WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

[KP] And I darken




Światło, ciepło, śmiech. Nie wie, dlaczego właśnie to wspomnienie najczęściej powraca do niej w snach, niszcząc ją za każdym razem, kiedy po przebudzeniu okazuje się, że było tylko fikcją. Była wtedy zirytowana, że rodzice zmusili ją do wspólnego wyjazdu, siedziała na tylnej kanapie samochodu z założonymi na klatce piersiowej rękami i wydętymi w wyrazie oburzenia wargami, podczas gdy czternastoletnia, młodsza od niej o dwa lata Kailani trajkotała o swoich najnowszych przyjaciółkach, które poznała na obozie sportowym dla gimnastyczek, a Elias rzucał swoimi zabawkowymi samochodzikami w siostry, uznając to za świetną zabawę, kiedy Aria zaczynała warczeć z głębi piersi niczym wilkołak, próbując powstrzymać się przed walnięciem go jego ulubioną plastikową ciężarówką w głowę. Jej rodzice podkręcili radio na maksa, puszczając tandetne piosenki z czasów swojej młodości i śpiewali głośno, udając, że nie dostrzegali chaotycznej walki rozgrywającej się na tylnym siedzeniu w trakcie drogi. Rozłożyli leżaki i koce na piaszczystej plaży nad brzegiem morza, po czym urządzili sobie wyścig do lodowatej wody, która wydusiła z ich gardeł okrzyki zaskoczenia. Wszyscy konkurowali ze sobą w budowaniu zamków z piasku, dopóki nie okazało się, że Kailani oszukiwała, wzmacniając mury za pomocą magii; Elias wskoczył wtedy w sam środek budynku, gniewnie rozkopując grudki piasku, a później uciekał przed siostrami, które zaczęły go łaskotać, żeby się rozchmurzył. Nieoczekiwanie duża fala porwała z plaży ich obiad, więc wracali do domu głodni, przerzucając się oskarżeniami, kto powinien był pilnować jedzenia, a mimo to głupie uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Podobno była kiedyś dziewczynką, która nie umiała nienawidzić.


The last time she was up here, she had been... staring up at the sky and dreaming of stars.
Now, she looked down and plotted flames.


Mrok, chłód, cisza. Potrzebowała informacji, a te nigdy nie przychodziły za darmo. Wymykały jej się z palców niczym smużki dymu, jej nieugięta wola spotykała się ze stalowym milczeniem i odwróconym wzrokiem. Nikt nie chciał mieć nic wspólnego z na wpół oszalałą z żałoby dziedziczką, której moc stała się niestabilna pod wpływem nadmiaru magii uzyskanej w przeciągu jednej nocy. Może za bardzo bali się tego, że zostaną wymazani z powierzchni ziemi jak ród Harding, jeśli pisną słówko. Musiała więc te informacje zdobyć siłą, a energia płynąca z natury ma swoje słabości, irytujące limity, z góry narzucone restrykcje. Ciemność za to... jest nieskończona, żarłoczna, zawsze gotowa dać więcej. Magia bez ograniczeń, źródło, z którego mogła bezkarnie czerpać, a czym było oddanie kawałków roztrzaskanego przez rozpacz serca za tak upajającą potęgę? Władza. Słodka, odurzająca, cudowna władza, którą mogła roztoczyć nad umysłami innych, miażdżyć ich świadomość niczym przegniłe owoce, czyniąc z nich puste skorupy za to, że próbowali zataić przed nią prawdę. Każdy, kto milczał, był w jej oczach winny; każdy, kto próbował ją powstrzymać, był wrogiem. Podobno popadła w obłęd, tracąc resztki człowieczeństwa. Podobno spalająca ją potrzeba zemsty spopieliła w niej zdolność do odczuwania innych emocji. Podobno jej szlakiem podąża śmierć i destrukcja. Podobno była kiedyś dziewczynką, która umiała kochać.



Ariadne Harding


urodzona 13.11.1994, ale utrzymuje wygląd dwudziestodwulatki ––– czarownica parająca się czarną magią, wykazuje szczególne zdolności w zakresie perswazji ––– odeszła ze swojego sabatu 5 lat temu, kiedy nie otrzymała pomocy w znalezieniu morderców jej rodziny i odmówiła zaprzestania używania czarnej magii ––– jako jedyna przeżyła Masakrę z Camden sprzed sześciu lat, w trakcie której zamordowano cały ród Harding, czyniąc ją jedyną spadkobierczynią magii Hardingów ––– swoje życie podporządkowała zemście oraz odnalezieniu winnych ––– uciekinierka poszukiwana w całym kraju przez łowców i część czarownic uważających ją za zbyt duże zagrożenie oraz przez kilka watah wilkołaków i klanów wampirów, ponieważ posiada naturalny talent do tworzenia sobie wrogów i wkurwiania ludzi ––– z tego powodu obecnie posługuje się fałszywą tożsamością, przedstawia się jako JACQUELINE MAYCOTT, studentka historii gnębiona przez jednego z wykładowców


arthvmis@gmail.com
W tytule i w karcie cytat Kiersten White, wizerunek Audreyana Michelle. Mistrzu Gry, przybywaj.
Ona nie jest taka zła, na jaką wygląda... Jest po prostu zdesperowana, by pomścić rodzinę.

30 komentarzy:

  1. [Muszę przyznać, że mam mały mętlik w głowie po przeczytaniu karty. Z jednej strony naprawdę żal mi Ariadene (wybacz, jeśli imię jednak jest odmienne), która straciła praktycznie wszystko, co w życiu mogło być dla niej ważne, ale z drugiej nie dziwię się, że narobiła sobie wielu wrogów, bo bezwarunkowa zemsta nie jest nigdy dobrym rozwiązaniem.
    W każdym razie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków. W razie czego zapraszam też do siebie na jakieś mocniejsze historie.]

    Gulika A.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Masz talent do łamania mi serduszka, wiesz? Najpierw roztoczyłaś przede mną piękną, sielską wizję, by później rzucić mi ją pod stopy i bez skrupułów zdeptać. To bolało, wiesz? I nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak bardzo boli Ariadne. Nie dziwi mnie, że zdecydowała się uciec w mrok, szukając w nim pomocy w zemście, ale też swoistego ukojenia i choć nie jest to dla mnie zaskoczenie, bardzo, ale to bardzo szkoda mi Ariadne. Naprawdę, jest mi autentycznie przykro i smutno; dawno żadna karta tak mnie nie poruszyła. Może przez to, że rzuciłaś mnie na kolana?
    Pomimo tego wszechobecnego smutku witam Cię serdecznie na blogu i coś mi się wydaje, że razem z Altruistką będziecie się bawić doskonale :) Macie naprawdę świetny pomysł na powiązanie (o ile sobie dobrze wszystko poukładałam w mojej muminkowej główce) i nie obraźcie się proszę, jeśli będę wpadać Was podglądać :) Udanej zabawy!]

