokolwiek wiedzieć o jej rodzinie. Jej jedyny potężny sojusznik zmarł, więc na chwilę obecną miała przeżyć na własną rękę bez jakiejkolwiek rzeczy. Nie czuła się jednak na straconej pozycji.
    - Herbata brzmi super – odparła z uśmiechem, nie chcąc robić dziewczynie dodatkowego kłopotu w postaci przygotowywania posiłku. Zaczynała przyzwyczajać się do takiej gościnności, chociaż musiała przyznać, że jej żołądek się przed tym buntował. Nie potrafiła wytłumaczyć chociażby pani Rose, u której mieszkała, że nie zwykła jeść tak dużo jak staruszka w nią wmuszała. Starsza kobiecina co chwilę wytykała jej wystające kości narzekając na jej chude ciało i nie mogąc zrozumieć jak taka dziecinka mogła pracować fizycznie w winnicy. Cóż, Emily w ogóle na to nie narzekała. Musiała jeść, żeby trzymać w ryzach organizm, ale miała z tym nie lada kłopot. Może to kwestia stresów?
    - Mam coś na twarzy? - spytała mimowolnie, sięgając dłonią w kierunku policzka. Czuła, że młoda kobieta przyglądała się jej dość intensywnie, chociaż nie nachalnie.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  57. [Myślę, że nie, bo Andy to jednak okrutna sceptyczka w tych sprawach - przynajmniej na razie ;) Od Ciebie zależy, czy Abi zdecydowała się o tym powiedzieć, ale możemy przyjąć, że Williams by jej nie uwierzyła.]

    Podejście do życia panny Williams było niezwykle proste. Może i nie była szczególną intelektualistką, daleko jej było do zapalonego naukowca i nawet nie rozważała pójścia na studia, ale żadna z tych rzeczy nie powstrzymała jej przed kierowaniem się tym, co dostrzegalne i namacalne. Owszem, niejeden wierzący mógłby śmiało zapytać, czy w takim razie nie zdawała sobie sprawy z istnienia powietrza - ale powietrze, choć nie posiadało solidnej formy, było odczuwalne. Mogła je zbadać, a w każdym delikatnym podmuchu czy ostrej wichurze przypominała sobie o jego działaniu. Ale wampiry, wilkołaki, wróżki i inne istoty? Nie istniały poza bujną wyobraźnią twórców powieści fantasy czy scenarzystów. Nikt nie posiadał żadnych dowodów na ich obecność, a nawet jeśli - brak ich wiarygodności był dostrzegalny gołym okiem. Dlatego też, gdy sny Andy przybrały na sile, stając się wyraźniejszymi i bardziej realistycznymi, dziewczyna zrzuciła je na zmęczenie oraz przytłoczenie obecną sytuacją.
    Bo ojciec wciąż nie wracał. Zaginął, a w zasadzie przepadł jak kamień w wodę już dwa tygodnie temu. Po jego zniknięciu nie pozostał nawet jeden ślad. Dosłownie nic, zwykła pustka. Andy próbowała rzucić się w wir pracy, ale każda wibracja telefonu gwałtownie przyspieszała rytm jej serca. Nawet natłok zepsutych samochodów nie pomagał jej zrelaksować się w pełni. Potrzebowała czegoś więcej - czegoś, co swobodnie uśpiłoby jej umysł i uciszyło sny. A alkohol zapewniał każdą z tych rzeczy. Idąc na spotkanie z przyjaciółką miała w głowie jeden cel - upić się do nieprzytomności. Andy nie należała do osób szczególnie nierozsądnych. Zwykle wiedziała, kiedy powiedzieć 'nie', znała umiar i była tą, która trzymała włosy wymiotujących, nie tą wymiotującą. Jednak zniknięcie Adama sprawiło, że wkraczała na zupełnie inny poziom desperacji, o którego istnieniu wiedziała tylko ze smutnych relacji znajomych. Williams szukała ulgi na wszelkie możliwe sposoby, czując, że jeśli jej nie znajdzie, zwyczajnie wyjedzie, zostawiając za sobą wszystko, co udało jej się zbudować przez te dwadzieścia parę lat.
    Do baru przyszła odrobinę wcześniej z myślą o tym, żeby wlać w siebie kilka szotów przed przyjściem Abi. Prosząc barmana o najtańszą wódkę wyglądała dość żałośnie, siedząc na stołku ze zblazowaną miną, zupełnie sama. Jednak opinię młodziaka miała głęboko gdzieś i nawet nie zwróciła uwagi na jego szeroko otwarte oczy w odpowiedzi na jej zamówienie. Kiedy dołączyła do niej blondynka, miała już na twarzy nienaturalnie szeroki uśmiech, ktory zdecydowanie kłócił się ze wszystkim, co odczuwała.
    - Abi! Kochanie, chodź no tutaj - powiedziała na powitanie, rzucając się przyjaciółce na szyję. - Dawno się nie widziałyśmy! Zdążyłam się stęsknić!
    Andy

    OdpowiedzUsuń
  58. — Każdy potrafi, wystarczy troszkę się poruszyć — stwierdził wzruszając ramionami. Nieskromnie mówiąc on był dobrym tancerzem. Zresztą jak wiele nieśmiertelnych istto, miał lata na praktykę. Wampiry często posiadały bardzo różne umiejętności, władały kilkoma językami. Jedynym co ich łączyło to znajomość historii na wskrość. Wszystko z łatwością zostawało w głowie, gdy było się naocznym świadkiem pewnych zdarzeń.
    Mimo, iż się od niego odsunęła, nie miał zamiaru jej odpuścić. Nie czuła się w pełni komfortowo z jego bliskością, tym bardziej miał zamiar znów przekroczyć jej granice i uświadomić jej, że nie są one wcale takie sztywne. Chwycił ją za dłoń i złatwością przyciągnął jej drobną postać do siebie.
    — Możesz zdać się na partnera, ja ci stóp na pewno nie podepczę — dodał zaczynając poruszać się do lecąego rytmu. Nie był on ani zbyt wolny, ani zbyt szybki. Jego stalowe ramiona trzymały ją pewnie, dłonie starał się trzymać w poprawnych miejscach by nie odskoczyla od niego jak poparzona.
    Będąc tak blisko niej czuł ciepło jej ciała, a jej serce niemal odbijało się od jego piersi. Słyszał szum jej krwi, odpychający zapach werbeny. Na jezyku niemal poczuł metaliczny, słodkawy smak czerwonej cieczy. Potrafił jednak zagłuszyć drapanie w gardle, rządzę zatopienia kłów w jej szyi i chęć odebrania jej życia. Pod tym względem rzeczywiście byli potworami, wciąż czuli potrzebę spijania życiodajnej posoki z innych organizmów, chcieli polować i zabijać. Pamiętał doskonale jak to było tuż po przemianie. Nie potrafił się opamiętać, jego wyostrzone zmysły przyprawiały go o ból głowy, a palące pragnienie odbierało zdrowy rozsądek. Nie mógł się skupić, myślał tylko i wylącznie o jednym. A gdy w pobliżu znajdował się człowiek, potrafił wpaść w szał. Być może gdyby nie jego stwórczyni, na długie lata pogrążył by się w tym szale. Ona jednak pokazała mu różne sposoby na radzenie sobie z głodem, pokazała jak czerpać z tego rozrywkę i przyjemność. Dość szybko to załapał, choć wiele osób przypłaciło jego naukę życiem, nawet te nabliższe. Nie żeby robiło mu to jakąkolwiek różnicę. Wampiryzm go nie przytłoczył właśnie dlatego, był wyrachowany i nie posiadał wyrzutów sumienia na długo przed przemianą. Wspomnienia tamtych lat coraz bardziej blakły w jego głowie, to pamiętał swoje ofiary.
    — Widzisz, potrafisz — dodał z nieznacznym uśmiechem, zerkając na nią z góry. Przymknął na chwilę powieki, bardziej wsłuchując się w rytm jej serca aniżeli w lecącą piosenke.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  59. [Mam identycznie, z czasem u mnie krucho, ale jak tu się powstrzymać przed tak ciekawymi wątkami. :D Na ten moment przyszło mi do głowy, że Abigail mogłaby natknąć się na Jeremiaha, w momencie, gdy dzień chyliłby się już ku końcowi. Blackthorne akurat znajdowałby się w kiepskim stanie przez nadmiar bodźców, kuliłby się gdzieś na chodniku z załzawionymi oczami i obolałą głową. Abigail mogłaby chcieć mu pomóc. Jeśli chcemy więcej komplikacji, możemy założyć, że wcześniej w pracy zraniła się igłą i teraz Jeremiah wyczułby od Abigail świeżą krew. Pytanie tylko jak by zareagował, bo przecież wokół nich byłoby wielu ludzi. Ale jestem pewna, że Abigail zauważyłaby zmianę w jego zachowaniu, nagle wyostrzony wzrok, inne nastawienie…]

    Jeremiah Blackthorne

    OdpowiedzUsuń
  60. — Trzeba wezwać prasę, ona się śmieje — rzucił odrobinę złośliwie. Mimo, iż to był z jego strony całkiem miły gest, to wciąż był sobą. Mimo wszystko na razie zadowalało go nawt coś takiego jak śmiech dziewczyny. W końcu musiał przełamać lody, bo werbeny nie ma jak ominąć tak by Abi nie zaczęła się go bać. Wiedział, że to komplikuje sprawę i pewnie powinien uzbroić się w cierpliwość. Problem leżał w tym, że nigdy nie był cierpliwą osobą, z reguły od raz udostawał to na czym mu zależało. Z nią musiał się obejść zupełnie inaczej. Zwłaszcza, że nie był typem osoby, z którą normalnie Abigail przebywa. Nie był łatwym rozmówcą dla kogoś takiego. Tym bardziej był jak zakazany owoc. A te przyciągają najbardziej, jak ćmy do ognia. Na nim zdecydowanie było można się sparzyć.
    — Nie — odpowiedział krótko i nad wyraz szczerze. Mogła mu nie wierzyć, ale taka była prawda. Za zwyczaj nie bawił się w takie gesty. Nie tańczył w ten sposób, nie rozmawiał w ten sposób. Za zwyczaj po prostu brał co chciał. Kobiety dla niego były sposobem na zaspokojenie jego potrzeb. Karmił się na nich, bawił się nimi, wykorzystywał i wymazywał pamięć lub zakopywał w nieoznaczonym miejscu. Gdy chciał sobie z kimś porozmawiać, miał od tego osoby bardziej mu równe, swoich nielicznych przyjaciół, którzy choć trochę go znali. Spojrzał w jej oczy bez złośliwego rozbawienia, raczej poważnie. Potrafił zagrać amanta szczerze zainteresowanego względami jakiejś panny.
    Może i nie często zdarzało mu się wchodzić z człowiekiem w głębszą relację, to parokrtotnie do tego doprowadzić. Czasem, gdy miał z tego zysk, lub chciał sprawić sobie wyzwanie, bawił się w takie podchody. Rozkochiwał w sobie taką niewinna istotkę, a poźniej z nikał z ich żyć, gdy zyskał co chciał lub gdy ta zabawa mu się znudziła.
    Obrucił ją delikatnie po czym znowu pochwycił w ramiona. Gdy kawałek się skończył, nie wypuścił ją z objeć tylko poczekał na kolejny. Był odrobinę wolniejszy, więc delikatnie zmniejszył dystans między ich ciałami. Jego ciemne spojrzenie było intensywne, gdyby chciał mogło być wręcz hipnotyzujące. Czerpał z tego niesamowitą satysfakcję.

    Gino ^_^

    OdpowiedzUsuń
  61. Oparł policzek o czubek jej głowy. Uśmiechnął się przelotnie na jej stwoerdzienie, ale nic nie odpowiedział. Nie wiedziała jak bardzo miała rację. Był cholernie niebezpieczna osobą, choć teraz jego zachowanie mogło na to nie wskazywać. Umiał czarować, być słodki i zabawny, ale nie to było najgroźniejsze. To mogło jedynie złamać komuś serce, spowodować rozczarowanie. Prawdziwe niebezpieczeństwo na razie przed nią skrywał głęboko w sobie. Potrafił być smiertelnie poważny, bezduszny. Miał na swoich dłoniach mnóstwo krwi w większości niewinnych niczemu osób.
    Czy, gdyby dobrze się poznali, byłaby w stanie to zaakceptować?
    Niektórzy poznając mrok, który w sobie nosi, odwracali się na pięcie i uciekali. Pomimo faktu, że potrafi być wszystkim czego człowiek pragnie. Większość osób, które znał miała na swoim kącie różnorakie zbrodnie, ale koniec końców starali się żyć normalnie i bez niepotrzebnego rozlewu krwi. On jednak nigdy nie dotarł do tego punktu. Nigdy nie żałował swych czynów i nie miał zamiaru się zmienić, za dużo frajdy sprawiał mu ten tryb życia, za bardz osię tym upajał. Sporo osób chciało go sprowadzić na drogę prawości, ale koniec końców rezygnowali i musili zaakceptować go takim jakim był. Nagiąć swoją moralność do granic możliwości.
    Nigdy nie zaprzeczał, że to jest miłe. Posiadanie kogoś, bycie tylko czyimś, uczucia i motylki w brzuchu. Tańce i słodkie słówka. Gino po prostu nie umiał dochować wierności i zminić swojego podejścia do życia. Nie potrafił stać się pożądny, nie chciał. A na końcu uważał to za nudny wybór. Nie wierzył by wieczność u boku jednej jedynej osoby pozostawała wciąż tak samo atrakcyjna i ciekawa.
    — Nie przeszkadza mi to — wymruczał — tak szybko się mnie nie pozbędziesz — dodał przesuwając dłoń wzdłuż jej kręgosłupa.
    Trochę jej nie rozumiał. Z jednej strony opowiadała mu o granicach i o zachowaniu się właściwie, a z drugiej strony nie oponowała przed taką bliskością. Do tego czuł jak mocno bije jej serce, jak jej ciało rozluźnia się w jego ramionach.

    Uroczy pan wampir

    OdpowiedzUsuń
  62. Ducha walki przekazano mu we krwi, aczkolwiek bliżej było temu do brawury, aniżeli do heroizmu, którym odznacza się wojownik idący na bitwę z honorowymi dewizami na czele. Dla niego bohaterstwo nie grało żadnej roli i chociaż teoretycznie walczył i zabijał przed stoma laty dla ojczyzny, praktycznie robił to dla swojej własnej przyjemności, czerpiąc siłę z każdego odebranego istnienia, bez względu na jego płeć, czy wiek. Oddziały pod jego dowodzeniem przejmowały wsie i siały pożogę, a za nim ciągnęły się mrożące krew w żyłach pogłoski i łatka wojownika nieprzejednanego, który nie ugnie się, choćby ludzka rozpacz rozdzierała serca wokół. Matula nie podołała wyzwaniu wychowania sobie przyszłego księcia; tak właściwie, to obie z babką nie miały mocy ujarzmić tej gorącej krwi, chociaż w wieku dziecięcym i nastoletnim próbowały organizować mu mnóstwo zajęć umysłowych pokroju gier w szachy, przysposabiania do życia publicznego, a także, lub przede wszystkim, tańca. Istotnym aspektem było kiedyś uzyskanie obycia towarzyskiego, w tym umiejętności zachowania się przy stole i w obecności gości, ale chłopcy mieli przy tym znacznie więcej swobody, niż dziewczęta, gdyż wychodzono z założenia, że córka puszczona samopas może przynieść rodzinie więcej wstydu aniżeli syn. Dlatego korzystał z tej swobody i zamiast solennie uczyć się operować zastawą przy królewskim stole, wymykał się, ćwicząc fechtunek, albo jeżdżąc konno i tocząc czasami zbyt poważne bitwy na kopie ze swoimi instruktorami. Już wtedy matka dobrze wiedziała, że nie wciśnie go w wykwintną szatę, i że nie weźmie on do ręki berła innego niż broń, szabla lub miecz. Mimo, że wielu spodziewało się takiego zakończenia na placu boju, to jednak nie tak nagłego, bo chociaż był śmiertelnikiem, to szedł przed siebie bez cienia strachu o życie; nie bał się śmierci i bez obawy zsyłał ją na głowy wszystkim tym, którzy stanęli mu na drodze. Dotarł kiedyś do dzienników ojca – króla i masona w trzydziestym trzecim stopniu wtajemniczenia. Ryt Memphis Misraim i jego nauki, jak całe wolnomularstwo, także jemu stało się z czasem bliskie.
    Chociaż po zesłaniu na ten ziemski padół w innej roli wiele się zmieniło, tendencja do pchania się w samo sedno konfrontacji pozostała w nim nienaruszona. Może bardziej spełniłby się w mundurze współczesnego żołnierza, ale tego zawodu nie mógł łączyć z anielską rolą, która teraz była celem nadrzędnym jego ziemskiego bytu. Stąd przestępczość zorganizowana – w tej dziedzinie mnóstwo jest takich, którym za bardzo spodobała się zabawa w boga, i którzy gotowi są zamachnąć się na los innych, pchnięci aktualnym kaprysem. Ten zawód był dla niego doskonałym kamuflażem do robienia tutaj tego co swoje.
    — W mojej rodzinie od pokoleń ubrania szyje się na miarę — oznajmił krótko. Była to autentyczna prawda – raz, że za jego czasów nie było sieciówek, a dwa, że członkowie dynastii sabaudzkiej mieli prywatnych krawców, szwaczy i szewców, którzy tworzyli dla nich indywidualne kreacje. I tak jest po dziś dzień. Ana była świadoma jego przeszłości, ponieważ jako czarownica przeżywała dokładnie tą samą historię świata, co on, żyjąc w czasach, które były ziemią w porównaniu do dzisiejszego nieba. Niejednokrotnie miała już okazję dowiedzieć się kim był i kim się stał.
    Dostrzegłszy, że Abigail przygląda mu się z nieskrywaną ciekawością, błądząc jasnymi tęczówkami po poszczególnych partiach jego ciała, uśmiechnął się z nutą wyraźnej zmysłowości. Nie powinien, ale miał wrażenie, że gdyby zdolna była rozebrać go wzrokiem, byłby już nagi, a on chyba także nie pozostałby wówczas bierny.
    Ułożył palce na nóżce wysokiego kieliszka i podniósł szkło do ust, upijając pierwszy łyk rubinowego trunku. Wtedy niespodziewanie uderzył go impuls – to była wizja, przekaz informacji jakich doświadczał bardzo często bez udziału woli, gdy w towarzystwie ktoś coś zadecydował i zamierzał wcielić w życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ana wstała z siedziska przy toaletce, gotowa zejść na dół i do nich dołączyć. Jego spojrzenie powędrowało więc w kierunku schodów, a po chwili spoczęło na sylwetce starszej czarownicy. Nie pozostało tam jednak długo, bo dotyk smukłych palców, sunących po jego dłoni, całkowicie zaabsorbował jego uwagę. Był niezwykle empiryczny, jakby chciała coś sprawdzić, w czymś się upewnić. Sięgał głęboko i pozostał z nim nawet w chwili, w której Abigail nagle cofnęła się na miejsce. Jednak ta natychmiastowa reakcja sprawiła, że zmrużył powieki w zastanowieniu, a gdy wstała od stołu, powiódł za nią spojrzeniem i przyjrzał się jej uważnie, próbując wywnioskować co nią teraz targało, a na pewno nie była to czysta chęć zbliżenia się i następujące po niej zawstydzenie, bo te znał doskonale. Do tego gestu pchnęło ją coś konkretnego, coś co pozna już niebawem.
      — Nie masz powodu do zmartwień, Ano — zapewnił, w końcu lokując wzrok z starszej przyjaciółce, wspartej już o krzesło obok. Pewne potrzeby w jego jestestwie nie były tak intensywne, jak za człowieczego wcielenia, a część z nich całkowicie wygasła. Nie miałby żadnych korzyści ze zrobienia jej jakiejkolwiek krzywdy, a wręcz przeciwnie – sam sobie dołożyłby roboty.
      Upił kolejny łyk wina, po czym odstawił szkło na blat.
      — Pytałaś o tatuaż — zwrócił się z powrotem do Abigail, wtenczas opuszczając kwestię jej zachowania, choć co się odwlecze, to nie uciecze. — To święta geometria, Szyfr Boga, złoty podział; jak zwał, tak zwał — oznajmił. — Ile czasu trwa proces tworzenia garnituru? — Dopytał zaraz, chcąc się zorientować co do ilości dni, jakie miał do zakończenia tej współpracy. Przynajmniej teoretycznie.

      Evander di Savoia

      Usuń
  63. Spojrzała na kobietę spod przymrużonych oczu. Wilk nawet jeśli skołowany, był gotów do walki w każdej chwili.
    - czy to... wyzwanie. - zapytała chłodno - Rozmawiasz z wilkiem po przemianie. My nie bywamy uprzejmi po ani przed. Żyjesz już chyba wystarczająco długo, aby wiedzieć jak zachowywać się przy wilkach. Odnoszę wrażenie, ze doświadczenie w obcowaniu z nami masz. - zauważyła chłodno - холера! - zerknęła na zegar ścienny - to już taka pora - mruknęła do siebie.
    Było nazbyt widno aby pokazać się na ulicy nago. Nie żeby byla pruderyjna, ale po co pokazywać się całemu miastu w stroju Ewy?.
    - ah i szkody za okno i co tam mieliście w piwnicy zostaną opłacone pieniężnie - dodała ze zmęczeniem. Cala noc, przemiana dawały o siebie znać i zaczęło ja ssać w żołądku. Mogła by zjeść całego wola i jeszcze jej było mało.
    - Dziewczyno, rozumiem twoja troskę, ale lepiej nie ruszać rannego wilka z miejsca, w którym był. To niebezpieczne.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  64. Z lekkością jakby ważyła tyle co piórko, przychylił jej ciało, a sam na moment nad nią zawisł. Przesunął wzrokiem po jej twarzy. Chciał by ona wykonała kolejny ruch, jakkolwiek długo to potrwa w końcu się skusi. Nikt nie jest w stanie wiecznie mu się opierać. Nie sądził by była, aż tak inna od wszystkich napotkanych kobiet. Jakakolwiek jej historia by nie była. Czasem miał wrażenie, że kobiety zranione, samotne jeszcze bardziej lgnęły do kogoś kto choć na moment zwrócił na nie uwagę. Zwłaszcza jeśli było się atrakcyjnym.
    - Obawiam się, że w końcu zechcesz — odparł z cieniem uśmiechu. A wtedy on nie będzie już musiał udawać osoby innej niż w rzeczywistości jest. Choć miło, że na razie nie chciała jak najszybciej skończyć swojej pracy by nie musieć się z nim widywać. To już coś.
    Poruszał się z nią jeszcze prze kilka minut, nim piosenka się skończyła. Po tym odsunął się od niej i wypuścił ze swoich objęć.
    — Kłamałaś, nie jesteś taka kiepska w te klocki — pochwalił puszczając jej oczko po czym sięgnął paczuszkę z przyniesionymi guzikami. Pomachał nią w powietrzu.
    Miał ochotę zrobić z nią znacznie więcej rzeczy, które pewnie jej w tej chwili by się nie spodobały. Chciał wpić się w jej zaróżowione wargi, wziąć ją tu i teraz, a później skosztować jej krwi. Miał wiele fantazji w głowie, ale na razie musiały poczekać.
    — Postawiłbym raczej klasycznie na czarne — stwierdził przyglądając się mieniącym kolorom — ale możesz sama wybrać to co uważasz za najlepsze — dodał wzruszając ramionami — na tym ty znasz się lepiej — mimo, iż lubił dobrze wyglądać i raczej stawiał na dobre marki, ona była tu specjalistką od mody i tego co do siebie pasuje, a co nie koniecznie.
    Dolał sobie kolejną porcję złotawego trunku. Nie mógł się upić, przynajmniej nie tak łatwo. Z boku mógł wyglądać na kogoś kto nadużywa alkoholu, ale wampiry się nie uzależniały, nie od tego.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  65. — Na pewno nie zawiedziesz — stwierdził odkładając guziki. Zerknął na nią, gdy przemieściła się w stronę okna. Dopił alkohol znajdujący się w szklance. Poszedł w ślad za nią. Stanął za dziewczyną blisko, ale na tyle daleko by ich ciała już się nie stykały. Zacisnął szczęki czując ciepło jej ciała. Jego własne było zimne, a jedyne co mogło go w jakikolwiek sposób rozgrzać to ciepła krew płynąca w jej żyłach.
    — Przychodzisz późno — odpowiedział zgodnie z prawdą — za zwyczają przyjeżdżają wczesnym rankiem, ale dziś mieli wolne, ale nie jest to związane z twoim przyjściem — wytłumaczył. Dziś nie miał nastroju by ktokolwiek się tutaj kręcił, mogło by się to skończyć dla nich tragicznie, zdarzało mu się wyżywać na osobach pobocznych, choć tym razem Abigail odwróciła jego uwagę od niedogodności.
    Oparł jedną rękę o ścianę nad głową dziewczyny.
    — Musisz kiedyś przyjechać w ciągu dnia, ogród nie jest jeszcze skończony, ale to pięna okolica — stwierdził wyglądając przez okno. On wszystko doskonale widział, ciemność nie sprawiała problemu wampirzym oczom.
    — Jeszcze dużo pracy zostało by przywrócić to miejsce do dawnej świetności — dom jak i cały teren były duże i całkowicie zaniedbane, a on nie uznawał półśrodków. Wszystko musiało być idealne nim uzna remont za skończony — w antykwariacie dostałem ciekawą książkę, ponoć to miesjce należało do czarownic — dorzucił obserwując jej reakcję na te słowa. Za zwyczaj ludzie, którzy nie mieli o niczym pojęcia regowali zupełnie inaczej niż ci, którzy mieli świadomość co się kryje w ciemności. Wyśmiewali takie głupoty. Gino wiedział, że to prawda, a nie żadna bujda. Sam się dziś o tym przekonał.
    — Jeździś konno? — zapytał zmieniając zuepłnie temat.
    On uwielbiał jazdę konną. Z końskiego grzbietu wszystko wydawało się znacznie prostrze. Potrafił zupełnie oderwać się od codzienności. Nawet planował odbudowac stajnię, którea znajdowała się za głównym budynkiem i być może sprawi sobie kilka nowych prezentów. Planował jeszcze trochę tu pomieszkać, więc mógł sobie pozowlić na taką inwestycję.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  66. — Możesz wpaść tu w dzień wolny, kiedy chcesz — póki był uprzedzony o jej przyjeździe to nie miał nic przeciwko. Wolał by go nigdy nie zaskoczyła swoim nagłym przyjazdem, zwłaszcza jeśli byłby w niezbyt dogodnej sytuacji do odwiedzin.
    — Tak — odparł krótko — wierzę, że świat ma do zaoferowania coś więcej, coś co może zaskoczyć śmiertelnika — dodał. On sam kiedyś nie wierzył w nic, w żadną siłę wyższą, w żadne opowieści i legendy. Dopiero jego stwórczyni otworzyła mu oczy i pokazała jak bardzo świat nie jest oczywisty, jak bardzo może zaskoczyć. Jego zaskakiwał pozytywnie dla innych był to istny koszmar i udręka.
    Choć nawet i błahostki mogły zaskoczyć, tak jak teraz nie spodziewał się, że będą tak tu stać i normalnie rozmawiać. I zadziwiająco łatwo prowadziło mu się tę rozmowę.
    — A ty? Jesteś niedowiarkiem, czy raczej doszukujesz się ziarnka prawdy w każdej opowieści? — uniósł delikatnie kąciki ust. Co by zrobiła gdyby teraz pokazał kim tak na prawdę jest? Uciekła by, czy byłaby zaintrygowana? W większości reakcja była taka sama, strach i obrzydzenie. Ale czy tak bardzo różnili się od ludzi? Nie sądził, posiadali wiele tych samych cech i słabości.
    — Jeszcze nie, ale na tyłach jest stajnia, po odbudowie być może sprawię sobie prezent — odparł znów kierując wzrok na ciemność malującą się za szybą — już późno nie powinienem cię dłużej zatrzymywać, chyba że chcesz zostać — stwierdził poruszając wymownie brwiami i odsuwając się od dziewczyny na bezpieczniejszą dla jego zmysłów odległość. Był stary i doświadczony, ale wciąż był potworem uzależnionym od krwi.

    Ulubiony wampirek

    OdpowiedzUsuń
  67. Jego rodzina jest bogata i wyniosła – dzisiejsze pokolenie rodu di Savoia, jako pretendenci do tronu Królestwa Włoch, nieustannie roszczą sobie prawa do tytułu monarszego, pomimo zniesienia monarchii lata temu – więc to się jak najbardziej zgadza, natomiast sprawa wyglądała tak, że te marki, które dziś uznawano za najbardziej luksusowe, kiedyś także zaczynały od zera – od małych zakładów i marzeń, że z czasem ich kreacje obiegną glob, stając na piedestałach światowej mody. Oni korzystali z usług Gucciego, gdy ten ledwie otworzył pierwszy butik w Rzymie, wówczas nawet nie myśląc o domu mody; zresztą chłop i tak nie dożył jego największego rozkwitu. Podobnie było z innymi projektantami – dawali szansę nowym i nieznanym, jeżeli potrafili zadbać o jakość swojej twórczości, i tak już się utarło, że po dziś dzień korzystają z usług kameralnych zakładów, gdy są w stanie spełnić ich oczekiwania, bo w dobie dzisiejszej ery sława marki już nie zawsze idzie w parze z jej doskonałością. W masowej produkcji hurtowej nie ma żadnego piękna i wyjątkowości, a oni, włącznie z Evanem, nie lubią nosić ubrań, które na każdym człowieku układają się w taki sam sposób. To jest ich osobliwe zboczenie pokoleniowe.
    Skinął głową w zrozumieniu, gdy Abigail odpowiedziała, że wykonanie garnituru zajmie jej około sześciu tygodni. Nie spieszyło mu się, bo do jubileuszu pozostały lekko ponad dwa miesiące, poza tym nie spodziewał się krótszego czasu – od wykonania made to measure zdecydowanie wolał wykonanie bespoke tailoring i tego drugiego od niej oczekiwał, gotów uiścić za to stosowną opłatę, tym bardziej, jeśli na poczet tego jednego garnituru przyjdzie jej zaniechać kilku innych zamówień. Nie był laikiem w tej dziedzinie, ponieważ często z usług krawców korzystał, więc zdawał sobie sprawę, że będzie musiał określić się co do kroju i tkaniny, którą preferuje, a także zdecydować się na jakość podszewek, guzików i wykończeń, z kolei później, już w trakcie szycia, stawić się na co najmniej kilka przymiarek, w tym chociaż na jedną z butami i w koszuli, którą to tego garnituru będzie nosił. A tak z innej beczki, sześć tygodni było odpowiednim czasem na spełnienie prośby Any.
    — Trochę ich mam — rzekł, na jej uśmiech odpowiadając swoim własnym, po czym chwycił sztućce i popatrzył na danie na talerzu. Prezentowało się naprawdę dobrze i nie wątpił, że smakuje dokładnie tak, jak pachnie. — Buon appetito — powiedział, zerknąwszy jeszcze na obie panie, gdy Abigail również zasiadła przy stole ze swoją porcją, i w milczeniu skosztował kawałka mięsa z dodatkiem żurawiny. Było miękkie, wręcz rozpływające się w ustach i odpowiednio przyprawione; nie miał temu daniu nic do zarzucenia.
    — Dobrze szyje, dobrze gotuje, dobrze przyjmuje gości — stwierdził, podnosząc wzrok na Abigail znad talerza i uniósł kącik ust. — Czy będzie coś, czego nie zrobi dobrze? — Tym razem skierował nieco rozbawione spojrzenie na Anę i sięgnął po kieliszek, z którego upił łyk wina. Nie oczekiwał odpowiedzi, bo w rzeczywistości był to jego osobliwy komplement, podsumowujący to, co zdążył dostrzec i poznać od momentu przekroczenia progu tego domostwa. Wprawdzie nie miał jeszcze okazji tego szycia ujrzeć, ale opinie innych mówiły same za siebie, tak samo jak szkoły, które Abigail pokończyła.
    Kolacja mijała w przyjemnej atmosferze i głównie przy rozmowach o życiu. Ana dopytała Evana o kwestię zamieszkania, bo dotychczas wciąż urzędował w Chelsea, mimo że jakiś czas temu kupił posiadłość za miastem, ale wymagała ona odświeżenia, co odrobinę przeciągało się w czasie z tego względu, że sam przekładał ekipę, bo nie mógł być obecny przy doborze pewnych elementów do wnętrza. Czas mógł zatrzymać – choć nigdy nie zrobiłby tego dla takiej sytuacji – ale rozdwoić się nie mógł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później to on podpytał Abigail o pobyt w Nowym Jorku i w Paryżu, a konkretnie o to, w którym z tych miejsc czuła się lepiej, i czy nie myślała, żeby kiedyś na stałe osiąść gdzieś poza wyspami. Ana chyba nie byłaby pocieszona faktem, że córka na dobre wybyła w świat, ale nie wyglądała na taką, która potrafiłaby odwieźć ją od marzeń tylko ze względu na odległość, jaka musiałaby ich dzielić, gdyby Abigail zamieszkała w USA. Przy rozmowach czas płynął do takiego stopnia, że ledwie zaczął jeść, a lada moment skończył, choć w rzeczywistości wcale się nie śpieszył. I nawet wino z jego kieliszka wyparowało.
      — Grazie, wyszło naprawdę świetnie — podziękował, odkładając sztućce na talerzu zgodnie z zasadą savour-vivre, czyli równolegle do siebie skierowane w prawą stronę. Ktoś kto znał te zasady, wiedział, że to ułożenie sztućców mówiło o zakończeniu jedzenia i równocześnie komplementowało danie szefa kuchni. Na koniec lekko otarł serwetką usta i dłonie, po czym odłożył ją obok nakrycia.

      Evander di Savoia

      Usuń
  68. Spojrzał na nią z błyskiem w oku, wyczuł zmianę w jej nastawieniu oraz postawie. Zasiał ziarnko niepewności w jej głowie. Dobrze niech myśli, główkuje, chciał zaprzątać jej myśli doprowadzić ją do bólu głowy. Chciał by nie mogła spać, by bała się odwrócić za siebie by sprawdzić co czai się za jej plecami. Choć i tak póki otwarcie nie przyzna się przed nią czym jest, mogła się tylko domyślać i spekulować.
    — W porządku, choć zapraszam w każdej chwili. No i jesteśmy umówieni na aukcję — odpowiedział mierząc ją spojrzeniem — i nie zasłaniaj się nadmiarem pracy — dodał szybko nie pozwalając jej się sprzeciwić. Trzy tygodnie to długi okres czasu, nie miał zamiaru przez ten czas dać jej spokoju. Garnitury z tego wszystkiego interesowały go najmniej.
    Gdy zapakowała wszystkie rzeczy do torby, odprowadził ją do wyjścia. Otworzył przed nią dwuskrzydłowe drzwi, na których wisiała kołatka w kształcie głowy jelenia.
    — Do zobaczenia — nim jednak zdołała przekroczyć próg, chwycił ją za łokieć — ten wieczór był na prawdę miły, odwróciłaś moje myśli od pewnych niewygodnych spraw — dodał po czym puścił ją pozwalając już wyjść.
    Był ciekawy finału tej znajomości, dokąd to wszystko doprowadzi.
    Spoglądał jak wsiada do samochodu, zapala silnik i znika w oddali. Nie zawrócił jednak do środka domu tylko wyszedł na zewnątrz. Wieczór był dość chłodny choć jemu niska temperatura nie przeszkadzała. Przysiadł na kamiennym murku i wsłuchiwał się w noc. Dla wielu mogło by tu być kompletnie cicho, on jednak słyszał wszystko. Kumkanie żab, sowę i silnik oddalającego się samochodu. Była to kolejna zaleta wampiryzmu. Choć z początku wyostrzone zmysły doprowadzały go do zawrotów głowy, teraz rozkoszował się tymi szczegółami, które wcześniej mu umykały. Do tego bogate zapachy, jeziora znajdującego się obok posiadłości, lasu otaczającego dom. Było można się tutaj odprężyć i zapomnieć o całym otaczającym go świecie. Miasto dawało mu mnóstwo rozrywki i możliwości, ale mieszkać zawsze lubił na uboczu, z dala od zgiełku i wścibskich spojrzeń.

    Gino udający normalnego typka

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie obnosił się z potęgą swojej mocy, bo wiedział, że musi strzec ją przed światem zewnętrznym, który był szczególnie narażony na skutki i efekty jej użycia. Ich błędy odciskają się na życiu śmiertelników czasami bardziej dotkliwie, a czasami mniej, a wszystkie niewytłumaczalne dziwactwa, które zachodzą na przestrzeni lat, ludzie tłumaczą później efektem Mandeli, od którego historii wzięło się to określenie. Miliony ludzi pamiętają coś, co nigdy nie miało miejsca. Majstrowanie w czasie i w rzeczywistości zawsze niesie ze sobą jakiś skutek, a już szczególnie wtedy, gdy przeznaczeniem kogoś takiego jak Nelson Mandela nie jest śmierć w więziennej celi. Wszyscy pamiętali jego pogrzeb w 1991 roku, który śledzili na żywo w telewizji. Pamiętali artykuły prasowe o jego odejściu i zamieszki, jakie wybuchły w RPA po jego śmierci, a nawet porę roku – to było lato. Pamiętali też szok, jaki przeżyli, gdy Mandela został prezydentem RPA w roku 1994. Tymczasem afrykański opozycjonista nie tylko przeżył więzienie, ale jeszcze został prezydentem i zmarł w 2013 roku w słusznym wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat, mimo że większość osób do dziś uważa, że ten człowiek odszedł przed dwiema dekadami. Nie wszystko dało się naprawić w sposób niedostrzegalny dla świata – nie, jeśli chodziło o przeznaczenie wielkich ludzi, aczkolwiek w większości przypadków ścieżki ich życia najczęściej toczyły się tak, jak należy. Na szczęście.
    Nie był istotą całkowicie wolną od emocji, bo ktoś, z kogo wypompowano zmysły i komu doszczętnie odebrano zdolność odczuwania, nie mógłby funkcjonować na ziemskim padole, choćby dlatego, że życie na nim niemalże w całości opiera się właśnie na tym – na odczuwaniu i wzajemnej wymianie emocji. Gdyby ludzie nie posiadali uczuć, ta rzeczywistość nigdy nie miałby prawa się rozwinąć, dlatego on również je miał, tyle tylko, że potrafił je kontrolować, zupełnie tak, jak swoje zdolności. Dlatego w przypływie gniewu świat nie ulegał przez niego zagięciu, a co najwyżej, przy jakimś gwałtowniejszym ruchu, z półek mogły pospadać przedmioty, drzwi zatrzasnąć się z hukiem, okna rozkruszyć, a ciało innej osoby mogło niespodziewanie znaleźć się na wyciągnięcie jego ręki, nawet jeśli przed sekundą dzieliła je większa odległość. Jednak nie zesłano go tutaj po to, aby toczył konfrontacje – nie musiał. Manipulował czasem i rzeczywistością: zamieniał atomy danej materii w atomy jakiejś innej; mógł zatrzymać bieg wydarzeń, a z wystrzelonego prosto w serce naboju zrobić gumkę recepturkę. Mógł cofnąć bieg wydarzeń, choć z głową, bo zakrzywienie rzeczywistości w ten sposób niesie spore ryzyko zmian w całym otoczeniu, i sprawić, że ostatecznie nigdy się nie wydarzą. Robił to jednak wyłącznie w imię przeznaczenia, taką miał bowiem misję, nie bez przyczyny nosząc miano anioła. Miał wolną wolę, ale służył stwórcy, a nie sobie samemu, i jeśli zdecyduje się zaniechać tej misji – upadnie, tracąc większość mocy.
    — Wzmiankę o kolejnych kolacjach potraktuję jako zaproszenie — zaznaczył, gdy Ana podniosła się z krzesła i posłał jej żartobliwe spojrzenie. Rzucił to zdanie w ramach żartu, aczkolwiek niewykluczone, że nadarzy się jeszcze okazja do wspólnego posiłku w podobnej atmosferze. Na razie nie miał żadnych solidnych powodów, żeby odmówić. — Dobranoc — pożegnał się krótko, odprowadzając spojrzeniem sylwetkę Any do drzwi, a kiedy za nimi zniknęła, skupił je na wciąż siedzącej naprzeciwko Abigail. Ich spojrzenia spotkały się w chwili, w której ona również przeniosła wzrok z drzwi na jego osobę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Godzina była jeszcze przyzwoita, więc nic nie stało na przeszkodzie poczęstowania się kolejną lampką alkoholu.
      — Napiję się — odpowiedział, po czym pochylił się w przód, żeby przesunąć swoje szkło w jej stronę. Przy okazji odsunął nieco swój talerz i znów ułożył jedno z przedramion na blacie dla wygody. Popatrzył na nią w milczeniu, gdy uzupełniała kieliszki, aż przechylił głowę w bok, zastanawiając się nad jedną rzeczą:
      — Sama zaprojektowałaś i uszyłaś suknię, którą masz na sobie? — Zapytał, powiódłszy spojrzeniem po ciemnym materiale, opinającym jej sylwetkę, który mógł z tej pozycji dojrzeć jedynie do połowy, ale to wystarczyło, aby utwierdzić się w przekonaniu, że skrojono ją nienagannie. Ale podobno ładnemu we wszystkim ładnie.

      Evander di Savoia

      Usuń
  70. Czuł się Bogiem. O ile Bóg mógł być kiedykolwiek wampirem – wtedy na pewno czułby się tak, jak teraz Joe. Krew z poprzedniej ofiary wciąż buzowała mu w uszach, czuł jej słodki, a zarazem cierpki smak w ustach. Przełykając ją czuł się tak, jakby popijał właśnie swój ulubiony rum miodowy, który przywiózł lata temu z Teneryfy. Smak, który przypominał mu pierwsze lata bycia wampirem.
    Polansky już dawno wyzbył się uzależnienia od ludzkiej krwi. W czasach, kiedy był młodym wampirem, który jeszcze nie do końca wiedział, z czym wiąże się życie wampira; kiedy nienawidził młodej nastolatki, która postanowiła uratować mu życie, ale także zrzucić na niego brzemię, którego nie potrafił znieść… Wtedy krew człowieka była dla niego czymś, co uwielbiał. Jednak po czasach, gdzie na Teneryfie został może co trzeci mieszkaniec, a podejrzenia zaczęły być coraz bardziej uciążliwe, postanowił się wtopić w otoczenie. Walcząc z żądzą krwi, pomagał mu właśnie rum miodowy.
    Kobieta, która cofała się przed nim wyglądała tak, jakby zaraz miała paść na zawał. Joego niezmiernie to bawiło – ludzie myśleli, że powinni z wampirami zachowywać się tak, jakby przez przypadek skonfrontowali się z wilkiem i chcieli uratować swoje życie. Nic bardziej mylnego – ani wolny krok, ani szybki sprint niczym Usain Bolt nie były w stanie uratować człowieka przed wampirem. Szczególnie przed takim, który był wściekły i pragnął poświęcić lata pracy nad samym sobą tylko dlatego, że jego córeczka powoli umierała.
    Kiedy zauważył wisiorek na szyi blondynki, uśmiech, który pojawił się na jego twarzy odrobinę zanikł. Był niemal pewien, że w jego środku znajduje się werbena. Kolejny powód, dla którego niegdyś zrezygnował z wysysania z ludzi krwi. Te najciekawsze przypadki, które znajdywał, zazwyczaj już wiedziały, że wampiry to nie wymysł L.J. Smith. Westchnął przeciągle, a następnie wbił wzrok w oczy blondynki. Wyglądała na przerażoną.
    - No wiesz… - oblizał wargę, a kiedy poczuł, że wyrastają mu kły, jego uśmiech stał się mniej ludzki. Wyglądał, jakby go coś opętało. – Czy ja wyglądam na jakiegoś menela, który właśnie szuka kilku funtów na piwsko?
    Parsknął śmiechem, a głowę odchylił na bok. Swoim szaleńczym wzrokiem błądził po szyi. Wyczuwał, jak puls kobiety przyspiesza, a jego ciało aż drży z podniecenia. Jeszcze kilka kroków i kobieta nie będzie miała gdzie uciec, a Joe wtedy będzie mógł napić się prawdopodobnie najlepszej krwi, jaką kiedykolwiek pił. Kilka kroków dzieliło blondynkę od ściany, a tam był w stanie zakleszczyć ją. W końcu wyglądała tak, jakby ważyła nie więcej niż pięćdziesiąt pięć kilogramów, a to nic przy jego setce. Nawet jakby był zwykłym człowiekiem, kobieta, której serce coraz szybciej biło, nie byłaby w stanie zrobić kompletnie nic.

    [Najmocniej przepraszam za tak długi brak odpisu. Małe problemy rodzinne, a za niedługo będzie mój ślub i nie wiem w co mam włożyć ręce. Obiecuję poprawę! W jakości też...]

    Joe P.

    OdpowiedzUsuń
  71. Siedział dość długo na zewnątrz. Już chciał się podnieść i zawrócic do domu zająć się czymkolwiek innym. Usłyszał jednak krzyk, jedno za drugim wołanie o pomoc. Poderwał się na równe nogi nasłuchując. Rozpoznał do kogo należy owy głos, zresztą nie było innej możliwości. W okolicy nie miaszkał nikt prócz Russo. Szybko namierzył skąd dochodziły krzyki dziewczyny. Wciąż znajdowała się na drodze, więc w mgnieniu oka pognał w tamtą stronę.
    Stanął na środku drogi lustrując sytuację malującą się przed nim. Blondynka wiła się na ziemi, a jakaś wielka bestia ciągnęła ją ku sobie. Jej auto znajdowało się kawałek dalej w rowie. Czuł krew, ktróra musiała sączyć się z jej rozdartej skóry na kolanach oraz dłoniach. Nie powinien ingerować, narażać samego siebie na jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu, ale Abigail była jego, a on nie lubił się dzielić.
    Warknął pod nosem, a mrok za nim zgestniał jeszcze bardziej. Zbliżył się bliżej, na tyle by Abigail mogła go dostrzec. Widział strach malujący się na jej twarzy, łzy zbierające się w jej błękitnych oczach i strasznie go to rozjuszyło. W ułamku sekundy znalazł się przy napastniku. Z dużą siłą odepchnął go od dziewczyny. Zerknął na nią kątem oka, gdy leżała na wilgotnym asfalcie u jego stóp. Zmarszczył brwi i przeniósł spojrzenie pełne gniewu na bestię. W jego oczach malowało się to co tak starannie przed nią maskował, rządza mordu, nienasycone pragnienie.
    Rozpłynął się w ciemności, jakby był jej nieodłącznym elementem. Pojawił się nad potworem, który zdecydowanie nie był człowiekiem, ale też nie w pełni zwierzem. Nowa hybryda? Inny rodzaj wilkołaka? Skoczył na niego, ale Gino uniknął ataku. Lawirował pomiędzy atakami niczym wprawiony tancerz. W końcu wykorzystując nadarzającą się okazję, wbił dłoń w ciało przeciwnika. Owinął palce wokół jego gorącego serca i bez cienia zawachania wyrwał je z piersi. Bestia stęknęła i osunęła się bezwładnie na ziemię, jego narząd poleciał w pobliskie zarośla.
    Odchylił na chwilę głowę w tym i odetchnął głęboko. Oblizał palce z krwi smakując z czym ma doczynienia, ale to nie smakowało jak nic co dotej pory kosztował. Zawrócił do blondynki, której oczy wielkości spodków wpatrywały się w jego postać. Świetnie...
    Jego ciało wciąż było napięte, nasłuchiwał czy aby na pewno w okolicy nie czai się już nic więcej.
    — Tylko nie uciekaj — rzucił, gdy Abigail zaczęła podnosić się z ziemi. Schował kły, a z jego twarzy zniknął złowrogi cień — ja ci nic nie zrobię — przynajmniej nie teraz, dodał w myślach.

    Rycerz bez konia

    OdpowiedzUsuń
  72. Uniosła brew. No tak młodo wygladała, ale to nic nie znaczyło.
    - No właśnie... NIE ZNAMY SIE, wobec czego nie wyglaszajmy zadnych zbednych slow, babciu... - zauwazyła - mam nadzieje, ze nie odnosisz sie takim tonem do Alfy. W moich stronach, a nie byly takie miastowe jak tu było surowiej i nie cackaqno sie manierami. Nie bój sie, tu jest tak przyjemnie, ze az można ciac powietrze a my sie już wiecej nie spotkamy. Nie przedstawiam sie byle komu, zwlaszcza wiedzac, ze imie daje moc - wyszczerzyła sie w parodi uśmiechu.
    Odprowadziła ja wzrokiem. Niech idzie...
    - Rozumiem - złagodniała - Mówie to co myślę, bo taka już jestem... Jakbyś wychowywała się na odludziu bez nikogo przy sobie, to tez byś była powiedzmy "dzika". Jesteś jeszcze młoda. Dużo przed tobą i jeszcze niezniszczona życiem. Ciesz się i bierz z niego ile wlezie. - powiedziała z nostalgia. - Zapłatę otrzymacie jutro. Wyczekujcie koperty. - spojrzała po sobie i westchnęła - mną sie nie przejmuj. Zaraz sie znowu zamienie. Nie widze powodu tu zastawiac dluzej a "psa" nikt nie zaczepi. - zauwazyla wesolo. Acz okupi to glodem jak i dluuga drzemka - Tam sa drzwi? Rozumiem. Lepiej sie odsun a.. przykro mi, za to, ze w jakis sposob mozesz otrzymac bure za nie zamkniecie okna - zauwazyla przywolujac moc wilka do przemiany. Powietrze zafalowało, gdy odlozyla na bok koc i zwiekszyla energie az sie zgiela na czworaka porastajac futrem aż po dłuzszym tym razem czasie była juz w futrze. Otrzasnela sie i wygiela az slychac bylo strzykanie kości. Przednimi lapami podrapala sobie nos aż w koncu, gdy napiecie zeszlo spojrzala na dziewczyne dajac znak, aby ta otworzyła drzwi. A gdy to sie stalo, przemknela szybko przez framuge az bylo widac tylko biala smuge i już jej nie było. Szybkim ruchem zmienila kurs i w obrocie przemknela w strone lasu. Na skraju sie zatrzymała, popatrzyla w strone domu i zawyła. Machajac kita jak na pozegnaniu ruszyła dalej aż w koncu, unikajac skupisk ludzi dotarła do domu. Tam potwornie glodna i obolala po kolejnej zmianie, wrzuciła cos na zab i ledwo co zjadla legla na lozko niemal zasypiajac od razu. Nawet nie spojrzala na telefon.

    Lara (piszaca na kolanie i bez znakow >.< nie bij)

    OdpowiedzUsuń
  73. [Cieszę się, że się Andrzejka podoba xDD Krzycz, jak coś pomieszam w opisie Abi]

    Podobno przeciwieństwa się przyciągały - w przypadku Andy i Abi to banalne powiedzenie miało wiele wspólnego z prawdą. Jej przyjaciółka miała prawdziwie artystyczną duszę i nic w tym dziwnego, w przeciwnym wypadku nie byłaby w stanie stworzyć tylu pięknych kreacji, a do jej głowy nie przychodziłyby coraz to nowe pomysły na kolejne sukienki czy kombinezony. Była pogodnym duchem, takim, którego towarzystwo działało jak balsam na złamane serce, leczący wszelkie zranienia i zadrapania. Mimo że życie nieco zweryfikowało jej plany i złagodziło jej marzycielską naturę, jak to często działo się w momencie wkroczania w dorosłość, dla Andy wciąż stanowiła osobę z bardzo bujną wyobraźnią i pełnią nadziei. A Williams? WIlliams owszem, miała swoje plany na przyszłość, ale tamte nie wykraczały poza chęć kupna własnego domu i ewentualne założenie własnego warsztatu. Nie korciły ją podróże czy odkrywanie nieznanego. Wierzyła w to, co widziała, czego potrafiła dotknąć i doświadczyć. Jednak mimo tych różnic, nie wyobrażała sobie życia bez swojej uroczej przyjaciółki. Zwłaszcza teraz, gdy codzienność waliła się jej na głowę i Andy potrzebowała kogoś, kto powstrzymałby ją przed utratą zmysłów. O ile na to nie było już za późno.
    - Takie życie. - Wzruszyła ramionami, gdy tamta oskarżyła ją o brak poświęconego czasu. - Auta same się nie naprawią - dodała, przechylając kolejny kieliszek i mrucząc pod nosem z niezadowoleniem na widok tego, że właśnie wypiła ostatniego zamówionego szota.
    Mimo że alkohol już zdążył uderzyć jej do głowy, ostatecznie Andromeda nie była przyzwyczajona do tak intensywniego picia, przynajmniej nie przed zniknięciem ojca, to udało jej się pochwycić zmartwione spojrzenie Abigail. Doskonale rozumiała jej reakcję. Ona też się martwiła. Nie tylko o Williamsa, ale o siebie również. I może było to niezwykle egoistyczne z jej strony, ale obawiała się życia bez Adama. Fakt, była dorosła, od wielu lat utrzymywała się na własną rękę, co wcale nie zmieniało faktu, że potrzebowała taty. W końcu dzieckiem było się na zawsze. Niezależnie od wieku, czasem człowiek wracał z podkulonym ogonem do domu - tam, skąd się przyszło. Ale bez rodziców to nie był już dom, tylko ziejące nicością cztery ściany.
    Andy spojrzała na swoją towarzyszkę spod przymrużonych oczu, gdy tamta zamówiła podwójną dawkę trunków.
    - Chcesz się ścigać? Dobrze - odparła rezolutnie, by następnie uśmiechnąć się szeroko do barmana. - Cztery razy! To, co wcześniej.
    Tego wieczoru nie zamierzała przestawać ani zachowywać zdrowego rozsądku.
    - Na wesoło - potwierdziła. - Najwyżej tak się spijemy, że będziemy rzygać do Tamizy, a potem zaśniemy na ławeczce, wtulone w siebie. Nasze zdrowie! - zawiwatowała i na potwierdzenie swoich słów, uniosła kieliszek do góry tak, by zderzyć się z kieliszkiem przyjaciółki.
    Po pokonaniu kolejnych dwóch szotów, rozsiadła się wygodniej na stołku, opierając ramię o blat, by wpatrzyć się w dziewczynę.
    - Powiedz mi lepiej, co nowego u ciebie.

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  74. Mimo jej jawnych sprzeciwów i widocznego gołym okiem strachu, zbliżył się do niej. Nawet gdyby zaczęła uciekać, w mgnieniu oka dopadłby ją.
    — Jestem i raczej niezbyt mocno to przed tobą ukrywałem — wzruszył ramionami — zresztą sama zobacz jak reagujesz, widzisz we mnie potwora gorszego niż bestia, która cię zaatakowała — kucnął koło niej, a po morderczym szale nie było już śladu. Był zupełnie spokojny i opanowany, a jej krew mimo iż intensywnie pachniała, nie była wstanie skusić.
    Wyciągnął w jej stronę rękę i pomimo jej oporów, podciągnął ją do pionu. Chwiała się na nogach, więc złapał ją pewniej by znów nie upadła. Była brudna od krwi i ziemi.
    — Trzeba to opatrzeć — stwierdził uważnie się jej przyglądając. Nie miał zamiru jej teraz nigdzie puścić. Musiała się uspokoić i ochłonąć. Nie mógł ryzykować, że pobiegnie do miasta i ogłosi wszem i wobec, że Russo jest wampirem. Jeszcze tego mu brakowało. Musiałby w tedy wybić cały Londyn.
    — Wracamy do mnie i nawet się nie kłóć — dodał, a jego ton był zupełnie poważny, odrobinę ostry, nieznoszący sprzeciwu. Wszystko miało pójść w innym kierunku, ale cośmusiało mu pokrzyżować plany. Teraz dziewczyna uważała go za żądnego krwi potwora. Poniekąd taka była prawda, ale nie był tak nieludzki jak stwór, który chciał ją zabić. Był zdolny do okropnych czynów, ale nie miał powodów by zabijać Abigail. Poza tym uratował jej życie, powinna okazać choć odrobinę wdzięczności.
    Z łatwością ją podniósł i objął ramionami. Drżała i próbowała mu się oprzeć. Bezskutecznie. Miała w tym trochę słuszności, pewnie teraz więcej rzeczy rozumiała i tym bardziej obawiała się jego zachowania.
    W mgnieniu oka przeniósł się z powrotem do swojej posiadłości. Nie miał zamiaru wlec się z nią normalnym ludzkim tempem, zwłaszcza że będzie musiał posprzątać cały ten bałagan. Zrobił to wszystko głównie by ochronić jej kruche życie, ale z drugiej strony lubił to. Poczucie wyższości, siły. Lubił być bezwzględny, a oddanie się swoim pierwotnym instynktom przychodziło mu z łatwością.
    Trochę go również bawiło zachowanie dziewczyny, za zwyczaj udawała taką nieustraszoną, waleczną. Teraz była kompletnie rozbita i przerażona, a zamiast walczyć chciała wziąć nogi w zapas.

    Bohater Gino

    OdpowiedzUsuń
  75. Chociaż jego znajomość z Aną nie była oparta na stałych spotkaniach i regularnej wymianie nowych informacji dotyczących własnego życia, bo na to żadne z nich nie mogłoby sobie pozwolić ze względu na brak czasu – znali się dobrze, a w niektórych kwestiach o wiele lepiej, niż można by się na pierwszy rzut oka spodziewać. Był świadom, że jedyną córkę, którą miała, przybrała za własną z ramienia londyńskiego przytułku, wykazując się przy tym dużym aktem odwagi i jeszcze większa gotowością oraz wiarą w to, że będzie w stanie zapewnić jej nie tylko dobry byt, ale szczególne bezpieczeństwo w tym nie tak oczywistym świecie. Gdyby jednak nie posiadał tej wiedzy, sam z siebie nie domyśliłby się, że kobiet nie łączą żadne więzy krwi, bo były ze sobą wyraźnie zżyte, a dla przeciętnego obserwatora ich relacja nie różniła się niczym od tej biologicznej. Miały siebie i były tak samo szczęśliwe. Miały również swoje małe rytuały i gdyby tylko wiedział, że przeszkodzi dziś w jednym z nich, z pewnością nie zgodziłby się na tę kolację i nie ważne jak bardzo Ana upierałaby się, że to nic takiego. To był czas, który powinny były wykorzystać wspólnie, tym bardziej, że jemu pojawienie się w gościnie następnego dnia nie przysporzyłoby żadnego kłopotu. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny, a dziś Abigail zamiast spędzać wieczór z matką na rozmowach pod materiałem miękkiej pościeli, ostatecznie spędzała go z nim, sącząc wino i szykując się do pracy po godzinach. To jak długo będzie trwał ten wieczór, i jak miłym okaże się być, zależało wyłącznie od nich.
    Uśmiechnął się na to niespójne kiwanie głową, a kiedy kieliszek wypełnił się trunkiem, przysunął go sobie z powrotem. To, co zawsze ujmowało go w kobietach, to naturalność w sposobie ich bycia – ta swoboda zachowania, która miała miejsce nawet w obliczu tłoczących się wewnątrz emocji. Wystarczył jeden gest: krótkie spuszczenie wzroku i lekkie złączenie warg w przypływie zawstydzenia – ten moment, w którym zdawały sobie sprawę, że właśnie zrobiły coś onieśmielającego, coś co wynikało ze wspomnianej swobody zachowania i co wciąż ta swobodą było. Nie wszystkie miały w sobie tę cechę, częściej przywdziewając adekwatne do sytuacji maski, nawet jeśli nie zawsze do nich pasowały, natomiast Abigail miała jej odpowiednią ilość. I przyjemnie było patrzeć na nią w każdym wydaniu – na jej zawstydzenie, na jej radość, zadowolenie, czy niepokój. Emocje tańczyły w jej duszy, tańczyły również w jej twarzy, w kącikach malinowych ust i w błękicie jej oczu. Z pewnością łatwiej byłoby mu robić co swoje, gdyby tego nie dostrzegał; wówczas do wszystkiego podchodziłby z tą samą obojętnością. Czasami żałował, że nie zabrano mu możliwości odczuwania wszystkich bodźców z zewnątrz. Czasami jednak nie żałował tego wcale.
    Wzmianka o jego wyjątkowości trochę go zaskoczyła, już nie dlatego, że był w tym domu kimś w rodzaju ewenementu, skoro został zaproszony na kolację, a dlatego, że odniósł wrażenie, jakby za tym słowem Abigail ukryła drugie dno, które wcale nie dotyczyło kwestii odwiedzin. Zakładał, że mogła snuć domysły i wyciągać wnioski, bo sam na jej miejscu doszukiwałby się w tej niecodziennej sytuacji jakiegoś konkretnego celu lub powodu, tym bardziej, gdyby był świadom, że są wśród ludzi istoty, o których pisze się wyłącznie w książkach. Pozostawił tę wzmiankę bez słowa, ponieważ żadna odpowiedź nie byłaby teraz odpowiednia. Nie chciał kłamać, a wtenczas nie mógł powiedzieć również prawdy.
    Chwyciwszy kieliszek za nóżkę, zbliżył szkło do ust i upił łyk, po czym skinął głową, gdy Abigail z entuzjazmem zadecydowała, że nadszedł czas na zebranie garści informacji o jego sylwetce i upodobaniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobrze — rzekł, powiódłszy spojrzeniem za jej sylwetką, gdy wstała z miejsca i zmierzyła w stronę innego pomieszczenia. Poruszała się z wdziękiem, a on znów miał dziwne wrażenie, że energia krążąca w jej ciele, nie jest mu tak zupełnie obca. W tej krótkiej chwili oczekiwania sięgnął po czystą serwetkę, chcąc poskładać z niej jakąś prostą figurę, ale nie zdążył dobrze zacząć, jak stukot obcasów na powrót rozbrzmiał w jadalni, wraz ze sprężystym krokiem Abigail, która niosła w dłoniach swoje przybory.
      Na słowa, dotyczące obskakiwania, uśmiechnął się rozbawiony.
      — Ta współpraca zaczyna mi się coraz bardziej podobać — stwierdził w ramach żartu i podał jej ręce, gotów dać się wymierzyć wzdłuż i wszerz.
      A potem nastąpił dotyk. Muśnięcie skór, styk dwojga ciał, oddziaływanie, impuls – w jednej sekundzie mogło zdarzyć się tak wiele. W jednej sekundzie mógł wgłębić się w kod aury, przechodząc przez jego komnaty, w których światło łączy się ze światłością i docierając w różne warstwy auryczne – do ciała eterycznego znajdującego się najbliżej fizycznego, do astralnego z którego otrzymuje informacje na temat emocji, marzeń, fantazji oraz prawdziwych pragnień; do kazualnego gdzie zawarta jest informacja o wszystkich wcześniejszych inkarnacjach, a także tej aktualnej, która trwa, aż w końcu do ciała indywidualności, na poziomie którego dusza dokonuje wyborów. Mógł dostrzec barwy jej aury i wejrzeć zarazem do najczystszego źródła informacji o jej zdrowiu fizycznym i psychicznym, a także o poziomie rozwoju jej duszy. Wszystko to czego doświadcza istota, będzie widoczne w aurze i jej kolorach na długo przed pojawieniem się tych doświadczeń na planie fizycznym. Poza tym, był już prawie pewien, że łączy ich relacja karmiczna. Kiedy ona zniknęła w plątaninie myśli, on wciąż tu był. Przyglądał się jej uważnie, pozwoliwszy jej dłoniom się odsunąć, wraz z całą sylwetką, która znalazła się zaraz przy kuchennej wyspie. Jej stan wzbudzał w nim coraz więcej podejrzeń. Był przekonany, że jest w tym wszystkim coś, o czym nie wie nawet Ana.
      — Rozumiem zatem, że wszystko jest w porządku? — Upewnił się, robiąc to po człowieczemu i dał kilka kroków w jej stronę. Koszulę miał wsuniętą w ciemne spodnie, udekorowane skórzanym paskiem i wszystko leżało na nim tak odpowiednio, że trudno przewidzieć, czy ubierze się tak ponownie, jeśli przyjdzie mu którąś z części tej garderoby zdjąć. Nie miał z tym jednak żadnego problemu. — Jeśli tak, możesz czynić honory — powiedział, rozkładając lekko ręce na boki w ramach zachęty.

      Evander di Savoia

      Usuń
  76. Ściągnął brwi i popatrzył na nią z zupełną obojętnością, wręcz chłodem. Nie miał zamiaru jej tego wszystkiego ułatwiać, nie musiał dłużej udawać kogoś kim nie był. Poza tym nie sądził by był pierwszym wampirem w jej życiu. Ta werbena i srebrne dodatki świadczyły, że musiała być świadomi istnienia istot nadnaturalnych.
    Jej strach, a może i obrzydzenie były nazbyt oczywiste. Cała drżała, łzy lśniły w jej jasnych oczach.
    - To że nie powiedziałem ci całej prawdy nie oznacza, że kłamałem - burknął wywracając oczami. Nie miał powodów by mówić jej prawdy, a poza tym jej obecne zachowanie mówiło mu że dobrze zrobił. Gdyby pierwszego dnia wyskoczył z kłami na wierzchu zachowała by się dokładnie tak samo.
    Gdy zaczęła płakać i tak bardzo starać się zakryć przed nim swoje rany i ślady krwi, niemal się roześmiał. Za kogo ona go uważała? Nie był byle pierwszym lepszym podrostkiem, który rzuca się na wszystko co się rusza. Tyle powinna wiedzieć, a odnosił wrażenie ze bardziej bała się jego niż bestii, która rzeczywiście chciała pozbawić jej życia.
    - Dziwisz się, że otwarcie nie mówimy o tym kim jesteśmy? Spójrz tylko na siebie - mruknął kierując ją do sypialni gdzie mogła skorzystać z łazienki - Boisz się mnie jakbym co najmniej to ja cię skrzywdził i mogę przysiąc, że czujesz obrzydzenie - stwierdził wpuszczając ją do pomieszczenia. Chwycił ją na moment za łokieć i obrócił w swoją stronę.
    - Nie jestem święty i nigdy takiego nie udawałem, ale nie rzucę się na ciebie i nie rozerwę ci gardła - odparł nieco łagodniejszym i cieplejszym głosem.
    Nie miał zamiaru jej pocieszać, ludzie spotykali się z gorszymi okrucieństwami, powinna wziąć się w garść. Pamietam dzień, w którym sam o wszystkim się dowiedział. Był w dużym szoku, wręcz nie dowierzał temu co ujrzał. Nigdy jednak nie obdarował swojej stwórczyni spojrzeniem pełnym złości. Zdawał sobie sprawę, że częściowo to była dla niej zabawa, ale podziwiał ją za to jak sobie radziła, czym była.
    - Poza tym nie zostawiłbym swojej ulubionej krawcowej na pastwę losu - dodał po czym skinął w stronę łazienki.
    Podszedł do jednej z szaf z której wyciągnął czysty ręcznik. Z drugiej wyciągnął swoją czarną koszulkę i dresy. Nic nadzwyczajnego, ale lepsze to niż ubrania poplamione krwią i oblepione brudem.
    Zapukał lekko w drewniane drzwi po czym wszedł do jasnego pomieszczenia. Położył świeże rzeczy na krześle. Podszedł na chwilę do zlewu by obmyć własne dłonie z krwi.
    - Nie śpiesz się - dodał po czym wycofał się z łazienki.
    Nalał sobie alkoholu w szklankę po czym wyszedł na balkon by odetchnąć chłodnym wieczornym powietrzem. Cała ta sytuacja pokrzyżowała mu plany. Teraz dziewczyna się go bała i nie było szans by dopiął swego, a nie wiedział czy chce mu się budować na nowo zaufanie. Zwłaszcza od takiego momentu. Chociaż nie miał nic lepszego do roboty.

    Gino co ma trochę to wszystko gdzieś xD

    OdpowiedzUsuń
  77. [no co dalej? jedziem dalej xD Abi nie jest ciekawa czemu Lara taka jest? <.< hihi... w sumie spontanicznie dałam tu mamuśkę, bo nie miało jej tam być, ale dałam i zrobiłam bum. ^^ Ja tak brzydko zepchnęłam Abi na bok, że teraz trzeba to zrekompensować ;)]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  78. [Dobra, wybacz mi tę zwłokę w odpowiedzi, ale ostatnie dni maja były kiepskie na pisanie i myślenie. Wydaje mi się, że jeszcze nie wróciłam w pełni do trybu pisarskiego i pomysły nie chcą przychodzić. XD Ale kombinujmy przez jej mamę, bo ten pomysł można pociągnąć. Powiesz mi ile ona ma mniej więcej lat?:) Bo tak pomyślałam, że może mogli poznać się w XX wieku, kiedy Oscar stawiał pierwsze kroki w Londynie, aby sobie tutaj urządzić wygodnie życie to może mogli sobie pomagać nawzajem? Przez lata narobił trochę masakry w życiu ludzi, więc ktoś na pewno mógłby się chcieć na nim zemścić, więc jej mama (oj, imię też by się przydało :D) mogła mu kryć tyły, jak mówisz, a on w zamian za pomoc również coś tam by robił. Już mniejsza co. :D
    A wracając do naszych robaczków to może po prostu zabawić się w księcia na białym koniu?XD To jedyne co mi przychodzi do głowy, aby jakkolwiek zacząć wątek i po tym ratunku Oscar mógłby ją zabrać do siebie, być może jej mama wyczułaby, że Abi jest w niebezpieczeństwie i wyszukałaby jej za pomocą zaklęcia, które doprowadzi ją do miejsca zamieszkania i w przypływie złości, że coś się jej stało pomyśli, że to Oscar jest temu winien i mogłoby wywiązać się nieporozumienie między nimi? :) Jakieś czary mary na umyśle, aby go unieszkodliwić, coś takiego wchodzi w grę czy dumamy dalej? :D Ewentualnie odezwij się na hg i coś się wymyśli. :D]

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  79. Siedział na kanapie, w dłoni trzymał szklankę, na której opierał skroń.
    Zerknął na nią przelotnie, gdy dołączyła do niego. Nie pachniała już krwią, ale wciąż wyczuwał smród strachu. Był pewny, że będzie jej to towarzyszyło przez całą ich znajomość.
    — Siadaj — nie chciał by stałą nad nim, trzęsąc się ze strachu. Aż dziw, że godzinę temu tak ochoczo tańcowała w jego ramionach, tak hardo stawiała między nimi granice. Teraz była jak mała zahukana dziewczynka. Powinna się go bać, był nieprzewidywalny, niebezpieczny i na dobrą sprawę była zdana na jego łaskę. Cześć Gino miała ochotę skończyć ten cyrk, skręcić jej po prostu kark, a ciała pozbyć się gdzieś na terenie posiadłości. Z drugiej strony tym bardziej chciał ją podejść. To wszystko było dla niego chorą grą, życie było dla niego szachami. Jego taktyka za zwyczaj była brutalna i stanowcza. Lubił wygrywać.
    Sam podniósł się z miejsca, do drugiej szklanki nalał porcję alkoholu dla dziewczyny. Wręczył ją jej pomimo niechęci dziewczyny.
    — Przyda ci się — stwierdził z powrotem opadając na kanapę — i dla ścisłości nie jestem na ciebie zły, po prostu... — co miał jej powiedzieć, że planował ją podejść, zdobyć jej zaufanie i ją wykorzystać? Bawić się jej naiwnością, jej wiarą w niego? — nie lubię jak coś krzyżuje mi plany — dodał cierpko nie patrząc na nią — teraz gdy wiesz kim na prawdę jestem, nasza współpraca będzie wyglądać inaczej. Będziesz się bała przy mnie kichnąć. Nie będziesz zachowywać się normalnie — ciągnął. Jeśli to wszystko miało wrócić na właściwe tory musiał zagrać jak najbardziej niewinnego.
    Spojrzał na nią niemal z bólem w oczach.
    — Boisz się mnie, a tego chciałem uniknąć. Choć faktycznie jestem potworem, mam krew na dłoniach, to... — odstawił szklankę na podłogę i nieco zbyt szybko przysunął się do dziewczyny siedzącej obok. Kucnął przed nią, a jego intensywny wzrok wpatrywał się w jej oczy. Chwycił jej dłonie w swoje. Czuł rany na delikatnej skórze. Przesunął po nich spojrzeniem. Na chwilę wysunął kły i ukłuł się w kciuk. Na jego bladej powierzchni pojawiła się kropla krwi. Przesunął palcem po jednym z większych zadrapań. Rana na oczach zaczęła się goić.
    — Nie chciałem cię skrzywdzić — przechylił głowę na bok — ale i tak mi nie uwierzysz, może to i lepiej — dodał nieco ciszej, zwieszając głowę.

    Niby przybity Gino :D

    OdpowiedzUsuń
  80. Nie do końca był pewien, co miała na myśli mówiąc, że nie jest takim zwykłym policjantem, ale założył, że chodziło jej o jego obowiązki, które nie mają nic wspólnego z wystawianiem mandatów ludziom, którzy nagną prawo rozmawiając przez telefon w samochodzie, czy przechodząc przez ulicę na czerwonym świetle. Tu rzeczywiście nie był taki zwykły, bo nie pracował dla drogówki, ani dla prewencji, a dla wydziału kryminalnego, i nie tylko tego londyńskiego, ale również międzynarodowego, ponieważ był członkiem Krajowego Biura Interpolu. Jeśli stykał się z przestępcami, to z tymi poważnymi, którzy nie tyle co złamali prawo, a co postanowili bez niego żyć, stając się zagrożeniem dla wszystkich wokół. Nadprzyrodzone istoty pojawiały się w tym otoczeniu nieustannie, jednak nie zawsze wyłącznie w roli tych siejących spustoszenie. Bywali także ofiarami, ale najczęściej tymi niedoszłymi, jeśli śmierć z czyjejś woli przyszła do nich zdecydowanie za wcześnie. W swoim fachu był niezastąpiony – do przestępców docierał szybko i sprawnie ich rozgramiał, ale to dlatego, że trochę hackował to życie, zważywszy na swoje zdolności, o których śmiertelnicy nie mieli pojęcia. Jednak wszystko, co robił, robił zgodnie z misją i z tym, co danej istocie jest pisane.
    — Cóż, biorę udział w najczarniejszych i nierzadko najdziwniejszych scenariuszach — rzekł, podsumowawszy tę niezwykłość swojej funkcji, po czym opuścił ręce luźno wzdłuż ciała. Chociaż praca dla policji nie jest lekka w żadnym z wydziałów – ten dla którego pracował był szczególnie wymagający pod względem psychicznym. Należało mierzyć się w nim z morderstwami na różnorakim tle i o różnorakim przebiegu, ale również z handlem ludźmi; z dziećmi więzionymi w kontenerach i kobietami wykorzystywanymi przez prawdziwych zwyrodnialców. Jego psychika nie była podatna na te doświadczenia, bo jej działanie było w tym wcieleniu ograniczone, ale często był świadkiem sytuacji, kiedy koledzy po fachu potrzebowali czasu, żeby dojść do siebie po zatrważających akcjach. Wszyscy mieli zapewnioną opiekę doskonałych psychologów, jednak umysł śmiertelnika chłonie bodźce z zewnątrz, jak gąbka, więc nieważne jak mocno ktoś próbowałby ją wycisnąć – wilgoć zawsze pozostanie w jej włóknach.
    Uśmiechnął się, gdy zaznaczyła, że musi się skupić, sugerując, że jest to częściowo zależne od niego. Nic nie odpowiedział, bo nie dałby sobie ręki uciąć, że jej na to pozwoli, ale przynajmniej postara się niczego nie zakłócać, albo zakłócać jak najmniej. Powiódł za nią spojrzeniem, gdy ruszyła na mały obchód wokół jego sylwetki i docelowo je na nią przeniósł, kiedy stanęła z drugiej strony. Nie popatrzył na nią zbyt długo, ale to dlatego, że on też musiał się skupić, a ten ołówek w jej ustach jakimś dziwnym trafem mocno go rozpraszał i wcale nie w złym tego słowa znaczeniu. Chodzi bowiem o to, że mógłby obserwować ją bez przerwy, bo tą swoją naturalnością również go intrygowała.
    — Dobrze, w tej działce to ty rządzisz — przytaknął, ulokowawszy spojrzenie przed sobą, w bliżej nieokreślonym punkcie na ścianie, okraszonej kilkoma współgrającymi kolorystycznie dekoracjami. To, że miał doświadczenie w tych sprawach jako klient, nie oznaczało, że zamierzał cokolwiek od siebie narzucać. Wierzył w jej zdolności, więc gotów był całkowicie im się oddać, nie mając żadnych wątpliwości co do tego, że efekt będzie wyborny. Jeśli miał być slim fit, niech będzie slim fit – tak się składa, że to ten krój najczęściej nosił.
    Kiedy Abigail zaczęła zbierać pomiary, stał w milczeniu z wyprostowaną sylwetką i lekko zadartą brodą. Jego oddech był miarowy i nijak niewzburzony, mimo że przez materiał koszuli dokładnie czuł każdy jej dotyk na swoim ciele; czasami lżejszy, skromniejszy, a czasami cięższy, zamierzony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuł również zapach lekkiego szamponu do włosów, docierający z upiętych blond kosmyków, a także perfum o woni pasującej do jej usposobienia, aury oraz aparycji. Czuł ją – jej obecność i energię, emanującą w ich przestrzeni, i na tym się skupił, stopniowo zaczynając wgłębiać się w warstwy jej przeszłości, której kadry odsłaniały się przed nim, jak scena za kurtyną. Najpierw pojawiła się Abigail i jej odbicie w lustrze w chwili dopinania kolczyków, dokładnie o ósmej dwanaście. Obraz ten płynnie przekształcił się w jej sylwetkę, krzątającą się w kuchni, doprawiającą jagnięcinę, a później w jej dłonie upinające zgrabny kok i przesuwające się po czarnym materiale przed sekundą założonej sukienki. Im głębiej wnikał, tym do wcześniejszych wydarzeń docierał. W ułamku sekundy pojawiła się więc ona w otoczeniu pracowni – klientka przeglądająca się w lustrze; ostatnie poprawki balowej sukienki, ukłucie igłą, cichy jęk, kropelka szkarłatnej krwi, błyszcząca w jasnym świetle i palec przyłożony do ust. Następnie późny wieczór, bogata rezydencja, czarna aura wampirzej istoty, dobierającej garnitur, a w tym niepokój i dźwięk wolnej melodii.
      Powolne mrugnięcie.
      Rozmowa, prośba, zgoda. Nicość wynikająca z mocnej magicznej wibracji, roznieconej przez istotę o czarodziejskiej naturze – zaklęcie zapomnienia, wymazujące poszczególne kadry, sięgające dalej, przed kilka laty. W nich łza spływająca po policzku, smutek, samotność, tęsknota i żal do kogoś, kto odszedł. Przed żalem radość, szczęście skrzące złocistą poświatą, uśmiech zdobiący malinowe usta, jasność i miłość do istoty, która nie mogła kochać tak samo.
      Kolejne powolne mrugnięcie i powrót. Wytężył słuch, gdy jej usta miękko wypowiedziały skróconą wersję jego imienia i lekko obrócił głowę w jej stronę, w taki sposób, że ze swojej pozycji mogła dostrzec profil jego twarzy. Pytanie, które padło za chwilę znów było zaskakujące i utwierdzające go w przekonaniu, że za jej zachowaniem kryją się konkretne powody. Nie uważał, że nigdy się nie spotkali. Jedyne co uważał, to że nie spotkali się twarzą w twarz w tym wcieleniu.
      — A czujesz, że jest inaczej? — Zapytał, obróciwszy się przodem do Abigail, aby móc spojrzeć w jej oczy, nawet jeśli ten ruch przeszkodził jej w zbieraniu miar z pleców. — Czujesz, że się znamy?