    TABITHA JONES

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Hej!
    Ależ ta karta jest fajna, taka różnorodna, aż z zapartym tchem czyta się dalej i chce się jeszcze więcej! Do tego przekazujesz takie emocje które we mnie trafiły i rzeczywiście poruszyły :)
    Życzę ci udanego wąrkowania i dużo weny :D ]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przybywamy do naszej najulubieńszej, pilnej studentki, która pewnie jest na tropie szukania notatek do następnego egzaminu <3 Już na etapie naszych rozmów, wiedziałam, że przeszłość Ariadne będzie cholernie trudna, ale to, jak ubrałaś jej tragedię w słowa, jest naprawdę piękne, aż mam ochotę ją przytulić i zawrócić z tej ścieżki, zanim zrobi sobie krzywdę :( Myślę, że z uprzykrzaniem nawzajem sobie życia dobrali się idealnie, dziękuję za wszystkie przemiłe słowa i wypatruj od nas rozpoczęcia, niebawem wpadniemy Was trochę powkurzać <3]

    wasz niewolnik

    OdpowiedzUsuń
  5. Sebastian znowu czuł jej obecność.
    Docierały do niego różne dźwięki, które najchętniej by zignorował, mając w tym niemałą wprawę, ale jego zmysły były maksymalnie wyostrzone i niewiele rzeczy się przed nim ukrywało. Słyszał delikatne skrzypienie uginającego się pod ciężarem stóp parkietu, skromny, jakby wstydliwy szelest przemoczonej kurtki, z której ciekły krople wody, zapewne pozostawiające za sobą plamy. Rytm bicia jej serca potrafi mu wiele powiedzieć o tym, gdzie była i prawdopodobnie, co robiła. Teraz biło ono znacznie szybciej, niż normalnie, więc musiała przebyć drogę pieszo, niewykluczone, że na ostatnim odcinku podróży biegła, by czym prędzej znaleźć się w środku. Nie miała kluczy, a zamek w drzwiach nigdy nie był przekręcony, umożliwiając każdemu wejście do środka; miał pewność, że w jej przypadku żaden zamek nie stanowiłby problemu. Sebastian wiedział o przybyciu gościa, nie sposób było oszukać wyczulonego słuchu mężczyzny bez silnej magii, ale świadomie pozwalał jej wejść w głąb domu, nieśpiesznie paląc papierosa na strychu pełniącym dla niego funkcję gabinetu. Na długim mahoniowym biurku leżały schludnie poukładane dokumenty i odręczne notatki potrzebne Sebastianowi podczas kolejnego wykładu; w bladym świetle mosiężnej, ciężkiej lampki z zielonym kloszem, szare smugi dymu i wirujące w powietrzu drobinki popiołu przypominały drobne płatki śniegu. Zanurzył końcówkę pióra w czarnym kałamarzu, skreślając z listy imię kolejnej czarownicy, która opuściła Londyn, nie mogąc mu pomóc.
    Minął miesiąc od kiedy jego poukładana codzienność wywróciła się do góry nogami. Chodził po świecie przez niemal pięćset lat, widział i doświadczał rzeczy, o których większość nieśmiertelnych istot nie miała pojęcia, tymczasem podeszła go czarownica igrająca z czarną magią. Poniekąd sam był sobie winien, lecz wybór miał niewielki — spłonąć w świetle dnia lub zaufać dopiero poznanej kobiecie, choć nic o niej nie wiedział. Ciężar tamtej podjętej pod wpływem impulsu decyzji ciążył mu nie tylko na sumieniu, na jednym z długich palców tkwił bogato zdobiony pierścień o połyskującym złowrogo krwawym rubinie, przypominając, jak łatwo dał się zniewolić. Próby zrzucenia z siebie jarzma kontroli kończyły się zazwyczaj wybuchami złości oraz bólem, niemniej Sebastian się nie poddawał. Jeśli czegoś nauczył się w przeciągu całej swojej egzystencji to cierpliwości. Szukał więc czarownicy, której umiejętności byłyby dostatecznie duże, aby podjąć próbę ściągnięcia pierścienia bez zabicia go. Prosił, groził, zastraszał — wszystkie wysiłki jak na razie spełzły na niczym, zostawiając wampira dokładnie w tym samym punkcie, w którym utknął. I nie był z tego faktu zadowolony, niemniej nie zamierzał ułatwiać Ariadne Harding zadania, niezależnie od tego, do czego planowała go w przyszłości wykorzystać. Świadomość, że nie może wyrwać z jej piersi wciąż bijącego serca i zgnieść go na makabryczną krwawą miazgę doprowadzała bruneta do szału. Była dobrze chroniona przez magię, ilekroć kombinował najprostszy sposób do zrobienia jej krzywdy, gdy jej uwaga koncentrowała się na czymś innym, jego ciało przychodził nieprzyjemny prąd i nie odpuszczał, dopóki nie zaniechał działań. Wszystko wskazywało na to, że jest na nią skazany, dopóki nie wymyśli czegoś na własną rękę lub gdy ona sama nie postanowi zwolnić klątwy, a nic nie wskazywało na to, by miała zmienić zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledził jej kroki, gdy sprawdzała kolejne pomieszczenia na parterze. Stąpała ostrożnie, zdając sobie sprawę, że aktualnie przebywa w najbardziej niebezpiecznym dla niej miejscu w Londynie; piętrowy dom, który kupił na początku dziewiętnastego wieku, z czasem uległ modernizacji, lecz były pokoje w dalszym ciągu nietknięte, jakby zatrzymał się w nich czas. Sebastian nie był przesadnym fanem nowoczesności, zresztą byłoby to dziwne, gdyby nie czuł silnego związku z przeszłością, biorąc pod uwagę długość jego egzystencji. Kiedy Ariadne doszła do pokoju, w którym nie powinna przebywać, nie mógł dłużej ignorować jej obecności — musiał zapoznać się z celem tej wizyty. Biblioteka stanowiła jego oczko w głowie, pielęgnował ją z troską, nie żałując pieniędzy, przede wszystkim kolekcjonując białe kruki; usytuowana w zachodnim skrzydle miała dwie kondygnacje, półki sięgały aż do sufitu i przy każdym rzędzie znajdowała się drabina na kółkach umożliwiająca dotarcie do najwyżej położonych tomów. Odsunął od siebie kartkę, zgasił lampkę i ruszył w dół po skrzypiących schodach. Mógłby pojawić się obok niej w ułamku sekundy, zanim zdążyłaby mrugnąć, niemniej wolał zachowywać pozory człowieczeństwa, choć jako istota nieśmiertelna już na pierwszy rzut oka nie przypominał człowieka, mimo, że nauczył się udawać. Płynność ruchów, kredowo biała, lodowata skóra i szare jak kwarc oczy, nie mogły zwieść kogoś bystrego.
      Krótko po tym, jak go zniewoliła, Sebastian poprzysiągł zemstę. Owszem, sprawowała nad nim kontrolę, mogła mu rozkazywać, naginać jego wolę pod swoje dyktando, ale on miał wprawę w wieczności i nie należał do najłatwiejszych przeciwników. Powiedział jej wówczas parę prostych zdań, żadnych tam prostackich pogróżek, które nijak by na nią nie wpłynęły, nie po tym, czego doświadczyła podczas masakry w Camden. Z doświadczenia wiedział, że ci, którzy wyszli cało z koszmaru, nie boją się prawdopodobnie niczego, bo w pewnym stopniu już są martwi. „Myślę, że nie będę dla ciebie dobrą tarczą, ale nigdy nie chciałem się nią stać. Uczyniłaś mnie swoją marionetką. Ty tutaj rządzisz. Twoim problemem będzie planowanie, podsłuchiwanie i zbieranie informacji, podczas gdy ja będę beztrosko pił wino, czekając na dyspozycje. Nie spodziewaj się, że kiedykolwiek stanę się czymś użytecznym. Będę cię ranił, dopóki nie będzie już nic do ranienia”
      — Harding — odezwał się, wychodząc z cienia, a w jego głosie tkwiła całe bogactwo groźby. Obserwował jej sylwetkę zwróconą do niego plecami; znowu przetrzepywała regały w nadziei, że pomiędzy starymi książkami znajdzie odpowiedzi na zbliżające się kolokwium, którego poziomem zamierzał sprowadzić ją do parteru. Poprawił starannie wyprasowaną marynarkę, strzepując z ramienia niewidzialny pyłek. — Czym sobie zasłużyłem na zaszczyt zobaczenia cię właśnie dzisiaj? — słowa Sebastiana ociekały ironią, pomimo niewymuszonej nonszalancji.