      Evander di Savoia

      Usuń
  81. [Ojej, tego się nie spodziewałam, że ktoś nas tutaj wyczekiwał :D Cieszę się bardzo z takiego przywitania! Nie bardzo jednak rozumiem, skąd ten samosąd u Ciebie. Daj skarpetkom spokój, pieniądze w nich chowaj, nie siebie :D Bardzo przyjemnie mi się czytało Twoją kartę. Kreacja Abigail też mi się bardzo podoba. Zastanawiam się, czy to taka kobietka, co złamane serce próbowała wyleczyć pasją do czegoś innego? Nic mi nie mów! Chcesz wątek, masz! Od czego byśmy chciały wyjść? Abi wydaje mi się taką miłą dziewczyną, co ciężko ją nie lubić i nawet Úna mogłaby się do niej szybko przekonać.
    A gdyby było Ci wygodniej, to zawsze też możemy wszystko omówić na mailu, mi to obojętne :)]

    Úna Morgan

    OdpowiedzUsuń
  82. Kiedy przez ponad minutę nadal nic nie wskazywało na to, że Słońce lada chwila ponownie zajmie swą naturalną pozycję na dziennym niebie, coraz bardziej zdenerwowany Caspian był bliski wnoszenia modłów do swojego nieśmiertelnego ojca mając nadzieję, że ten w końcu ruszy swoje szanowne cztery litery z egipskiego nieba i pomoże mu w walce z członkami Czerwonego Bractwa, których coraz wyraźniejszą obecność dało się łatwo wyczuć w wilgotnym powietrzu. Bo kto to widział, żeby osoba zdolna wywołać całkowite zaćmienie nie była jednocześnie obdarzona mocą widzenia w ciemnościach ? Boski pisarz musiał wyróżniać się wyjątkowo słabym poczuciem humoru, skoro w całej swej rzekomej łaskawości obdarzył swojego ziemskiego syna właśnie takim zestawem genów. Niestety Hadrian już nie raz się przekonał, że za wymysłami Thota rzadko kiedy da się nadążyć, więc chcąc przeżyć w tym zawiłym świecie musi liczyć jedynie na swoje mizerne umiejętności. Teraz na ten przykład nie pozostawało mu nic innego od odrzucenia szafirowej bandany, pod której materiałem skrywał zwykle przypominający mu o grzechach przeszłości tatuaż i nakierowaniu sączącego się z niego rubinowego światła na najbliższą okolicę w celu zlokalizowania potencjalnych Łowców. Na całe szczęście ponad trzydzieści lat spędzonych w ich gronie pozwoliło mu na dokładne poznanie stosowanej przez nich strategii walki, co dawało mu zdecydowane większe szanse na uniknięcie poważniejszych szkód na zdrowiu od tych, których w bezpośrednim starciu z nimi doświadczyłyby inne obdarzone magicznymi zdolnościami istoty. Ale nawet on nie był w stanie przewidzieć działania środków, które udało się im wprowadzić do użytku po jego ucieczce. I to było właśnie najgorsze, bo niejednokrotnie zdarzało się już tak, że dolegliwości, które odczuwał w wyniku kontaktu z ich wydzielinami nie tylko nie poddawały się działaniu żadnych znanych mu medykamentów, ale także mniej lub bardziej skutecznie osłabiały go na kilka następnych tygodni. Skoro jego w połowie boski organizm reagował na nie tak gwałtownie, wolał nawet nie myśleć jakie skutki uboczne wywołują one u słabszych osobników. Zapewne śmierć w okropnych męczarniach. A za takim okrutnym podejściem mogła stać już tylko jedna osoba - żona przywódcy zgromadzenia, która co gorsza pasjonowała się w przekazywaniu całej swojej wiedzy kolejnym pokoleniom. Jeśli któryś z jej uczniów w niedalekiej przyszłości rozwinie jej oryginalny pomysł, nawet on może nie dać sobie z nim rady.
    Nie było mu niestety dane rozwinąć tej okropnej myśli, bo dosłownie sekundę po tym, gdy zdołał wreszcie nałożyć pierwszą zatrutą strzałę na cięciwę, ze swojej lewej strony usłyszał ostrzegawczy szczek Flavia. Mogło to świadczyć tylko o jednym - gdzieś za drzewami czaił się ktoś obcy. Poruszał się jednak na tyle sprawnie, że mężczyzna nie chcąc uśmiercić jakiegoś przypadkowego przechodnia, zdecydował się na zastosowanie innej metody obrony. Konkretniej rzecz biorąc po uprzednim upewnieniu się, że prześladowca prawdopodobnie zbliża się do nich w pojedynkę, odprawił w jego kierunku charta. Zwierzak być może z uwagi na jasną sierść mógł wydawać się łatwym do trafienia celem, ale za to potrafił przemieszczać się znacznie ciszej i szybciej od swojego właściciela, w wyniku czego wiele razy udawało mu się skutecznie zniwelować wroga, który zbyt późno wydobył broń z pochwy.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  83. [Cześć! Wątek, dla zwyklaków! Muszę przyznać, że owe słowo mnie bardzo rozbawiło.
    Śliczne zdjęcie. Emanuje taką lekkością i pięknem. Po wątek oczywiście się zgłoszę;) I dziękuję za przywitanie :)]

    Nathaniel

    OdpowiedzUsuń
  84. [Henlo! Dziękuję pięknie za powitanie i powiem ci, że zaskoczyłaś mnie, że ten mój Cecil wypada w oczach innych jako taki misiowaty i wzbudza chęć do przytulania go. To chyba lepiej, bo tworzyłam z myślą, aby miał trochę miał kija wiadomo gdzie, ahaha! ;’D A odnosząc się do Abbie, to kojarzy mi się z disneyowską Aurorą i ta mieszanka zielarstwa z krawiectwem prezentuje się ciekawie. ;D]

    Cecil Everleigh

    OdpowiedzUsuń
  85. Przebywanie z osobami takimi jak ta gadatliwa osóbka było z całą pewnością bardzo łatwe. Emily nie mogła powstrzymać uśmiechu w reakcji na dobrą energię, jaka emanowała od nowo poznanej dziewczyny. Nie odpowiadała na pytania, bo i nie miałoby to chyba żadnego sensu. I tak dostałaby ciasto czy inne słodycze na talerzu razem z czymś do picia. Postanowiła więc dać się wciągnąć do tego zwariowanego świata.
    Zresztą... Była kiedyś taka sama. Radosna, ufna i pełna zapału. Wbrew wszystkiemu nadal pragnęła taka być, chociaż uważała, że już nie potrafi. Czy była to kwestia zbyt wielu przykrych wspomnień, samotności czy mocy, która w niej drzemała - nie miała pojęcia. Ale tęskniła za tymi czasami i za uśmiechniętą blondynką, która zawsze miała jakieś dobre słowo w kieszeni, którym mogła się podzielić.
    Uniosła zaskoczona brwi słysząc ostatnie pytanie. Klapnęła na krzesło obserwując jak młoda kobieta krząta się po kuchni i na chwilę przeniosła wzrok na palce swoich dłoni. Chyba nie było sensu kłamać. Mogła pojawiać się w tym domu znacznie częściej, więc udawanie mijało się z celem.
    - Urodziłam się w rodzinie czarownic - odparła, nie do końca przyznając się, że sama nią była. - Ale chyba daleko pada jabłko od jabłoni - stwierdziła uśmiechając się lekko. Nie miała czym się pochwalić. Bez babci, która jej pomagała i bez przyjaciół nie do końca panowała nad swoimi zdolnościami. Łatwiej było udawać, że wcale ich nie miała.
    Żałowała, że trudniej było o tym zapomnieć.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  86. Nie lubił załatwiać takich spraw osobiście i zazwyczaj miał od tego sporo grono pracujących dla niego ludzi, sytuacja jednak nieco się skomplikowała i choć do ostatniej chwili czekał, aż ktoś raczy go w tym wyręczyć, koniec końców udał się pod wskazany przez przyjaciela adres, mając przy tym nadzieję, że szybko uda mu się dostać to, czego potrzebuje i będzie mógł spokojnie wrócić do swoich spraw. Na szali leżało w końcu dalsze istnienie na tym świecie jednej z bardzo bliskich mu osób, gotów był więc zrobić wszystko, aby dostać ostatni, wskazany przez zaprzyjaźnionego czarownika składnik uzdrawiającej rany po ukąszeniu wilkołaka mieszanki.
    - Dzień dobry…- wszedł do środka, a jego nozdrza wypełnił zapach przeróżnych ziół, pomieszany z perfumami kobiety, która stała nieopodal jednego z drzewek – Potrzebuję…pomocy – rzucił po chwili namysłu, rozglądając się z zaciekawieniem wokół. Był realistą i wierzył w działanie medycyny, nie ziół, jednak w przypadku istot nadprzyrodzonych te drugie paradoksalnie sprawdzały się lepiej. Nie mógł do końca pojąć jakim cudem mała, niepozorna roślinka jest w stanie postawić na nogi, albo co gorsza, zabić potężnego wampira, wilkołaka czy inną, niezniszczalną istotę, ale świat pełen był sprzeczności, o czym sam zdążył się już przez kilkaset lat swojego istnienia przekonać.
    - Potrzebuję tej roślinki, żywej lub martwej…to znaczy ususzonej. Na już… – poprawił się szybko, rozganiając tym samym gonitwę myśli, jaka rozpętała się w jego głowie, kiedy poczuł zapach swojej ulubionej grupy krwi. Popełnił błąd, przychodząc tu bez śniadania i miał nadzieję, że załatwi tą sprawę szybciej niż zakładał – Byłoby cudownie, gdyby zechciała się z tym pani nieco pospieszyć – ponaglił ją, obserwując jej powolne ruchy i przełykając nerwowo ślinę. Potrafił nad sobą zapanować, pracował w szpitalu, gdzie każdego dnia miał do czynienia z ludźmi i ich krwią, ta blondynka jednak miała w sobie coś dziwnego i zaczynał powoli żałować, że pojawił się tutaj osobiście, zamiast jak zwykle wyręczyć się kimś innym ze swojego wampirzego klanu, który skrupulatnie tworzył od ponad dwustu lat.

    Liam Coburg

    OdpowiedzUsuń
  87. [już spisalas dziewczyny na straty? ^^ oj oj nieladnie *smiech* Zbyt rozowo i kolorowo tez nie moze byc a pyskata w sumie to nigdy nie bylam w watku (ale w realu to potrafie haha) do chochlika to mi jeszcze daleko.
    Moze teraz dla odmiany Abi by wpadla na zle towarzystwo? Lara wracala by z np ze sklepu i by sie spotkaly]

    bialy siersciuch ^^

    OdpowiedzUsuń
  88. Uśmiechnął się do niej z cieniem pobłażania.
    — Bo jesteś tylko człowiekiem — odparł wprost — twoje życie jest kruche i za zwyczaj hardo udajecie odważnych póki my, potwory zachowujemy się ludzko i w normach waszej normalności — dodał wzruszając ramionami. Zerknął na jej dłonie, na których teraz nie było już śladu po wcześniejszych zdarzeniach. Sam fakt, że gdyby nie było go w pobliżu była by już martwa. Już to musi napawać strachem osoby, które są śmiertelne. On sam mógł zginąć, ale nie było to już tak proste. Istniało parę sposobów by pozbawić go życia, zadać mu ból. Jednak jego rany goiły się na oczach, a dodatkowe zdolności zapewniały sporą przewagę w walce o przetrwanie. Ludzie byli tylko... ludźmi. Słabymi i generalnie bezradnymi istotami. Nawet ci bezczelni łowcy ostatecznie padali jak muchy w starciu z istotami magicznymi.
    — Ale czy mogłabyś zaakceptować to? — zapytał, a gdy podniósł na nią wzrok, jego oczy jeszcze bardziej pociemniały, a białka podeszły krwią. Między jego wargami lśniły ostre niczym brzytwa kły — Zaakceptować to co tacy jak ja robimy? To, że w każdej sekundzie twojej obecności pragnę krwi, która płynie w twoich żyłach? Twojego ciała? — pochylił się jeszcze bardziej ku niej, a jego oczy lśniły jak rozżarzone węgle. Nigdy nie okłamał jej jaki jest, wprost mówił, że jest potworem. Wiedział jednak, że ona nawet w połowie nie wyobraża sobie jak dużo prawdy kryje się w tym słowie. Do czego jest zdolny i ile paskudnych rzeczy zrobił, kogo zabił tuż po swojej przemianie i wcale nie z powodu braku opanowania głodu, a gniewu. Nikt tego nie wiedział prócz niego oraz jego stwórczyni, która go przed tym nie powstrzymała. Nie żeby żałował. Nie miał wyrzutów sumienia i w tym przypadku. Był przeżarty na wylot przez mrok i obrzydliwe czyny.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  89. [Też lubię fantasy, więc jak najbardziej rozumiem. No i akurat u mnie tak się złożyło, że mam teraz dużo wolnego czasu i mało możliwości na spożytkowanie go, więc chętnie dołożę Ci się do tych wszystkich wątków :)
    Úna, jeśli może, to się raczej nie pakuje w układy z innymi nadprzyrodzonymi istotami, żeby się bardziej nie pogrążać w poczuciu bezradności (bo to przecież nie fair, że innym wiedzie się lepiej w świecie ludzi niż jej – dumnej i ledwo radzącej sobie na lądzie syrenie :D), a jeszcze nie dotarła do takiego punktu desperacji, by prosić kogoś takiego o pomoc. Lubi się czuć po prostu lepsza, co wychodzi przy zwykłych ludziach, a przy starej czarownicy, która w dodatku może co nieco wie o syrenach – niekoniecznie. Ale dobrze wiedzieć, że w razie co, to Ana się nie cacka :D
    Chętnie bym jednak przyprowadziła Únę do domu Abi. Mogłoby się nawet szybko wydać, że jest syreną, ale nad tym możemy pomyśleć trochę później. Mam nieodparte wrażenie, że one obie przyciągają kłopoty, ale trochę innej natury :D Úna na razie więcej ma problemów z ludźmi i poszłabym w tym kierunku. Abi chadza do klubów może? Zrobiłabym im jakieś zamieszanie w takim miejscu oparte na zazdrości facetów, plus do tego obecność pana, który Únę tak od dłuższego czasu męczy, a od którego towarzystwa zachciałoby jej się bardzo odpocząć, więc naturalnie nie mogłaby zwinąć się do siebie, bo tam by ją na bank znalazł. I może w tym wszystkim znalazłaby się też Abi, która może by się zaoferowała, nie mając serca zostawiać nieznajomej w takiej sytuacji?
    I Úny jako tako nie ma się co bać :D Nie zdaje sobie totalnie sprawy z potencjału, jakie w sobie skrywa, bo za bardzo skupia się na swoim nieszczęściu. Ale mam nadzieję, że przy bliższym poznaniu więcej zyska w oczach niż straci :D]

    Úna Morgan

    OdpowiedzUsuń
  90. Minęło dobre trzydzieści sekund a Flavio nadal nie przychodził, co wywoływało w jego właścicielu coraz mroczniejsze myśli. Jeśli bowiem specjalnie wyszkolony chart najwidoczniej nie dał sobie rady z ukrytym w gęstych krzakach przeciwnikiem, to członkowie Rady Starszych zbierający się za każdym razem, gdy Czerwone Bractwo miało unieszkodliwić nadzwyczaj groźnego wroga musieli tym razem wystarać się o wyjątkowo sprawnego Łowcę. Być może nawet takiego, który dawno odszedł na emeryturę. A to oznaczałoby tylko jedno - Caspian nigdy go nie widział, a co za tym idzie nie znał jego metod pracy. Logicznym wnioskiem wydawało się więc, że musi dołożyć wszelkich starań, by zmieść go z tego świata zanim tamten zrobi to samo z nim. A żeby doprowadzić ten nadzwyczaj trudny plan w życie mógł zrobić tylko jedno, a mianowicie stworzyć naprawdę dobrą iluzję, a potem kryjąc się za nią podejść do niego na tyle blisko, by być w stu procentach pewnym, że uda mu się wbić mu zatrutą strzałę prosto w serce. Jeśli pomyli się choćby o parę milimetrów, będzie martwy. Owszem, chciałby wreszcie spotkać się z ojcem, ale na pewno nie dlatego, że skończył życie w tak okrutny sposób. Zresztą jeszcze będąc członkiem zgromadzenia często słyszał, że jest jednym z najlepszych łuczników, jakimi mogło się ono kiedykolwiek poszczycić, więc był pewny, że potomni nigdy nie wybaczyliby mu, gdyby teraz spudłował.
    - No dobra mały, najwyższa pora na mały balet. - Oświadczył z szalonymi iskierkami w oczach wskakując z powrotem na koński grzbiet i zmuszając wyraźnie opierającego się ogiera do ruszenia powolnym kłusem w kierunku, z którego przed paroma minutami doszedł go nikły odgłos łamanych gałęzi. Karmił się nikłą nadzieję, że gdzieś w tych zaroślach uda mu się wypatrzeć przynajmniej szczątki należące do wiernego kudłacza, którego wysłał przodem. I to najlepiej zanim sam zostanie odkryty przez swoich prześladowców.
    Niestety nie było mu to dane, bo w najmniej spodziewanym momencie jakiś zakapturzona istota zeskoczyła ze stojącego przy ścieżce drzewa prosto pod kopyta Machu Picchu zmuszając tym samym Hadriana do mocnego ściągnięcia lejców. I to na tyle, że rumak w jednej chwili stanął dęba zrzucając go prosto na twardą ziemię.
    - Nadal jesteś tak samo kiepski jeźdźcem. - Zanim chociaż zdołał rozmasować sobie plecy i podnieść się na równe nogi tuż koło swojego ucha usłyszał tak dobrze sobie znany kpiący damski głos. - Aż dziw, że Twój kochany ojczulek nie dał Ci jakiejś książki na ten temat zanim pozwolił mi na wykończenie Cię. - Piękna dziewczyna o długich kasztanowych włosach, która dawno temu skutecznie zawirowała mu w głowie jednym szybkim ruchem wyciągnęła zza pasa ozdobiony rubinami sztylet i zanim się spostrzegł przystawiła mu jego ostrze do gardła. - A mogłeś trochę bardziej się postarać, gdy jeszcze był ku temu czas. - Uśmiechnęła się smutno jakby nadal żałowała, że kiedyś złamał jej serce. - Chętnie nauczyłaby Cię paru sztuczek.
    - Oboje wiemy, że nic by z tego nie wyszło. - Szarpnął się na tyle gwałtownie, że zaskoczoną brunetkę odrzuciło na moment na bok, co pozwoliło mu na podniesienie się do pionu i szybkie przygotowanie łuku do użytku. Kiedy jednak poczuł na sobie jej błagalne spojrzenie, zawahał się. Z jednej strony przed paroma sekundami o mało co nie zginął z jej ręki, ale z drugiej jeszcze dziesięć lat temu łączyło go z nią najwspanialsze uczucie jakie mógł sobie tylko wyobrazić. Czy rzeczywiście musiał teraz przeprowadzić ją na tamten świat łamiąc tym samym zasady, którymi starał się kierować ? A może mimo wszystko powinien udzielić jej rozgrzeszenia ?
    - Dobra robota, Lajda. - Nim udało mu się znaleźć jedyną słuszną odpowiedź, do jego uszu dobiegł chłopięcy szczebiot, a nozdrza wypełnił charakterystyczny, słodki zapach zatrutego kadzidełka zmieszanego dodatkowo z czymś, czego nie mógł rozpoznać. Najwidoczniej jakaś nowa receptura. Tym bardziej, że ostatnia, której użyli przeciwko niemu nie wywoływała w nim aż tak silnych mdłości. I nie działał aż tak szybko.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  91. - Dlatego nie zarzygamy siebie, a rzekę! - odparła, unosząc do góry palec wskazujący, jakby właśnie dokonała niespodziewanego odkrycia i zamierzała podzielić się z Abi tą tajemną wiedzą. - A wtedy przystojny mundurowy na pewno nas zgarnie! Zamknie w zimnej celi i będzie musiał nas ogrzać!
    Takie teksty zdecydowanie nie były w stylu Andy. Tej kobiety, która miała możliwie najbardziej męski zawód, potrafiła naprawić cieknący kran i uważała, że woli być samotna do końca życia niż związać się z nieodpowiednim mężczyzną. Ale czy picie na umór do niej pasowało? Również nie. Może to wszystko, co się działo, było rodzajem kryzysu wieku młodzieńczego, który miał zmienić nie tylko jej charakter, ale również zainteresowania czy sposoby na radzenie sobie z problemami. Ostatecznie jak do tej pory za każdym razem, gdy w jej codzienności pojawiała się pewna trudność, Andy była w stanie poradzić sobie z nią bez pomocy z zewnątrz i niepotrzebnego narzekania. Uważała, że nie było sensu płakać nad czymś, nad czym nie miała większej kontroli. Jednak zaginięcie jej ojca nie było typowym problemem. Zaginięcie ojca wstrząsnęło wszystkim, co znała. Wstrząsnęło ją u podstaw. Wszystkie narzędzia, jakimi dysponowała do tej pory, okazały się bezskuteczne, a sama Andromeda odnosiła wrażenie, że tonie i tylko desperacja pozwala jej na wzięcie kolejnych oddechów.
    Na szczęście, zamiast poddać się melancholii, skupiła się na tym, co miała jej do powiedzenia przyjaciółka. Lubiła, że mimo tragedii, z jaką zmagała się Williams, nie próbowała chodzić wokół niej na paluszkach. Była taka, jak zawsze, i właśnie za to ją kochała. Dzięki jej opowieściom, Andy potrafiła zachować przynajmniej pozory normalności. Śmiała się głośno, gdy tamta wspominała o aroganckim kliencie, co chwila kiwając głową na znak, że słuchała.
    - Mam pomysł! Wiesz, jak możesz go zaskoczyć? - Wyprostowała się gwałtownie, a na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. - Skoro uważa, że we wszystkim mu dobrze, to uszyj mu coś, w czym będzie wyglądać źle. Wtedy będzie zaskoczony, o! - zaproponowała, uważając swój pomysł za iście genialny.
    Pod wpływem alkoholu najwyraźniej iloraz jej inteligencji gwałtownie się zmniejszał, a nawet najbardziej idiotyczne koncepcje wydawały jej się godne nagrody Nobla. Tym razem również wpatrywała się w swoją towarzyszke z nerwowym wyczekiwaniem, gotowa na przyjęcie pochwały. Jednak zanim to nastąpiło, Abigail niespodziewanie powiedziała coś, co zbiło ją z tropu i skutecznie zmiotło z jej twarzy wcześniejszą wesołość. Williams spojrzała na nią z niemałym przerażeniem, zapominając o tym, że powinna zamknąć usta i udawać, że słowa kobiety nic nie znaczyły. Powinna machnąć ręką i wyzwac ją od wariatek, tak jak robiła to za każdym razem, gdy Robbins wyskakiwała z podobnymi rewelacjami. Ale nie mogła. Wierzysz, że sny mają znaczenie? Dźwięczało jej w uszach.
    Nie wierzyła. Ale rzeczywistość miała na ten temat nieco inne zdanie, ostatnimi czasy wielokrotnie udowadniając młodej kobiecie, jak bardzo się myliła. Andy zamilkła więc, wpatrując w przyjaciółkę, niepewna, czy powinna jej mówić o tym, co wyśniła zeszłej nocy. Czy powinna zdradzać jej swój sekret. Jednak jeśli nie Abi, to kto? Nie znała nikogo innego, kto byłby w stanie wziąć ją na poważnie, dlatego po głośnym przełknięciu śliny, odważyła się wreszcie odezwać.
    - Ostatnio... ostatnio miałam sen, że wracałyśmy z pubu i... i ktoś cię zaatkował - wyjawiła całkowicie poważnie. - Wiem, że to zabrzmi jak totalne wariactwo, ale... posłuchaj mnie. I nie śmiej się, jeśli możesz. Ostatnio mam sny... są bardzo realistyczne, ze szczegółami. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że te sny... się sprawdzają. W rzeczywistości. Na przykład tydzień temu śni mi się, że ktoś popełni samobójstwo skacząc pod pociąg na South Kensington. I dzien później... możesz sobie wyobrazić, co się stało.
    Andy

    OdpowiedzUsuń
  92. [Ojej! Mam nadzieję, że to nic poważnego i wszystko u Ciebie w porządku. Sama jestem od prawie tygodnia na zwolnieniu ze złamaną ręką, także, no... :D W ogóle jeśli to miałoby Cię jakoś odciążyć, to ja też mogę zacząć, nie mam z tym problemu, a i tak jak pisałam - czasu mam teraz dużo :D]

    Úna Morgan i jej łącząca się w bólu zwolnienia autorka

    OdpowiedzUsuń
  93. Kącik jego ust drgnął lekko ku górze, gdy stwierdziła, że czuje, że go zna. Dziś nie było na świecie takiego człowieka, który mówiąc, że go zna, był świadom wszystkiego, bo historia, którą skrywa, jest niedostępna dla żadnego śmiertelnika – gdyby powiedział komuś kim naprawdę jest, jako kto się urodził, jako kto żył i jako kto zmarł, to z pewnością bardzo szybko podjęto by próbę umieszczenia go w zakładzie dla obłąkanych. To normalne, że nikomu o tym nie mówił, i że przedstawiał się imieniem, które nie miało nic wspólnego z tym nadanym mu w dniu urodzenia. W rzeczywistości nie znał go zatem nikt, oczywiście nie licząc tych, którzy żyli na ziemskim padole tyle co on, czyli przeszło sto lat, bo dla nich historia wciąż jest tak samo żywa. Jeśli ktoś spotkał go przed stoma laty i spotka go teraz, w tej nieco zmodernizowanej odsłonie, będzie doskonale świadom jego prawdziwego imienia.
    To odczucie znania się miało jednak prawo jej towarzyszyć nie tylko ze względu na sny. Niewykluczone bowiem, że pojawił się w którymś z jej poprzednich wcieleń, czy to w formie człowieczej, jeszcze za nim kule pozbawiły go życia, czy już w tej anielskiej odsłonie, gdy przyszło mu dopełnić przeznaczenia. Niewykluczone, że skoro oboje mierzyli się z podobnym odczuciem, mogli być ze sobą związani na o wiele głębszej płaszczyźnie. Najsilniejszą relacją jaką można przenieść z poprzedniego wcielenia jest miłość i z tego istotnego faktu Evander zdawał sobie sprawę. Wiedział również, że taka miłość karmiczna jest silniejsza od nas samych i przyciąga dwie osoby do siebie wbrew wszelkim okolicznościom życiowym. Nie zważa na to, że mogą oni być w innych związkach, czy po dwóch stronach globu – odbiera zdrowy rozsądek, kontrolę oraz spokój ducha. Wiedział, że w obrębie takiej miłości można rozumieć się bez słów, czuć wyjątkowe pokrewieństwo dusz, ale nie zawsze można ze sobą żyć, bo wspominana relacja jest właśnie wynikiem błędów popełnionych wobec tej osoby w poprzednich wcieleniach. Zatem, jeśli ich więź jest dokładnie czymś takim, to żadne nie zazna spokoju, dopóki oboje nie przepracują karmy i nie dokonają zadośćuczynienia wobec siebie samych.
    Rozumiał, co chciała mu przekazać, nawet jeśli dla przeciętnego człowieka jej słowa faktycznie mogły stanowić tylko zlepek wariackich myśli. Rozumiał to, bo był doskonale świadom połączeń, jakie mogą zajść między dwiema duszami na przestrzeni setek lat; że to co zdarzyło się kiedyś, może ciągnąć się za daną istotą aż do teraz. Wiedział jak wygląda droga życia i co się na nią składa, bo od stu lat nieustannie jej strzeże.
    Prawdopodobnie pociągnąłby temat, bo chciał zadać jeszcze jedno pytanie, dotyczące kwestii wzajemnego znania się, ale ponieważ zależało mu na tym, żeby wypaść jak najbardziej naturalnie i nie zdradzić się ze swoją innością, po prostu skinął głową i z powrotem odwrócił się plecami do Abigail, pozwalając jej dokończyć pomiary.
    Stanął prosto i ulokował spojrzenie w ściennych dekoracjach.
    — Nie jestem dostępny od reki, więc zostawię do siebie kontakt, żebyśmy mogli ustalić termin pierwszej przymiarki — powiedział. — Jeżeli będziesz potrzebowała o coś dopytać, to oczywiście też śmiało możesz z tego kontaktu skorzystać — dodał, bo czasami przychodzi moment, kiedy nagle trzeba rozwiązać wątpliwości co do jakiegoś szczegółu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Odbieram telefony o każdej porze dnia i nocy — rzekł, uśmiechając się po nosem. Podejrzewał, że Abigail z grzeczności nie odważyłaby się zatelefonować do niego w środku nocy, bez względu na to jakiej informacji by wówczas potrzebowała, ale nie zmienia to faktu, że mogła dzwonić bez skrępowania o którejkolwiek godzinie. Jeśli nie będzie fizycznie zajęty, chociażby policyjną akcją, to z pewnością odbierze.

      Evander di Savoia

      Usuń
  94. W jego oczach, na krótką chwilę pojawiło się zaskoczenie, gdy jej dłonie wylądowały na jego twarzy. Powoli mrok z jego twarzy cofnął się i znów wyglądał zupełnie normalnie. Uniósł rękę i musnął nią policzek dziewczyny, a kciukiem lekko spierzchnięte wargi.
    — Jesteś taka dobra — mruknął zaciskając zęby. Pochylił się ku niej, jego wzrok przesunął się po każdym centymetrze jej twarzy. Wpił się w jej wargi niezbyt natarczywie. Smakowała słodko i niewinnie. Miał ochotę na znacznie więcej, ledwo wstrzymywał swoje ciało od tego czego na prawdę chciało. Mógł siłą wziąć to czego chciał, ale chciał by to ona do niego przyszła, by oddała mu całą siebie. Każdy w końcu mu ulegał. Ona nie będzie wyjątkiem.
    Przyciągnął ją lekko do siebie. W jego ruchach kryła się pewność i zdecydowanie. Jego ramiona oplotły jej ciało niczym wygłodniałe węże.
    Oderwał się jednak od niej niechętnie i spojrzał w jej tęczówki.
    — Twój los zależy tylko od ciebie — szepnął — i tak to ma znaczenie — dodał przychylając głowę na bok.
    On wierzył, że ma pełną kontrolę nad własnym życiem i nikt ani nic nie ma to wpływu. Nie wierzył by życiem kierowała jakaś siła wyższa, przeznaczenie. Mógł robić to co chciał i zawsze jego decyzje były świadome. Wszystko co do tej pory zyskał było wynikiem jego działań, nie ułożenia gwiazd i boga. Ale rozumiał dlaczego ludzie usilnie chcieli wierzyć w tego typu bzdury. Chcieli by ich życie miało jakiś ukryty sens.
    — Odwiozę cię do domu, chyba że wolisz już zostać i przenocować — jego ramiona cofnęły się nieco dając jej możliwość ucieczki.
    Potrafił być jak paskudny narkotyk. Był okropną osobą, ale drobnymi gestami potrafił sprawić, że każdy się ich doszukiwał i nie chciał zostawić go w spokoju. Relacja z nim za zwyczaj była toksyczna. Nie było zdrowe ani normalne znosić jego humory dla tych kilku dobrych chwil, które również były jego kaprysem.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  95. [Judi cieszy się z powitania mimo bolącego serca, ale przeżyję swą stratę i będzie żyć dalej i szczera będę, bo ja też z nią nie wiem co planuję ^_^ hehe]

    Judi

    OdpowiedzUsuń
  96. [testuje kody xD czy ja tam wiem... wolałabym mieć tło ala posypane sniegiem xD i mnie ubiegłas z odpisem... podwojne zaczecie wisze ehh]

    Miała odłożona jakąś tam sumę na wydatki, zatem bez mrugnięcia okiem mogła je przeznaczyć za naprawienie szkód materialnych w domu czarownicy. Nie wiedziała tylko czy kwota, która wkładała do koperty starczy, ale musiała. Mogły się zdziwić, ze nie prosiła o konto... Sama nie posiadała takowego - wolała gotówkę na podstawowe potrzeby a zarobić zawsze się dało. Praca była wszedzie - wytarczyło poszukać.
    Jednak minęło pare dni, nim w końcu stwierdziła że czas oddać dług. Podrzuciła koperty wtedy, gdy była pewna że nikogo w domu ani w pobliżu nie było. Zostawiła w widocznym miejscu "podpisując" sie łapą aby nie było wątpliwości a potem odeszła do swoich spraw.
    Zajęta praca nie miała czasu na powroty do domu. Szef o tym nie wiedział, bo zwykle wychodził wcześniej a że lubiła majsterkować to sobie dłubała w samochodach klientów, wymieniajac i naprawiajac co sie da. Nie naliczałą sobie stawek podwójnie albo inaczej. Po prostu lubiła ciezka fizyczna prace, dzieki której była w stanie ignorować potrzeby wilka. Nie zawsze sie to sprawdzało, ale dawala rade.
    Przetarła zmeczone oczy i rozciagnela sie aż jej strzyknelo w kosciach, gdy w koncu wytoczyla sie spod maski toyoty nad ktora aktualnie pracowala. Coś nie tak było z hamulcami albo przewodami do nich i za chiny ludowe nie mogła znależć lokalizacji usterki. Jak na zlość.
    Zatem aby się niepotrzebnie nie nakrecac i nie wkurzać, poszła przebrać się w dres, po uprzednim szybkim prysznicu. Nałożyła tramki, a po wyjsciu z warsztatu zamknela krate i poszła pobiegać. Lubiła być w formie a bieganie było takie... orzeźwiajace i jednoczesnie dzikie. Wolala na bosaka, aby miec kontakt z podlozem, ale dzis miala lenia na jakies dokladniejsze mycie i zalozyla tramki, które nadawaly by się już do kosza - ledwo sie już trzymały.Oto cala ona... trochę widać było, że ani nie tutejsza ani gramotna, juz nie wspominajac o ostatnych trendach mody. Machała na to reka.
    Biegła dalej zblizajac sie już do wiekszych zabudować. Nie zwalniała jednak, bo ludzi na ulicach aż tak dużo nie było. Baa przebiegajac kolo baru nawet sama wpadla na szybkiego. Była tam raptem z godzinę, bo wilk jeszcze nie miał dosyć biegania i naglil do wyjscia. Ehh No niech ci bedzie - spasowała czujac zadowolenie. Wyszła zatem, ale tym razem za daleko nie doszla. Do jej uszu dotarł spanikowany glos. Wykazujac sie glupota poszla tam zobaczyc co sie dzieje i przystanela u wylotu uliczek aby obserwowac. Dzieki doskonalemu wzrokowi latwo przebila sie przez ciemność, aby lepiej zobaczyć kilku podchmielopnych kolezków zaczepiajacych bogu winna dziewczynę, która chyba szla na skrótu. Doleciał zapach i az sie skrzywila na zapach zle trwaionego alkoholu, niedomytych ciał i chyba któryś się przy okazji zlał w gacie. Fujj.
    Natomiast dziewczyna... poznana pare dni wczesniej trafiła w nieze gówno przechodzac ta uliczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - hej panowie! - zakrzyknela cicho na nich glosem alfy. Wszyscy sie do
      niej odwrócili jakby przyciagani niewidzialna sila. Podeszla wolnym krokiem w ich strone. - nie wstyd wam napadać na dziewczyne?
      - spierdalaj! - odezwał się belkotliwych glosem najstarszy chyba z nich. Trudno bylo rozroznic.
      - ależ nie mam ochoty. - uśmiechnęła się szeroko, ale w tym smiechu nie bylo nic z wesolosci. Raczej mówił o wielu mozliwościach dobrej zabawy. A wilk się tylko cieszył z radości, że w końcu mógł sie pobawić. Uspokoila go. Dzis nie jemy. zastrzegla. A potem któreś z nich, w sumie nie wiadomo które rzuciło się do bitki, której celem było raczej znokautowanie niż zrobienie krzywdy. Tyle, że majac dwoch przeciwnikow jednocześnie i majac rece zajete nie zauwazyla, ze trzeci w pewnym momencie odstapil od walki i zabrał się za ... dziewczyne.
      - hej! walnij go w jaja! - rzucila w jej strone. Byla zajeta i robic dwoch rzeczy naraz nie potrafila. Sama jednemu wykrecila reke, gdy probowal ja schwycić. Poplakal sie z bolu a drugiemy przywalila w nos i nim ktos zareagowal skoczyla do dziewczyny, zlapala za reke i pociagnela w strone bardziej oswietlonej uliczki a stamtad jeszcze dalej az dotarly do parku. Obie dyszac usiadlyu ciezko na lawce aby zlapac oddech i troche sie uspokoić.
      Lara pierwsza odzyskała glos.
      - Nic ci nie zrobili?

      Lara (opierdalajaca sie z opdpisem >.<]

      Usuń
  97. (Dziękuje bardzo za ciepły komentarz - wieczór wydaje mi się teraz jakiś taki milszy ;) korzystając z okazji ja też chciałabym pochwalić pomysł zrobienia z Abigail adoptowanej córki wiedźmy, strasznie mi się coś takiego podoba!)

    Daniel

    OdpowiedzUsuń
  98. [Cześć! Przyznam ci tak zupełnie szczerze, że czuję się dość niezręcznie, gdy ktoś sypnie mi takim cukrem, mimo że drugiej strony jest mi również miło, to przeważa zwykle ta pierwsza emocja, haha. Naturalnie, dziękuję za wszelkie życzenia pozostawione pod moją kartą. Postrzegam Abigail jako pojedynczy promień słońca, które przebija się przez zachmurzone, ołowiane niebo, nawet mimo tej potrzeby izolowania się od społeczeństwa w mieszkaniu, które stanowi jej miejsce ucieczkowe i znoszenie napływu niepokornych myśli. Najbardziej nurtuje mnie wprawdzie relacja między twoją bohaterką, a jej adoptowaną matką-wiedźmą.]

    Ilsa Voce

    OdpowiedzUsuń
  99. — Jasne — odparł kwaśno, ponownie przybierając swoją naturalną obojętną pozę. Odsunął się od niej i podniósł z kolan. Wsunął dłonie w kieszenie ciemnych spodni i odwrócił od niej spojrzenie.
    — Poczekam w aucie — jego głos ociekał jadem i lodowatą obojętnością. Po słodkim pocałunku i ciepłym spojrzeniu nie było już śladu. Cała jego dobroć odpłynęła w mgnieniu oka, jakby za pstryknięciem palca potrafił zmieniać swoje nastroje. Należał do kapryśnych osób, a gdy coś nie szło po jego myśli jawnie okazywał niezadowolenie.
    Czego jeszcze chciała? Pomógł jej, wręcz się nią zaopiekował czego przeważnie nie miał w zwyczaju. Ale skoro chciała zostać sama ze swoim kruchym życiem, proszę bardzo. Nie miał zamiaru więcej ingerować.
    Kompletnie ją ignorując wyszedł z domu i zapakował się do samochodu. Siedział w środku w ciszy wpatrując się w ciemność rozciągającą się za reflektorami auta. Łokieć oparł o chłodną szybę. Teraz analizował czy po prostu się na niej nie pożywić, nie spić jej krwi do ostatniej kropelki, a ciało porzucić w losowym miejscu. Złość wrzała w nim tak bardzo, że nie wiedział, czy da jej później wysiąść z pojazdu. Przed oczami miał obraz jej smukłej szyi i siebie samego wgryzającego się w nią.
    Oblizał wargi i przełknął ślinę czując nieprzyjemne drapanie, które odezwało się w jego gardle. Mógłby to zrobić, mógłby ją zabić. Tak bardzo jak chciał się zabawić i mieć jakieś wyzwanie, tak mocno miał tego dość i chciał zasmakować jej posoki.
    W pierwszej chwili nawet nie zwrócił uwagi, że dziewczyna do niego dołączyła. Został kompletnie pochłonięty przez własne mroczne fantazje. Automatycznie odpalił silnik mustanga i ruszył drogą w stronę wyjazdu.
    Niektórzy sądzili, ze powinno się go zabić. Był tak mocno wyzwolony i zapatrzony we własne mocne, że był niebezpieczny, nieprzewidywalny i niedoopanowania. Czasem mówiono mu, że jest szaleńcem czerpiąc taką przyjemność ze śmierci i rozrywki. Być może gdzieś w tych słowach było ziarnko prawdy. Gino twierdził, że jego uczucia i emocje wciąż były na swoim miejscu, że się ich nie pozbawił. Niektórzy twierdzili, że w ogóle nie jest do nich zdolny, że nie odczuwa bólu, miłości i dobra. Że jest zaślepiony i nie dostrzega tego czym się otacza.

    Gino odrobinkę wkurzony :D

    OdpowiedzUsuń
  100. Jego obecność w jej życiu – tak jak w życiu każdego – miała konkretny cel, a ponieważ on sam był usposobieniem losu, nie pojawiał się w czyjejś egzystencji z przypadku, bo w rzeczywistości taki stan dla niego wcale nie istniał. Wszystko miało swoje źródło w tym, co zostało człowiekowi przeznaczone, również to, co śmiertelnicy zwykli nazywać przypadkami, albo zbiegami okoliczności, bo każda sytuacja, do której dochodzi w tym wymiarze, jest podyktowana przeznaczeniem, bez względu na to, czy jest ona zamierzona czy nie, czy jest dobra czy zła. To, co dzieje się z człowiekiem w biegu życia – doświadczenia, których nabywa, lekcje, które przechodzi, to wszystko składa się na drogę do wypełnienia przeznaczenia. Pomyśleć można, że ludzie są jak kropelki wody w oceanie – to właśnie z tych maleńkich elementów składa się ocean, czyli świat. Niektóre krople płyną na wierzchu fal i odbijają promienie słońca i księżyca. Inne krople unoszą łodzie i statki. Inne stale rozbijają się o przybrzeżne skały, a jeszcze inne podskakują w górę i w dół, kręcąc się i tworząc wiry. Każda kropla ma inne przeznaczenie i inny sposób bycia częścią oceanu, ponieważ każda kropla w oceanie ma swoje niepowtarzalne zadanie i wyjątkową rolę. Każda z tych ról jest tak samo ważna i nikt nie jest lepszy, ani gorszy od nikogo. Każde doświadczenie każdej pojedynczej kropli, jest źródłem mądrości dla całego oceanu.
    To, że dziś ich spojrzenia się spotkały, że stali tutaj nawiązując kontakt właśnie teraz, to również miało swoje źródło w przeznaczeniu, jednak dotyczyło ono przede wszystkim Abigail, ponieważ Evander swój los miał niezmienny i był go dosadnie świadom. Każdego dnia i każdej nocy miał pilnować, aby fortuna kołem się toczyła, a dziś, teraz, pojawił się dla Abigail – dla niej i dla jej fortuny.
    Uśmiechnął się sam do siebie słysząc jej słowa, odnośnie ofiarowania się. Jego wypowiedź zabrzmiała dokładnie tak, jak miała zabrzmieć i zadowalał go fakt, że Abigail to podłapała.
    — Kto wie, może właśnie tego chcę — powiedział pod nosem z szelmowskim wydźwiękiem, choć słowa padły na tyle głośno, że Abigail spokojnie mogła je usłyszeć, nawet jeśli bardziej przypominały myśl, powiedzianą na głos, aniżeli zdanie skierowane bezpośrednio do niej. W ich przypadku takie flirciarskie zagrywki nie były poprawne, ale on pociągnął tylko jej z lekka zaczepną sugestię, poza tym, dopóki Abigail będzie robiła to w żartach – on również nie pozbędzie się tego tonu.
    Przeniósł spojrzenie na jej sylwetkę, gdy przykucnęła naprzeciwko, żeby zebrać wymiary z jego pasa i bioder. Z bliska, w tym eleganckim wydaniu i upiętych włosach, prezentowała się naprawdę atrakcyjnie, a także apetycznie, chociaż jemu ten apetyt nie powinien był nawet przebrnąć przez myśl! Ale był poniekąd człowiekiem, a góra nie pozbawiła go wszystkich zmysłów i odczuć – wtedy bez wątpienia łatwiej byłoby mu się oprzeć pewnym wnioskom i przemyśleniom, tymczasem na kobiecy urok był podatny niemalże tak, jak każdy śmiertelny facet.
    Kiedy skończywszy powróciła do stolika, żeby zanotować wszystkie wymiary, obrócił się i dał kilka kroków w jej stronę.
    — Interesuje mnie tkanina wełniana bez domieszek w granatowym odcieniu — zaczął, jako że przyszedł czas na dogadanie poszczególnych elementów. — Podszewka z włókna miedziowego, wykończona lamówką. Marynarka jednorzędowa z dwoma guzikami, na rękawach z czterema, bez rozcięcia z tyłu. Klapa otwarta, brustasza prosta, bez butonierki — wymienił powoli, pozwalając Abigail to zanotować i gdy w końcu się zbliżył, wsparł dłonie o stolik, przyglądając się charakterowi jej pisma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za moment podniósł spojrzenie do jej twarzy i lekko przechylił głowę.
      — A czy ty mówiąc, że mogę przyjść w dowolny wieczór, nie boisz się, że zrozumiem to jako zaproszenie i nie pozwolę ci spokojnie spać? — Powtórzył jej własne słowa, odbijając piłeczkę. Dowolny wieczór może zdarzyć się jutro, za dwa dni lub za tydzień, a więc więc w czasie, w którym marynarka nie będzie miała jeszcze nawet kształtu. Ten nieprecyzyjnie wymieniony dowolny wieczór brzmiał zatem, jak zaproszenie do spotkania, aniżeli jak konkretny termin, w którym mógłby przymierzyć pierwszy prototyp swojego przyszłego wdzianka. Nie wiedział, czego skrycie pragnęła – wiedział jednak, co się wydarzy.

      Evander di Savoia

      Usuń
  101. Kąciki jego ust lekko drgnęły, ale na pewno nie w wyrazie uśmiechu. Nic jednak nie odpowiedział. Nie miał zamiaru wdawać się w tego typu dyskusję. Nie wiedział też co siedzi w jej głowie, co ona sobie wyobraża, co myśli o jego zamiarach. Wiele osób już tak mówiło, wzbraniało się przed nim, zaprzeczało. Donikąd to jednak nie prowadziło. Gino zawsze osiągał to czego chciał. Werbena w jej żyłach była pewnego rodzaju przeszkodą, ale i to mógł ominąć, zwalczyć.
    Droga minęła im w gęstej ciszy, której nie miał zamiaru przerywać. Zatrzymał się pod wskazanym przez blondynkę adresie. Przelotnie spojrzał na budynek, w którym mieszkała. Zgasił silnik po czym wysiadł z samochodu. Gdy dołączyła do niego zbliżył się i wcisnął w jej dłonie kluczyki do auta.
    — Twoje i tak do niczego się już nie nada, a ja i tak nie wracam do domu — mruknął odsuwając się. Omijał ją spojrzeniem, robił to celowo. Miał teraz ochotę rozszarpać kogoś na strzępy i im dłużej przebywał z nią tym istniała większa szansa, że padnie na Aby. Przeczesał dłonią włosy, których kosmyki opadły mu na czoło i oczy.
    Przesunął językiem po linii zębów. Czuł ostrawe koniuszki kłów. Do jego ciała napłynęła nowa siła, a adrenalina i ekscytacja zmieszały się ze sobą na myśl o zbliżającym się polowaniu.
    — Żegnaj — rzucił odwracając się na pięcie i ruszając w tylko sobie znanym kierunku. Bestia czająca się w jego trzewiach miała ochotę na coś więcej niż pożywienie się na jednej duszyczce. Miał zamiar wyładować wszelkie negatywne emocje i wrażenia z dzisiejszego dnia. Dla kogoś miało się to źle skończyć.
    Jednym uchem słuchał jeszcze, czy Abigail weszła do domu, czy nie. Cokolwiek by się teraz stało nie sądził by ponownie zareagował. W końcu miał się nie mieszać i nie przekraczać zawodowych granic. No i nie potrzebował robić z siebie bohatera.
    Udał się do jednego z barów. W środku panował zaduch. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i potu. W środku było sporo osób. Niemal każdy stolik był wypełniony po brzegi. Bardzo mu to odpowiadało. Zasiadł na wysokim stołku na przeciw barmana. Zamówił drinka, a w między czasie roztaczał swoją moc. Wkradł się do każdego umysłu sprawiając, że nikt już stąd nie wyjdzie.
    Po upiciu kilku łyków drinka, rzucił się do gardła dziewczyny siedzącej koło niego.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  102. Kilka dni spędził zajmując się różnymi głupotami. Nie robił nic specjalnego, raczej skupiał się na dobrej zabawie, na wszystkim tym co mogło skutecznie odwrócić jego uwagę i zająć myśli. Liczne imprezy, litry wypitej krwi oraz alkoholu dobrze go nastroiły. Był w pełni sił. Skupił się też bardziej na dokończeniu remontu, potwierdzeniu kilku projektów. Nie chciał dłużej mieszkać w bałaganie nawet jeśli nie planował dłuższego pobytu w Londynie. Był estetą i lubił porządek, zwłaszcza w swoim miejscu. Dom dzięki temu zyska na wartości i jeśli zechce, będzie mógł na tym sporo zarobić. Choć dom posiadał duszę, a Gino miał słabość do rzeczy z historią. Miał wiele posiadłości rozsianych po całym świecie. Były jego zabezpieczeniem, a przy regularnych zmianach miejsca pobytu, przydawały się. Hotele raczej nie były jego ulubionym rozwiązaniem, nie mógł tam liczyć na pełnię prywatności.
    W końcu jednak postanowił odwiedzić Abigail, zerknąć czy już ochłonęła po ostatnich wydarzeniach. Raczej nie chodził mu o martwienie się o stan psychiczny dziewczyny, co po prostu chciał się czymś zająć. Poza tym jego się nie ignoruje.
    Wszedł do pracowni z lekkim uśmiechem na twarzy, można było dostrzec, że jest wyraźnie w dobrym nastroju. Nigdy nie ukrywał emocji, w tym był szczery, aż do bólu.
    To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że wampir nie powinien żałować sobie rozrywek, a tym bardziej świeżego pożywienia. Krew nie tylko utrzymywała go przy życiu, dawała siłę, w pełni napędzała zmysły i sprawiała, że czuł się po prostu lepiej. Na głoszę był zawsze bardziej podirytowany i w pełni nad sobą nie panował, a jako maniak kontroli nie mógł sobie na to pozwolić.
    - Witaj Sylvio, Abigail - posłał im jeden zniewalający uśmiech. Pochylił się ku starszej z kobiet - Abi potrzebuje dziś przerwy, ale obiecuje wkrótce ją oddać - wymruczał czarująco spoglądając w oczy kobiety. Macki jego mocy prześlizgnęły się do jej umysłu i nagięły jej wolę do jego potrzeb. To była tylko mała drobnostka. Nic strasznego. Chociaż pewnie i bez tej sztuczki kobieta przystałaby na jego prośbę. Dostrzegł ten błysk w jej oczach, ten rozanielony uśmiech.
    - Porywam cię - całą uwagę przeniósł na blondynkę - aaa i nie chce słyszeć sprzeciwu - dodał, gdy tamta już chciała otworzyć usta. Wyciągnął do niej rękę i skinął zachęcająco głową.
    - Obiecuję, że nie mam żadnych niecnych planów - przyznał unosząc ręce w geście poddańczym. Tym razem faktycznie tak było. Miał zamiar być miły i takie właśnie były jego plany, wyjątkowo miłe. był zadowolony, więc otoczenie mogło być spokojne o swoje głowy.
    Liczył, że po prostu z nim pójdzie i obejdzie się bez słownych przepychanek. Koniec końców mógł ją po prostu złapać i zabrać ze sobą, ale sadził że temu mogłyby towarzyszyć jeszcze większe sprzeciwy ze strony Abigail.

    Gino ^^

    OdpowiedzUsuń
  103. Zignorował Sylvię, gdy poczuł dłoń Abi na swojej. Jej ciepło kontrastowało z chłodem skory wampira. Czasem dało poczuć się jak bardzo martwy był. Jego serce nie biło, a co za tym idzie nie pompowało krwi, która mogłaby rozgrzać wnętrze.
    Zaśmiał się lekko, gdy od razu postawiła na sprawy służbowe bądź samochód, o którym tak na prawdę zdążył zapomnieć.
    Puścił ją przodem i podszedł z blondynką do nowego samochodu. Otworzył przed nią drzwi.
    - Nie chodź o garnitur, w tym ufam ci całkowicie. A auto jak mówiłem możesz zatrzymać. W tamto będziesz musiała włożyć sporo pracy by wyglądało znowu dobrze - stwierdził przypominając sobie samochód wbity w rów. Dla niego taki gest był całkowicie normalny, nie był skąpy, a auta nie miały dla niego większej wartości. Poza tym mógł sobie na coś takiego pozwolić.
    - Zabieram cię w pewne miejsce - wytłumaczył pokrótce, gdy Abigail zawahała się widząc otwarte drzwi.
    Chciał spędzić z nią najzwyczajniej w świecie czas. Chciał ją lepiej poznać i może tez dać się poznać z nieco innej strony. Jest osobą niebezpieczną, wszak jest wampirem. Jest pełen sprzeczności, humorzasty czasem podły i nieludzki. Koło tych wszystkich negatywnych cech było tez kilka miłych zaskoczeń, które z reguły rezerwował dla paru najbliższych przyjaciół. Było można z nim porozmawiać na wiele tematów, żartować i śmiać się. Potrafił być zaskakująco normalny. Być może był to niewielki odłamek jego spaczonej osobowości, ale wytrwali mogli z niego korzystać. Abi dość przypadkowo miała na to okazję.
    - Tak przy okazji, wyglądasz pięknie - ocenił przyglądając się jej, gdy oboje usadowili się w samochodzie. Dostrzegał kobiece piękno, nie był na nie ślepy ani obojętny. Byłby głupcem gdyby stwierdził, że blondynka nie jest atrakcyjna.
    Włączył silnik i odjechał w sobie znanym kierunku. Anglia, mimo swojej pochmurności i niemal nieustających deszczy potrafiła być niezwykle urokliwa i piękna. Niektórzy powiedzieliby nawet, że romantyczna. Gino znał kilka ładnych i wartych odwiedzenia miejsc. Może i ten kraj nie leżał w czołówce jego ulubionych, tak i tu odnalazł coś co warto zobaczyć.
    - Spokojnie to tylko godzina drogi stąd. Powinno ci się spodobać - nie chciał za wiele zdradzać. Choć może i ona myślała, że faktycznie ma zamiar ją porwać i nigdy więcej nie zwrócić światu. To była kusząca myśl.
    Po kilkunastu minutach wyrwali się z miejskiego zgiełku. Krajobraz dość szybko zmienił się. Wokół roztaczał się las przecinany co jakiś czas rozległymi polami i łąkami.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  104. — Nie mów mi co wypada, a co nie. To tylko narzucona przez kogoś kiedyś durna zasada, której raczej ja nie wyznaję — odparł. Gino częściej robił to czego według ludzi nie wypada robić, ale niezbyt się nad tym roztrząsał — skoro ci go dałem to znaczy, że chcę ci go dać. Innym razem mogą to być kwiaty, albo kolczyki lub kolacja — wzruszył ramionami. Dla niego to na prawdę nie było nic nadzwyczajnego.
    — Wywożę cię do swojego zamku z zamiarem zamknięcia cię w samotnej wierzy — odparł z rozbawieniem. Sam też nie był fanem niespodzianek, raczej wolał wiedzieć na czym stoi, ale Abi to Abi. Zresztą tym razem rzeczywiście jego zamiary były niegroźne, więc mogła się rozluźnić. Gdyby zależało mu na śmierci blondynki nie musiałby się w to wszystko bawić, tylko zakończyłby jej żywot przy pierwszym spotkaniu. Tym bardziej nie dawałby jej swojego auta i nie zabierałby ją na wycieczkę.
    Droga upłynęła mu całkiem szybko. Im bliżej byli celu tym bardziej zmieniały się widoki płynące za oknem. Skończył się las, a równe łąki zastąpiły liczne pagórki i kręta droga. W końcu ich oczom ukazało się kilka, góra kilkanaście domków z kamienia. Były wtulone w pomiędzy dwa większe wzniesienia. Małe miasteczko wyglądało rodem wyciągnięte z bajki.
    — To mała mieścinka, ale skrywa kilka ciekawostek — stwierdził zatrzymując się na niewielkim parkingu — dalej idziemy pieszo — dodał zgasiwszy silnik. Gdy wysiadł do jego uszu doleciał szum morza, a do nozdrzy jego słonawy zapach — widzisz nie zawsze porywam z zamiarem niecnych rzeczy — uśmiechnął się szerzej, a wiatr rozwiał mu idealnie ułożone włosy.
    Bez precedensu chwycił ją za dłoń i pociągnął w dół uliczki. Był to dla niego naturalny gest i nawet przez chwilę nie zastanowił się, czy może ona nie ma ochoty na jakiekolwiek dotykanie. Nawet tak niewinne. Ale on z reguły nie myślach o drobiazgach, które w jakiś sposób mogły zmieszać drugą osobę.
    Wzdłuż uliczki rosły równo przystrzyżone drzewa, a każdy dom wyglądał niemal tak samo.
    Po paru minutach spaceru wzniesienia po obu ich stronach zrobiły się spiczaste. Pomiędzy nimi wydrążone było przejście, oświetlone dwiema latarniami. Tu echo szumu stawało się jeszcze wyrazistsze. Na końcu bramy widać było granat falującego morza i kłęby białej piany, która rozbijała się o piaszczysty brzeg.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Iii dziękuję ci za powitanie Eleny i miłe słowa pod jej kartą! Fakt zrobiłam z niej niezłą ofiarę, ale może kiedyś ją z tego bagienka wyciągnę :D I nie przejmuj się, sama mam masę tych odpisów i czasem sobie zapisuję co i komu żeby ogarnąć XD ]

      Usuń
  105. Spojrzał na nią z cieniem szczerego zainteresowania. Lustrował jej twarzy, to jak się wszystkiemu przypatrywała. Fakt, że miejsce przypadło jej do gustu, przyjemnie łechtało jego męskie ego. Nie z każdym bawił się w takie rzeczy, a raczej trafniejszym określeniem było, że nigdy.
    — Nie martw się nie mam w planach topienia nikogo — odparł z lekkim rozbawieniem. Wciąż podejrzewała go o najgorsze rzeczy, nawet w żartach. Może i nie powinien dziwić się jej dystansowi, ale z reguły wszystko toczyło się inaczej. W łatwiejszy dla niego sposób, w taki do którego przywykł. Abigail natomiast opierała się jego wampirzemu urokowi i wciąż zachowywała dystans. Czuł to.
    Pociągnął ją dalej, aż znaleźli się na piaszczystej szerokiej plaży. Powietrzu po tej stronie wzniesień było nieco chłodniejsze. Tym bardziej, że słońce chowało się za chmurami. Typowa angielska aura.
    Kawałek przed nimi migotał budynek malutkiej restauracji. To był jego główny cel.
    Jako wampir nie potrzebował ludzkiego pożywienia do przetrwania. Tuż po przemianie nic nie miało dla niego smaku. Jednak z czasem zaczął doceniać walory smakowe ludzkich potraw. Jadł dla doznań i tylko w miejscach, w których jedzenie było wyśmienite, inne.
    — Wiem, że może cię to wszystko zaskakiwać, ale... — rozmowy na temat jego charakteru i emocji nie były czymś co przychodziło mu łatwo. Na dobrą sprawę nie bardzo wiedział co mówić — wiem, że masz mnie za monstrum rodem z horroru. Spokojnie większość osób tak uważa i poniekąd taka jest prawda, nie zaprzeczam wszystkim złym rzeczom, które robię. Ale można ze mną spędzić normalnie czas, właśnie tak — otoczył ruchem ręki plażę i szumiącą wodę. Większych słów nie powinna spodziewać się z jego ust. To i tak było wiele i chyba na więcej nie było go stać.
    Podchodził do życia inaczej niż dziewczyna, inaczej niż większość osób na tym świecie. Po tylu latach czas i pewne gesty zacierały mu się. Łatwo było potraktować kogoś jakby znał go od dawna. Niektórzy mając tyle wieków na karku stawali się nad wyraz poważni, jakby pozjadali wszelkie rozumy. Gino natomiast nabawił się ogromnego luzu, braku pojęcia granic i zasad.

    Russo

    OdpowiedzUsuń
  106. Zmarszczył nieco brwi w grymasie zastanowienia. Odgarnął kosmyki włosów z jej policzków by móc objąć spojrzeniem całą jej twarz.
    — Wiem, że pijesz werbenę, czuć to na odległość. Ale to dobrze — odpowiedział. Ludzie myśleli, że werbena chroni ich przed mocą wampira, po części tak było, ale gdyby chciał mógłby z nią zrobić cokolwiek zechce. Odwrócił od niej ciemne spojrzenie, przeniósł je na taflę wody, która na horyzoncie zlewała się niemal w jedność z niebem. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i postąpił dwa kroki w stronę wody.
    — Cholernie to frustrujące, bo chciałbym wiedzieć co siedzi w twojej głowie, o czym myślisz, jak myślisz — przyznał, choć nawet gdyby nie była na werbenie nie miał w planach mącenia jej w głowie. Chciał by ona tego pragnęła. Mimo wszystko nie był przyzwyczajony, że nie ma odpowiedzi na wyciągnięcie dłoni. Musiał poczekać, aż Abigail sama zechce uchylić mu rąbka tajemnicy. Jedyne czego nie musiała mu mówić, to jej podejrzliwość. Widział to w jej spojrzeniu i gestach. Choć mogło to wynikać z faktu, że był dla niej zupełnie obcą jednostką. I do tego tak zagmatwaną.
    — Nie uważam, że jesteś słaba — pokręcił głową i posłał jej nieznaczny uśmiech. Jej charakter był zaskakująco silny, a ona była pewna swoich racji. Jednak jej ciało mógł złamać jak suchą gałązkę. Zaśmiał się sam do siebie — mojego uroku osobistego nie pokona nawet tona werbeny — rzucił z łobuzerskim uśmieszkiem. Był pewny siebie, dlaczego miałoby być inaczej? Zdawał sobie sprawę, że podoba się kobietom. Posiadał szeroką wiedzę i umiejętności niedostępne dla zwykłego śmiertelnika.
    — A ty tego chcesz? — zapytał wpatrując się w rozbijające się o brzeg fale. Był ciekaw, czy gdyby nie postawił jej przed faktem dokonanym, tylko wyszedł z luźną propozycją, odrzuciłaby ją czy przyjęła — Co chcesz o mnie wiedzieć? — dodał. Nie miał nic do ukrycia, nie było rzeczy której się wstydził, która była zbyt delikatna by o niej opowiadać.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  107. [Hej hej! Dzięki za tak miłe słowa, zarówno ja, jak i Hugo je doceniamy ;) Abigail jest urocza i współczuję jej (jak się domyślam) zawodu miłosnego. Jeśli szukałaby kiedyś niezobowiązującego pocieszenia, koleżeńskiego albo i nie, Hugo się poleca. On jest serio bardzo dobrym słuchaczem. Chętnie też wyskoczymy razem na miasto. Plus chociaż Abigail jest człowiekiem, założę się, że dzięki jej matce wie o czarach więcej niż Hugo, także może mogą jakoś sobie pomóc :D]

    Hugo

    OdpowiedzUsuń
  108. Wystarczyła niecała sekunda lub nawet mniej, by zaczął chwiać się na nogach, a widok zasłoniła mu gęsta mgła, przez którą nie mógł dostrzec niczego, co znajdowałoby się dalej niż na wyciągnięcie ręki. Nic więc dziwnego, że słysząc obcy, ale raczej przyjazny damski głos, którego właścicielka, o ile mógł się domyślić, próbowała odciągnąć go do pola walki z nadzwyczajnym wręcz trudem zmusił się do utrzymania się w pozycji pionowej popychany od tyłu czymś, co mogło być tylko końskim łbem. Na całe szczęście wierny Machu Picchu najwidoczniej nie tylko nie odbiegł daleko, po tym gdy jego jeździec padł ofiarą kolejnej napaści Łowców, ale także nie uległ działaniu zastosowanego przez nich specyfiku. I na całe szczęście, bo w przeciwnym wypadku nieznajoma miałaby teraz olbrzymi problem, by zaprowadzić Caspiana gdziekolwiek. Nie wspominając już o poruszaniu się w tak szybkim tempie.
    - Dziękuję. - Udało mu się wyrzucić przez zaciśnięte gardło w bliżej nieokreślonym kierunku jednocześnie przeklinając swoją chwilową nieporadność, przez którą czuł się niczym ślepiec. W dostrzeżeniu najbliższej okolicy nie pomagał mu nawet fakt, że wszechobecna ciemność, którą niechcący wywołał powoli ustępowała miejsca Słońcu. Tak właściwie o tym również nie zdawałby sobie sprawy, gdyby nie fakt, że na skórze zaczął odczuwać działanie pierwszych jego promieni. Dla zdecydowanej większości znanych mu osób byłyby one niewątpliwe kojące, ale na niego zdawały się działać zupełnie na odwrót. Nie wiedząc kiedy bowiem potknął się o wystający spod gęsto rosnących paproci kamień, w wyniku czego padł jak długi na ziemię przenosząc się ponownie w świat zupełnego mroku. Tym razem jednak wywołanego nie przez niespodziewany napad magii, ale zwyczajne wyczerpanie zmieszane ze skutkami ubocznymi trucizny, której gęste opary nadal zalegały mu głęboko w pęcherzykach płucnych.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  109. Pokiwał lekko głową. Ta odpowiedź w pełni go satysfakcjonowała. Był zadowolony, że nie jest tu tylko z przypadku, czy za jego sprawką. Gdyby chciała zostać w Londynie pozwoliłby jej wysiąść z samochodu. W końcu jej nie porywał.
    Nie miał w zwyczaju pytania o czyjeś myśli, uczucia i tym podobne rzeczy. Za zwyczaj po prostu sięgał po takową wiedzę lub nie dbał o to kto coś myślał i czuł.
    Roześmiał się lekko, gdy zapytała go właśnie o wiek. Ze wszystkich rzeczy właśnie to wydawało się ludziom najbardziej intrygujące, late spędzone na tym świecie. Te lata umożliwiały mu poznanie go na wskroś, zobaczenie rzeczy o których innym się nie śniło. Był naocznym świadkiem zmian jakie zachodziły na ziemi, wielkich wydarzeń.
    - Urodziłem się dwudziestego stycznia w tysiąc pięćset szóstym roku we Włoszech - odpowiedział spoglądając na Abigail uważnie.
    - Moja stwórczyni - wymruczał z błyskiem w oczach. Wciąż patrzył na blondynkę, ale wyraźnie się zamyślił - Amelia - wypowiedział jej imię niemal z trzcią - poznałem ją całkiem przypadkiem, na konnej przejażdżce. Nim mnie przemieniła mieliśmy romans, dobrze się poznaliśmy - zaczął opowiadać - była… niesamowita. Wolna od wszelkich trosk, niezwykle odważna i inna od wszystkiego co znałem. Nie bała się być inna, czerpać z życia tylko to na co miała ochotę. Pewnego dnia zaproponowała mi swój dar, nie kryła z czym się to wiąże. Przyjąłem go z otwartymi ramionami. Przez jakiś czas uczyła mnie jak przetrwać, ofiarowała mi pierścień i zniknęła - uniósł dłoń i przesunął palcami po srebrnym sygnecie - co jakiś czas odnajdujemy się, żyjemy w przyjaźni - dodał. To był tylko kawałek historii. Cała ich znajomość przepełniona była różnymi mniejszymi opowieściami, tym jak zdradzał żonę, jak maczał palce w brudnych interesach, tym do czego byli zdolni. Nie był dobrym człowiekiem, tak samo nie był dobrym wampirem.
    Skinął na nią głowę i ruszył w stronę malutkiej reasekuracji przed nimi. Znał doskonale właściciela, był tu już kilkakrotnie jedzenie i wino mieli przepyszne. Wszystko było świeże i ze smakiem przygotowane.
    - Czy to wszystko Panno Robbins? - zapytał unosząc lekko brew. Z pewnością po jej głowie musiały krążyć różne myśli i pytania.

    Russo ^^

    OdpowiedzUsuń
  110. W ciągu stuletniego życia zdążył doświadczyć się w wielu dziedzinach życia, a sprawianie sobie ubrań na miarę było jedną z nich. Nie widział żadnego sensu w udawaniu żółtodzioba w czymś, co jest mu dobrze znane, natomiast przejście do tych szczegółów było nieuniknione w przypadku wykonania bespoke tailoring, którego oczekiwał. I tak postanowił odpuścić sobie kwestie dotyczącą firm, z których tkaniny najchętniej nosi, bo mógł ich wymienić kilka, ale zdawał sobie sprawę, że Abigail wcale nie musi nimi dysponować, a nie chciał zrzucać jej na głowę problemu z importowaniem tkaniny danej firmy z drugiego końca globu specjalnie dla niego – to byłaby już lekka przesada, tym bardziej, że ten szczegół akurat mógł sobie odpuścić. Może, gdyby nie wiedział, że Abigail jest zdolną krawcową, wówczas pokusiłby się o zasugerowanie tkanin konkretnych marek, tymczasem pozostawiał ten wybór jej, wierząc, że na podstawie własnego doświadczenia dokona odpowiedniego. On, chociaż wiedział po co przychodzi i czego chce, nie był szczególnie wybrednym, czy roszczeniowym facetem, więc to nie tak, że miał potrzebę wcinać się w pracę Abigail i dyktować jej swoje warunki. Jeżeli coś będzie niezgodne z jego wymaganiami, z pewnością o tym powie, jednak nie zrobi tego w stylu typowego snoba, który płaci i wymaga, a z charakterystycznym dla siebie opanowaniem.
    Uśmiechnął się, gdy sparafrazowała jego wypowiedź. Spodziewał się tego, już nie ze względu na swój dar, a ze względu na charakter Abigail, bo, z tego co zdążył podczas wieczoru zauważyć, lubiła podejmować słowne wyzwania. Co do wyzwań fizycznych pewności jeszcze nie miał, ale nie wyglądała na kogoś, kto odpuszcza już przed podjęciem pierwszej próby, więc sądził, że na tej płaszczyźnie również nie ucieka przed wyzwaniami, tyle że podejmuje je z głową, mierząc siły na zamiary. Była roztropną kobietą, a to, że wpadała w tarapaty, wcale nie musiało świadczyć o jej lekkomyślności.
    — Lamówka w kolorze z tego samego materiału, a guziki klasyczne z bawolego rogu — dopowiedział po chwili, wciąż utrzymując w Abigail swoje spojrzenie. Gdy sięgnęła po kieliszek wina, wyprostował się i zabrał dłonie ze stolika, wsuwając je do kieszeni. Wiedział, że myślała o czymś głębokim, bo dostrzegł w jej twarzy wyraz zamyślenia, mimo że to wszystko, wraz z jej wzrokiem utkwionym gdzieś w okolicy jego ust, trwało zaledwie kilka sekund. Coś ją trapiło; coś niedostępnego wtenczas czas dla niego i coś o czym sama nie była gotowa jeszcze w tej danej chwili powiedzieć. Mimo pytań, które cisnęły mu się na usta, i które bez wątpienia trąciłyby właśnie tę kwestię, postanowił milczeć. Sądził, że wszelkimi naciskami byłby ją w stanie do siebie zrazić, albo częściowo zniechęcić i uprzedzić, a nie mógł, jeśli miał spełnić prośbę Any, bo do tego był potrzebny ich bezpośredni kontakt. Ich znajomość musiała rozwijać się zatem naturalnie, jeżeli on sam chciał chociaż w jakiejś części utrzymać swoje oblicze w tajemnicy, a gdyby zaczął stawiać konkretne, acz dziwne pytania, jej podejrzliwość wzrosłaby momentalnie, tym bardziej, że rosła od samego początku. .
    — Oczywiście, że sprostasz, jeśli tylko zechcesz. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, Abigail — powiedział pewnie, jakby rzeczywiście znał już efekt końcowy i swoją reakcję z nim związaną, chociaż dzieliło ich od tego dobre sześć tygodni. Może jego słowa miały wydźwięk dodawania otuchy, ale w rzeczywistości niosły ze sobą o wiele głębszy przekaz.
    Chwilowo przeniósł swoje spojrzenie na zegarek, zakładając, że to dobra pora, aby zakończyć spotkanie na aktualnym etapie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeżeli dogadaliśmy szczegóły, to myślę, że na mnie już pora — rzekł, wracając uwagą do Abigail z lekkim uśmiechem. Tak się składa, że to nie był jego wieczór, a Any i Abigail, bo tę kolację miały zjeść w zamyśle we dwie, więc uważał, że i tak zabrał im go wystarczająco dużo. Za sekundę ruszył w stronę swojego płaszcza i wyciągnąwszy z niego portfel, odszukał wizytówkę, na której były jego dane, numer telefonu i stanowisko zajmowane w Interpolu. Wręczył ją Abigail.
      — Jeśli nie odbiorę, to oddzwonię — powiedział, unosząc kącik ust. Mogło się tak zdarzyć, że będzie zajęty robotą, ale miał w zwyczaju oddzwaniać, więc bez wątpienia to zrobi, jeśli dostrzeże nieodebrane połączenie z dotychczas niezapisanego numeru.