      ♥♥♥♥

      Usuń
  6. [Ona jest. C. U. D. O. W. N. A.!
    Tak sobie czytam jej kartę i patrzę na foto i absolutnie mnie porwała! Ten mrok, który ja pociąga, którym się bawi, sprawia że nie jest ano dobra, jak przed masakrą, ani zła, bo ma powody by sięgać po taką moc i to sprawia, że w moich oczach postać nie jest płaska! Zazdroszczę umiejętności, bo piszesz swietnie, a ja czuję niedosyt :)
    Udanej zabawy! Nie zmieć Londynu w odwecie :) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadał za czarownicami i z tego, co wiedział, jego uczucia były w zupełności odwzajemnione. Przez całe stulecia udawało mu się trzymać od nich z daleka, kierując się najprostszym z instynktów — potrzebą przetrwania. Ich umiejętności bywały imponujące, w końcu dzięki nim mógł przechadzać się w świetle dnia jak każdy przeciętny człowiek, nie wzbudzając niczyich podejrzeń dzięki pierścieniowi, który wywalczył po pięćdziesięciu latach chowania się w mroku, niczym szczur skazany na bytowanie w kanałach. A jednak pod wieloma względami bywały równie niebezpieczne, co wilkołaki, więc głupotą byłoby czynić ze swojego wroga właśnie czarownicę; Sebastian miał praktykę w obchodzeniu się z nimi, wiedział doskonale, że należy uważać na wypowiadane przez nich zaklęcia, bo te najczęściej zawierały w sobie jakiś haczyk, przez który można było wpaść w nie lada tarapaty. Ot, kapryśna natura. Zajście im za skórę owocowało brzemiennymi konsekwencjami — zamordowanie czarownicy lub czarownika, nawet tego najmłodszego, nie do końca jeszcze świadomego własnej mocy, stanowiło najcięższą zbrodnię przeciwko sabatowi. Wampiry tworzyły klany, przekazywały dar nieśmiertelności w jego najprostszej formie poprzez ugryzienie tak samo, jak wilkołaki, ale czarownicy i czarownice musieli się w tym celu rozmnażać, więc każda utrata przez nich życia była odczuwana znacznie dotkliwiej. Poza tym w niektórych pokoleniach magiczne umiejętności bywały u nich znikome; wystarczały do rzucania prostych zaklęć i bez wątpienia pomagały w codziennym życiu, ale stanowiły raptem nikły cień prawdziwej potęgi. Dlatego tak mocno strzegli dzieci. Coś o tym wiedział. Przeleżał ponad siedemdziesiąt pięć lat unieruchomiony w ziemi, dopóki krew francuskich żołnierzy pod Austerlitz nie wróciła mu dostatecznie dużo sił, aby mógł samodzielnie powstać z nieoznaczonego grobu z nowym darem. To, co miało być dla niego karą, okazało się możliwością zgłębienia tkwiącego w magii mroku, wyjścia poza ramy, w których jak mylnie sądził, został zamknięty w momencie przemiany. Sprawiały, że był wyjątkowy na tle swoich pobratymców, ale tego sekretu strzegł niczym oczka w głowie.
    Ariadne nie przyszła do niego z pustymi rękami. Przed ich pamiętnym spotkaniem poczyniła gruntowne, skrupulatnie przemyślane przygotowania, zasięgnęła informacji w pewnych dość szemranych miejscach rozsianych po Londynie, ale zdobyta przez nią wiedza była ledwie maleńkim okruszkiem czegoś znacznie większego, z kolei Sebastian nie zamierzał odsłaniać przed nią wszystkich kart. Wcale nie czuł się jak ktoś zaszczycony faktem, że został wybrany, czy też może raczej wykorzystany przez czarownicę. Dopóki sprowadzała go wyłącznie do roli swojego opiekuna stanowiącego dla niej tarczę przed wrogami, kontynuował podjętą grę, zamierzając być dla niej nieprzewidywalnym przeciwnikiem, oprócz tych, z którymi planowała walczyć. Takim, który raczej trzyma na wodzy emocje, przyjmując obelgi z należytą dozą dystansu, wszak niełatwo było wyprowadzić z równowagi Sebastiana. Nawet gdy mierzył się z żenującym pokazem braku manier zakrawającym na prostactwo, potrafił to przetrawić. Obojętność spowijała go niczym kokon, pozwalała przetrwać stulecia, podczas gdy wokół niego świat i ludzie nieustannie się zmieniali; roztkliwianie się nad tym, co nieuchronne nie prowadziło do niczego słusznego. Znał wampiry mające obsesję na tym punkcie, niemogące pogodzić się z utratą człowieczeństwa, desperacko usiłując zbliżyć się do ludzi, jakoś do nich upodobnić, nim prawdziwa natura brała górę nad sentymentalizmem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Prędzej słońce zaświeci w piekle, niż ucieszę się z twojego widoku, Harding — podsumował z naturalną dla siebie cierpkością w głosie. Wyzwiska były dla niego nie do przyjęcia, stanowiąc zaprzeczenie definicji dobrego wychowania, a Sebastian wbrew pozorom był dziwnie przywiązany do szczegółów i pewnych wartości. Jej wizyta nie była mu na rękę, swoją obecnością przypominała o sposobie, w jaki go podeszła i co tu dużo mówić, uderzyła w wampirzą dumę, czyniąc z niego pośmiewisko. Z tym że Aria wykonała raptem jeden poważniejszy krok w kierunku czegoś nieznanego, a po nim najwyraźniej nie bardzo wiedziała, co czynić dalej, o czym świadczyły jej niezapowiedziane wcześniej wizyty. Patrzył na nią z enigmatycznym wyrazem twarzy, na której zastygnął grymas znużenia. — Naprawdę jesteś tak pyszna, by sądzić, że tylko ty praktykujesz czarną magię? — zapytał, przyglądając się uważniej dziewczynie. Potęga pociągała za sobą przykre konsekwencje, im szybciej rosło się w siłę, tym więcej chciało się osiągnąć; Ariadne nie była pod tym względem wyjątkiem, dobrowolnie wkroczyła na ścieżkę, z której nie była w stanie zawrócić, acz miała jeszcze na tyle oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę, iż podjęła się misji samobójczej. Chociaż szczerze jej nienawidził, często w samotności rozkoszując się wizją skręcania jej karku lub wyrywania serca z piersi, upór nakazywał mu szukanie czegoś więcej, poza oczywistymi faktami oraz bogatą historią magicznych osiągnięć sabatu Hardingów. — Przesunęłaś niektóre granice dla swojego gatunku, wytaczając nowy szlak, ale ile minie czasu, zanim inne czarownice pójdą twoim śladem? — zasugerował, mrużąc przy tym oczy w kolorze kwarcu. Och, doskonale wiedział, że panowanie nad w znacznym stopniu nadszarpywało jej magiczne zasoby, czyniąc ją poniekąd wolniejszą w starciu z innymi; magia wymagała równowagi, natomiast gdy jej brakowało, przekształcała się w coś podobnego do pasożyta żywiącego się swoim właścicielem. Karmiła się Ariadne, uzależniała ją od siebie i najpewniej gdyby nie spłynęła na nią spuścizna skumulowanej mocy jej rodziny krótko po masakrze w Camden, leżałaby już w grobie.
      Najbardziej upokarzającym aspektem związanym brakiem z posiadania wolnej woli była utrata panowania nad swoim ciałem; rozum nakazywał mu zostać w miejscu, gdy Ariadne prowokacyjnie kazała się złapać, zeskakując z dużej wysokości, lecz jego przeklęte ciało już parło do przodu, a ramiona zaciskały się wokół drobnego ciała, przyciągając ją o wiele za blisko siebie. Zagryzł mocno zęby, żałując, że nie może puścić jej na podłogę, zamiast czekać aż nieśpiesznie stanie na niej o własnych siłach. Ten pokaz dominacji wcale nie poprawił mu humoru.
      — Od kiedy istnieje jakieś "my"? Sprawujesz nade mną władzę, wykonuję twoje polecenia i odpowiadam na wezwanie, ale nie przypominam sobie, abym deklarował, że ci pomogę lub zapraszał do swojego domu. Wykorzystałaś moją słabość przeciwko mnie. Byłbym hipokrytą, gdybym cię za to zganił, bo jest duże prawdopodobieństwo, że sam postąpiłbym tak samo, jednak... Klątwa, którą nałożyłaś, nie precyzowała dokładnie, co mam robić, poza ochroną twojego słabego, bezużytecznego tyłka — zdobył się na delikatne wzruszenie ramion, a na jego okrutnych wargach zagościło coś na kształt przebiegłego uśmiechu. Uwielbiał wytykać jej bezczynność.