      Evander di Savoia

      Usuń

  111. Roześmiał się na jej kolejne pytanie.
    - Nie, nie kochaliśmy się, to wszystko była dobra zabawa - odpowiedział zerkając na swoją towarzyszkę - nasz romans trwał około miesiąca? Dokładnie nie pamietam. Przez cały czas wiedziałem kim jest, ale dopiero po czasie zaproponowała mi nieśmiertelność. Zgodziłem się widząc do czego ona jest zdolna, jakie ma moce - dodał wzruszając ramionami. Był tym szczęściarzem, który sam mógł zdecydować o swoim losie. Nie był do niczego zmuszony, pozostawiony sam sobie. Mógł liczyć na swoją stwórczyni tuż po przemianie, a teraz wciąż się przyjaźnili.
    - Większość z wampirów zostaje przemieniona wbrew własnej woli, z powodu kaprysu swego stwórcy. W naszym przypadku było inaczej. Zresztą, gdyby chciała zrobić to bez mojej zgody przynajmniej spróbowałbym ją zabić - mogli mieć romans, ale gdyby Amelia nie uszanowała słowa nie, Gino byłby zdolny odebrać jej życie. Wiedział jak.
    - Można powiedzieć, że byłem szczęściarzem - stwierdził.
    Po chwili spaceru przed nimi zamigotały światła restauracji. Otworzył przed nią drzwi.
    Lokal był nieduży, ale przytulny. Na ścianach wisiały rodzinne zdjęcia i różne morskie pamiątki. W powietrzu uniósł się zapach jedzenie, a w tle leciała cicho spokojna muzyka.
    - Pan Gino! - doleciał ich lekko chrapliwy męski głos - zapraszam, siadajcie - W pulchnych dłoniach dzierżył dwie karty menu, które po chwili wyładowały na stoliku przed nimi. Gino skinął mu głową. Miejsce raczej nie było w jego stylu, lubował się w rzeczach bardziej wystawnych i luksusowych, ale jedzenie nadrabiało wszystko.
    - Chciałaś wiedzieć skąd znam to miejsce, właśnie Amelia mi je pokazała. Dawno temu - wskazał na czarno białe zdjęcie na którym stał on obejmując kobietę, a obok nich stał starszy mężczyzna. Był to pradziadek obecnego właściciela i szefa kuchni.

    Gino :)

    OdpowiedzUsuń
  112. Pokiwał głowa na jej słowa. Amelia była niezwykle piękną kobietą, nie jeden mężczyzna ulegał jej urokowi.
    - Amelia roztacza wokół siebie niezwykły czar. Potrafi być słodka i sprostać każdej twojej fantazji. Potrafi śmiać się jak nikt inny, bawić jak nikt inny. Ale z drugiej strony to silna i bezwzględna kobieta. Robi tylko to co chce, do tego jest cholernie niebezpieczna. Widziałem na własne oczy co czyni z tymi, którzy ją zbagatelizowali. To diabeł i anioł w jednym wcieleniu - wytłumaczył najkrócej jak potrafił. Być może wiele z jego cech charakteru ukształtowała właśnie ona. Był wampirem na jej wzór, choć nie był tak kochliwy jak ona. Amelia miała za sobą wiele związków, choć żaden nie przetrwał to o każdym doskonale pamietała. Była bardziej sentymentalna niż Gino.
    - Jej przemiana była dużo tragiczniejsza niż moja, być może dlatego nigdy nikogo nie zmusza do niej. Ja przemieniłem tylko trzy osoby - dodał. Nie czuł potrzeby przemieniać każdego spotkanego człowieka w wampira. Nie przyniosłoby mu to żadnej korzyści, a wręcz przeciwnie. Nowym wampirem trzeba było się zająć inaczej stawał się obłąkany. Nikt w jego świecie nie patrzył przychylnie na przypadkowe przemiana i porzucenia młodziaków.
    - Tak, wie kim jestem - odparł również ściszając głos i pochylając się ku blondynce tak by nikt ich nie usłyszał. Jego twarz przeciął łobuzerski uśmieszek - nie było sensu ukrywać tego przed nim. Jego rodzina od zawsze tolerowała nas bez żadnego wpływu - dodał by zapewnić dziewczynę, że tym razem nie namieszał nikomu w głowie. Choć dla niego było to coś normalnego, niemal odruch, niektórzy reagowali na to niezwykle ostro. Czego nie rozumiał. To była jego naturalna zdolność, wyższość myśliwego nad ofiarą. Wampir to predator, nic tego nie zamaskuje. Gino się z tym nie krył i nie przejmował się, że ktoś przez to myślał o nim źle. Gdy lew poluje na antylopę nikt jej nie żałuje.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  113. - Parę osób jest wtajemniczonych, ale tylko niektórzy mają na tyle mojego zaufania bym nie musiał wpływać na ich głowy. Mimo wszystko ta wiedza jest bardziej niebezpieczna dla człowieka niż dla nas. Chodź ci głupcy łowcy nie próżnują, zwłaszcza w takim Londynie - przyznał opierając się wygodnie na krześle. Przesunął wzrokiem po karcie po czym skinął na mężczyznę by złożyć zmówienie.
    - Dwa razy specjalność szefa kuchni i butelkę wina domowego. Czerwone, białe? - zerknął na Abigail z lekko uniesioną brwią. Wino domu mieli równie pyszne co jedzenie, nie warto było wydawać na gotowe produkty. Choć Anglia nie była czołowym krajem w jego produkcji, tak niektórzy z pasją oddawali się jego tworzeniu i nawet tu powstawały prawdziwe perełki.
    - A ty dużo znasz istot takich jak ja? - zapytał przyglądając się uważnie młodej kobiecie. Wyglądała pięknie i niewinnie jednocześnie. Taka niewinność zawsze go przyciągała.
    Zastanawiał się jak często miała okazje przebywać z istotą jego pokroju. Wiedział o jej matce, ale czarownicom było bliżej do ludzi niż innym stworzeniom na które rzucone były klątwy. One ceniły więź z naturą i życie wszystkiego co nie było wynaturzeniem. Choć wampiryzm był również ich wymysłem, wampiry nie były zbyt lubiane w czarodziejskich kręgach. Gino znał tylko pare zaprzyjaźnionych wiedźm. Za zwyczaj padały się jednak inna magią, czarną odbiegającą od pierwotnych wartości czarownic.
    Wiedza o świecie nadnaturalnym mogła uświadamiać o niebezpieczeństwie, ale częściej sprowadzała zgubę. Zwłaszcza, gdy nie potrafiło się trzymać języka za zębami. Gino akurat niezbyt przejmował się sławą swego imienia, ale niektórzy cenili sobie tajemnice i prywatność. Mimo wszystko nawet i jemu wygodniej było żyć wśród cieni, swoich najlepszych sprzymierzeńców.
    - Spokojnie nie ma tu nikogo takiego jak ja, ani żadnego wilkołaka, ani żadnej wiedźmy, czy innych dziwów - odparł widząc jak rozgląda się po lokalu. Po latach spędzonych wśród takich istot potrafił bez patrzenia rozpoznać kto jest kim. Tylko niektórzy umieli zatuszować swoją prawdziwą naturę przed światem.

    Gino :)

    OdpowiedzUsuń
  114. - Czerwone - zdecydował za nich obojga i skinął na mężczyznę by się oddalił.
    Przyjrzał się Abigail uważniej, z pełną powagą i skupieniem co zazwyczaj nie było do niego podobne. Po jego twarzy za zwyczaj błąkał się beztroski uśmieszek. Zupełnie nie wyglądał jak ktoś kto żyje tak długo i widział tyle rzeczy w swoim życiu. Posiadł dużą wiedzę i miał wiele doświadczenia, ale w codziennym życiu był bardzo wyluzowaną osobą, czasem wręcz niepoważną.
    Czuł jej skrępowanie, a jej odpowiedzi były zachowawcze. Nie ufała mu i mogła zaprzeczać, ale on potrafił dostrzec coś więcej pod przybraną przykrywką.
    Pokiwał głową. Nie chciała zdradzać o sobie zbyt wiele informacji, co najmniej jakby takie rzeczy mogły dać mu przewagę nad nią. On grał z reguły w otwarte karty, rzeczy o których jej mówił nie mogły mu w żaden sposób zaszkodzić, poza tym miał przed sobą Abigail, dobrą niewinną istotkę, a nie rasowego łowcę potworów. Nie czuł potrzeby zatajania przed nią niczego, niczego tez się nie krępował.
    - Nie ma problemu - odparł choć zupełnie nie uwierzył w jej słowa. Mimo iż przyjmowała werbenę, miał przeczucie ze jej umysł jest bardziej zagmatwany niż na pierwszy rzut oka. Tak samo sama Abi.
    Po kilku minutach na ich stołku stało rozlane wino. Gino uniósł swój kieliszek.
    - żeby następne spotkania przychodziły nam łatwiej - odparł po czym upił łyk alkoholu i posłał jej szczery uśmiech.
    - Ale następnym razem jeżeli nie będziesz miała ochoty na moje towarzystwo to po prostu mi powiedz - dodał swobodnie bez cienia urazu, czy ukrytej groźby. Pewnie nie zawsze się do tego zastosuje, ale raz na jakiś czas mógł uszanować wole kogoś innego.
    Nie był potworem bez uczuć, po prostu jego podejście do życia i ludzi były dosyć… kontrowersyjne. Ale miał uczucia, czuł je wybiórczo, ale jednak. Nigdy się od nich nie odciął. Niekiedy czuł nawet bardziej niż zwykły śmiertelnik. Mocniej pragnął i mocniej się złościł. Taki wampirzy urok.

    Taki normalny Gino

    OdpowiedzUsuń
  115. - Jeśli będę widział, że na prawdę tego nie chcesz, zostawię cię - odparł wzruszając ramionami. Co to za frajda spędzać z kimś czas jeśli ten ktoś nie ma na to ochoty. Owszem czasem narzucał swoją obecność, ale nie zawsze. Z reguły był samotnikiem, nie musiał przebywać z innymi większość czasu. Tak jak lubował się w dobrej zabawie, tak też lubi czas spędzony we własnym towarzystwie. Często oddawał się lekturze, czy wyszukiwał kolejne przedmioty naznaczone czasem. Udawał się na konne przejażdżki. Tak na prawdę był dużo nudniejszy nóż mogło się to wydawać na pierwszy rzut oka.
    Jej kolejne pytanie nieco go zaskoczyło. Jego podejście do życia raczej zdradzało podejście do krwi i ludzi jako pożywienie. Nie spodziewał się jednak, że będzie w prost chciała to od niego usłyszeć. Wiedział doskonale, że odpowiedź się jej nie spodoba, ale skoro tego chciała. Nie miał zamiaru ukrywać swojej natury. Westchnął lekko i przesunął po niej spojrzeniem jakby chciał przewidzieć, czy dziewczyna nie wstanie i nie wyjdzie, gdy otrzyma odpowiedź.
    - To zależy, głównie żywię się świeżą krwią prosto z żyły, czasem jednak gdy nie mam czasu korzystam z worków z ludzką krwią - zaczął, uważniej dobierając słowa - nie zawsze jednak wiąże się to ze śmiercią człowieka. Jeśli zechce to może być to dla was ludzi całkiem przyjemne, niemal tak samo jak dla nas - tłumaczył - ale tak czasem zabijam - odparł nie spuszczając z niej bacznego spojrzenia. Dla niego ludzkie życie nie miało tak dużej wartości jak za pewne dla niej. Ludzie byli głównie pokarmem, dawcami rozrywki, drogą do spełnienia swoich żądzy. Niektórych tylko traktował jako godnych rozmówców.
    - Nie sądzę jednak, że to czyni z nas potwory. Taka jest nasza natura, krew daje nam życie, potrzebną energię. Odpowiada za naszą siłę i samopoczucie. A polowanie… - zamyślił się na krótką chwilę - jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, polowanie jest dla nas czymś niesamowitym. Nie umiem tego dobrze opowiedzieć. Czujesz w tedy nieopisaną ekscytację, swego rodzaju spełnienie - dlatego tez sam nigdy by z nich nie zrezygnował. Lubił tę cześć swojej natury i w pełni ją akceptował. Był myśliwym i jeśli ktoś chciał go zmienić, to się nie udawało. Nie potrafił nie być myśliwym. Był do tego stworzony.

    Gino :)

    OdpowiedzUsuń
  116. Jak zwykle tuż przed tym, gdy wreszcie udało mu się ocknąć przez jego umysł przemknęła wizja okropnych cierpień, które jego matka miała zaznać przez swoją śmiercią z rąk wysłanników Czerwonego Bractwa w ramach zemsty za oddanie im pod opiekę rozwijającego się niezwykle powoli, ale wciąż posiadającego w sobie magię chłopca. Tak jakby mogła w jakikolwiek sposób przewidzieć to, co się stanie trzydzieści dwa lata później. Nieświadomie zacisnął pięści mając nadzieję, że owe obrazy są tylko wynikiem halucynacji wywoływanych przez opary kadzidła, którego nawdychał się jakiś czas temu. Jaki, nie potrafił określić, bo kiedy tylko spróbował gwałtownie wyprostować się na łóżku, poczuł na tyle silny ból głowy, że musiał położyć się z powrotem na poduszce.
    - Gdzie jestem ? - Spytał słabo siedzącej niedaleko jasnowłosej dziewczyny, rozglądając się uważnie dookoła spod przymrużonych powiek. Z tego, co sobie przypomniał to właśnie ona uratowała go z rąk Łowców. Mimo to wciąż nie potrafił jej w pełni zaufać najwidoczniej w przeciwieństwie do Flavia, który zauważywszy, że jego właściciel zaczyna powracać do żywych, poderwał się z podłogi i z merdającym szaleńczo ogonem oparł przednie łapy na kołdrze, by wylizać go z ogromnym entuzjazmem po twarzy. - I jakim cudem się tu dostałem ? - Wciąż miał problemy z koordynacją, w wyniku czego zamiast trafić ręką w klatkę piersiową charta, by sprowadzić go z powrotem na podłogę trafił gdzieś w przestrzeń. Nieco go to zirytowało, bo dowodziło dobitnie, że w obecnym stanie jest zdany całkowicie na łaskę nieznajomej. A co jeśli uratowała go tylko po to, by potem wymusić nagrodę za jego złapanie na jego prześladowcach ? Okropna myśl, ale dotychczasowe życie nauczyło go, że jedyną osobą, której w pełni może zaufać jest on sam. Zwłaszcza, gdy jest bezbronny niczym małe dziecko. Tym bardziej, że z tego, co zauważył kątem oka, nadal miał odsłonięty prawy nadgarstek z wyraźnym oznaczeniem zgromadzenia, z którego uciekł w takim pośpiechu trzy wiosny temu. Dziewczyna na pewno również go dostrzegła, a skoro tak to z dużą dozą prawdopodobieństwa mógł założyć, że podczas gdy leżał zemdlony, zdążyła już wezwać odpowiednią pomoc. Tym bardziej, jeśli znowu zajęło mu to kilka dni. A najgorsze, że nadal nie był w stanie wykrzesać z siebie wystarczająco dużo sił, by stąd uciec. Mógł tylko liczyć na to, że odzyska je do chwili, gdy zjawią się jej przyjaciele.


    Caspian [Przy zdaniu dotyczącym konia w ogródku uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie książki o Pippi Ponczoszańce.]

    OdpowiedzUsuń
  117. Wybrała pobliże parku. Było dobrze oświetlone i przewaznie ludzie przez nie przechodzili o kązdej porze dniai nocy. Bylo sie na widoku i nic nie stalo na przeszkodzie widocznosci. Jednak skryla twarz w cien podczas, gdy dziewczyna z trudem łapała oddech. Lara obserwowała ja kontem oka podczas, gdy wewnetrznie "strzygla" uszami w kazdym mozliwym kierunku.
    - Nie ma sprawy - odparła.
    Siegnela do plecaka, aby z niej siegnac po butelkę wody i podala ja wychodzac z cienia.
    Zmarszczyła brwi i wygiela kaciki ust w powsciagliwym usmiechu.
    - Nie wiem skad to zdziwienie. W końcu tu mieszkam i pracuję - zachotala - ale widze, ze chyba lubisz przyciagac problemy. To chyba zbyt poxna pora na powrot. - zauwazyla wesolo - Matka pewnie sie niepokoi.
    Przygladala jej sie jakby byla duchem. A moze byla - czasem sie za takiego uwazala.
    - No co? Mam jakas plame na koszuli czy co? - zapytala widzac, ze wciac ja obserwuje. - Za chwile bedzie padac. Lepiej sie gdzies skryc. Twoj dom to dosyc oddalony jest, a lpeij nie pokazywac sie samemu na ulicy o tej porze. - westchnela cicho - zatem zapraszam do siebie. Ja nie gryze.. przewaznie. No chyba, ze sie boisz - popatrzyła na nia znaczaco.

    Lara (ktorej wena pojawia sie i znika a upale umiera xDD)

    OdpowiedzUsuń
  118. W oczach nadnaturalnych bytów ta nieświadomość ludzi była niczym dziecięca beztroska, niezbrukana korowodem doświadczeń – żyli, nie zdając sobie sprawy, że codziennie podają rękę komuś, dla kogo ludzki wygląd to tylko kostium. Obecność istot nadprzyrodzonych zawsze była dla nich tylko wytworem ludzkości, powtarzanym w licznych baśniach i legendach, które przetrwały wieki, czasami lekko zmieniając swoją formę zależnie od tego kto ile od siebie dopowiedział. Ale mówi się, że w każdej legendzie kryje się ziarno prawdy, że te zawsze zawierają w sobie coś autentycznego, mimo że nierzadko bywają intensywnie podkolorowane. I dla niektórych ludzi to ziarno prawdy było wystarczające, żeby zagłębić się w temat, dotrzeć do informacji, a ostatecznie dodać sobie dwa do dwóch i otrzymać odpowiedź przeczącą wszelkim teoriom naukowym, które głosiły, że zjawiska paranormalne nie mają na tym świecie racji bytu. Oczywiście człowiek, który wyłamie się ze schematu i zechce udowodnić swoją rację przed innymi, zostanie skazany na odpowiedni oddział szpitalny i pozbawiony człowieczych wartości oraz zmysłów, dlatego wszelka magia pozostanie w cieniu zawsze i nawet wtedy, jeśli to na niej mógłby opierać się cały ten świat. Jedni próbowali więc dosięgnąć wiedzy na własną rękę w ramach poszukiwań, a inni pokroju Abigail, czy Evandera – za nim na dobre go w tę magię wcielono – żyli tuż obok niej, mając na wyciągnięcie ręki istoty, przez które niejednokrotnie ocierali się o anomalne sytuacje. W przypadku Evandera była to przynależność rodziny, i w końcu także jego samego, do wolnomularskiego rytu Memphis Misraim, odznaczającego się niezwykle ezoterycznym charakterem, w którym praktykowano różnego rodzaju rytuały i obrządki, mające na celu dotarcie do tego, co niezauważalne dla śmiertelnika. Świat nigdy nie był dla niego tak nijaki, pozbawiony głębi i spłycony, jak przez lata zaczęto go przedstawiać szarym ludziom, zapuszkowanym w ubogim systemie. On wyłamywał się z tego systemu nad wyraz często i najczęściej w stronę, w którą nie powinien, ale za tamte wszystkie przewinienia właśnie odbywa pokutę, a nawet dotarł do tej boskości, o której kiedyś tak często myślał, tyle tylko, że w zupełnie innym wydaniu. Nigdy nie spocznie na laurach – ma tu robotę do wykonania i wykonać ją musi, czy tego chce, czy nie.
    Niełatwo jest jednak istnieć pośród śmiertelników, będąc ich całkowitym przeciwieństwem – gdy ich może zranić kolec róży, a jego nie tknie nawet nóż wbity w plecy. Niełatwo jest być nieśmiertelnym i wiecznie zaczynać od nowa, zmieniać się wraz z pędem tego świata, sprawiać wrażenie przyziemnego, a w głowie mając wiedzę sięgającą kilkuset minionych lat, a i także tego, co dopiero nadejdzie. Nie jest łatwo nieustannie skrywać swoją prawdziwa naturę, nie dopuszczać do siebie innych i nie konać przy tym w stagnacji, bo samotność to jedyny stan, na który można sobie pozwolić – nie licząc romansów, pod warunkiem, że po kilkuset latach komuś faktycznie dają one jeszcze frajdę. Nie jest łatwo, a już szczególnie wtedy, gdy w zasięgu ręki pojawia się taka kobieta, z którą już nigdy nie chciałoby się żegnać. Nie ważne, że teraz żegnał się tylko na jakiś czas – i to taki, który w porównaniu z nieśmiertelnością jest jak jeden maleńki kwadracik brokatu, zamknięty w całym opakowaniu.
    Ostatecznie te kilkanaście dni przemknęło niezauważenie, w natłoku różnych obowiązków nie tylko zawodowych, bo oprócz ciemiężenia przestępców, ciemiężył również dzieje życia tych, którzy z różnych powodów zeszli z odpowiedniej drogi. Trzeba było odwiedzić szpital i wykaraskać mężczyznę z obrażeń po wypadku, bo w domu czekała na niego córka, dla której będzie musiał być w przyszłości oparciem, gdy matka odejdzie, wypełniwszy swoją drogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na inną kobietę należało zesłać kilka życiowych trudów, żeby gotowa była podjąć decyzję o przeprowadzce i w nowym mieście odnaleźć duszę mężczyzny, z którą była powiązana karmicznie, bo oboje mieli do wykonania zadanie na tym ziemskim padole, a mogli spełnić je tylko we dwójkę. Wypełnione przez nich zadanie miało natomiast popchnąć dalej los innych osób, więc ciąg zdarzeń pozostał zachowany.
      Z policyjnego gmachu wyszedł późno, bo niektóre sprawy były zagmatwane – dla śmiertelników szczególnie, gdy nie zdawali sobie sprawy, że za którymś morderstwem stoi jakiś wilkołak, czy wampir i w ogóle nie brali czegoś takiego pod uwagę. On należał jednak do grupy szturmowej i nie jego działką było dochodzenie, więc musiał czekać, aż ci, którzy szukają poszlak na coś trafią, a to mogło trwać nawet w nieskończoność – aż w końcu i tak prawdopodobnie wyląduje w archiwum X. Przy zakładzie krawieckim pojawił się w okolicach dwudziestej pierwszej; wiedział, że Abigail jest w środku, nie tylko ze względu na przygaszone światła, a dzięki umiejętnościom przewidywania nadchodzących wydarzeń, jeżeli były one zamierzone. Skupiając się na Abigail, mógł przewidzieć, że zaraz wstanie ze swojego miejsca i sięgnie po nożyce krawieckie, żeby uciąć skrawek materiału, a później zaskoczy ją dźwięk dochodzący z jej własnej komórki. Dowiedzenie się o tym gdzie przebywa, nie było więc niczym trudnym.
      Wspominany dźwięk został wzbudzony wiadomością, którą zdecydował się przed momentem wysłać, żeby uprzedzić ją o swoim dotarciu, chociaż na to przygotował ją już wcześniej, gdy odpisał na jej pierwszą wiadomość, dając wówczas znać, że jeśli się uda to pojawi się w zakładzie w piątek, tuż po swojej pracy, jeszcze przed dwudziestą. Trochę mu się przeciągnęło, więc Abigail miała prawo zwątpić w to jego dzisiejsze dotarcie, jednak dotrzymał założenia, ostatecznie pojawiając się przed tymi konkretnymi drzwiami, tyle że nieco po czasie, a może nawet już po godzinach pracy – tego do końca nie wiedział, ale brał to pod uwagę, bo wokół nie było ani jednej żywej duszy, a godzina była już mocno wieczorowa.
      — Dobry wieczór — przywitał się, gdy jego spojrzenie napotkało Abigail. — Proszę wybaczyć mi ten poślizg, ale sprawy zawodowe trochę się przeciągnęły — wyjaśnił krótko. — Jest dziś jeszcze szansa żeby zobaczyć ten pierwowzór mojego wdzianka? — Zapytał, unosząc usta w uśmiechu. Nie chciał się narzucać, jeżeli Abigail faktycznie była już po godzinach pracy, bo był to czas, w którym nie miała absolutnie żadnego obowiązku przyjmować interesantów. On ostatecznie mógł przyjść innego dnia.

      Evander di Savoia

      Usuń
  119. [Hej!
    Faktycznie Silas jest nieco stary i mimo że długo znosił ten bagaż, jak sam opis wskazuje jego barki jednak nie uniosły go, więc postanowił się wyłączyć.
    Szczerze mówiąc fajnie znaleźć tutaj jakiegoś człowieka wśród wszystkich nadprzyrodzonych stworzeń. Taka namiastka normalności :D
    Chętnie powiązałabym w jakiś sposób Silasa z Abigail, mam nawet pewien pomysł, aby im nieco życie utrudnić :D Jeśli byłabyś chętna zaproszę Ciebie na maila, myślę, że tam będzie najłatwiej nam ustalić pewne szczegóły - vulnerasanenturgirl@gmail.com]

    Silas Silver

    OdpowiedzUsuń
  120. [Hugo jest stosunkowo nowy w mieście, ale z pół roku już się pewnie kręci i wbija w londyński rytm, więc gdyby znali się z Abigail od kilku miesięcy, to mogliby już jakąś historię mieć. Czy to dlatego, że była świeżo po rozstaniu, czy może wizyta u czarownicy raz jej się przesunęła i poszukała pocieszenia w miejscowym barze, a tam mój Hugo ją wysłuchał i zabawił jako super współczujący barman :p Ogólnie to mogą się już tylko kumplować, a w przeszłości… Hugo nawet jeśli z kimś się spotyka czy z kimś sypia, to raczej się na to nie zapatruje jak na związek, a bardziej jak na wymianę (bardzo przyjemnych) dóbr, więc nie będzie za Abigail chodził z jakimiś nietrafnymi przekonaniami co do tego, kim dla siebie są. Także nie ma problemu, żeby byli przyjaciółmi albo to skomplikowane, tak czy inaczej myślę, że mogliby się dogadać i Hugo z ciekawością by posłuchał historii Abigail, a też chętnie by coś doradził… nie mówię, że to by były najlepsze rady, ale by się postarał!]

    Hugo

    OdpowiedzUsuń
  121. Andy uważała się za osobę silną. Zawsze wykorzystywała wszystkie dostępne opcje oraz stwarzała nowe, tam, gdzie inni już dawno wywiesili białą flagę. Dla niej poddanie się było oznaką słabości, dlatego też swój podły humor maskowała wlanym w siebie alkoholem i fałszywą wesołością. Domyślała się jednak, że przyjaciółka znała prawdę, że wiedziała, iż Williams tak naprawdę powoli zaczynała tracić nadzieję na uratowanie ojca. Ale przyćmiony promilami umysł chronił ją przed tą prawdą, przynajmniej tymczasowo, dzięki czemu Andy była w stanie skupić się na niezobowiązującej rozmowie.
    - Wszystko jest możliwe - odparła, mierząc w nią palcem. - No, to masz przed sobą ogromne wyzwanie - dodała jeszcze, zanim nie wypiła kolejnego szota, tym razem będąc w stanie połknąć parzącą wódkę bez popicia innym napojem. Najwyraźniej była już na tyle pijana, że nieprzyjemny smak alkoholu przestał jej przeszkadzać.
    Nie spodziewała się takiej reakcji. Zresztą, nie wiedziała, czego się spodziewać. Wydawało jej się, że Abi wybuchnie gromkim śmiechem i puknie się w czoło na znak, że Williams zwariowała, ale szybko przypomniała sobie, że Robbins posiadała zdecydowanie odmienny światopogląd, a więc podobne zachowanie nie było w jej stylu. Mimo to, nie przypuszczała, że jej słowa zmiotą z twarzy dziewczyny szeroki uśmiech, teraz zastąpiony przez czystą powagę. Nie przypuszczała, że tamta uzna jej wyznanie za prawdę.
    - Nie mówiłam, bo to zaczęło się dziać dopiero po tym jak... sama wiesz. - Westchnęła, na moment spuszczając wzrok i skupiając uwagę na swoich ułożonych na blacie dłoniach. - Jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałam. Nie mówiłam wcześniej, bo... bo to szalone. Boję się, że wariuję, Abi... że mam jakąś cholerną schizofrenię. - Dopiero teraz odważyła się, by ponownie utkwić w niej swoje spojrzenie, a gdy tamta wyznała, że jej wierzy i poprosiła o więcej informacji, aż otworzyła usta ze zdziwienia.
    Sama nie wiedziała, czy właśnie taka reakcja przyjaciółki przyniosła jej więcej komfortu, czy raczej łatwiej byłoby jej pogodzić się z faktem, że faktycznie cierpi na poważne zaburzenia psychiczne. Ostatecznie te drugie dało się zmierzyć, wytłumaczyć, a co najważniejsze - leczyć. Za to coś, co niewyjaśnione, wzbudzało w niej strach. Nie przyznałaby się do tego na głos, ale w gruncie rzeczy, była szalenie przerażona. Pokiwała tylko głową, gdy Abi zaproponowała przeniesienie się do odosobnionego miejsca, by zaraz zabrać ze sobą torebkę oraz wciąż niewypitego szota i usiąść przy stoliku w kącie sali. Tam wzięła kilka głębokich oddechów, nerwowo stukając palcami o powierzchnię stolika. Musiała zająć czymś ręce, żeby nie wybuchnąć.
    - No... to tak... ja... eee... te sny są... bardzo przypadkowe. Czasem dotyczą nieznajomych osób, czasem przewidzę coś związanego z przyjaciółmi czy rodziną... tak jak dzisiaj na przykład. Wszystko jest zawsze takie wyraźne, pamiętam te sny z najdokładniejszymi szczegółami. Do tej pory je ignorowałam, uznawałam, że pewnie są tylko rezultatem mojego zmęczenia tą sytuacją, ale... ale one się sprawdzają Abi. To jest chore, ale one naprawdę się sprawdzają. Nie wiem, co mam z tym zrobić... myślisz... że powinnam pójść do psychiatry? - zapytała całkowicie na poważnie. - A to... co chciałaś mi opowiedzieć.... co to jest?

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  122. Wszedłszy do środka, rozejrzał się krótko po wnętrzu, obejmując spojrzeniem wszystkie cechy, składające się na wystrój tego miejsca. W ciągu swojego istnienia miał okazję odwiedzić mnóstwo zakładów krawieckich, bo zarówno te, które wyglądem przypominały tradycyjne szwalnie dwudziestego wieku, jak i te, w których królowała już nowoczesność i technologia. Nie miało to wprawdzie wpływu na jego decyzję, dotyczącą tego, czy zechce skorzystać z usług danego zakładu, czy nie, ale zawsze mówiło trochę o stylu, w którym zakład się specjalizuje. Niektórzy tworzą dzieła pokroju haute couture, inni zaś ubrania, na które stać większość ludzi, aniżeli tylko tych, co zarabiają krocie. Miał wrażenie, że miejsce, w którym pracowała Abigail, było wszechstronne i dostępne dla każdego, kto zechce złożyć tu jakieś zamówienie, niezależnie czy będzie to garnitur, suknia, czy kostium na bal przebierańców. Panie krawcowe wydawały się otwarte, jeśli chodzi o oczekiwania klientów, a taki wniosek wyciągnął już podczas kolacji, gdy Abigail notowała jego życzenia, gotowa podjąć to wyzwanie bez żadnych obiekcji. Poza tym wszystko wskazywało na to, że zleceń im nie brakowało.
    Skinął głową w zrozumieniu, gdy wspomniała, że czekała na materiał. Nie czuł się zaskoczony tą wzmianką, bo dobrych tkanin nie da zakupić w pierwszej lepszej hurtowni, więc brał pod uwagę możliwość oczekiwania na pierwsze rezultaty jej pracy, które wcale nie będą zależne od jej tempa. Jednak jemu od jakiś stu lat już się w tym życiu nie śpieszy, więc gotów był czekać tak długo, jak będzie trzeba, tym bardziej, że mieli na to dwa miesiące, a on w swojej egzystencji nie liczył czasu po człowieczemu, bo częściowo miał nad nim kontrolę. Jemu rok, czy dwa nie zrobią różnicy, a co dopiero miesiąc, tydzień, czy dzień. To kropla w oceanie i naprawdę nic w porównaniu z ilością lat, które wciąż są przed nim.
    Zatrzymał się przy szerokim, długim stole, obrzucając zainteresowanym spojrzeniem zapełniony blat, na którym spoczywały różne projekty.
    — Nie noszę munduru po godzinach pracy — wyjaśnił, zauważając, że Abigail mogła spodziewać się go tutaj właśnie w takim zawodowym wydaniu. Może, gdyby nie istotny fakt, że istniał regulamin, którego łamać nie mógł, a jego mundur jest specyficzny i nie mający zbyt wiele wspólnego z uniformem PCSO, wcale nie zadawałby sobie trudu, żeby korzystać z szatni i przebierać się przed opuszczeniem gmachu. Tymczasem wolał nie ryzykować, że gdy ktoś zobaczy go w mundurze jednostki antyterrorystycznej w sklepie lub na ulicy, pomyśli, że zaraz zostanie ogłoszony atak zamachowca, czy cokolwiek podobnego. Umundurowanych antyterrorystów nie spotyka się na chodniku ot tak, a Interpolu tym bardziej, dlatego w zakładzie pojawił się w eleganckich spodniach i dobrze skrojonej, jasnej koszuli, bo to właśnie koszule nosił najczęściej, ale w cywilnym wydaniu zazwyczaj bez krawata. — Ale mógłbym się zgodzić założyć go na specjalne życzenie — dodał znacząco i zaraz uśmiechnął się w ramach żartu. Nie uważał tej gafy za nic rażącego, a tak właściwie, to wcale nie nazwałby tego gafą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeniósł uwagę na materiał, spoczywający na jej dłoni i chwycił go w palce, muskając kciukiem gładką fakturę. Za moment zgniótł materiał w pięści i przyjrzał mu się uważniej w poszukiwaniu zagnieceń. Nie dostrzegł niczego.
      — Wysokoskrętna, cienkie włókno, przyjemny kolor — wymienił, po czym podniósł spojrzenie na Abigail i oddał jej kawałek tkaniny. — Myślę, że będzie idealna — stwierdził. — To brytyjska marka? — Upewnił się i dał kilka niespiesznych kroków wzdłuż stołu, żeby popatrzeć, co się na nim znajduje. Chociaż w pierwszym odruchu naszła go chęć, żeby sobie dłonią to i owo posprawdzać – taki to policyjny nawyk – ostatecznie niczego nie ruszył. Nie wypadało grzebać w jej rzeczach, nieważne, że były to tylko kupki materiałów.

      Evander di Savoia

      Usuń
  123. [O jak mi miło, że pierwszy komentarz pod moją KP już zawiera element "porwania" z mojego dopisku ♥
    Twoja postać już na pierwszy rzut oka skojarzyła mi się z królewną, zwłaszcza przez ten naszyjnik w kształcie serduszka. Niestety, ale twoja śliczna, młodziutka panienka została paskudnie skrzywdzona, co zamiast ją pogrążyć, szczęśliwie ją tylko wybiło prosto do góry i dało "wiatru w żagle". Mam nadzieję, iż tak już zostanie, bo szkoda by było takiej uroczej osóbki!

    Serdecznie dziękuję za powitanie oraz życzenia, a także życzę tego samego w zamian, a może nawet i więcej (choć sądząc po jakże licznych komentarzach na braki nie musisz narzekać).

    W razie czego zapraszam na jakiś pogodny wątek jeśli tylko najdzie cię ochota! W końcu raz na jakiś czas moja czarownica opuszcza swoją wielką posiadłość to na herbatkę, to na jakieś zakupy... A przecież zawsze (pomimo takiej różnicy wiekowej) można się zaprzyjaźnić ♥♥♥]

    Lady Voorde

    OdpowiedzUsuń
  124. Bogów. Najlepiej tych egipskich. - Szepnął mu jakiś cichy głosik wydobywający się z najciemniejszych zakątków umysłu. Caspian na całe szczęście zdążył wytrzeźwieć na tyle, by szybko go zdusić uzmysławiając sobie z cała stanowczością, że po wypowiedzeniu podobnej prośby zostałby uznany przez dziewczynę za kompletnego wariata. Zresztą poniekąd słusznie, skoro zdecydowana większość ówczesnych nieśmiertelnych panów świata dokładała ogromnych starań, by pozostać niezauważona, co było zresztą jednym z wielu powodów, dla których od wieków schodziła na ziemię tylko raz na ludzkie pokolenie, by zapłodnić swojego Wybranego lub Wybraną.
    - Wątpię, aby moje życie interesowało kogokolwiek... - Wymruczał ledwie dosłyszalnie wbrew jej radzie podejmując kolejną nieudolną próbę wstania. Ta przynajmniej nie skończyła się całkowitym niepowodzeniem, bo udało mu się podnieść do pozycji pionowej. Z ogromnym bólem przeszywającym niemal każdy centymetr poturbowanych pleców, ale jednak. - Może z wyjątkiem ludzi, którzy mnie napadli, ale od nich wolałbym trzymać się jak najdalej. I dla Ciebie też będzie znacznie bezpieczniej omijać ich szerokim łukiem. - Odruchowo zakrył drugą ręką nadgarstek z tatuażem niemal czując jak wymalowane na nim pióro pali go w skórę, gdy tylko wspomina o swoich prześladowcach. - Czy Ty w ogóle wiesz kim oni byli ? - Przekierował na nią spojrzenie niebieskich tęczówek, w których dało się łatwo wyłapać mieszaninę wdzięczności i strachu.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  125. — Nie oczekuję, że to zrozumiesz, ale nie zamierzam tego zmieniać, dla nikogo — odparł, lecz gdy zapytała o masakrę w londyńskim barze, której rzeczywiście był sprawcą, zawahał się. Dla zwykłego śmiertelnika, zwłaszcza z tak prostym i sztywnym kręgosłupem moralnym, prawda była nie do zaakceptowania. Nie miał ochoty udawać skruchy, zwyczajnie w świecie jej nie odczuwał. A Abigail była z tych dobrych i poczciwych osób, więc gdyby dowiedziała się o prawdzie pewnie nic by już nie było z tego wieczoru.
    Zastanawiał się co jej odpowiedzieć, prawdę czy jednak kłamstwo. Nie wstydził się prawdy, ale musiał zadać sobie pytanie, czy w ogóle zależy mu na tej relacji z blondynką. Nie zwykł kłamać o swoich czynach, ale w tym przypadku drobne kłamstwo nie wydało mu się takim złym rozwiązaniem. Nie wiele osób z jego otoczenia rozumiało jego poczynienia. Dla niego jednak nie było lepszego wyjścia od negatywnych odczuć. Duża ilość krwi działała jak alkohol na człowieka. Mógł zapomnieć, odpłynąć i być zupełnie wolnym od przyziemnych trosk.
    W momencie w którym zaczął otwierać usta, kelner postawił przed nimi talerze z parującym i pysznie pachnącym jedzeniem. Kolejne pytanie Abigail wybiło go z rozmyślań nad poprzednim. Gdy nie pociągnęła dalej tematu, on również miał zamiar skupić się na czymś innym. Zresztą czuł, że ona w głębi duszy zna odpowiedź, jakkolwiek paskudna ona nie jest.
    Zaśmiał się lekko.
    — Mogę — odpowiedział sięgając po sztućce — nie ma ono dla mnie żadnej wartości poza walorami smakowymi, choć i do tego musiałem przywyknąć. Z początku smak ludzkiego jedzenia był... kompletnie mdły i wręcz odrzucał. Teraz jest już normalnie — dodał wbijając widelec w kawałek ryby — po przemianie do wielu rzeczy był potrzeba na nowo się przyzwyczaić. Wszystko było nienaturalnie intensywne — teraz już nie pamiętał jakie towarzyszyły mu uczucia, wiedział jednak że z początku wyrazistsze dźwięki i zapachy, rażące słońce były nienośne i doprowadzały do szału. Szybko jednak przestawił się na nowy tryb i zaczął funkcjonować w zgodzie z wyostrzonymi zmysłami.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  126. Ponieważ oboje byli z tych, którym słowne wyzwania nie są straszne, takie niewinne żarty, trącające o lekki flirt, wychodziły im bardzo naturalnie i nie było w tym niczego niepoprawnego, bo wszystko mieściło się w granicach dobrego smaku, bardziej służąc poznaniu się, aniżeli chęci uwiedzenia i wykorzystania. Chociaż pochodzili z różnych światów, istniało między nimi jakieś niewidziane przyciąganie, które sprawiało, że potrafili obchodzić się ze sobą swobodnie i to czyniło ich spotkania przyjemnymi. To dzisiejsze było ich drugim, a mimo to poruszali się w swoim towarzystwie tak, jakby znali się już dłuższy czas.
    — Zależy kto miałby prosić — stwierdził zaraz. — Jeśli ty, to myślę, że wystarczy — rzekł i uniósłszy kącik ust, w trakcie przyglądania się materiałom, zebranym na blacie szerokiego stołu, spojrzał chwilowo na Abigail. Nie były to słowa rzucone na wiatr, mimo że nie sądził, aby kiedykolwiek do czegoś takiego w rzeczywistości doszło, bo wątpliwe, aby pojawiła się okazja, w której Abigail mogłaby chcieć, żeby założył mundur. Nie zmieniało to jednak faktu, że na tym polu można było żartować w dość wymownym, zachęcającym tonie, a ten sprzyjał zacieśnianiu relacji. Mogło się to wprawdzie wyrwać z czasem kontroli, ale na tę chwilę wszystko było na swoim miejscu i nie było potrzeby niczego strofować, a przynajmniej dopóki żadne z nich nie poczuje się tymi słownymi zagrywkami zrażone.
    — Świetnie — odparł krótko, gdy zdradziła nazwę firmy, z której pochodziła trzymana przed momentem tkanina. Nie przypominał sobie, żeby docelowo posiadał cokolwiek tej marki, jednak wiele o niej słyszał i niejednokrotnie wybierał pomiędzy nią, a inną, więc nie miał żadnych zastrzeżeń, co do pochodzenia i jakości materiału, który chciała wykorzystać. Nie był aż tak wybredny w tej dziedzinie, ale nawet gdyby był, to Hardy Minnis i tak plasowała się w gronie zaszczytnych firm, z których materiałów warto korzystać, więc nie miałby powodu szukać dziury w całym.
    Popatrzył na materiał spięty szpilkami, który Abigail zaproponowała zmierzyć i rzuciwszy krótką zgodę, zatrzymał się nieco dalej od stołu, żeby mogła swobodnie poruszać się wokół, jeśli zajdzie taka potrzeba. Gdy stanęła naprzeciwko z prototypem marynarki w dłoniach, rozłożył ręce i posłał jej zachęcający uśmiech, robiąc to z premedytacją, a nie dlatego, że pomyślał, że do działania potrzebowała jakiegokolwiek zaproszenia. Po chwili opuścił ręce swobodnie, starając się na razie nie ruszać, żeby nie uszkodzić konstrukcji, którą Abigail utworzyła przy pomocy szpilek. Skupił się na niej, bo gdy była tak blisko, otoczenie traciło na znaczeniu. Chociaż na co dzień mózg Evandera przetwarzał dane bez zarzutu, dokonując błyskawicznych analiz niezależnie od ilość bodźców, które w niego trafiały, teraz miał wrażenie, jakby nagle znalazł się w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Jakby wciągnął go jakiś portal i przeniósł do wymiaru, gdzie nie ma się żadnej kontroli nad tym, co uderza w człowieka za sprawą zmysłów, bo wszystko to, co jego spojrzenie chłonęło w ciągu ostatnich kilku, kilkunastu sekund, rozproszyło się po nim całym, przypominając stado rozdrażnionych mrówek, albo dzieciaki wybiegające z klas na przerwę i tworzące na korytarzu wielki młyn. Bo o ile normalnie wszystkie tego typu bodźce podążały gęsiego, nie mając szansy się wymknąć przez rygorystycznego strażnika, jakim był Evan we własnej osobie, o tyle teraz pośród nich zapanował chaos, a było ich tak dużo, że sam nie wiedział, które łapać jako pierwsze, żeby móc skutecznie je ujarzmić. Zresztą, gdy łapał jedne, to drugie uciekały i na odwrót, a cały ten proces trwał tak długo, jak długo miał przed sobą Abigail w tak niebezpiecznie bliskiej odległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kiedy ona dopasowywała marynarkę do jego ramion, była tak blisko, że mógł dokładnie przyjrzeć się jej twarzy; przebiec spojrzeniem od tęczówek po nosie, do ust, a później zabłądzić nieopodal lekko zaróżowiałego policzka.
      Gdy kosmyk blond włosów ponownie zsunął się zza ucha i udekorował jej skórę właśnie w okolicy policzka, podniósł swoją dłoń z tatuażem i bez zawahania zbliżył ją do twarzy Abigail. Lekkim ruchem przyłożył palec do kości jarzmowej, po czym nieśpiesznie przesunął jego krańcem po jej skórze, rysując niewidzialną ścieżkę i odprowadzając to niesforne pasmo o pszennym kolorycie prosto za ucho. Wtedy, jeszcze nim cofnął rękę, przeniósł spojrzenie do jej oczu. Cały czas towarzyszyło mu to dziwne wrażenie, że Abigail nie jest mu wcale obca i wiedział, że będzie musiał dotrzeć do źródła tego wrażenia.
      — Śmiały, odważny kosmyk. Niczym jego właścicielka — podsumował nieco cichszym tonem i podniósł usta w krótkim uśmiechu.

      Evander di Savoia

      Usuń
  127. [Dobrze, że mi już obiecujesz całą masę wrażeń! To jest właśnie to, czego zawsze poszukuje.

    Pomysł mi jak najbardziej odpowiada. Zastanawia mnie jednak, czy nie byłoby ciekawiej, gdyby Abigail daremnie poszukiwała Valerie od dłuższego czasu?
    Z powodu tego, że nieznana czarownica do tej pory w niewłaściwy sposób rzucała na nią to zaklęcie ku kuracji złamanego serca, zdenerwowana dość mocno niepożądanymi efektami ubocznymi, Abigail decyduje się na skierowanie o pomoc do kogoś starszego nawet od jej matki, a co za tym idzie – o wiele bardziej obeznanego we wszelkim czarowaniu, nawet potężniejszego. Kogoś, kto szybko mógłby stać się jej wrogiem, ale przez brak doświadczenia w świecie nadnaturalnym, młodziutka Abi nie ma pojęcia na co się piszę, a dodatkowo pcha ją w ten układ narastająca frustracja z braku wysypiania się. Na pewno przy pierwszym spotkaniu byłaby całkiem zaniepokojona i wcale się jej nie dziwię. W końcu ciężko otworzyć się przed kimś takim ze swoimi problemami na tle sercowym, prawda? Na szczęście trafi w dobre ręce, które bardzo dobrze się nią zajmą poczynając od samej magii, a kończąc na relacji. Marzy mi się, aby w międzyczasie Valerie uczyła ją jak sobie radzić z tym wszystkim, czego nikt jej nie pokazał ani nawet nie doradził, a w przyszłości starsza już i mądrzejsza, Abi by podjęła decyzję o zmierzeniu się z przeszłością. Byłoby to mocno rozwijające dla twojej postaci, przyznaję. W każdym bądź razie po tamtym czasie zawiązałaby się między nimi solidna przyjaźń i jak to kobiety, z pewnością by się dalej odwiedzały oraz rozmawiały.

    Abigail będzie mogła być pierwszą śmiertelniczką, która przeszłaby przez bramy owianego legendami, zaklętego Hazelwood gdzieś za Londynem c: Tak, to rezydencja Valerie.]

    Lady Voorde

    OdpowiedzUsuń
  128. Dostrzegł jej spojrzenie, powątpiewanie i cień smutku tlące się w nim. Nie bał się popełniać błędów, zabijać i w pełni czerpać z życia. Nie przynosiło mu to wyrzutów sumienia, zwątpienia w samego siebie. Upajał się mrokiem, oddał się w jego objęcia. Chyba dlatego tak dobrze znosił wieczne życie, wampiryzm i wszystko co się z nim związało. Nigdy nie żałował i nie oglądał się za siebie. Ci którzy nienawidzili bycia wampirem, których każda zbrodnia męczyła po nocach mieli ciężkie życie i Gino wcale się nie dziwił, że niektórzy wyłączali uczucia, odcinali się od poczucia winy, od samotności i wszelkich uczuć.
    Cieszył się, że jest na tyle twardy by sobie poradzić i twardo stąpać po tym świecie. Dzięki temu mógł normalnie funkcjonować i mieć z tego radość, a nie mękę.
    - Wiem, za zwyczaj wampiry mają odmienne podejście od mojego. Męczą się własną naturą - dla niego było to całkiem żałosne, nawet jeśli ktoś upadł powinien podnieść się z kolan i przeć na przód. Bez względu na przeciwności.
    - Najlepiej byłoby to zademonstrować - odparł z błyskiem w oczach. I choć miał ochotę skosztować jej krwi, to nie miał zamiaru zatapiać w niej kłów póki jest na werbenie, a przypuszczał że to nigdy się nie zmieni. Na jej minę lekko się roześmiał i pokręcił głową. Gdyby tylko spróbowała…
    - Ciężko to opisać słowami. Dla nas to takie naturalne, jak dla ciebie sięgniecie po szklankę wody. Tylko dla nas jest to niezwykle przyjemne, ekscytujące. Napawa nas siłą i dobrym samopoczuciem - wyjaśnił najprościej jak potrafił - dla ludzi to też może być przyjemne, jeśli tylko zechcemy. Mogę delikatnie nakłuć twoją skórę i niewielką żyłę tak by krew zbyt mocno nie płynęła, a odczucia mogły trwać dłużej. Wampirzy jad wpuszczony przy ugryzieniu, sprawiłby że nie odczuwałabyś bólu, a przyjemne promieniujące mrowienie. Schowałbym kły i przyssał się do ranek drażniąc je lekko językiem by krew dalej wypływała. Moje dłonie mogłyby robić wiele innych przyjemnych rzeczy w między czasie - wyjaśnił na tyle ile potrafił jej to przybliżyć - najbardziej intymna i przyjemna jest obopólna wymiana, gdy ty pijesz ze mnie, a ja z ciebie. Krew się wzajemnie miesza niosąc emocje i odczucia drugiej strony. Myśli zaczynają się łączyć, niemal stapiasz się w jeden organizm. Nie da się być bliżej i bardziej wampira, jego myśli i umysłu, którego w tedy nie jesteś wstanie odciąć od drugiej osoby. Dlatego niewielu się na to decyduje - dodał. Sam również zrobił to tylko raz ze swoją stwórczynią. A gdy ktoś pragnął przemiany dawał jedynie kilka kropel własnej krwi i to starczało. Nie czuł potrzeby łamania pewnych granic i takiej bliskości.
    - To jest niezwykle przyjemne, możesz zapragnąć oddawać swoją krew, ale raczej boleśnie się nie uzależnisz. To my jesteśmy uzależnioną od was połową. Niektórym ciężko jest powstrzymać się w trakcie posilania bo duża ilość krwi działa coś na kształt alkoholu. Możemy być na haju jeśli przegniemy - Gino czasem przekraczał granicę, gdy był wściekły i potrzebował na krótką chwilę zapomnieć o calutkim otaczającym go świecie.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  129. [Jasne, możemy w takim razie założyć, że jakiś czas temu poznali się w barze, kiedy Abi przesunęła się wizyta, a obecnie są już po pocieszeniach i na zdecydowanie kumpelskim etapie znajomości, która może kumpelska już pozostać ;)
    Możesz machnąć nam jakieś rozpoczęcie, jeśli masz ochotę, będę wdzięczna, chyba, że chcesz jeszcze najpierw coś ustalić, to oczywiście nie ma sprawy. Możemy zacząć sobie znowu coś w barze albo gdzieś na mieście, gdzie by sobie razem wyskoczyli, jak by ci bardziej pasowało :D]

    Hugo

    OdpowiedzUsuń
  130. [Ale co, mam nie robić? :D Smutno mi wtedy będzie XD Cieszę się, że się spodobał. Trochę się martwiłam czy te samobójstwo to nie byłoby zbyt dużo, ale chyba jak na fantasy to nie jest źle. :D
    Chętnie coś napiszę. Zwłaszcza, że wena na Oscara mi siada i nie wiem co z nim robić, chcę się ruszyć, ale chwilowo nie wiem jak XD Więc jak masz jakieś pomysły czy to z Abi czy z jakąś inną panią to dawaj znać. ;>]

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  131. [Tak, zaczynamy od samego początku… Chyba, że bardzo ci się to nie podoba. Osobiście uważam, iż dzięki temu będzie nam łatwiej wszystko ustalić samymi postaciami.
    Możesz troszeczkę z tym zwlekać przez jakąś część odpisu, jeśli naszedł cię taki pomysł, aby mi pokazać życie Abi sprzed jeszcze poznania Valerie. Jeśli nie, to od razu przejdź do samego spotkania.

    Hm, mogłaby ją znać niewątpliwie, aczkolwiek nie wiem o niej zbyt wiele, więc ciężko mi stwierdzić jednoznacznie, czy Val by ją polubiła czy wręcz przeciwnie. Przedstaw mi proszę jakieś informacje o niej, to wtedy postaram się wymyślić jakieś pomysły. Jeśli matka Abi dużo podróżowała w przeszłości, to mogłoby sporo ułatwić, bo Valerie też prowadziła „koczowniczy” tryb życia tuż po śmierci ostatniego męża. Poza tym może mama Abi wpadła do Holandii/Niderlandów? Wtedy na 10000% musiały się spotkać, nawet jeśli obie tego nie kojarzą jakoś specjalnie!]

    Lady Voorde

    OdpowiedzUsuń
  132. Przez chwilę zastanawiała się czy jeszcze potrafiła być tą dawną, pełną energii, żywiołową i zwariowaną dziewczyną. Nie mogła uwierzyć, że przez tyle lat potrafiła się cieszyć i nie dawać sobie sprawy z zagrożenia, które tylko czekało na odpowiednią chwilę, żeby ją odnaleźć. Wcześniej zdawało jej się, że będzie wiecznie beztroską osobą, której jedynym problemem okaże się wybór składników na melonowy biszkopt. Nagle wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a w sercu zamiast radości miała... pustkę. Nie czuła nawet złości czy nienawiści. Była po prostu pusta.
    - Dziękuję – odparła uśmiechając się lekko. Cóż, chciałaby być dobrą czarownicą. Jeśli już musiała nią być to chciała być dobra. Ale czy sama mogła zdecydować o tym, co jest dobre, a co nie? Nie czuła się lepsza od innych. Nie wiedziała też jak wyglądałaby różnica pomiędzy tą dobrą, a złą. Co takiego w sobie miała, że Abigail widziała w niej jaśniejszą stronę? Czyżby jeszcze nie była na przegranej pozycji? Może ta zwariowana kobieta siedząca naprzeciwko nieświadomie dała Emilce nadzieję?
    - Och, to chyba żadne skarby – odparła, bo wbrew pozorom wcale nie pożyczała od Any zwykłych ksiąg magicznych. Przynajmniej na razie. Daleko jej było do nauki, chociaż zdawała sobie sprawę, że drzemie w niej ogromny potencjał. Jak na razie – skutecznie go zabijała. - Szukam informacji na temat rodu, z którego pochodzę – wyjaśniła. Specjalnie użyła takiego określenia. Mogła przecież powiedzieć, że szuka informacji o rodzie, którego jest częścią. Emily jednak nie czuła się częścią tej masakry i miała nadzieję, że nigdy nią nie będzie.
    - Any miała różne kroniki i dość rzeczywiste opisy wydarzeń, w których brali udział moi przodkowie. A przynajmniej te rysunki z tryskającą krwią spomiędzy połamanych kości były dość realistyczne – dodała z lekkim uśmiechem, choć nieco przepraszającym. Nie była oczywiście winną żadnej z tych wydarzeń, ale tego zaś nie rozumieli inni, którzy chcieli jej śmierci.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  133. [Cześć! Dziękuję za miłe słowa, dobrze czytać, że nie wyszłam całkiem z wprawy przy składaniu kart postaci. To ja przyznam, że pomysł na córkę czarownicy, która sama nie ma magicznych umiejętności jest super i na pewno dodaje nową perspektywę na to wszystko. Teo potrafi przyciągać do siebie problemy, nawet (a może właśnie szczególnie) wtedy, gdy bardzo stara się trzymać od nich z daleka, także jeśli miałabyś ochotę w coś wpakować Abigail to jak najbardziej możemy kombinować. Na razie świta mi tylko zalążek pomysłu z poszukiwaniem jakiejś dosyć osobliwej rośliny przez Boyera, czegoś czego czarownice nie wykorzystują w swoich czarach (więc siłą rzeczy byłoby to dosyć podejrzane). Może nawet nie dla siebie, a dla jakiegoś innego czarnoksiężnika, z którym ma kontakt, od kiedy jego ojciec zostawił go nie w pełni wyszkolonego. A że czarnoksiężnicy nie zawsze mają dobre intencje i nierzadko nie przepadają za sobą wzajemnie w podobnym stopniu co za innymi rasami, mógłby być to jakiś podstęp, albo roślina, czy tam substancja w niej zawarta, służyłaby do czegoś, co być może nie powinno powstać. Nie wiem, może trochę się zapędziłam, ale na tę chwilę tylko tyle byłam w stanie wymyślić.]

    Theodore Boyer

    OdpowiedzUsuń
  134. [Ja to mam wrażenie, że korzystam ciągle z tych samych wizerunków, ale ciężko się odpędzić od niektórych. xD Ale tak patrząc na to, że ja zaraz wybywam i nie będzie mnie dwa miesiące, jak nie lepiej, to też nie powinnam się porywać na nowe postacie, ale trudno. XD
    Ohaha, takie odwrócenie ról bardzo mi się podoba. Ale może połączenie matki Abi zostawmy dla Oscara, którym niedługo postaram się odpisać!:D To można od tego zacząć, jakieś fajne, wystawne i bogate przyjęcie, na który Gideon będzie dla siebie szukał jakieś okazji do wykorzystania, a tu sam prawie zostanie wykorzystany. Zasmakuje swojej własnej trucizny, a co. Jakbyś chciała można uznać, że Abigail i Gideon wpadli na siebie parę lat wcześniej w jakimś innym mieście. Żadne nic o sobie nie zdradzało, poza imieniem, a wiadomo on nie chodzi i nie rozpowiada, że jest heretykiem. ;) Więc Abi mogłaby go spokojnie skojarzyć na tym balu i przybiec z odsieczą. ;)]

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  135. [Cześć, Sol, dziękuję za to miłe powitanie. <3 Na początek przepraszam, że na odpisuję dopiero teraz, ale z dołączeniem do bloga zbiegło mi się w czasie kilka szalonych decyzji i skutek był taki, że wypadłam z internetu na ponad miesiąc. Powoli wracam, więc jeśli dalej masz ochotę na wspólną rozgrywkę, to z przyjemnością coś napiszę. :) Co prawda nie mam jeszcze konkretnego pomysłu na nasz wątek, ale hej, połączenie panny, która unika kłopotów i magnesu na kłopoty nie może być aż takie trudne, co? Poza tym widzę, że Abi jest zielarką, a Ronnie pracuje w kwiaciarni, może Robbins od czasu do czasu zamawia jakieś co trudniej dostępne zioła właśnie w kwiaciarni Miller? Albo któregoś wieczoru Abigail wychyliła gdzieś w jakimś pubie jeden kieliszek wina za dużo, koleżanka ją wystawiła czy coś, a Ronnie, która zdążyła się już nieco wprawić w alkoholowych bojach, postanowiła wyciągnąć pomocną dłoń do uroczej blondynki? Odprowadziła Abi do domu, gdzie jej matka-czarownica, czując że Miller nie jest zwykłym człowiekiem, bo ja wiem, jakoś na nią naskoczyła, zrzucając całą winę za stan córki na bogu ducha winnego wilkołaka, więc Ronnie podkuliła ogon i zwiała, ale może Abi następnego poczuła cień skruchy i postanowiła chociaż przeprosić za matkę? Tu możemy wpakowac je w jakieś mniej lub bardziej magiczne kłopoty.]

    Ronnie Miller

    OdpowiedzUsuń
  136. Wyczuła napięcie dziewczyny, ale tylko stała dajac dziewczynie okazję do opanowania swoich odruchów. W sumie nie bylo to dziwne, bo sama byla "trudnym" przypadkiem. Danie jej butelki wody, bylo takim wyrazem spontanicznym.
    - Wydawalo mi sie, że mieszkas tutaj stosunkowo dlugo. aby wiedzieć do których dzielnic lepiej sie nie zblizac. - śmiechnęła się kacikami ust. - ja nie pochodzę z tej czesci swiata. Zachowaj wodę. - dodała widząc, ze ta skonczyła.
    Zachichotała.
    - pewnie nie - zauwazyla rozbawiona - inaczej bym już teraz odczuła gniew twej matki. - puscila jej oko - oczywiscie do niczego cie nie zmuszam. I... miło mi Abigail.
    Zrobilo sie wietrznie.
    - zatem chodzmy - rzucila jej przeciagle spojrzenie. - Ja... jestem Larysa - dodała kierujac je w inna czesc miasta.
    Wiatr się wzmagał i po chwili opadły pierwsze krople, ale byly juz blisko.
    - Mam mały balagan w domu - odparła napradce jakby sie nim przejmowała - Nie spodziewalam sie gosci.
    Powstal maly kapusniaczek, ale prawdziwa ulewa dopiero sie zaczela. na szczescie byly pod zadaszeniem. Lara siegala po klucze do torby i otwierajac drzwi zaprosila do srodka. Skrzywila sie na zapach stechlizny, bo nie wietrzyla zbyt czesto. Zapalila swiatlo. Az wstyd bylo patrzeć na bajzel panujacy wszedzie, ale wiecej czasu spedzala poza domem niz w domu, bywajac samej tutaj gosciem. Samo mieszkanie bylo male i mimo zagracenia, nie posiadalo zadnych osobistych ozdobek, tylko gole sciany, bez sladow osobowosci
    - Chcesz kawe, herbate? - zapytala je do kuchni, gdyz bylo tam trochę czyściej. Po drodze zamknęła drzwi do swej "sypialni". Nazywala go raczej legowiskiem, bo lozka w nim nie bylo tylko jakies kawalek dywanika, przerobiony jak kojec, gdzie zwijala sie w kulke w zwierzecej formie i snila.
    Zdjęła przemoczona kurtkę, ukazujac rozlegle blizny i narzucila na krzeslo do przeschnięcia, gdy dotarły do kuchni.
    - dluzsza chwile zajmie, gdy przestanie padac. Jak chcesz zadzwonic to telefon jest przy lodowce. Wstawie nam wode.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  137. Czy fakt, że funkcjonowała, jakby nic się nie zmieniło, był oznaką siły? Nie wiedziała. I z pewnością nie patrzyła na to w ten sposób. Dla niej codzienne chodzenie do pracy, spotykanie się ze znajomymi i zajmowanie domem były sposobami na ucieczkę, swoiste wyparcie tego, czego tak szalenie się obawiała. Wiedziała, że jeśli się zatrzyma, chociaż na chwilę, zupełnie pogrąży się we własnych myślach, w trosce o ojca i wierze w to, że już nigdy więcej go nie zobaczy. A Adam był jej najbliższą rodziną. Mało - był jej jedyną prawdziwą rodziną. Może nie należał do osób szczególnie czułych, czasem nie potrafił postawić się na jej miejscu i wolał rozdawać rady na prawo i lewo zamiast słuchać... ale to nie zmieniało faktu, że zawsze, naprawdę zawsze starał się zrozumieć. Ktoś na górze nie mógł podarować jej lepszego ojca. A teraz miała go stracić. Nie znajdowała więc chwili przerwy, nie dopuszczając do świadomości tej okrutnej rzeczywistości, bo po raz pierwszy w życiu zmierzyła się z zadaniem, którego nie potrafiła ani zmienić, ani kontrolować. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co robić. Dlatego udawała, przeciągając w nieskończoność zmierzenie się z prawdą. Jak zwykły tchórz.
    Była jej wdzięczna za ten uścisk. Drobny gest, który zapewnił ją, że Abi słuchała, mimo że Andy miała we krwi już dość pokaźną liczbę promili. Jednak potrzebowała alkoholu, by opowiedzieć jej o wszystkim, co przeżywała. Ostatecznie wstydziła się swoich snów, a przede wszystkim tego, co oznaczały. W odróżnieniu od blondynki, nie widziała dla nich żadnego innego wytłumaczenia niż szaleństwo, w które powoli popadała. A teraz, gdy Abi wzięła jej wyznanie na poważnie, oczekiwała, że okaże jej coś na kształt zrozumienia. Może będzie chciała pomóc. Może obieca, że poszuka z nią jakiegoś psychologa czy innego psychiatry... ale dar?! Naprawdę?! Zmarszczyła brwi, w pierwszej chwili chcąc powiedzieć jej wprost, co myślała na ten temat. Kochała ją, jednak nie potrafiła zrozumieć, jak dziewczyna mogła wierzyć w podobne bajeczki o wiedźmach, wampirach i innych stworzeniach. Religię jeszcze potrafiła zrozumieć, ale to? Zanim jednak zdążyła się odezwać, resztki zdrowego rozsądku podpowiedziały jej, że nie chciała wdawać się w kłótnie z przyjaciółką. Nie teraz, gdy potrzebowała jej najmocniej. Zacisnęła więc zęby, kręcąc przy tym głową, zanim nie podniosła na nią wzroku.
    - Nie, Abi. Nie mam daru. A tym bardziej nie jestem wiedźmą - odparła ze zdecydowaniem. - Muszę być chora. Muszę mieć coś z głową. I proszę, nie utrudniaj mi tego, to już samo w sobie jest wystarczająco przerażające - Westchnęła, z trudem przyznając się do targających ją uczuć.
    Zaraz jednak wyraz jej twarzy złagodniał, bo choć była zdenerwowana, alkohol robił z niej uroczego misia, nie groźnego wilka. Zwłaszcza, że słowa dziewczyny brzmiały znacznie bardziej realistycznie niż jej. Owszem, sny Abi również nie były oznaką zdrowia, ale przynajmniej mogły mieć jakieś podłoże psychiczne. Andy nie była ekspertką, ale wiedziała, że pewne traumatyczne wspomnienia zostają wyparte, zapomniane, tak, by chronić czyjś umysł. A skoro Robbins doświadczała podobnego zjawiska, w jej przeszłości musiało wydarzyć się coś, z czym nie potrafiła sobie poradzić. Spojrzała więc na dziewczynę z troską, a następnie, tak jak Abi poprzednio, uścisnęła jej dłoń.
    - Te sny... widzisz w nich coś konkretnego? - zapytała, na moment odsuwając od siebie szklaneczkę z alkoholem.

    [Dziękuję ślicznie za komentarz pod kartą i już lecę poprawić :)]
    Andy

    OdpowiedzUsuń
  138. Nie od razu zorientował się, że z dziewczyną coś się dzieje, więc dalej zaczął odpowiadać na jej pytania. Zastanawiało go to jej nagle zainteresowanie wampirzą naturą.
    - Może, wasz organizm inaczej reaguje na krew niż nasz, ale taka bliskość z wampirem, jego krew o niezwykłych właściwościach może namieszać - odparł - i tak, gdy skosztujesz choć kropli naszej krwi i umrzesz, zrobisz pierwszy krok do stania się wampirem - to wiązało się jeszcze z pożywieniem na człowieku, co często kończyło się jego śmiercią przez brak kontroli. Tak właśnie było w przypadku Gino, gdy udał się z powrotem do swego domu, w którym czekała żona praz syn. Nie opanował swego ciała i swoich nowych żądzy. Głód, pragnienie przeżycia i różne emocje zawładnęły w tedy nim i nie potrafił się powstrzymać. Pamiętał doskonale moment w którym pozbawił życia dwie najbliższe osoby. Nie żałował jednak, przynajmniej uparcie tak twierdził. Świadomie wybrał taką drogę i zdawał sobie sprawę, że zabije również niewinnych. Tamtego dnia pogrzebał resztki swego człowieczeństwa.
    Gdy poderwała się nagle z miejsca, odprowadził ją spojrzeniem. Wytężył jednak zmysły by dokładniej ją śledzić. Słyszał szybkie bicie jej serca, szum odkręconej wody i płacz który wzdrygnął jej ciałem. To go zdziwiło, kolacja przebiegała raczej w neutralnej atmosferze, a on był po prostu sobą i odpowiadał prawdę.
    Wytarł usta w materiałową chustkę i podniósł się z miejsca. Udał się w ślad za blondynką. Zatrzymał się na moment przed drzwiami.
    Na pierwszy rzut oka mógł wydać się czystym złem. I owszem miał wiele krwi na rękach, bardzo często nie liczył się z ludzkim życiem, drwił z niego i korzystał ze swej przewagi nad słabszymi. Mimo wszystko potrafił też wysłuchać, a nawet porozmawiać, choć mogło się to wiązać z brutalną wręcz szczerością z jego strony.
    Nacisnął klamkę, która uległa pod naciskiem jego dłoni i wszedł do środka niedużej łazienki. Przyjrzał się uważniej Abigail pochylonej nad umywalką. Zmarszczył nieco brwi, wyglądał praktycznie na zatroskanego, choć bardziej był ciekaw co tak wstrząsnęło Abi.
    Zbliżył się do niej po czym odgarnął włosy z jej karku. Przyłożył do niego chłodną, wręcz lodowatą dłoń. Choć wydawał się w pełni żywy, jego ciało było martwe. Serce nie trzepotało żwawo w klatce piersiowej, a krew nie toczyła się w żyłach, prócz tej którą odbierał innym by przetrwać. Był chodzącym trupem, zaprzeczeniem praw natury.
    - Co się stało? - zapytał spoglądając na nią w lustrze.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  139. Caspian zastanowił się nad odpowiedzią przez dłuższą chwilę przygryzając ze zdenerwowania wargi na tyle mocno, że w pewnym momencie poczuł jak spływają mu z nich maleńkie krople krwi. Zbeształ się natychmiast w duchu za tak otwarte ukazywanie emocji, podążając wzrokiem w tym samym kierunku, co jego wybawicielka. Czyżby instynktownie wyczuwała za oknem kogoś, kogo jego wciąż zniewolone przez opary zatrutego kadziła wypełniające mu nadal większość komórek organizmu zmysły nie były w stanie wyłapać ? Mało prawdopodobne, każda żywa istota roztaczała bowiem wokół siebie specyficzną aurę, którą nie tylko odznaczała się specyficznym kolorami, ale także wydawała z siebie odmienne dźwięki. A on nie wychwytywał w powietrzu żadnych obcych drgań z wyjątkiem tych pochodzących od Abigail.
    - Z pewnością parę dodatkowych barier by nie zaszkodziło. - Stwierdził w końcu. - Niestety ja się na tym kompletnie nie znam. - Dorzucił natychmiast bojąc się, by dziewczyna nie wymagała od niego rzeczy niemożliwych. - A szkoda, bo może mógłbym się bardziej skutecznie obronić przed Czerwonym Bractwem niż tylko za pomocą konwencjonalnej broni czy iluzji, która w dodatku rzadko kiedy wychodzi mi tak, jakbym sobie tego życzył. Chociaż to akurat może mieć dużo wspólnego z tym, że przez ponad trzydzieści lat również byłem jednym z członków tego zgromadzenia Łowców... - Dodał ledwie dosłyszalnie, odrywając kawałek swojej szaty i sprawnie zawiązując go na nadgarstku z wytatuowanym piórem. - Wiedzą o mnie zdecydowanie za dużo, a skoro trzy lata temu przypadkiem odkryli, że moja matka jednak nie oszalała i faktycznie mam w sobie magię pochodząca od samego Thota, uznają mnie teraz za jednego z największych swoich wrogów. Pewnie też wreszcie połączyli fakty i doszli do wniosku, że moje rzekome wpadki na polowaniach w cale takie nie były. - Uśmiechnął się przebiegle, przypominając sobie te wszystkie razy, gdy udawał, że strzały zbytnio namokły, w wyniku czego cała trucizna na nich zlokalizowana spłynęła lub potknął mu się koń. Miał tylko nadzieję, że straszne wyznania, które przed chwilą poczynił nie sprawią, że jasnowłosa uzna go za wroga, którego należy natychmiast wyeliminować. Zanim jednak się tego upewnił, postanowił przemilczeć jej kolejne pytanie. Jeszcze spróbowałaby dokończyć dzieła jego prześladowców. Nie mógł aż tyle ryzykować.


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  140. [Serdecznie dziękuję za te wszystkie pochwały! Bardzo się cieszę, że mój młodziutki żniwiarz aż tak przypadł ci do gustu ^^ Na razie jedyne, co mi przyszło do głowy, to śmierć kogoś z rodziny Abigail? Może jakiś daleki krewny? Może sama Abi stałaby się świadkiem jakiegoś mrocznego zdarzenia, w którym on musiałby wziąć potem udział w znanym nam celu? Rzecz jasna poza śmiercią, Alistair również często bywa na mieście w zwykłych celach, jak chociażby kupienie jakiemuś przyjacielowi z pracy prezentu, zatankowanie chevroleta… Mamy mnóstwo możliwości, więc jeśli masz ochotę sprecyzować czy wolisz go poznać od tej niezwykłej strony czy dowiadywać się prawdy stopniowo z czasem? Ułatwiłoby mi to dalsze wymyślanie konceptu ich pierwszego spotkania! ♥]

    Lady Voorde | Sir Maxwell

    OdpowiedzUsuń
  141. [Hej... przybywam trochę z podkulonym ogonem. Przepraszam za moje nagłe zniknięcie, ale sporo spraw nawarstwiło mi się na siebie i przestałam życie ogarniać. Ale wracam! I stąd moje nieśmiałe pytanko.. czy masz ochotę kontynuować nasz wątek? Bo zapowiada się super i szkoda byłoby mi STRASZLIWIE gdybyśmy nie wykorzystały naszego pomysłu ♥]

    Adalruna Bianco

    OdpowiedzUsuń
  142. [Cześć! Nie mogę od niej oderwać wzroku, wydaje się być taka delikatna, jak kwiatuszek. Myślę, że Abigail powinna mieć się na baczności, bo jest w typie mojej Kath i ta z chęcią chciałaby wbić w nią swoje kły. ♥
    Jeśli masz ochotę zaryzykować, to zapraszam, a jeśli nie to bardzo dziękuję za powitanie i te wszystkie miłe słowa pod kartą. <3]

    Katrina Petrova

    OdpowiedzUsuń
  143. Interesy nie szły po jego myśli, a nie mógł zwalić winy na nikogo innego niż na samego siebie. Generalnie on – Silas Silver nie popełnił żadnego błędu, bo po pierwsze: jest perfekcjonistą, pracoholikiem i zwolennikiem idealnego rozwiązywania spraw, a po drugie: jest właścicielem tej firmy, a co za tym idzie jego omyłek nie można nazwać błędami, nawet gdyby ktokolwiek chciał. Pracownicy zostawieni na pastwę losu, sami, samiutcy w Nowym Yorku nie spodziewali się, że ich szef opuści ich na znacznie dłużej niż trwa standardowy wyjazd na delegację, ponadto nie znajdował czasu na koordynację ich pracy czego konsekwencję właśnie poznał. Niestety nie była to błaha sprawa, ponieważ właśnie ważyły się losy przedłużenia kontraktu z jednym z największych klientów, a wszystko przez wysłanie błędnego maila. No cóż, nie można płakać nad rozlanym mlekiem, chociaż niebo dzisiejszego wieczoru ewidentnie pokazywało złość wszechświata, a Silas się czuł niczym mały, bezbronny wampirek pod kopułą z wściekłości.
    Rozmawiał już drugą godzinę przez telefon w tym samym czasie załatwiając masę innych spraw, które musiał odhaczyć na liście obecnego dnia, a generalnie rzecz ujmując były to pierdoły typu odebrania swoich garniturów z pralni, bądź zamówienie upominków dla potencjalnych nowych klientów londyńskich. W każdym razie starał się wpłynąć efektownie na poszerzenie rynku własnej firmy, gdzie w międzyczasie odgrywał się dramat wielkości Mount Everest, który bardzo łatwo mógł doprowadzić do bankructwa jego całej spuścizny, a nie mógł do tego dopuścić.
    Wrzucił na tylnie siedzenie swojego auta zapakowane w foliowe worki garnitury starając się wyjaśnić Meredith o oddzieleniu emocji od pracy chociaż na sekundę, ponieważ jej szloch w niczym mu nie pomagał, a co więcej strasznie go irytował. Była to trzecia osoba, z którą próbował wyjaśnić co właściwie zaszło setki kilometrów stąd, w siedzibie jego firmy, a podobno ona – recepcjonistka była odpowiedzialna za błędnego maila, błahą pierdołę, która urosła do takiego stopnia, że jego klient został stratny na miliony. Zatrzasnął drzwi z impetem, co zapewne dziewczyna usłyszała a jej płacz nasilił się do takiego stopnia, że nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego składnego zdania. Niebo przecięła przerażająca błyskawica oświetlając ulice Londynu.
    – Meredith, daj mi proszę do telefonu Briana, idź do łazienki i uspokój się. – rzucił spokojnym głosem czekając na odzew swojego najbardziej zaufanego asystenta po drugiej stronie telefonu. Ruszył spokojnym krokiem w stronę baru, który mignął mu po drodze z pralni. W jego głowie pojawiła się krótka myśl sugerująca, że jego luksusy mogą w każdej chwili się skończyć, a on sam będzie musiał zacząć budować wszystko od nowa, co mogłoby przysporzyć go o irytację, gdyby nie fakt, że mimowolnie nie był w stanie jej poczuć. Wolną ręką sięgnął do kieszeni wyciągając papierosy. Kolejna błyskawica przecięła niebo a deszcz rozpadał się już swobodnie z impetem uderzając o ziemię. Spojrzał na telefon widząc informację o kończącej się baterii. Westchnął zrezygnowanie i w tym samym momencie zza rogu ktoś na niego wpadł chwytając się jego koszuli, zapewne chcąc utrzymać równowagę. Telefon wypadł mu z dłoni i wylądował w ogromnej kałuży momentalnie w niej tonąc. Zagryzł wargę przytrzymując mimowolnie kobietę – to bowiem sugerowała niska sylwetka. Kiedy spojrzał jej w twarz zamarł na sekundę nie spodziewając się, że kiedykolwiek jeszcze ją spotka, a już na pewno nie tutaj – w Londynie. Zbyt długo nie mógł przyjrzeć się Abigail – kobiecie, z którą żył długi okres czasu w swego rodzaju związku, ponieważ wszystkie latarnie zgasły. Wysiadł prąd, co nie było dobrą informacją, bowiem w takiej sytuacji wynurzały się wszelkie kanalie rabując, niszcząc, mordując i gwałcąc. Zamknął na chwilę oczy próbując wymyślić jakąś drogę ucieczki, jednak nie mógł zostawić tego kruchego człowieka zdanego samego na siebie wśród tych wszystkich wariatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Cześć Abigail, miło Ciebie znów spotkać. – stwierdził beznamiętnie odsuwając ją od siebie na bezpieczną odległość. Nachylił się, żeby podnieść telefon, z pewnością nadający się w tym momencie jedynie do wyrzucenia. Pozostawało pytanie – co teraz?