      Usuń
    2. Co chciała osiągnąć poprzez mówienie mu tych wszystkich rzeczy? Przecież to oczywiste, że nie liczyła na jego współczucie, którego i tak dla niej nie miał, pogardzając nią. Wampiry nie były miłosierne, ani litościwe. Planowała go zastraszyć, roztaczając przed nim wizję dotkliwszego bólu, niż ten towarzyszący mu, ilekroć znajdowała się w niebezpieczeństwie? Dać do myślenia, do czego jeszcze jest w stanie się posunąć, odpowiednio zmotywowana i napędzana pragnieniem zemsty? Sebastian był na to przygotowany, miał praktykę w umieraniu, ponieważ niezliczoną ilość razy fingował własną śmierć, paląc za sobą mosty. Każdego dnia od ponad trzystu lat spożywał herbatę z werbeną, choć wywar z rośliny sprawiał, że jego wnętrzności płonęły żywym ogniem, przyprawiając go o potworne cierpienie, a jednocześnie dzięki temu stawał się coraz bardziej uodporniony na jej działanie, będąc w stanie wyczuć werbenę w daniu lub napoju po samym zapachu. Znał smak bólu i już dawno temu przestał się go obawiać, wręcz przeciwnie. Ból przypominał, że kiedyś również był człowiekiem.
      — Jeśli szukasz odpowiedzi, zacznij zadawać konkretne pytania, zamiast marnować cenny czas. Jak słusznie zauważyłaś, miesiąc jest dla mnie niczym, podczas gdy ciebie przybliża do śmierci — skwitował bezlitośnie, nie odrywając od niej oczu. Właściwie w ogóle tego nie robił, jakby spodziewał się, że wystarczy jeden błąd w kalkulacji, by ponownie zdobyła nad nim przewagę, ale tak naprawdę, nie musiał tego robić. Zupełnie inaczej reagował na bodźce zewnętrzne, mógł wpatrywać się w nią długimi godzinami bez mrugnięcia oczyma, zastygając w bezruchu, nadnaturalnym słuchem wyłącznie po samym biciu jej serca potrafiąc stwierdzić, jakie towarzyszą jej emocje. W końcu odwrócił się do niej plecami, zajmując miejsce na fotelu obitym zielonym zamszem, wyciągając przed siebie długie nogi i krzyżując dłonie na torsie. — Jesteś dzieckiem, Harding. Rozgoryczonym, targanym pragnieniem zemsty głupiutkim dzieckiem, które odkryło w sobie coś wyjątkowego, ale nie do końca wie, co z tym fantem zrobić. Chcesz palić książki dlatego, że są stare i należą do mojej kolekcji? W takim razie nie dziwi mnie fakt, że od śmierci twoich bliskich minęło sześć długich lat, a ty nadal kręcisz się w miejscu, uważając za sukces zdobycie nade mną kontroli — nie byłby sobą, gdyby oszczędził jej słowa krytyki. Mogła mówić o nim, co tylko pragnęła; nazywać go wiekową pijawką ze skłonnościami do popadania w melancholię, wyśmiewać jego przywiązanie do przeszłości przejawiające się zgromadzonymi w domu antycznymi przedmiotami, aczkolwiek Sebastian zbywał to wszystko taką samą obojętnością, jak inne rzeczy. Dawno temu przestał szukać zrozumienia i chociaż interakcje z innymi wampirami przynosiły mu swego rodzaju ukojenie, będąc niejako dowodem, że nie jest zupełnie osamotniony w bezkresnej przestrzeni wieczności, że są też inni jemu podobni.
      Rozpalony w kominku ogień otulał pomieszczenie przyjemnym miękkim światłem. Dźwięk trzaskającego drewna roznosił mącił chwilową ciszę, jaka między nimi zapadła, przerywana oddechem Ariadne. Zapewne zdążyła zauważyć, że nie słynął z poczucia humoru, ale też niełatwo było wyprowadzić go z równowagi.

      Usuń
    3. — Wieczne życie uczy cierpliwości i pokory, o której nigdy nie będziesz miała choćby cienia pojęcia. Dla ciebie to jedynie książki; bezużyteczne zwoje starego, pożółkłego papieru stojącego na półce. Dla mnie natomiast stanowią pamięć, wspomnienia zebranych doświadczeń; jeśli je zniszczysz, będę zawiedziony, ale nie zacznę tupać nóżką, bo przyzwyczaiłem się do uczucia straty — stwierdził w zadumie, pocierając idealnie ostrą linię żuchwy. Jedyne, do czego przywyknąć nie mógł to nieustający głód i pragnienie krwi towarzyszące mu nawet po nasyceniu się ofiarą. Jego myśli obsesyjnie krążyły wokół tego tematu, lecz lata pracy nad samokontrolą pomagały jakoś przezwyciężyć pragnienie. — Za twoją głowę wystawiono ciekawą nagrodę. Na twoim miejscu spodziewałbym się, że tym razem zainteresuje się tobą więcej łowców, a biorąc pod uwagę twój temperament i usposobienie, zaszłaś za skórę nie tylko im.