      Silas Silver

      Usuń
  144. Jak zawsze przeceniasz mnie i znacząco nie doceniają siebie! Ja tam widzę zmianę w Twojej karcie. Jest zniewalająco obrazowa. Użyte słownictwo przywołuje serio żywe obrazy i bardzo łatwo idzie nawiązać więź z Abigail i wczuć się w jej personę i w jej odczucia. Ta karta żyje i zdecydowanie do mnie przemawia.

    Oczywiście witam. Jakoś tak zawsze mi się ciepło robi na serduszku jak Cię widzę. Jesteś symbolem, że takie staruchy jak my jeszcze żyją i mają się świetnie. XD ]

    Ceallach aka Zaraza

    OdpowiedzUsuń
  145. [ Helloł :D
    Jak dobrze, że Abi jest z powrotem, już myślałam że przepadłyście na dobre XD
    Nasz wątek dalej aktualny? :D ]

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  146. Cofnął się zgodnie z jej prośbą. Domyślał się, że to co się działo z dziewczyną, miało swoje źródło w jej umyśle. Coś próbowało się przedostać na powierzchnię, ale nie mogło. I mógł zgadywać, że była pod wpływem innego wampira lub czarów. Czasem zdarzało się, że osoba świadoma drugiego, mrocznego świata, zaczynała wypierać wpływ na swój umysł. Nigdy w pełni się to nie udawało, ale widział kiedyś człowieka, który tak silnie chciał dokopać się do zapomnianych rzeczy, że ostatecznie postradał zmysły.
    Każda, nawet najdrobniejsza ingerencja w czyjeś myśli i wspomnienia, mogły wywrzeć na tą osobę spory wpływ. I szok, gdy sobie przypominano różne rzeczy, za zwyczaj niezbyt ciekawe. Dlatego też manipulacja umysłem była sztuką bardzo delikatną i mimo wrodzonej umiejętności, każdy wampir powinien ostrożnie się tego uczyć.
    Gino przyłożył się do tej nauki, i wciąż bardzo często ją praktykuje. Doszedł w tym do perfekcji, mógł niezauważony zakraść się do czyjejś głowy i niepostrzeżenie zmienić czyjś umysł na swoje potrzeby. Jednak w Abigail żyłach płynęła werbena, coś czego nawet jego moc nie mogła przezwyciężyć. I znów strasznie go to zirytowało. Chciał poznać jej myśli, to co się skrywało w jej głowie.
    — Czegoś nie pamiętasz, a że masz kontakt ze światem magicznym i jesteś świadoma wielu rzeczy, to to coś będzie próbowało zostać zauważone — mruknął krzyżując ręce na piersi, a biodrem opierając się o blat umywalki. — Gdybyś nie była na werbenie mógłbym coś na to zaradzić — dodał wzruszając ramionami. Obstawiał jednak, że i tak nie zechciała by dobrowolnie wpuścić go do środka.
    — Poczekam na zewnątrz, a ty się ogarnij — mruknął po czym skierował się do wyjścia. To były jej problemy i choć ciekawiło go jaką tajemnice skrywa, tak mało go obchodziło, czy sobie z tym radzi, czy też nie. Z jednej strony wielką zaletą była możliwość zapomnienia, tak z drugiej jak słabym trzeba było być by tego chcieć.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  147. [Jasne, ale uprzedzam, że od 6-ego zaczynam II stopień studiów na nowej uczelni, więc nie wiem ile zajmą mi dojazdy. W związku z tym odpisy z mojej strony mogą być trochę rzadsze.]


    Caspian

    OdpowiedzUsuń
  148. Gdy wróciła do stolika, na pierwszy rzut oka wyglądała jakby nie spała od kilku dni. Wiedział, że z miłego wieczora już nic nie zostało. Ale on w żaden sposób nie czuł się urażony, czy zniechęcony. Co najwyżej znudzony. Miał styczność z tym mrocznym i niebezpiecznym światem bardzo długo. Sam był jego nieodzownym elementem. Był świadkiem wielu dziwnych zdarzeń i sytuacji. Dlatego problem Abigail w ogóle go nie zaskoczył. Na świecie działy się znacznie gorsze rzeczy, a magia potrafiła namieszać. Nawet wampiryzm był sprawką wiedźm i ich potężnych zaklęć, niezgodnych z prawami natury.
    Strasznie denerwowało go, że nie mógł nic z tym zrobić. Gdyby była zwykłym człowiekiem, niczego nieświadomym po prostu spojrzał by jej w oczy, a na jej twarzy wykwitłby szeroki uśmiech i nie mogłaby się dłużej smucić, a wieczór byłby znacznie przyjemniejszy. Z drugiej jednak strony, werbena trzymałą go na dystans i dzięki temu każda chwila była do bólu szczera i prawdziwa.
    — Nie musisz — odparł po czym sięgnął do kurtki i wyciągnął portfel. Choć nie musiał płacić, to rzucił na stolik kilka banknotów, z pewnością przepłacając.
    — Wiesz, że gdyby zajął się tym wampir, wspomnienia nigdy by do ciebie nie wróciły? Póki oboje byście żyli — choć czary i władające nimi czarownice miały sporo doświadczenia i możliwości, tak manipulowanie umysłami to była działka wampirów. I choć z biegiem czasu mogłyby przytrafiać się jej jakieś sny, przeczucia, tak nigdy by sobie nie przypomniała.
    Podniósł się z miejsca i narzucił na ramiona skórzaną kurtkę. Zgarnął ze stolika butelkę zamówionego wina. Alkoholu nie miał w zwyczaju marnować.
    — Chodź, wiem że nie masz ochoty tu siedzieć — dodał i skinął na nią, a sam zaczął iść w stronę wyjścia. Nie miał jednak w planach powrotu do Londynu i zostawienia jej samej sobie. Zdawał sobie sprawę, że jego obecność sama w sobie ją dręczyła, poniekąd sprawiało mu to satysfakcję.
    Było można tu wynająć domki. Na górze urwiska z widokiem na wodę. To był jego następny cel.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  149. [Ogon do góry! :D Lecimy dalej :D Ja jestem za tym, żeby jednak trochę popchnąć do przodu niż kontynuować poprzedni wątek ^^]

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  150. Przystanął, gdy Abi zapytała czy faktycznie podjął by się tego zadania. Zmierzył ja ciemnym spojrzeniem, przez chwile zastanawiając się czy faktycznie powinien to zrobić. Abigail powinna tak na prawdę stawić czoła problemom, a nie od nich uciekać, ale skoro tego właśnie chciała, nie miał zamiaru zmieniać jej zdania.
    Przysunął się do niej, jednocześnie spoglądając w jej oczy. Odgarnął kosmyki włosów z jej policzków.
    - Biedny, mały człowiek. Taki zagubiony - wymruczał z lekkim uśmieszkiem. Na prawdę tak nie wiele musiał od siebie dać, żeby samemu dostać to czego chciał.
    - Oczywiście, że to zrobię. Musimy się tylko pozbyć werbeny z twojego krwiobiegu. W zamian za to chcę skosztować twojej krwi, myśli i tak poznam - odparł. Nie miał zamiaru wypijać wszystkiego, ale choć trochę spróbować. U każdego krew smakowała inaczej i co innego mówiła o danym osobniku.
    Uśmiechnął się do niej szerzej, zadowolony że dostanie to czego od początku chciał.
    - Nie martw się, nic z tego nie będzie bolało. Mogę nawet sprawić, że będzie bardzo przyjemnie. Ale przemyśl to, raz mnie tam wpuścisz i już zawsze tam będę - szepnął do jej ucha, które lekko musnął chłodnymi wargami. Odsunął się od niej.
    - W ustronne miejsce - odpowiedział ruszając dalej - na górze jest nocleg z fajnym widokiem. Przecież po alkoholu nie można prowadzić - dodał machając przed nią butelką wina, jakby mówił zupełnie serio. Wiedział, że pewnie nie miała ochoty spędzać z nim nocy, ale nie miała wyjścia.

    Gino

    OdpowiedzUsuń

  151. - Nie porwałem cię. Dobrowolnie zgodziłaś się na moją propozycje, ale jak chcesz to nazwij to dowolnie - odparł wzruszając ramionami - poza tym chyba jesteś na tyle duża żeby spędzić noc poza domem - dodał z przekorą. Zdawał sobie sprawę, że jej matka wiedźma to sporo utrudnienie. Nie chciał mieszać się w zatargi z żadną z nich, sabat w razie odwetu potrafił być bezwzględny i choć nie raz wybijał całe ich rodziny, tak Londyn na razie mu się podobał i nie chciał zwracać wszystkich oczu na siebie.
    Gdy wspomniała o potencjalnym zagrożeniu ze swojej strony, roześmiał się. Czymkolwiek mogła się okazać, jego nie było tak łatwo zabić. Mogła go zranić, zadać mu ból, ale jego ciało regenerowało się bardzo szybko o tylko nieliczne sposoby mogły pozbawić go życia. Tak na dobre. Poza tym był sprawniejszy niż dziewczyna i w razie zagrożenia mógł po prostu zniknąć. Lub ją zabić.
    Odstawił butelkę na piasek i w ułamku sekundy zmaterializował się przed nią. Chwycił ją niezbyt mocno, ale pewnie i równie szybko znaleźli się na ziemi, on nad nią zawisł.
    - Myślę, że jestem w stanie podjąć to ryzyko. Nie takie potwory stawały na mojej drodze - stwierdził wodząc spojrzeniem po jej twarzy. Obrysował nim jej wargi, linię szczęki.
    - Nie zrobisz mi nic czego już nie doświadczyłem - dodał wprost w jej usta, które lekko musnął. Posłał jej szerszy uśmiech po czym wstał pociągając ją za sobą.
    - Nocleg jest niedaleko stąd - wskazał na przerwę między skałami, gdzie w górę wiły się schody. To było małe miasteczko, ale posiadało wszystko czego potencjalny turysta lub przejezdny mógł potrzebować.
    Po dwudziestu minutach spaceru, znaleźli się na szczycie urwiska, a ich oczom ukazało się kilka drewnianych domków. Nocą widok nie był tak spektakularny. Ciemna woda zlewała się z równie ciemnym niebie, na którym mieniła się trochę gwiazd.
    - Zaraz wracam - na chwilę oddalił się od Abigail, by wziąć klucze. Mimo braku rezerwacji, bez problemu dostał wolne miejsce. Kilka słów i jedno spojrzenie w oczy i dostał to czego chciał.
    - Ten jest nasz - wskazał domek najbliżej krawędzi.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  152. — To na prawdę całkiem zabawne, że tak ciągle się wzdrygasz, a twoje serce zaczyna mocniej bić, gdy tylko słyszysz mój głos. — Był szczerze rozbawiony, ludzie choć często nie byli świadomi kogo mają przed sobą, to ich instynkt działał automatycznie. Wampiry wydawały się piękne i wręcz hipnotyzujące, ale z drugiej strony ofiara zawsze wyczuwała drapieżnika. Wiele osób tak właśnie reagowało na jego obecność, nerwowe spojrzenie, szybsze bicie serca, kark zroszony zimnym potem. Wszystko to mówiło im, że coś jest nie tak, a z drugiej strony działało mocno na wampirze zmysły, napędzając rządzę polowania i zaspokojenia głodu.
    Gino przywykł do nieustającego pragnienia. Żył z tym przekleństwem tak długo, że nauczył się traktować je obojętnie, nie zwracać na nie uwagi. Udawało mu się to bo żywił się na co dzień odpowiednio i był po prostu stary. Jednak, gdy tylko ruszał na łowy, pozwalał się temu pragnieniu prowadzić. Czasem też, przy niektórych osobach, innych istotach stawało się ono silniejsze. Przy Abigail był ono całkiem odczuwalne, ale uważał, że to dlatego iż nie mógł jej mieć.
    — I tak mamy osobne łóżka, choć nie wiem po co — wywrócił oczami i poprowadził ją do odpowiedniego domku. W środku była niewielka kuchnia z najpotrzebniejszymi akcesoriami, salon z rozkładaną kanapą, łazienka i dwie oddzielne sypialnie. Rzucił klucze na kuchenny blat po czym z jednej szafki wyciągnął dwa kieliszki. Rozlał do nich wino. Podał jej jeden z nich, a sam przeszedł do salonu. Jedna ściana składała się z samych okien, widok rozciągał się na ciemną przestrzeń za klifem. Utkwił w niej swoje równie ciemne spojrzenie.
    Noc była porą, w której najlepiej się czuł. I choć mógł poruszać się swobodnie za dnia, to właśnie po zmroku funkcjonowało mu się najlepiej. Było to naturalne, wampiry były stworzeniami mroku, kryjącymi się w cieniu. Słońce było ich przekleństwem, miało w jakiś sposób trzymać bestie w ryzach. Niestety każde zaklęcie ma swoją lukę, którą da się wykorzystać przeciw niemu i tak właśnie robiła większość z nich. Było trzeba tylko znaleźć odpowiednią wiedźmę. A to już nie było takie proste. Ze swoim zamiłowaniem do natury i równowagi w przyrodzie, za zwyczaj nie cierpiały wampirów i robiły wszystko by uprzykrzyć im egzystencję.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  153. Zawsze każdy tak bardzo się opierał, zapierał rękoma i nogami byle tylko nie paść w objęcia czegoś lub kogoś mrocznego. Ale Gino wiedział, że w każdym kryło się trochę mroku, to było po prostu coś bardzo ludzkiego. I wielokrotnie Ci którzy twierdzili, że go nienawidzą, że chcą się trzymać od niego z daleko, bo nie chcą tej ciemności w swoim życiu, ostatecznie wracali po więcej. Odkrywali przy tym cząstki siebie, które do tej pory były uśpione. A Gino lubił sprowadzać ludzi na takie ścieżki, zostawiać kogoś z pytaniem czy jest równie paskudny jak i wampir.
    Przeniósł na nią spojrzenie i chwilę po prostu się jej przyglądał. Jakby faktycznie się nad tym zastanawiał. Zabijał już wielokrotnie, ale z reguły tylko na polowaniach lub gdy ktoś mu podpadł. Kobiety, które uwodził, które do niego wracały za zwyczaj dalej żyły.
    — Gdybym chciał cię zabić, już byś nie żyła — odparł — werbena w twoich żyłach, czy twoja magiczna matka by ci nie pomogły — dodał zgodnie z prawdą. Gdy chciał kogoś zabić, po prostu to robił, nie bawił się w takie rzeczy jak teraz.
    — Nie, na razie nigdy nie poczułem takiej potrzeby. Póki co całkiem dobrze się z tobą bawię — stwierdził wzruszając ramionami. Przesunął się kawałek w bok, by dosięgnąć kilka włączników. Nacisnął jeden, a wokół domku zapaliło się kilkanaście lampek, rozświetlając ciemność. Na wyłożonym drewnem tarasie, znajdował się basen. Ciepła woda delikatnie parowała. Rozsunął nieco drzwi tarasowe. Do środka wpadło trochę rześkiego powietrza przesiąkniętego słonawą bryzą.
    — Chodź — odstawił wino na podłogę koło basenu. Zaczął rozpinać guziki czarnej koszuli jednocześnie zerkając na blondynkę. Był wysoki, a jego ciało smukłe choć dobrze zbudowane. Pod bladą skórą falowały stalowe mięśnie. Zrzucił z siebie ubranie po czym wskoczył do wody. Wynurzył się kawałek dalej potrząsając czarną czupryną.
    — Na prawdę ciepła — zapewnił podpływając do krawędzi. Sięgnął po kieliszek.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  154. Bezczelnie przyglądał się dziewczynie, gdy powoli pozbywała się kolejnych warstw ubrań. Mierzył jej szczupłe ciało niemal wygłodniałym spojrzeniem. W końcu poza byciem wampirem, był też facetem.
    Spojrzał na nią zwycięsko, gdy w końcu postanowiła do niego dołączyć. Wiedział, że wino na pewno już zaczęło na nią wpływać, dodawać odwagi, ale miał też świadomość tego jak oddziałuje na kobiety. Wystarczyło kilka sztuczek, trochę zainteresowania. Do tego był cholernie onieśmielający, oszałamiająco pewny siebie. To mogło przytłaczać i sprawiać, że tak łatwo poddawano się jego woli. A on lubił mieć przewagę i pełną kontrolę nad tym co się aktualnie działo.
    — Nie, nie mam zamiaru cię zabijać, nie ma powodu ku temu — odparł cały czas na nią spoglądając. — Więc możesz przestać się bać i ciągle podejrzewać mnie o najgorsze. Co najmniej jakbym sobie na to zasłużył — w jego głosie pobrzmiewała rozbawiona nuta, a po jego twarzy błąkał się uśmiech, który odrobinę łagodziły rysy twarzy. Mogło się teraz wydać, że jest zupełnie nieszkodliwy, ale Gino był świetny w przybieraniu pozorów. Łatwo dostosowywał się do danej sytuacji, wiedział co robić by dostać to czego chciał. A chciał ją. W pełnym znaczeniu tego słowa.
    Była ładną, młodą kobietą. Do tego tak świadomą wielu rzeczy, nie musiał udawać kogoś kim nie jest. I skrywała jakieś tajemnice. Lubił takie mieszanki i tego typu wyzwania. Po prostu to go bawiło, a nawet jeśli był chodzącą maszyną do zabijania, to jak każdy miał potrzebę spędzania dobrze czasu. A Abi nie była kiepskim towarzyszem.
    — I co nie jest tak strasznie — stwierdził podpływając do niej bliżej. — Zalety nieśmiertelności, można odkryć sporo ciekawych miejsc — dodał.
    Żyjąc tyle czasu i mając możliwości, zwiedził już spory kawałek świata. I choć mogłoby się wydawać, że w końcu nie będzie nic więcej, to świat ciągle się zmieniał i wciąż potrafił zaskakiwać. Miał kilka ulubionych miejsc, w których zatrzymywał się na trochę dłużej, ale większość czasu był w ruchu, ciągle się przemieszczając. Skoro mógł, korzystał. Nie widział sensu przebywać dłużej w jednym miejscu. Nic go za zwyczaj nie trzymało.

    Rozbawiony Gino

    OdpowiedzUsuń
  155. — Może to i lepiej — odparł w końcu, zgadzając się z jej obawami. Nawet jeśli teraz było miło, mógł ją zabić w ułamku sekundy lub skrzywdzić w jakiś inny sposób. Była tylko człowiekiem, niemal wszystko mogło pozbawić ją życia. I to sprawiało, że ludzie w jego oczach byli żałośni. Nawet jeśli wydawało im się, że są silni i panują nad swym losem, tak nie było. Choroba, inna istota, pędzący samochód... było tyle niebezpieczeństw czyhających na nich.
    Parsknął śmiechem na jej stwierdzenie nadęty dupek. Nie uważał się za nadętego, ale ona mogła sobie myśleć co chciała. Mało go obchodziła opinia innych, nie musiał się z nią liczyć, bo nie musiał na nikim polegać. Nie był związany z żadną osobą, z pracą, czy miejscem. Był wolny.
    — Jak umarłem? — Powtórzył i na chwilę się zamyślił. Wszystkiego nie chciał jej mówić, bo z pewnością uciekła by stąd wykrzykując, że jest obleśnym potworem. Ale mógł uszczknąć rąbka prawdy. — Spotkałem swoją stwórczynię całkiem przypadkiem, ja wpadłem jej w oko, a ona mi. Tak zaczął się nasz romans. Po czasie powiedziała mi kim jest. Fascynowała mnie jej natura, możliwości i to jak wolna była, inna niż wszystko co do tej pory znałem. Tamte czasy były określane przez wiele nudnych zasad. Musiałeś być posłuszny tradycjom, przejąć schedę po ojcu, jak niegdyś on po swoim. Wziąć ślub, z kimś kogo wybrała rodzina, z kimś kto był podobnym poziomie co ty i zapewniał odpowiednich przyjaciół. Zawsze miałem problem z podporzadkowaniem się temu. Wampiryzm okazał się możliwością na zerwanie z tym, na osiągnięcie wszystkich nieosiągalnych rzeczy. Poprosiłem ją by mnie przemieniła. Z początku nie chciała tego zrobić, miała jedną zasadę, że nie zmusza nikogo do takiego życia, ale po wielu rozmowach z czym to się wiąże i moich naleganiach, zgodziła się. Obiecałem przejąć tą zasadę i przemieniać tylko tych, którzy świadomie tego pragnęli. Któregoś wieczora napoiła mnie swoją krwią i skręciła mi kark. — wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Zawsze dobrze wspominał tamten okres w swoim życiu. — Gdy się ocknąłem, pożywiłem się po raz pierwszy. Wręczyła mi ten pierścień od zaprzyjaźnionej wiedźmy. — Uniósł dłoń by mogła spojrzeć z bliska na srebrną obrączkę spoczywającą na jego środkowym palcu. — Spędziliśmy ze sobą trochę czasu po czym każdy poszedł swoją drogą. Dalej jednak się przyjaźnimy i raz na jakiś czas spotykamy. — Dodał.
    Nie miał zamiaru wspominać, kto był jego pierwszą ofiarą. Nie musiała wiedzieć, że jego przemiana była opłacona życiem najbliższych, żony i kilku letniego syna. On nie żałował. Dawno temu odciął się od sentymentu i od ludzkiej przeszłości. Poza tym tamtej kobiety nigdy nie darzył większymi uczuciami, a syn był przypadkową ofiarą.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  156. Jej reakcja, ponownie przyśpieszony oddech znów go nieco rozbawiły. Bała się, a jednak zadawała kolejne pytania, była z nim w basenie i piła wspólnie wino. Tak jakby z jednej strony miała chęć uciec od niego najdalej jak się dało, a z drugiej coś ją przyciągało.
    — Nie, nie żałuję swojego wyboru, ani nie tęsknie za tamtym życiem. Poza tym musisz zrozumieć, że w tedy również nie byłem dobrym człowiekiem. Zdążyło się kogoś zabić, kimś pomiatać. Miałem różne znajomości — wytłumaczył spokojnie. — Urodziłem się w styczniu tysiąc pięćset szóstego roku, a przemianę przeszedłem w wieku trzydziestu. Włochy w tamtych czasach były zupełnie inne, na tamtych ziemiach toczone były wojny różnych królów i różnych państw. Dla wampirów okres konfliktów zbrojnych zawsze był dobrym okresem, jakkolwiek źle to brzmi. Ale zniknięcia, śmierć były na porządku dziennym, nikt więc nie zwracał na nas uwagi. Do tego łatwo było pożywiać się na rannych — odparł podpływając do dziewczyny. Dla niego mówienie o tym było dość proste, nawet jeśli minął szmat czasu, a niektóre wspomnienia nieco się zamgliły, pamiętał sporo. Poza tym przemieniono go za jego zgodą, więc jego życie nie było naznaczone tragedią i przykrością.
    — Nie. Na początku nie wiedziałem kim jest, wydawała się zupełnie inna od kobiet które znałem, ale nie podejrzewałem, że skrywa jakąś tajemnicę. Gdy mi powiedziała czym jest, po prostu to zaakceptowałem, ryzyko z tym związane, ciężar jej tajemnicy. Zresztą jest dwa razy tak stara jak ja. Doskonale nad sobą panowała, a samo pożywianie się może być przyjemne dla człowieka. — uśmiechnął się szerzej, gdy zapytała o sprawy seksu. — Wampir przy człowieku musi po prostu... zwolnić, seks z nami to nie jest tortura. Za to seks wampira z wampirem to inna bajka. Ale jeśli cię to ciekawi, zawsze możesz spróbować. Wystarczy poprosić — dodał z błyskiem w oku. Przekręcił się nieco i ułożył na plecach. Spoglądał na ciemne niebo, gdzie nie gdzie nakrapiane srebrnymi punktami.
    Abigail była dziś strasznie ciekawska, ale Gino nie miał problemu z mówieniem o takich rzeczach. Potrafił być do bólu szczery i był całkiem wiarygodnym źródłem.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  157. — Dla mnie to generalnie nie jest złe, taka już moja natura. Chodzi mi o to, że w tedy też robiłem podobne rzeczy, takie były czasy. Być może dlatego wampiryzm i jego konsekwencje nie były dla mnie tak straszne jak dla niektórych. — Przeniósł na nią spojrzenie. — To naiwne podejście kiedyś cię zabije — stwierdził szczerze. Po tym świecie chodziły istoty znacznie gorsze od niego, znacznie niebezpieczniejsze. Osoby, z którymi nie zadzierał nawet on. Zwłaszcza, że lubił swoje życie.
    Potrząsnął głową, gdy go ochlapała, a woda rozprysnęła się z jego włosów niczym deszcz. Właśnie przez takie chwile sporo osób, które zna kiedyś starało się obudzić w nim jakieś głębsze uczucia, sprowadzić na rozsądną drogę. Gino jednak tego nie potrzebował. Nie miał wyłączonych uczuć, potrafił z kimś spędzić normalnie czas, rozmawiać. Po prostu nie widział niczego złego w odbieraniu życia, w śmierci, zadawaniu bólu i pożywianiu się na ludziach. Jego natura go nie obrzydzała.
    Zerknął na jej dłoń przy swoim ciele, a na jej kolejne pytanie, jego wargi ułożyły się w nieznacznym uśmiechu.
    — Z drugim wampirem to po prostu jest... naturalniejsze. Z ludźmi odczuwamy taką samą przyjemność, ale jeśli i wy macie ją czuć, musimy się nieco dostosować. Co nie oznacza, że w tedy jest gorzej. Ciężko to wyjaśnić jeśli tego nie doświadczyłaś.
    Czy był kiedyś zakochany?
    — Nigdy — odparł przyglądając się jej i temu co robi. Czekał na to co chce zrobić, tym razem nie miał zamiaru niczego na niej wymuszać, prowokować. Tym razem to ona miała do niego przyjść. — I nie sądzę by to kiedykolwiek miało się zmienić. Z wielu powodów. — Dodał dalej uważnie się jej przyglądając. Nie zadał jej tego samego pytania, bo czuł że zna na nie odpowiedź. Domyślał się, że ktoś taki jak ona był zdolny do wielkich uczuć. Z reguły ludzie byli kochliwymi istotami. Zresztą wampir, gdy zaczynał coś szczerze czuć, tracił rozum i jak głupiec był wpatrzony w tą drugą osobę. Gino nie miał zamiaru nigdy tak się od kogoś uzależniać. Nie było mu to do niczego potrzebne.

    Gino czekający co dalej

    OdpowiedzUsuń
  158. — Być może — przytaknął. Wampiryzm uratował go przed wieloma rzeczami. — Gdyby nie on. Nigdy byśmy się nie poznali, a to by była wielka szkoda — dodał, a na jej prośbę podpłynął do krawędzi basenu. Sprawnie podciągnął się i wyszedł na powietrze, które było zimne i smagało jego nagie ciało. Jednak on nie odczuwał nieprzyjemnego chłodu. Zostawiając za sobą mokre ślady, na chwilę zniknął w środku domku. Odnalazł butelkę i wrócił z powrotem. Dolał im obojgu alkoholu.
    — I nie, nie rozszarpałbym cię — odpowiedział kucając i wręczając jej kieliszek. Gdy przejęła szkło, wrócił do wody, która była przyjemnie ciepła. — Rozszarpać człowieka możemy co najwyżej przy pożywianiu się. Na pewno słyszałaś o Kubie Rozpruwaczu? Był jednym z nas, w końcu ktoś zainterweniował, bo zwracał za dużo uwagi. — wzruszył lekko ramionami i sięgnął po kieliszek z którego upił spory łyk wina. Podpłynął do Abigail.
    Nawet teraz czuł ciepło bijące od jej ciała. Wyciągnął do niej rękę i lekko przejechał palcami po jej szyi, w dół do obojczyka delikatnie zarysowanego pod skórą.
    — Jesteś niepoprawnie grzeczna — wymruczał cofając dłoń. Nie jedna dziewczyna po prostu oddałaby się chwili i miałaby gdzieś to czy się kiedyś jeszcze spotkają, czy też nie. Abi natomiast liczyła na wielkie uczucia i wspólne przeżycia, a i tak skończyła w towarzystwie kogoś zupełnie o innych pragnieniach i doświadczeniach.
    — Czy jeszcze jakieś pytania kotłują się w tej głowie? — zapytał przechylając na bok głowę.
    Mokre włosy układały mu się w nieładzie opadając na czoło i boki głowy.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  159. – Nie igraj ze mną — mruknął — nie martw się, co najwyżej miała byś małego i lekkiego siniaka. Zresztą mam sporo świadków, którzy mogliby potwierdzić, że to całkiem bezpieczne. I przyjemne — dodał kręcąc głową. Tak dopytywała, dociekała jak to jest, czy to dobre... A wiedział, że na razie nawet tego nie rozważa. Być może przemawiało przez nią wino.
    — A czy człowiek pod wpływem pożądania traci kontrolę? To na prawdę nie jest tak trudne. — Choć istniało prawdopodobieństwo, że zatraci się w tej przyjemności, to wiedział, że gdyby nie mógł pozwolić sobie na więcej to by nic się nie stało. A z drugiej strony gdyby cokolwiek jej się stało, to trudno. Byłaby kolejną zaginioną dziewczyną, której nikt by z nim nie połączył.
    Sunął wzrokiem po jej dłoni, która znajdowała się coraz wyżej i wyżej. Jeśli miał nad sobą, w którymś momencie nie zapanować, to teraz był tego blisko. Miał ją na wyciągnięcie ręki, mógł wziąć co chciał, a jednak na razie trzymał te dzikie rządze na krótkiej smyczy.
    — Gdybym był w twoim typie pomyślałby, ze to ty uwodzisz mnie — wymruczał pochylając się nieco ku niej. — Czuję wszystko, twoje ciepło, dotyk, powiew wiatru, ból. Po prostu na pewne rzeczy jesteśmy bardziej odporni. Chłód wynika z tego, że nasze serce nie pompuje ciepłej krwi. Jedynie przy spożywaniu świeżej krwi, na moment temperatura ciała się zmienia na wyższą, ale to uczucie znika po jakimś czasie. — Wytłumaczył. Chwycił ją za dłoń i uniósł ją nieco.
    — Nie bój się — mruknął spoglądając w jej jasne tęczówki po czym przysunął palec dziewczyny do swoich ust. Jednym kłem, lekko ją ukłuł po czym na krótką chwilę przyssał się do koniuszka palca. Czuł jak słodka, ciepła ciesz drapie go w gardło. Odsunął się po chwili, gdy tylko na języku poczuł werbenę. Kilka kropli krwi sprawiło, ze jego policzki na chwilę zrobiły się mniej blade.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  160. Zaśmiał się, gdyby robiła to w takim celu jak on, nie musiała by się napracować. Dla niego to była czysta zabawa, z której czerpał przyjemność. Tego nigdy sobie nie odmawiał, poza tym nie widział powodów dla których miałby rezygnować z uciech. I to też był jeden z tych powodów dla których nie widział siebie w roli dobrego partnera. Lubił spędzać czas z różnymi osobami, do tego szybko się nudził, więc zmieniał obiekt swojego chwilowego zainteresowania. Nie byłby wierny, a z drugiej strony był świadom, że nie umiałby się dzielić, z nikim. Był zachłanny i okropnie samolubny, tyczyło się to wszystkiego.
    Oblizał wargi i przełknął ślinę smakując resztki jej krwi.
    — Nadzwyczaj słodka jak na człowieka, ale to może być kwestia wina. — Odparł. — Ale czuć werbenę. — zmarszczył nieco nos jak rozkapryszone dziecko. Choć sam co jakiś czas podawał sobie to zioło, by nie być na nie tak wrażliwym, to wciąż było to zielsko, które dla wampira było trujące.
    Gdyby zechciał mogłaby zwijać się z bólu, nawet przy tak małym ukłuciu. Za zwyczaj, gdy polował nie raczył nikogo miłymi doznaniami, wręcz przeciwnie. Lubił dostrzegać przerażenie czające się w oczach, lubił ten smak, nieudolną walkę swej ofiary.
    Zacisnął szczękę, gdy przysunęła się do niego tak blisko, że niemal stykali się ciałami. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej. Panował nad sobą, co nie oznaczało, że jego ciało nie da mu jasno do zrozumienia czego chce. A chciało teraz tej blond dziewczyny, jej ciała i krwi.
    Przesunął placami wzdłuż jej kręgosłupa.
    — Dlaczego tak z tym walczysz? Nie robisz nigdy nic dla czystej przyjemności? — zapytał odgarniając mokre kosmyki z jej twarzy. Taka pijana, z lekko zaróżowionymi policzkami i zamglonym spojrzeniem, wyglądała pociągająco.
    — Tak bardzo obawiasz się o to, czy nad sobą panuję, a robisz wszystko by mi się to nie udało — dodał obracając ich tak, że musiała oprzeć się plecami o krawędź basenu. Oparł na ścianie po jej bokach zamykając jej drogi ucieczki.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  161. — Nie jesteś zabawką. Nie rozmawiam z moimi zabawkami i na pewno nie spędzam z nimi tak czasu — odpowiedział, w pierwszym momencie, na chwilę sztywniejąc, gdy jej dłonie znalazły się na jego policzkach. Poniekąd nie kłamał. Były kobiety, ludzie których tylko wykorzystywał, brał co chciał i znikał. Były też osoby takie jak Abi, z którymi spędzał trochę więcej czasu, rozmawiał. To, że zabijał i był w niektórych momentach całkowicie bezwzględny i beznamiętny, nie oznaczało że jego jedynym życiowym celem jest bieganie po świecie i mordowanie każdego kto stanął mu na drodze.
    Nie, on lubił się dobrze bawić, dać się ponieść danemu momentowi. Czasem też poznawać innych, rozmawiać, posiedzieć przy drinku. Po to właśnie zostawiał emocje na właściwym miejscu, nie wyłączał ich. Wampiry, które to uczyniły nie czerpały z życia żadnych przyjemności. Wydawało mu się to niezwykle nudne. Nie było możliwości by się w niej zakochał, by spełnił jej marzenia i potrzeby. Ale miewał dobrych znajomych, mogła być jednym z nich.
    — Skoro tak, to dlaczego tu stoisz? — uniósł lekko brew. — Dlaczego nie pójdziesz spać? Nie poczekasz, aż odstawię cię do domu? — już miał to czego chciał. Jej dylemat, stała na rozdrożu, nie wiedząc co do końca ma myśleć, co zrobić. Wielokrotnie był tego świadkiem, gdy ktoś powolutku mu ulegał, ale trzymał się resztki rozsądku.
    Pochylił się ku niej, jego wargi zetknęły się z jej szczęką. Nie rozumiał dlaczego ludzie tak bardzo opierali się swoim pragnieniom, bo przecież nie był ślepy i widział jak dziewczyna reaguje na niego. A jednak jej moralność nie pozwalała jej pójść krok na przód. Co najmniej jakby kogoś obchodziło co wyprawia i z kim. Nie było tutaj nikogo kto mógłby ją ocenić. Musiała w końcu się złamać, żaden człowiek nie miał tak silnej woli, by wygrać z wpływem wampira.
    Skubnął zębami jej dolną wargę, a czoło oparł o jej własne. Mięśnie na jego ramionach poruszyły się, gdy zacisnął dłonie na krawędzi basenu.

    OdpowiedzUsuń
  162. [wiesz, ze juz zapomnialam pomalu o czym pisalismy?
    Mozemy pisac jak chcesz, ale nie wiem czy nie pomyslec mad czyms nowym ... czy dalej ciagnac stary]

    OdpowiedzUsuń
  163. Chyba uznała, że majaczył z powodu gorączki. I nic dziwnego. Jeszcze trzy lata temu Caspian sam uznałby za wariata każdego, kto twierdziłby, że jest czymś w rodzaju naczynia wypełnionego magią pochodzącą od starożytnych bogów. Nie zamierzał się z nią jednak sprzeczać z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze - dopóki brała jego gadanie za omamy psychiczne, nie mogła uznawać go za osobnika zdolnego zagrażać jej życiu, co dawało mu zdecydowanie większą szansę na ujście cało z niezbyt komfortowej sytuacji, w której znalazł się obecnie, a po drugie - kiedy on sam opuści wreszcie jej mieszkanie, kobieta najprawdopodobniej łatwiej o wszystkim zapomni. A to z kolei powinno zmniejszyć zainteresowanie, które z pewnością wzbudziła wśród Łowców swoją niecodzienną postawą. Chyba nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby komuś postronnemu stała się jakakolwiek krzywda tylko dlatego, że postanowił udzielić mu pomocy. Jako początkujący szaman Rymer czuł się szczególnie odpowiedzialny za każdą mającą duszę istotę na tym świecie. Starał się je więc chronić za wszelką cenę przed niespodziewanym zagrożeniem. A już zwłaszcza takim, które sam niechcący na nie sprowadził.
    - Jesteś pewna, że masz na to czas ? - Spytał z mieszaniną troski i niepewności podążając za blondynką spojrzeniem. - Czy nie lepiej byłoby najpierw opracować jakiś plan na wypadek, gdyby tamta dwójka usiłowała się tu włamać ? Dodam, że skoro ich misja zabicia mnie nie powiodła się, wrócą tu zapewne w większej liczbie i z lepszą amunicją. - Dorzucił tonem ostrzeżenia.



    Caspian [Przyznam, że musiałam przeczytać cały wątek od początku, żeby napisać logiczny ciąg dalszy.]

    OdpowiedzUsuń
  164. Jemu się nie odmawiało i mogła się przed tym bronić wszystkim, czym miała, ale to nic by nie dało. I nikt tez nie mógł zaprzeczyć, jak mocno pociągający jest fakt, że ktoś przesiąknięty mrokiem, zwróci uwagę na kogoś tak dobrego. Choć to zawsze kusiło i jego, co takie dobre i łagodne duszyczki mają w głowach. Jakie fantazje i pragnienia skrywają za niewinnym uśmiechem. I jak bardzo mogą się zmienić pod wpływem odrobiny szaleństwa, jego mroku.
    Otoczył ją jednym ramieniem, przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Czuł na swoim torsie ciepło bijące od jej żywego ciała, serce trzepoczące żwawo w piersi. Słyszał szum krwi toczonej w żyłach, która grała mu niczym piękna melodia.
    Zacisnął drugą rękę na jej udzie i uniósł nieco do góry, jakby ważyła tyle co piórko.
    Pogłębił pocałunek, a palcami sprawnie poradził sobie z zapięciem od stanika, który po chwili swobodnie odpłynął gdzieś na bok.
    - Nie musisz się zakrywać, nie przy mnie - wymruczał schodząc z pocałunkami niżej. Dla niego kobiece ciało było piękne, poza tym jeśli ktoś czuł się pewnie, po co miał zwracać uwagę na czyjeś zdanie.
    Zębami niezbyt mocno, uszczypnął jej pierś. Przycisnął ją do ściany basenu, z której, z małego otworu, wypływała świeża ciepła woda. Pociągnął materiał jej majtek, który puścił pod wpływem siły.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  165. [Znaczy ja jestem jak najbardziej chętna. Ale idziemy w ten mój pomysł, czy kombinujemy z czymś innym?]

    Theodore Boyer

    OdpowiedzUsuń
  166. [Hej!! Jak najbardziej, że jesteśmy zainteresowane! :) Kontynuujemy ten sam?]

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  167. [Hej, hej. Wybacz mi taką długą ciszę. :) Bardzo chętnie będę kontynuować wątek z Oscarem, bo z Gideonem tymczasowo muszę się pożegnać. Chcemy kontynuować to, co było ustalone czy coś poprawić? Ewentualnie odezwij się na HG, miałam pisać, ale coś nigdzie nie mogę znaleźć Twojego e-maila. :D bysiaa44@gmail.com ]

    Oscar

    OdpowiedzUsuń
  168. Na krótką chwilę odchylił głowę w tył, a powieki przymknął. Rozkoszował się chwilą, dotykiem drobnych dłoni Abigail.
    Oczywiście, że dopiął swego, nie mogło być inaczej, nie dopuściłby do innego zakończenia, jak tego które zaplanował. I choć zawsze uparcie twierdził, że to wszystko robi dla czystej zabawy, a jego ofiary są zupełnie przypadkowe, tak słodycz Abigail, jej niewinność przyciągały kogoś takiego jak on. Jego wewnętrzny mrok bardzo łapczywie wyciągał swoje szpony po takie kąski. Zanurzał się w niej powoli, całkowicie burząc jej świat.
    Gdy wymruczała jego imię i naparła na niego swym ciałem, znów na nią spojrzał. Jego dłoń sunęła po podbrzuszu by za moment napotkać ciepło jej kobiecości. Lekko je pieścił, zadowolony słysząc jej westchnienia. W końcu jednak naparł na nią swoim ciałem i zanurzył się w nią cały. Z początku poruszał się niezbyt pospiesznie, sprawdzając jej reakcję. Dopiero po chwili jego ruchy stały się płynniejsze i szybsze.
    - Chcę słyszeć jak wołasz moje imię, maleńka - wymruczał wprost do jej ucha, muskając jego płatek ustami. Objął ją ramieniem nieco unosząc, jedną ręką podtrzymywał jej ciało które w wodzie ważyło tyle co nic. Druga jego dłoń spoczywała na karku blondynki.
    Choć nie byli tu sami, mało obchodziło go czy ktoś ich zobaczy bądź usłyszy.

    Gino ^^

    OdpowiedzUsuń
  169. Odrobinę dysząc, oparł się ramionami o krawędź basenu. Brodę miał wsparta na głowie Abigail. Wsłuchiwał się w jej nieco przyspieszony oddech i czerpał ciepło z jej rozpalonego ciała. Jej paznokcie wbite w plecy, nie przeszkadzały mu. Sięgnął po kieliszek stojący na ziemi obok basenu. Wypił jego zawartość do końca, po czym odsunął się nieco od blondynki.
    Ujął jej podbródek w palce i uniósł nieco głowę, by na niego spojrzała. Wyglądała ponętnie z nieco napuchniętymi wargami, zaróżowionymi policzkami i włosami klejącymi się do karku.
    — To było na prawdę przyjemne — wymruczał z uśmiechem błąkającym się na twarzy. Wyślizgnął się z jej objęć po czym wyszedł z wody.
    Nie miał zamiaru robić teraz niczego by poczuła się urażona lub odtrącona, ale nie był typem romantyka, nie marzył o płomiennych uczuciach i wspólnych rozmowach po. Spotykał się z kobietami dla rozrywki i dla zaspokojenia własnych potrzeb. Nie kryły się za tym żadne uczucia, bądź zauroczenie. Jedynie czysty pociąg fizyczny, fascynacja drugą osobą. Był mocno przekonany, że w jego przypadku to się nigdy nie stanie. Jeśli miałoby być inaczej, żył na tyle długo by ktoś wyjątkowy mógł stanąć na jego drodze. Abigail natomiast była inna, teraz za pewne dała się ponieść chwili. Widział, że jest bardziej uczuciowa, ale to była jej sprawa jak radzi sobie z uczuciami, a on do niczego jej nie zmuszał.
    Wrócił po chwili owinięty białym ręcznikiem, jeden wyciągnął w stronę Abi.
    Wytarł się do sucha, po czym naciągnął na siebie spodnie i luźno zarzucił koszulę na ramiona. Przyglądał się jej siadając na jednym z plastikowych leżaków. Przyglądał się jej ładnej twarzy zastanawiając się co w sobie miała ta drobna blondynka, że zwróciła na siebie jego uwagę.
    — Kiedy ostatni raz spożywałaś werbenę? — zagadnął wracając myślami do ich poprzedniej rozmowy. Z każdym dniem, działanie zioła słabło. Jeśli faktycznie miał spełnić jej życzenie, w jej organizmie nie powinno być ani grama werbeny.


    Gino

    OdpowiedzUsuń
  170. Nie spodziewała się, że po powrocie do Londynu tak szybko stanie się celem tutejszych łowców. Jeśli się nad tym zastanowić, nie potrafiła wskazać, czym się zdradziła. Zatrzymała się w hotelu, którego właścicielem był jej stary przyjaciel i jak dotąd, nie pozbawiła nikogo życia. Pożywiała się dyskretnie i w sposób wyważony, zawsze dbając o to, by już po fakcie jej ofiary niczego nie pamiętały i żyły w błogiej nieświadomości. Doskonale panowała nad pragnieniem, więc nie groziła jej żadna wpadka, a przynajmniej nie w momencie, w którym zainteresowali się nią łowcy, bowiem w późniejszym terminie jej samokontrola miała zostać zweryfikowana, jednakże to jeszcze nie był ten czas.
    Nie popełniła żadnego błędu, a mimo to łowcy przygotowali na nią zasadzkę, w którą wpadła beztrosko niczym nowicjusz. Zaskoczona przez kilkuosobową i doświadczoną grupę, nie miała najmniejszych szans nawet pomimo swoich nadludzkich umiejętności. Co zabawne, łowcy potraktowali ją niczym dzikie zwierzę, strzelając do niej strzałkami co prawda nie ze środkiem usypiającym, ale werbeną. Musiała przyznać, że był to wyjątkowo zmyślny zabieg; została osłabiona przy minimalnym wysiłku ze strony napastników, z bezpiecznej odległości. Spora dawka werbeny sprawiła, że obezwładnienie jej było tylko formalnością.
    Ocknęła się dopiero w siedzibie łowców, a w jej ciało wpompowano tyle werbeny, że z ledwością wystarczyło jej sił na uniesienie powiek. Okazało się, że nie bez celu nie od razu została pozbawiona życia. Potraktowano ją jak swoisty eksponat; kukłę, na której mogli trenować młodzi łowcy. Najpierw ich nauczyciel zademonstrował na niej wampirze słabości i podkreślił, na co przyszli łowcy powinni uważać, a później rozpoczęły się ćwiczenia na żywym organizmie, który stosunkowo szybko się regenerował, więc i ćwiczyć można było długo.
    To wszystko stanowiło swego rodzaju rytuał inicjacyjny. Szkolenie miało zakończyć się wyzwaniem, a młodzi łowcy mieli zyskać pełnoprawny status po zabiciu wampira, jednakże ta część nie doszła do skutku wyłącznie dlatego, że Tabitha znalazła cichego sprzymierzeńca. Dziewczynę, którą poznała kilka tygodni wcześniej, a która skrywała pewną tajemnicę. To właśnie ona pomogła jej w ucieczce, choć sama przy tym ucierpiała i dopiero, gdy Tabitha zapewniła jej bezpieczeństwo, pomyślała o sobie.
    A była w opłakanym stanie. Okaleczona, z licznymi krwawiącymi ranami, ponieważ werbena krążąca w jej żyłach znacznie spowalniała proces regeneracji. Wycieńczona przez toksyczne dla krwiopijców ziele, ledwo powłóczyła nogami. W tym stanie myślała jedynie o tym, by się pożywić, lecz resztką silnej woli powstrzymywała się od spełnienia tego pragnienia, wiedząc, że to nie skończy się dobrze. Nie chciała się złamać; po tylu latach poświęconych na wypracowanie samokontroli, nie mogła pozwolić, by jedna lekkomyślna decyzja przekreśliła wszystko, co udało jej się zbudować.
    Potrzebowała pomocy. I nie mogła szukać jej zbyt długo.
    Przenalizowawszy okolicę, w której się znalazła, mogła udać się tylko pod jeden adres, nawet pomimo tego, że był środek nocy. Wiedziała, że Ana jej pomoże. Jeśli akurat nie będzie miała u siebie torebek z krwią, to Jones będzie mogła znaleźć u niej ciepły kąt. Wierzyła też, że stara czarownica o wyglądzie kobiety w średnim wieku w razie potrzeby nie będzie miała skrupułów i zapanuje nad wycieńczonym, wygłodniałym wampirem za pomocą magii. Tym sposobem Tabitha będzie mogła dojść do siebie i jednocześnie nie zrobi nikomu niezamierzonej krzywdy.
    Resztkami sił dopełzła do drzwi, oparła się o nie dłońmi i opadła na kolana. Powinna mieć już więcej sił, zważywszy na to, że przed ucieczką wypiła torebkę krwi, lecz jej organizm nieustannie dążył do pozbycia się werbeny, która została jej podana w takiej ilości, że był to wycieńczający proces. Brunetka czuła się jak trawiona gorączką, a jej skórę rosił zimny pot. Na dodatek zadane jej przez łowców rany wciąż krwawiły; jakby wampirze ciało nie potrafiło jednocześnie skupić się na rozłożeniu toksyny i właściwej regeneracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym momencie Tabitha była tym bardziej świadoma tego, jak bardzo krucha była ofiarowana jej nieśmiertelność i nie żałowała, że nie wyniosła jej na piedestał, jak czynili to inni nieśmiertelni. Dziś jednakże jeszcze nie był czas na to, żeby umierać – wciąż miała kilka spraw do załatwienia.
      Wciąż będąc na kolanach, zwinęła dłonie w pięści i zadudniła w drzwi. Sił wystarczyło jej tylko na jeden raz, później niemrawo uderzała pięściami o pionową przeszkodę, nie czyniąc więcej hałasu, niż gdyby po prostu zapukała. Pozostało jej tylko czekać i mieć nadzieję, że Ana była w domu.

      TABITHA JONES

      Usuń
  171. Skinął tylko głową, gdy Abigail zdecydowała się wrócić do środka domku. Sam pozostał na zewnątrz, nieruchomy niczym rzeźba. Jemu chłód nocy nie przeszkadzał. Czuł, że jest zimno, ale to nie sprawiało mu dyskomfortu. Wampiryzm miał wiele zalet, nawet jeśli były to takie błahostki.
    Było mu przyjemnie, choć dla niego takie przyjemności były codziennością i nie sprawiały mu ani trochę skrępowania. Nie to co blondynce. Z pozoru mógł wydać się kompletnie obojętny, tak zauważał wiele szczegółów, takich jak jej rumieniec, czy dłonie pospiesznie zakrywające nagie ciało.
    Gdy wróciła, skupił na niej swoje spojrzenie. Drgnął, gdy zachwiała się i wsparła o ścianę. Przez chwilę po prostu ją obserwował, jak zaciska powieki, z widocznego gołym okiem, bólu. W końcu jednak się ruszył i w ułamku sekundy znalazł się koło Abigail.
    — Chodź. — Wziął ją pod ramię i pociągnął do środka, przejmując na siebie cały ciężar jej ciała. Nawet jeśli jej myśli były blokowane przez zaklęcie lub wpływ innej osoby, to słabnąc czar nie powinien wywoływać, aż tak częstych i mocnych dolegliwości. Znał sporo czarownic, łączyło go z nimi wiele różnych relacji oraz emocji, co nie co więc wiedział.
    — Która czarownica rzuca na ciebie czar? — zapytał sadzając ją na kanapie. Być może za jej brakiem wspomnień kryło się coś więcej? Może była zamieszana, w coś o czym nie powinna wiedzieć. Świat magii był cholernie skomplikowany. Czasem rzeczywistość była zupełnie inna niż mogło się zdawać. Zaklęcie mogło słabnąć samo z siebie, lub gdy ktoś jednocześnie rzucał czar, ktoś kto był silniejszy i władał mocniejszym czarem. Sam jednak mógł tylko gdybać, poza tym nauczony doświadczeniami, wiedział, że lepiej w sprawy wiedźm się nie mieszać. Powinien ją natychmiast odstawić do domu, lecz jego ciekawska strona chciała dowiedzieć się jaki dziewczyna skrywa sekret.
    Być może mógł sam na tym skorzystać? Był chciwy, ale świat istot nadnaturalnych był brutalny i wygrywał ten, który był silniejszy. A Gino zawsze pragnął być najlepszy.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  172. — Nie chcę jej zabijać, nic jej właściwie nie planuję zrobić. I nie wiąże się to z twoimi myślami.— Pokręcił głową, cały czas kucając koło niej. Zmarszczył nieco brwi, jak to go irytowało, że nie mógł po prostu wymusić na niej poprawnej odpowiedzi, że mogła mu się sprzeciwić, nawet jeśli chodziło o zwykłą rozmowę. Nie zwykł do sytuacji, nad którą nie panował, do ludzi nad którymi nie miał pełnej kontroli.
    — Coś mi po prostu przyszło do głowy, ona powinna rozwiać moje wątpliwości. — odparł nie zdradzając tego o czym tak właściwie myślał. — Możesz mi to powiedzieć, albo wrócimy do Londynu i, i tak się tego dowiem. — Dodał spoglądając w jej jasne tęczówki, tak różne od jego ciemnego oblicza.
    Byli zupełnie inni, ona delikatna, zionęła dobrocią i ludzką naiwnością. Choć na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniała, coś w niej było, coś co zwróciło jego uwagę i sprawiało, że nie chciał jej od tak pozbawiać życia. A on z reguły się nie wahał. Teraz tym bardziej był zaciekawiony.
    — Nie pomogę ci z czystej dobroci serca, ale oboje możemy na tym skorzystać, ja w swoim czasie. — W niektórych rzeczach mógł być zupełnie szczery, nie ukrywał przed nią kim i jaki jest. Poza tym powinna być tego świadoma. To, że jej nie skrzywdził do tej pory, nie oznaczało, że nigdy się to nie wydarzy. Układy z nim były jak loteria, za zwyczaj nikt na nie, nie przystawał, chyba że była to sytuacja życia i śmierci, a takie Gino potrafił wywoływać.
    Wyprostował się i zamknął drzwi tarasowe, gdy do środka wpadł kolejny podmuch zimnego wiatru.
    — Możesz zająć sypialnie. Rano wracamy. — Gino jako wampir nie potrzebował tyle snu co człowiek. Tak naprawdę ucinał sobie drzemki ze zwykłego znudzenia, lub gdy zużył dużo energii. Najlepszym jednak jej źródłem była świeża, gorąca krew. Mógł odwlekać sen przez długi czas nim w jakikolwiek sposób by się to na nim odbiło. Miał przeczucie, że dziś nie powinien zmrużyć oka.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  173. Chwile trawił jej słowa i układał na swój sposób we własnej głowie, po czym w mgnieniu oka znalazł się przed nią zagradzając jej drogę do sypialni. Z jego twarzy zniknęło dosłownie wszystko, co tego wieczoru się na niej pojawiło. Został tylko znajomy chłód i mrok ziejące z ciemnych oczu. Dłonie zaciskał w pięści, tak mocno, że paznokcie przecięły skórę. Kilka kropel krwi rozbiło się na podłodze.
    — Nie igraj ze mną i nie sądź, że możesz mi jakkolwiek odmówić. — Warknął po czym wyminął ją i zniknął z powrotem na zewnątrz. Zostało po nim tylko trzaśnięcie drzwi, w których szyby się za trzęsły. Miał ochotę ją rozszarpać, bez względu na wszystko.
    Zatrzymał się na krawędzi urwiska. Spoglądał w ciemną otchłań, napawając się nocą. Ciemność go uspokajała, tak samo cisza przerywana jedynie szumem fal, rozbijających się na brzegu poniżej jego stóp. I w tedy coś dobiegło jego uszu. Ciche szepty. Zmrużył oczy i dostrzegł migające światło w dole. Jacyś ludzie kręcili się po plaży. Gdy wsłuchał się uważniej, słyszał ich śmiechy, wymianę zdań na temat lodowatej wody dotykającej ich stóp.
    Spojrzał przez ramię na domek. Miarowe bicie serca dochodziło z jego wnętrza. Oczy mu momentalnie pociemniały, a zęby zmieniły się, w ostre niczym brzytwa, kły. Zrobił jeden krok do przodu i skoczył w dół. Jego ciało lekko wylądowało na piasku nieopodal spacerującej dwójki. Krótką chwilę czaił się w ciemności za ich plecami. Stąpał bezszelestnie, nie dając ofiarom znać o swojej obecności.
    Najpierw rzucił się do gardła młodego mężczyzny. Był tak zaskoczony, że nie zdążył nic zrobić. Rozszarpywał jego gardło, aż krew trysnęła na tors wampira, znacząc jego ubranie szkarłatem. Rozerwał wszystkie tkanki, łapczywie kosztując gorącej krwi. W końcu tułów osunął się na ziemię, lekko drgając od ostatnich impulsów życia. W dłoniach Gino została sama głowa, którą odrzucił na bok. Dopiero teraz doszły go krzyki drugiej osoby, młodszego chłopaka. Oblizał wargi.
    — No dalej uciekaj. — Warknął. Chłopak upuścił trzymaną latarkę. Russo pozwolił mu zrobić kilka kroków, odbiec kawałek. Bawił się z nim przez chwilę, raz dając mu przewagę, a raz przecinając jego drogę. W końcu dopadł i jego, zatapiając kły w krtani i spijając krew do ostatniej kropelki.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  174. Do domku wrócił nad ranem. Był nasycony i zupełnie spokojny, tak jakby wczorajszego wieczora do niczego nie doszło. Skierował się najpierw do samochodu, z którego wyciągnął komplet czystych i schludnie złożonych ubrań. Jego były całe ubrudzone zaschniętą krwią należącą do mężczyzn z nocnego spaceru. Ich ciała porzucił w jednym z wgłębień w klifie. Woda prędzej czy później je wymyje, ale nie dbał o to. Takiego ataku nikt z nim nie powiąże. Prócz Abigail i faceta z restauracji, nikt nie wiedział o jego pobycie w tym miejscu.
    Słysząc, że Abigail wciąż śpi w sypialni, przeszedł do łazienki, w której pozbył się z siebie brudnych ubrań i wszedł pod prysznic. Domycie krwi zajęło mu kilkanaście długich minut, w końcu jednak był cały odświeżony. Zniszczone rzeczy wyrzucił.
    Był porządnie najedzony, humor mu wręcz dopisywał jakby wcale się nie posprzeczali. Dla niego to wszystko nie było nic my wyjątkowym, ani ich wspólny wieczór, ani dwa popełnione morderstwa. Dlatego z taką łatwością mógł przejść do codzienności.
    W końcu stanął przed drzwiami od sypialni. Chwile nasłuchiwał po czym od tak wszedł do środka. Zmierzył sylwetkę rysującą się pod pościelą.
    - Niedługo jedziemy - poinformował po czym zostawił ją samą sobie.
    W niewielkim barku w kuchni znalazł niedużą butelkę wina, więc po nią sięgnął i rozsiadł się na jednym z foteli w salonie.
    Oczywiście, że wyczuwał emanujący od dziewczyny strachu, ale był do niego tak przyzwyczajony, że nie przykuł jego uwagi. Mało go obchodziło kto akurat się go boi. Tak na prawdę ten kto tego nie robił, był głupcem lub szaleńcem. Ci co go nie znali czasem go nie doceniali. Rzucali wyzwania swoją postawą i słowami, a Gino jasno wyznaczał granice. Niewiele było osób i istot przed którymi on sam chylił czoła.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  175. — Gotowa? — Zapytał, mierząc blondynkę spojrzeniem. Przyjrzał jej się uważnie, tak jakby zaraz miała mu oznajmić coś bardzo istotnego. Jednak po chwili ciszy podniósł się z miejsca. Odstawił kieliszek na kuchenny blat. Zmarszczył nieco brwi, gdy za oknem dostrzegł migające niebieskie światła. Za pewne już ktoś znalazł ciała dwójki młodych mężczyzn, a z tego miejsca był dobry widok na plażę. Nie miał jednak ochoty by dopadli do nich, a zwłaszcza do Abigail, którą zaczęli by wypytywać. Pewnie szybko połączyła by fakty z nim, a nie potrzebował słuchać od niej kazań na temat zachowania.
    Zbliżył się do niej i położył dłoń na jej ramieniu, gdy nic mu nie odpowiedziała. Westchnął z rezygnacją. Bała się, była niepewna jego zachowania. Prawidłowy odruch. Może i Gino był nieprzewidywalną jednostką, tak nie miał w planach pozbawienia jej życia. I powtarzał to już wielokrotnie.
    Nim dostrzegł dwie sylwetki idące w stronę domku, które nie były nikim z policji ani z obsługi, szklane drzwi tarasowe rozbiły się na maleńkie kawałeczki. Tysiące kawałków rozsypało się w salonie z nieznacznym hukiem. Nie wziął tego za przypadek, lecz nim zdążył odwrócić się w stronę Abigail, szkiełka uniosły się z podłogi i wbiły się w jego ciało. Syknął tylko opadając na kolana. Czuł jak maleńkie fragmenty szkła tną boleśnie jego ciało. Zarówno jak i po ciele wampira spływały cienkie stróżki krwi. Warknął pod nosem i nie zwracając uwagi na ból wyprostował się i zwrócił w stronę dwóch kobiet, które były już prawie przy basenie.
    Znów szeptały coś pod nosem, cokolwiek to było Gino zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z wiedźmami.
    — Idź do auta! — polecił rzucając kluczki w stronę Abi. Jego ton był chłodny i ponaglający, nie miał zamiaru z nią dyskutować.
    — Dziewczyna idzie z nami — skupił uwagę na ciemnowłosych postaciach. Kąciki jego ust drgnęły w wyrazie kpiącego uśmiechu. A więc jednak mógł mieć racje. Inne wiedźmy interesowały się Abigail i usilnie starały się ją znaleźć, stąd jej dolegliwości. Tylko po co? To pytanie go nurtowało.
    — Nie wydaje mi się — odparł. Jedna z nieznajomych kobiet zaczęła zaciskać powoli palce w pięść, Gino czuł jak szkło w jego ciele wbija się głębiej i głębiej. Skrzywił się wyraźnie i zaczął nieco drżeć. — Potrzebujecie czegoś lepszego by zatrzymać wampira. — Dodał, choć zadawały mu ból, szkło nie mogło go spowolnić lub unieruchomić.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  176. Gino spojrzał kątem oka na Abigail, która zamiast wyjść, stała koło niego. Czy choć raz ta dziewczyna nie mogła zrobić tego o co się ją prosiło? Wywrócił oczami. Choć mało obchodziło go jej życie, tak mierząc się z wiedźmami jednocześnie uważając na nią nie było proste. Nieznajome raczej nie chciały jej skrzywdzić, ale nie mógł być niczego pewny.
    - Nic co mogłoby mi zaszkodzić. To tylko szkło. - Rany na pierwszy rzut oka już się goiły, ale drobne kawałki szkła wciąż znajdowały się wewnątrz jego ciała i boleśnie cięły je dalej. Wysunął się nieco przed Abi, robiąc ze swojego ciała żywą barykadę. Nie miał zamiaru ratować Abi kosztem własnego życia, ale był nią na tyle zaintrygowany i zaciekawiony tym kim w rzeczywistości jest, że nie miał zamiaru od tak odpuścić przy pierwszej lepszej niedogodności.
    - Nie ty o tym zdecydujesz dziewczyno. - Gino zmarszczył brwi, uważnie obserwował każdy ruch, subtelne ruchy ust kobiet, ich dłoni. Sam postąpił kilka kroków w ich stronę.
    - Powiedzmy, że zgodzę się bez oporów byście ją sobie wzięły. Zrobię to pod jednym warunkiem, dlaczego jest tak cenna dla was? - Zapytał lustrując je bacznym spojrzeniem. Musiał się tego dowiedzieć, tak czy inaczej. Jeśli to wcale nie było coś ważnego, może niepotrzebnie się fatygował, choć nie sądził by czarownice robiły tyle szumu wokół mało istotnej osoby.
    Gdy znów jedna z nich zaczęła coś szeptać pod nosem, Gino momentalnie znalazł się za Abigail. Jego dłoń owinęła się wokół krtani dziewczyny wywierając na nią niezbyt mocny nacisk. Uśmiechnął się ukazując ostre kły.
    - Nie radzę korzystać z żadnych magicznych sztuczek. - warknął. Mógłby załatwić tą sprawę znacznie szybciej, ale chciał najpierw usłyszeć wytłumaczenie ze strony czarownic.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  177. Strach Abigail był, aż nad to oczywisty. Czuł go każdą komórką ciała, to jak jej ciało zastygło w bezruchu, jak oczekiwała na to co się wydarzy. Gdyby nie była na werbenie mógłby wedrzeć się do jej głowy i zostawić krótka myśl, że wcale nie ma zamiaru jej zabić, czy pozostawić na pastwę obcych kobiet. Ale nie mógł i choć to było niedorzeczne i wiedział, że dziewczyna nie jest na to gotowa, powinna mu tym momencie zaufać. W końcu sama powinna chcieć wiedzieć o co tak naprawdę chodzi, dlaczego jest ścigana. Gdyby była teraz sama, nic nie stałoby na przeszkodzie by wiedźmy ją porwały. Wciąż pozostawała tylko słabym człowiekiem, niezdolnym do obrony przed innymi, silniejszymi istotami.
    - Jeśli myślisz, że cię wtajemniczymy w sprawy sabatu, to jesteś w błędzie, wampirze. - odparła jedna z nich, wyraźnie starsza od drugiej.
    Tak właśnie myślał, że nie potraktują go na poważnie, że wezmą go za jednego z wielu nieśmiertelnych. Jednak w jego słowach nie czaił się blef.
    - Skoro tak. - Wymruczał, a wolną dłonią pogłaskał Abigail po włosach. Zaśmiał się sam do siebie. - Idź do tego cholernego samochodu. - Szepnął na ucho dziewczyny i niemal pchnął ją w stronę wyjścia, a sam niemal zmaterializował się za młodszą z kobiet. Nie dał im czasu na żadną relacje, wgryzł się w jej gardło lecz jego celem nie była krew, a rozerwanie jej szyi. Choć szatynka stawiała opór, szamotała się i biła go pięściami, po chwili jej gesty były coraz słabsze, aż opadła bezwładnie w ramionach wampira. Jednak jej serce wciąż delikatnie biło. Ułożył dłoń na rozległej, krwawiącej ranie.
    - Z szacunku do waszego gatunku, jeszcze żyje. Możesz kontynuować co spowoduje jej smierć, lub zostawić blondynkę w spokoju i zabrać towarzyszkę do domu. Wybieraj. - Oznajmił rzucając jej wyzywające spojrzenie. Wciąż jeszcze rozważał, czy i tak ich nie zabić. Skoro znalazły Abi teraz, to mogą to uczynić ponownie później.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  178. Gino rozprawił się z dwiema czarownicami całkiem szybko. Choć bardzo się starał, nie wydobył z nich żadnej przydatnej informacji. Nic prócz słów, że Abi nie jest tym kim się wydaje. Nie miał zamiaru jej tego przekazywać, nie póki nie dowie się czegoś więcej.
    Czuł, że dziewczyny nie ma w samochodzie. Nim jednak ruszył w ślad za nią, musiał wszelkie umysły z tego miejsca oczyścić z niepotrzebnych wspomnień, a obsługę namówić by sami zajęli się porządkiem i dwoma rozszarpanymi trupami.
    Sam wyglądał nie najlepiej. Ślady krwi były widoczne zarówno na jego ubraniu jak i ciele. Czarownica nie była w stanie pozbawić go życia, ale skutecznie go spowalniała. Prócz szkła poruszającego się po jego ciele, inne rany były w pełni zagojone. Odłamkami miał zamiar zająć się później, nawet jeśli na języku co rusz czuł smak własnej krwi. Domyślał się, że spędzi kilka godzin na pozbywaniu się wszystkich kawałeczków.
    Woń Abigail wciąż unosiła się w powietrzu i była całkiem silna. Podążył za nią, nie miał zamiaru pozostawić jej samej sobie, zwłaszcza po czymś takim. Wolał by nie wpadła w nieodpowiednie ręce i by nie nagadała swojej matce wiedźmie jaki to on jest przerażający.
    Wyczuwał obecność dziewczyny, jej strach i chęć ucieczki, słodki zapach jej ciała mieszający się z potem, dudniące w piersi serce.
    - Abigail! - zawołał. - Nic ci nie zrobię, wiec łaskawie przestań uciekać! - rzucił przedzierając się przez gęstniejące zarośla. Ten wyjazd miał wyglądać zupełnie inaczej. Miał się skończyć na przyjemnym wieczorze w basenie, a jak na razie przynosił mu więcej niedogodności niż by oczekiwał.
    Po kilkunastu minutach łażenia za blondynką, w końcu użył swej szybkości i zagrodził jej dalsza drogę. Była potargana i gdzie nie gdzie podrapana od roślin. Wyglądała okropnie.
    - Przestań uciekać, przecież ci nic nie zrobię - mruknął. - Tam też nie skrzywdziłbym cię. Liczyłem, że wiedźmy coś powiedzą, bo podejrzewam, że to przez ich działania czułaś się słabiej. - wytłumaczył od niechcenia. - Wracajmy do auta, nie mam ochoty spędzać popołudnia biegając po krzakach. - dodał nagląco.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  179. Zmierzył ją spojrzeniem, za którym nie kryło się zupełnie nic. Przywykł do strachu ludzi, ba przywykł do tego, że wszyscy się go bali, że napawał inne istoty wstrętem i przerażeniem. Ale działo się to dlatego, że tego właśnie w danym momencie chciał, że nic go to nie obchodziło. Nie przejmował się cudzą opinią na własny temat, był znacznie ponad to. Jednak teraz przerażenie i panik, którą emanowała Abigail, była sporym utrapieniem. Zresztą nie po to się do niej zbliżył, jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało, by ją zabijać i by się go tak skrajnie bała. Choć nie był subtelną istotą i raczej nie starał się być dla nikogo miły, tak jego zachowanie sprzed kilku godzin nie było udawane i wymuszone.
    Zmarszczył nieco brwi i w sekundę znalazł się przy niej, tak jakby inaczej mogła mu zniknąć. Jego celem nie było przerażenie dziewczyny, to jednak niezbyt potrafił zachowywać się w taki sposób, by temu zapobiec.
    — Abigail — wymruczał spokojnie, kładąc dłoń na jej ramieniu. Pokręcił głową widząc jak jej ciało drży, jak nogi się pod nią uginają.
    Może właśnie powinien ją tutaj zostawić, skoro tego chciała? Być zdana na samą siebie.
    Chwycił ją niezbyt mocno i podniósł ją z ziemi jakby ważyła tyle co piórko. Gdy zaczęła się sprzeciwiać, przycisnął ją mocniej do klatki piersiowej i pomimo niezadowolenia blondynki, skierował się w stronę, z której przyszli.
    — Uspokój się. — Gdyby tylko mógł, sam wpłynąłby na jej myśli, tak by mogła się uspokoić. Przerażony człowiek nie myślał jasno i to był tego najlepszy przykład. Wolała zostać tutaj sama, niż się z nim wrócić, choć była kompletnie zagubiona.
    Skrzywił się po kilku krokach, a z kącika jego ust zaczęła spływać krew.
    — Cholera. — warknął sam do siebie. Szkła musiały już przedrzeć się przez mięśnie i zaczęły ranić narządy. Nie chciał przy niej okazywać cienia dyskomfortu, ale nawet wampirowi, coś takiego przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  180. Gdyby nie był kimś pozbawionym empatii i współczucia, być może jej szloch i to jak desperacko wtulała się w jego ciało, zrobiłoby na nim jakiekolwiek wrażenie. Teraz jednak nie czuł nic w stosunku do tej zapłakanej i słabej istoty. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo jego czyny mogły świadczyć o przynajmniej cieniu zainteresowania.
    Spojrzał na nią uważnie, nieco podejrzliwie jakby jej nie wierzył, że faktycznie nie będzie przed nim uciekać. Po chwili jednak zauważył, że nieco się opanowała i z grymasem na twarzy odstawił ją na ziemie.
    Nie tak łatwo było go zabić, nawet zranić. Był w stanie znieść znacznie więcej bólu i niewygody, gdyby sytuacja tego wymagała. I choć szkła, które znajdowały się w jego ciele były drobne i względnie nieszkodliwe, raniły na raz wiele wrażliwych części wampirzego organizmu. A nawet ktoś taki jak Gino odczuwał ból fizyczny. Przywdział jednak kamienną maskę, nie chciał jej zdradzać, że coś jest nie tak.
    — To nic, zajmę się tym w domu. — Odparł przykładając dłoń do piersi. Starł wierzchem dłoni własną krew z ust. — Cholerne czarownice. — Mruknął sam do siebie jakby to mogło w czymkolwiek pomóc. Podniósł spojrzenie ponownie na Abigail, która mu się bacznie przyglądała. Od razu spoważniał i wyprostował się choć każdy ruch przysparzał bólu.
    — Chodźmy dalej. Powinniśmy być już dawno w drodze. — Stwierdził. Zacisnął dłonie w pięści i ruszył dalej. Nie miał zamiaru przy niej okazywać jakiejkolwiek słabości. Nigdy przy nikim tego nie robił. Wystarczyło, że ktoś tylko raz zobaczył kogoś osłabionego i później ta łatka zostawała przywieszona na zawsze. A on nie mógł pozwolić sobie na bycie słabym. Nie tylko dlatego, że nie chciał. Nie mógł, wielu by dało by znaleźć lukę w jego nieskazitelnej skorupie. A Gino lubił swoje życie i swoją ciężko wypracowaną opinię.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  181. Jego także opuścił cały pozytywny nastrój, który zgromadził na tym wyjeździe. Abigail miała w sobie coś przez co nie potrafił zostawić jej w spokoju, wziąć tego co chciał i zniknąć, jak to zwykle miał w zwyczaju. Uparcie twierdził, że to przez fakt, iż coś skrywa, że nie jest zupełnie zwyczajna. Sądził, że jeśli pozna jej sekret to jego ciekawość zostanie zaspokojona. Zyska co chce i straci nią jakiekolwiek zainteresowanie.
    Całe to zamieszanie sprawiło, że poczuł się niezwykle znużony tymi wspólnymi dniami. Chyba potrzebował czasu sam ze sobą, by po prostu być takim jak zwykle.
    — Jak uważasz. — Odparł krótko, gdy usadowił się na miejscu kierowcy. Odpalił auto i bez słowa więcej odjechał w stronę Londynu.
    Droga minęła im w całkowitej ciszy. Nie sadził by było między nimi coś o czym musieli rozmawiać. Zatrzymał się pod domem Abigail.
    — Jeśli nie chcesz to niczego mi nie mów, ale porozmawiaj z matką lub kimś zaufanym o tych czarownicach. Jestem pewien, że to przez nie masz te wszystkie dolegliwości. Ktoś cię ściga, a te dwie czarownice to dopiero początek. — Wytłumaczył w ogóle na nią nie patrząc. Nie zaskoczyłaby go, gdyby mu nie uwierzyła.
    — Idź. — Dodał wciskając przycisk odblokowujący drzwi samochodowe. — Już. — Warknął, gdy wciąż zajmowała miejsce koło niego, ale nim zdążył dodać do tych słów groźbę, jego ciałem wstrząsnął dreszcz i zaczął kaszleć krwią. Wytarł dłonie w ciemne jeansy i zaklął pod nosem.

    Gino

    OdpowiedzUsuń