      Wasza ulubiona pijaweczka z egzystencjonalnymi rozterkami wieku starczego ♥

      Usuń
  8. Mogła próbować mu przeszkodzić, stawiać przed nim kolejne o dokładniej sformułowane rozkazy, ale powinna wziąć pod uwagę fakt, że Sebastian miał dekady czasu na udoskonalenie umiejętności kłamania, z czego dość często robił użytek na własną korzyść. Jego niepozorna postura ułatwiała wiele rzeczy, nikt w niepozornym wykładowcy uniwersyteckim nie dopatrywał się zagrożenia. Był prawdziwym mistrzem słowa, potrafił ubrać zdania w taki sposób, by ostatecznie osiągnąć to, na czym mu zależało, dlatego wyciąganie informacji z osób, które coś wiedziały, nie sprawiało mu większego problemu. Z Ariadne był zmuszony postępować ostrożnie; nie znał dokładnej treści klątwy, nie miał zatem pojęcia, pod jakimi warunkami mógłby odzyskać wolność, tymczasem sama czarownica niczego mu nie ułatwiała. Rzecz jasna, zadanie jej tego pytania i oczekiwanie szczerej odpowiedzi mijało się z jakimkolwiek celem, prawdopodobnie połknęłaby własny język, gdyby miała powiedzieć prawdę, dlatego próbował na niej różnych sztuczek, sięgając po najcięższe techniki manipulacji. Póki co nie przynosiły one żadnego rezultatu, lecz Sebastian nie poddawał się łatwo.
    — To całkiem prawdopodobny scenariusz, ale nie zapominaj o tym, że wy w znacznej mierze pod względem fizycznym nadal jesteście ludźmi. Nie macie nadnaturalnej prędkości, ani imponującej siły chroniącej was przed atakami. Wasze przetrwanie jest uzależnione od posiadania potomstwa, a i tak nie ma żadnej gwarancji, iż następne pokolenie będzie władało magią — w jego słowach nie było cienia złośliwości, stwierdzał po prostu coś oczywistego. Jeśli Ariadne w przyszłości nie zostanie matką, nie będzie miała komu przekazać spuściznę po swojej śmierci, która z pewnością w końcu ją dosięgnie. Chyba oboje zdawali sobie sprawę, że to właśnie on zamierzał być tym, który wydusi z jej płuc ostatnie tchnienie. — Może za twoim przykładem pójdą inne równie szalone czarownice, ale chyba zdajesz sobie sprawę, to się skończy — spojrzał na nią szarymi oczyma. Była bardzo dobrą aktorką, nie dawała po sobie poznać tego, co działo się w środku niej, lecz on znał jej organizm na wylot i widział, jak bardzo wyczerpujące jest dla niej sprawowanie nad nim władzy. Serce Ariadne nie biło już tak mocno, jak podczas ich pierwszego spotkania, coraz częściej dostrzegał oznaki zmęczenia na wiecznie młodej twarzy i przyzwyczaił się już do szarych cieni pod oczami. Co więcej, czerpał z tego swego rodzaju przyjemność.
    Między rasowe stosunki nierzadko okazywały się problemem, zwłaszcza w mieście, w którym dom znalazło dla siebie wiele istot z różnych stron świata. Sebastian pozostawał neutralnym outsiderem z prostego powodu — nigdy nie czuł potrzeby stworzenia czegoś większego i jakimś cudem udawało mu się trzymać z daleka zarówno od fanatyków głoszących niebezpieczne bzdury, jak również zagubionych dusz szukających własnej drogi. Niektóre wampiry znacznie przewyższające go wiekiem miały niepohamowaną ambicję przewodzenia grupie, zrzeszały krwiopijców o skrajnych poglądach, a co mogli robić przez niezliczone dekady swojej egzystencji? Walczyli o władzę nad innymi rasami, pod tym względem nie różniąc się wcale od ludzi, wiecznie nienasyconych głupców pragnących zawłaszczyć wszystko, co wykraczało poza ich możliwości. Archer uważał, że to właśnie pozostałość po człowieczeństwie popychała poszczególne osobniki do podburzania wampirów przeciwko sabatom i watahom — z doświadczenia wiedział, iż najłatwiej jest bawić się czyimś strachem, formować go aż przybierze pożądany wygląd i dopiero potem wykorzystać jako naprawdę silną broń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Na litość Boską, Harding... — parsknął z irytacją w głosie, szczerze oburzony jej nieskromnym komentarzem. Nie pojmował, skąd brała te wszystkie teksty, którymi tak lekko rzucała; nie miała w sobie za grosz przyzwoitości, o wstydzie nie wspominając, a on za wszelką cenę nie chciał pokazać jej, że go rozbawiła. Musiał pamiętać o tym, że jego interesy były sprzeczne z jej interesami i nie powinien żywić do niej choćby cienia sympatii po tym, jak podstępnie go wykorzystała, traktując jako swój podnóżek, ale gdzieś tam w głębi duszy, w tych zakurzonych zakamarkach, gdzie trzymał resztkę dawnego siebie, humor Ariadne do niego trafiał i szczerze siebie za to nienawidził. — Miło wiedzieć, że przynajmniej jedno z nas dobrze się w tej chwili bawi — rzucił kąśliwie, ponieważ nie byłby sobą, gdyby nie spróbował sprowadzić jej na ziemię. Sebastian nie miał problemów z dominowaniem nad innymi, co było najlepiej widoczne podczas jego wykładów, gdzie absolutnie nie tolerował braku szacunku. Doskonale wiedział o tym, że za plecami studenci wyzywają go od najgorszych, postrzegając wykładany przez niego przedmiot jako przeszkodę torującą im drogę do wymarzonych studiów prawniczych. Większość z nich chciała po prostu zaliczyć i pójść dalej, lecz jakim byłby nauczycielem, gdyby pochwalał chodzenie na skróty i obrażające inteligencję lenistwo? Aria przekonała się o tym na własnej skórze, ilekroć próbowała buszować po domu w poszukiwaniu odpowiedzi na zbliżające się kolokwium lub próbowała zdobyć wiedzę, czym będzie ich męczył na najbliższych zajęciach.
      Aktualnie Ariadne Harding miała zaszczyt sprawowania niechlubnej roli bycia jego zagorzałym wrogiem i raczej nieprędko miało się to zmienić. Oboje wiedzieli, że jak tylko odzyska wolność, pierwszym co zrobi, będzie zapolowanie na nią.
      — Będziesz szukała odpowiedzi przez następne sześć lat, jeśli nie zaczniesz myśleć, Harding. Uważasz nałożenie na mnie klątwy za swój sukces? W takim razie jesteś o wiele bardziej naiwna, niż na to wyglądasz — stwierdził złośliwie z krzywym uśmieszkiem na wargach. Uwielbiał ją prowokować, systematycznie uderzając w jej najczulsze punkty, aż traciła nad sobą panowanie, obrzucając go inwektywami, które finalnie zbywał śmiechem, usatysfakcjonowany wyprowadzeniem dziewczyny z równowagi. — Myślałaś, że przyjedziesz do Londynu, wysiądziesz z pociągu i zobaczysz przed sobą morze uniesionych do góry rąk, bo każdy będzie chciał ci pomóc? W imię czego? Pogardy i nienawiści, z którą traktujecie inne rasy, uważając się za lepszy gatunek? A może spodziewałaś się, że znajdziesz winnego jeszcze tego samego dnia? — pobłażliwość, z jaką ją traktował, mógłby przyrównać wyłącznie do sposobu, w jaki rodzic traktował niesforne dziecko sprzeciwiające się jego woli. Ariadne, choć dysponowała potężną mocą i jak zdążył się przekonać na własnej skórze, nie posiadała skrupułów w poszukiwaniu winnych masakry jej rodziny, ciągle pozostawała w wielu aspektach młodą, zagubioną kobietą, którą zaślepiała nienawiść oraz żądza zemsty. Szukała własnej drogi, uderzała w drzwi, które były zamknięte i próbowała je wyważyć samą siłą woli, ale napotykała tak twardy opór, że miewała chwile zwątpienia. Nie musiała mówić o tym na głos, Sebastian dostrzegał to wymalowane na jej obliczu. — Imponujący, a zarazem najbardziej logiczny sposób na dokonanie morderstwa: zebranie wszystkich w jednym miejscu, a potem eliminowanie krok po kroku. Po co się tam zebraliście? Jak zginęli? Potrafisz odróżnić ślady kłów od pazurów albo magii? — dotąd obojętny i raczej mało aktywny w rozmowie, brunet zasypywał ją pytaniami.

      Usuń
    2. To był znów ten moment, gdy Archer uświadomił sobie, jak mocno się od siebie różnią. Ariadne żyła tu i teraz w tym konkretnym miejscu — za sprawą brutalności świata nabyła cel, do którego dążyła po trupach, nie licząc się z konsekwencjami i nie myśląc o przyszłości. On żył w tysiącach chwil na raz i dostrzegał wiele więcej od niej, co rzeczywiście sprawiało, że czasami nie miał ochoty wyściubiać nosa poza próg własnego domu. W jego oczach społeczeństwo zdawało się z dnia na dzień coraz bardziej idiocieć, ograniczając swoje wzajemne interakcje i życie do aplikacji posiadanych w telefonie. Sebastian nie miał nic przeciwko nowoczesnej technologii, szczególnie interesowało go wszystko, co dotyczyło rozwoju medycyny, ale był zdania, że ludzkość kompletnie się zatraciła. Wieczność dała mu szansę zgłębienia wielu kwestii, dzięki niej nauczył się nie działać pod wpływem impulsów, nie pozwalał nienawiści wziąć góry nad rozsądkiem i dzięki temu był w stanie dociec do każdej informacji, rozwiązać nawet najbardziej skomplikowaną zagadkę, torując sobie drogę z typową dla niego bezwzględnością.
      — Jak na kogoś, kto zapalczywie utrzymuje, że wcale nie jest mną zainteresowany, najwyraźniej dość często o mnie myślisz. Jestem doprawdy zaintrygowany twoimi wynurzeniami — tylko głupiec nie dostrzegłby w słowach wampira ironii. Wybrzmiewała ona w tak oczywisty sposób, że spowodowała na twarzy Arii wymowny grymas, do którego zdążył już przywyknąć, czerpiąc z niego satysfakcję. Poprawił się wygodniej w fotelu, zakładając nogę na nogę w iście nonszalanckiej pozie. Wyciągnął komórkę, przez chwilę w ciszy przekopując stosy wiadomości, aż dotarł do tej, która najmocniej przykuła jego uwagę. Wyświetlił ją, pokazując dziewczynie. — Czy to przypadkiem nie należało do twojej matki? — spytał. Na zdjęciu znajdowała się charakterystyczna dla jej sabatu broszka noszona przez przewodzące w nim kobiety; nie był to artefakt, który ktoś mógł ukraść, nie wiedząc, do czego on służy. Sebastian miał swoje podejrzenia, ale jedyną osobą mogącą to potwierdzić była Ariadne. — Ujmę sprawę banalnie prosto: chcę jak najszybciej pozbyć się ciebie z mojej egzystencji, którą sprowadziłaś do żałosnego stwierdzenia, iż jestem zgnuśniałym osobnikiem, więc skup się na tym, co możesz mi powiedzieć o masakrze w Camden, zamiast wysyłać mnie na jakieś idiotyczne polowania. W każdych najdrobniejszych szczegółach — podkreślił, nie spuszczając z niej wzroku.

      uparciuch

      Usuń
  9. Sebastian miał swoje podejrzenia co do zmieniającego się stopniowo coraz bardziej stanu zdrowia Ariadne, ale jak dotąd nie zapytał o to wprost, zakładając (pewnie słusznie), że kazałaby mu iść do diabła. Polegał na obserwacji, która mówiła więcej niż chełpliwe słowa czarownicy w tak niewybredny sposób komentującej swoją fizyczną atrakcyjność; studiował ją podczas każdego spotkania z taką uwagą, jakby zaznajamiał się ze starym manuskryptem, doszukując się w nim ukrytego znaczenia przeoczonego za pierwszym razem. Po samym rytmie bicia jej serca w piersi mógł odgadnąć, czy danej nocy spała spokojnie wolna od koszmarów, czy może miotała się w pościeli, próbując za wszelką cenę wybudzić. Krew, która działała na niego od wieków uzależniająco, krążyła w żyłach dziewczyny znacznie wolniej, jej ciało stawało się wiotkie, a skóra napięta, jakby lada moment miała odpaść, ukazując przerażające wnętrze. Magia domagała się równowagi, Ariadne nie mogła tak po prostu korzystać z jej zapasów bez żadnych konsekwencji, zwłaszcza że on jej niczego nie ułatwiał, stale kombinując jak obejść wydane przez nią rozkazy, by w konsekwencji nic tym działaniem nie osiągnęła. Gdy pierwsza fala wściekłości wreszcie ustąpiła, Sebastian zaczął dokładnie analizować swoje położenie; najprościej byłoby udawać, że z nią współpracuje, być może wypadłby całkiem przekonująco w roli znudzonego wampira pragnącego uwolnić się od klątwy stanowiącej dla niego ujmę na honorze. Nikt nie miał prawa bawić się jego wolną wolą, ale Aria właśnie to robiła w imię wyższego celu; w dowolnym momencie mogła zrobić z niego skończonego durnia, upokarzać uwłaczającymi rozkazami i czynić z niego pośmiewisko, choć starał się w tej kwestii pozostawać dyskretny, bowiem nie uśmiechało mu się przyznawać do tego, że pierwsza lepsza czarownica podeszła go swoim sprytem. Co gdyby to on zaczął bawić się nią? Poszukiwania na własną rękę zajęły jej przeszło sześć lat, które bez wahania nazwał zmarnowanymi, bo nie uzyskała żadnych odpowiedzi mogących choćby na milimetr zbliżyć ją do poznania prawdy o śmierci rodziny. W jego głowie powstał plan opierający się na wodzeniu Harding za nos do czasu, aż osłabnie na tyle, by wyeliminowanie jej nie stanowiło już żadnego trudu. I tutaj pojawiało się kilka problemów, które sprawiały, że wciąż ostatecznie nie był przekonany co do skuteczności tego planu.
    Jeszcze nie potrzebujesz tych umiejętności, masz rację — odparł swobodnie, choć dwuznaczność ukryta w tym zdaniu była niemożliwa do przeoczenia. Oczywiście odnosił się do wyczekiwanej przez niego chwili, w której zostanie uwolniony spod uwłaczającego wpływu jej magii, mogąc odpłacić Ariadne pięknym za nadobne za wszystkie drwiny i pułapkę, jaką na niego zastawiła. Tylko z tego powodu za wszelką cenę zamierzał utrzymać ją przy życiu podczas tej irracjonalnej misji mającej na celu znaleźć morderców jej sabatu, aby później móc własnoręcznie rozkoszować się jej ostatnim tchnieniem. Nikt nie miał prawa odebrać mu tej przyjemności, nawet jego wewnętrzny opór przed zabijaniem. Akurat w tym przypadku miał wiele powodów, żeby oddać się morderczemu szałowi.
    Dla Sebastiana zmiana równowagi w relacjach międzyrasowych była czymś oczywistym i może gdyby nie to, że kwestia ta dotykała go bezpośrednio, wszak to właśnie on stał się niewolnikiem, chłopcem na posyłki na wpół szalonej czarownicy, wzruszyłby obojętnie ramionami. Trwał na świecie od ponad czterech wieków, widział zatem zmiany, które zachodziły w wielu krajach, ale przede wszystkim w ludziach oraz ich mentalności. Gdy naiwnie trwali w przekonaniu, że nic gorszego nie może nadejść, nadchodziło coś, co kompletnie zmieniało bieg historii, skala okrucieństwa wzrastała, a wraz z nią utracone poczucie bezpieczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykluczał zatem scenariusza, według którego wampiry pewnego dnia staną się niewolnikami na usługach czarownic, choć równie dobrze mógłby założyć, że jego rasa zostanie kiedyś wymordowana przez wilkołaki, jednak ona lepiej, niż inni musiała zdawać sobie sprawę z tego, iż zdziesiątkowanie populacji nie jest łatwym zadaniem. Chcąc nie chcąc, nadal miał w tym względzie nad nią przewagę wynikającą z chłodnej logiki popartej doświadczeniem.
      — Och, czyżby już udało ci się zgadnąć, skąd pochodzę i ile mam lat, czy nadal myszkujesz po domu ze skutkiem równie mizernym, co twoje osiągnięcia w nauce? — odparował z tajemniczym uśmiechem błądzącym po ustach. Rzadko się uśmiechał, tym bardziej szczerze, była więc to wiekopomna chwila. Aria mogła udawać, że przegląda zgromadzone przez niego antyki, książki oraz inne rzeczy z czystej ciekawości lub nudy, ale doskonale wiedział, że ta kwestia nurtowała ją od samego początku ich znajomości. Wiedziała jedynie, że jest stary, co często lubiła mu wypominać, podkreślając przy okazji, jak beznadziejnie odnajdywał się we współczesnych realiach, gdzie wystarczyło zainstalować odpowiednią aplikację w telefonie, by cieszyć się wszystkim, począwszy od przygodnego seksu, po zakupy spożywcze dostarczane prosto pod drzwi. Gadżety sprawiały, że dla zwykłego śmiertelnika życie stawało się łatwiejsze, lecz Sebastian nie odnajdywał w tym przyjemności, był raczej znudzony, choć czasami po nie sięgał. To, co dla ludzi było randką z przypadkową osobą poznaną w sieci, dla niego było pójściem na łatwiznę, gdy nie miał ochoty tracić energii na szukanie nowej ofiary. — Kiedy mówisz o swoich pośladkach, podkreślając ich kuszące kształty, zastanawiam się, czy wgryzienie się w nie byłoby równie przyjemne, co picie krwi z twojej szyi — przez jego beztroskie stwierdzenie przebijała oczywista groźba. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia, która padnie tej nocy.
      Wysłuchał ze stoickim spokojem kolejnych słów Ariadne, uśmiechając się ironicznie pod nosem. Teoretycznie nie powinien okazywać żadnego zadowolenia, wszak raptem chwilę temu sprowadzała go do poziomu osobnika, który nie może pochwalić się żadnymi ciekawymi umiejętnościami, ani intrygującą osobowością. Sebastian nawet w swoim ludzkim życiu nie należał do osób szczególnie przebojowych; był słabowitym niemowlęciem z nikłymi szansami na przeżycie srogiej zimy, w której czasie matka wydała go na świat, a później wyrósł na zamkniętego w sobie mężczyznę. Zawsze stał z boku, nie udzielał się bardziej, niż to konieczne, szybko nabierając przekonania, iż większość ludzi ma niewiele wartościowych słów do powiedzenia. Już wtedy pragnął czegoś więcej, czegoś, co dała mu dopiero nieśmiertelność, lecz wszystko miało swoją cenę; Sebastian już ją zapłacił, obserwując jak ci, których bezgranicznie kochał, odchodzili w niebyt, pozostając bladym wspomnieniem majaczącym gdzieś w głębi umysłu. Przez pewien czas szukał ukojenia w przebywaniu z innymi wampirami, jednak w końcu przekonał się o tym, że gdziekolwiek się uda, ciemność wszędzie wygląda tak samo.
      — Myślę, że nie masz innego miejsca, do którego mogłabyś pójść, więc wracasz tutaj za każdym razem. Zarzucasz mi kurczowe trzymanie się przeszłości, lecz sama jej podświadomie szukasz wśród przedmiotów starszych od siebie. Chciałabyś wrócić do czasów, gdy twoje życie nie było kołowrotkiem napędzanym przez gniew i upór, aby winni ponieśli karę — w istocie uważał wendetę Ariadne za olbrzymie obciążenie, bo presja, którą wywierała na samej sobie, powodowała, że posuwała się do drastycznych rozwiązań. Z jednej strony doskonale rozumiał poczucie bezsilności towarzyszące zdecydowanie zbyt młodej na tamtą chwilę kobiecie stojącej przed obliczem rodzinnej tragedii, ale z drugiej patrzenie, jak samodzielnie zmierza w kierunku całkowitej destrukcji, było... trudne. Według niego miała potencjał, który mogłaby wykorzystać w innym celu, niekoniecznie niszcząc przy tym samą siebie, o innych osobach nie wspomniawszy.

      Usuń
    2. — To żaden powód do wstydu. Twoje położenie zaiste nie jest godne pozazdroszczenia — skwitował pozornie obojętnie, wzruszając ramionami, co musiało doprowadzać Arię do prawdziwego szału, bo robił to bardzo często.
      Spuścił wzrok na bogato zdobiony kamieniami pierścień założony mu przez Ariadne podstępem. Doskonale pamiętał tamten dzień tuż po ataku watahy młodych wilkołaków, która zaskoczyła go pod miastem; rany przez nich zadane zawsze goiły się wolniej, nawet u kogoś tak wiekowego jak on, a ponieważ nie posilił się wcześniej krwią i nie chciał rzucać się w oczy, będąc w takim stanie, postanowił spędzić noc w swojej trumnie. Dopiero rankiem spostrzegł, że wśród porzuconych na podłodze porwanych, zakrwawionych ubrań nie było sygnetu gwarantującego mu przechadzanie się wśród ludzi w pełnym słońcu. Jego umysł obracał się wyłącznie wokół potrzeby ugaszenia pragnienia; szaleńczy głód odbierał mu zdolność myślenia o czymkolwiek innym, jak zatopieniu kłów w skórze ofiary i wtedy pojawiła się ona. Czystym przypadkiem spotkał ją w jednym z zatłoczonych londyńskich barów, początkowo obierając sobie Harding za ofiarę. Wyglądała i zachowywała się jak studentka szukająca przygód w miejscach zdecydowanie do tego nieprzeznaczonych. Potrafiła sprawiać wrażenie bezbronnej. Gdyby wiedział, że w tej grze to on jest ofiarą, ulotniłby się w mgnieniu oka byle dalej od tej dziwnej, niebezpiecznej kobiety kryjącej się za niewinną maską.
      — A czy nie jestem lepszy od innych? Dlatego przecież mnie wybrałaś, Harding — rozłożył ręce w takim geście, jakby właśnie powiedział coś absolutnie oczywistego lub wynalazł nowy język. Jak przypuszczał, przy wyborze swojego sługi i obrońcy kierowała się szeregiem umiejętności, które takowy musiał posiadać, a skoro siedział obok niej, to oznaczało, że w pełni odpowiadał jej planom, będąc dostatecznie silnym, by przetrwać to, co dla niego zaplanowała.
      Kiedy nieśpiesznie zapoznawała się ze zdjęciem biżuterii wyświetlonym na ekranie telefonu, Sebastian nie odrywał spojrzenia od jej twarzy, jakby w ten sposób usiłował dopatrzeć się w niej jakichkolwiek ludzkich emocji. I faktycznie szybko je zauważył — pewien smutek, połączenie tęsknoty z poruszeniem, co pozwoliło mu wysunąć wniosek, iż przypadkowa informacja, która do niego trafiła była już jakimś punktem zaczepienia. Zamiast szukać na oślep winnych, tracąc cenny czas, mogli rozpocząć poszukiwania właśnie od tego tropu. Być może broszka znaleziona w jednym z londyńskich lombardów zaprowadzi ich dość do osoby, która ją przehandlowała w zamian za gotówkę, a stamtąd ogniowo po ogniwie w końcu dotrą do celu.
      — W Londynie istnieją jedynie dwa punkty skupujące i sprzedające magiczne artefakty. Ich właściciele cenią sobie dyskrecję i z tego powodu ciężko tam dotrzeć osobie bez polecenia, a także hasła — nie wtajemniczał jej w sposób, w który zdobył zaproszenie, uprzednio pozbawiając głowy innego wampira. Dla właściciela przybytku Lucasa Collinsa przestrzeganie zasad było cholernie ważne, dzięki kontrolowaniu klientów zarówno tych pragnących kupić artefakt, jak i chcących opchnąć go za dobrą cenę, miał jako taką przewagę w przypadku zagrożenia. Handel magicznymi przedmiotami ocierający się pod pewnymi kwestiami o niewolnictwo, jeśli wziąć pod uwagę bardzo rzadkie przypadki dostania w swoje łapy dżinów, niósł olbrzymie ryzyko. Ktoś taki jak Collins z pewnością nie będzie chciał rozmawiać na temat swoich dostawców po dobroci, stanowili oni dla niego zbyt ważne źródło utrzymania, aby udzielać o nich informacji. W tym środowisku anonimowość była cenna.

      Usuń
    3. Ariadne w mgnieniu oka zakwestionowała nikłą więź porozumienia zawiązaną pomiędzy nimi kilka chwil wcześniej. Archer w dobrodusznym geście zdobył się na odsunięcie na bok niechęci, którą wobec niej czuł, dochodząc do wniosku, że skupiając uwagę na rozmowie o masakrze, zapozna się ze szczegółami pozwalającymi pchnąć sprawę do przodu. Choć nie była to ich pierwsza pogawędka, jaką ucięli sobie przy trzaskającym w kominku drewnie, Sebastian po raz pierwszy wykazał jakieś zainteresowanie zarówno nią, jak i również powodem, dla którego posunęła się do tego wszystkiego. Konkretny, przemyślany rozkaz, który od niej otrzymał, doprowadził go do czystej wściekłości szukającej ujścia niczym woda wnikająca w każdą szparę. Jak zwykle w obronnym, instynktownym geście usiłował go odrzucić, pokładając nadzieję w sile wolnej woli, ale przypominało to nieudolne próby pochwycenia czegoś niezmiernie ulotnego, co ucieka spomiędzy palców, pomimo prób zachowania ostrożności. Walczył, chociaż podświadomie zdawał sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans przełamać klątwy, aż w końcu przestał się opierać, zastygając nieruchomo w fotelu. Jedynie kurczowo wczepione w podłokietniki palce zdradzały uczucia kotłujące się we wnętrzu Sebastiana. Jak widać, wcale nie był nieruchomą skałą.
      — Jak sobie życzysz, mała pszczółko — wysyczał gniewnie, drwiąc z niej w oczywisty sposób. Ilekroć wytykał jej bezproduktywne siedzenie na tyłku, przypominając czas, jaki upłynął od momentu śmierci jej sabatu, właśnie w taki sposób ją nazywał, przypominając równocześnie, że nie zbliżyła się nawet o krok do poznania prawdy. Pracowita pszczółka, której inwencja skończyła się na spętaniu klątwą istoty silniejszej od niej, aby ta odwalała za nią brudną robotę. Najchętniej skręciłby jej kark, a zwłoki wyrzucił do Tamizy.
      Pozwolił dziewczynie swobodnie mówić, ale wzrok miał wbity w długie jęzory ognia, kiedy snuła przed nim opowieść składającą się z nierównych elementów, pomiędzy którymi istniały luki niemożliwe do wypełnienia; minęło zbyt dużo czasu, by wspomnienia, nawet te wymazane z premedytacją, mogły wrócić na swoje miejsce. Ariadne zapewne czuła się przez to niekompletna, lecz tylko ona jedna wiedziała, jak wiele dni spędziła na usilnych próbach przypomnienia sobie o tym, gdzie była, zanim doszło do masakry i dlaczego nie mogła przełamać bariery ochronnej, skoro wchodziła w skład sabatu. Może miałby dla niej cień litości, wszak zamordowani stanowili jej najbliższą rodzinę i nikt nie zasługiwał na tak okrutną, brutalną śmierć, ale postanowiła podstępem pozbawić go wolności będącej elementarnym fundamentem człowieczeństwa.

      Usuń
    4. Pewnie uważała, że jako wampir żywiący się krwią ludzi, istny pasożyt bytujący na świecie tak długo tylko z tego powodu, iż żerował na sile zapewnianej mu przez osocze, kompletnie zatracił ludzkie cechy, będąc pustą skorupą ograniczoną do potrzeby zaspokajania pragnienia. Ariadne Harding odebrała mu coś więcej niż wolność oraz zdolność decydowania o samym sobie, pozbawiła go resztki człowieczeństwa i sprawiła, że nienawidził jej bardziej, niż czegokolwiek innego, a w nienawiści nie było mowy o współczuciu, czy solidarności.
      — Poltergeist. Najprawdopodobniej silne medium lub jasnowidz mogący przejąć nad nim kontrolę rozkazał mu przypuścić atak. Niektórzy jasnowidze dzielą się na kategorie, spoiwa potrafią zmusić ducha do służby, jeśli poznają jego prawdziwe imię i wyryją je na swojej skórze — przemawiał spokojnym, lodowatym głosem, jakby rozmawiali o temacie zbliżającego się kolokwium, a nie masakrze, która w ciągu jednego wieczoru doprowadziła do wyginięcia potężnego sabatu. — Spuszczony ze smyczy poltergeist przybiera najbardziej agresywną duchową formę, zgaduję, że wyrżnięcie kilkudziesięcioosobowej grupy nie zajęło mu więcej niż dziesięć minut — nie miał pewności, czy to rzeczywiście duch odpowiada za dokonanie masakry, ale wszystko na to wskazywało. Zabicie tak wielu osób w krótkim odstępie czasu bez śladów walki było po prostu niemożliwe, nawet jeśli faktycznie Hardingowie czuli się bezpiecznie i nie byli przygotowani na atak w dniu inicjacji. — Czekam na dyspozycje. Co postanowi mała, pracowita pszczółka?

      Wasz wkurzający dupek, który zmienił się w encyklopedię istot nadnaturalnych i jego szalona autorka, którą poniosła klawiatura ♥

      Usuń
  10. Ariadne przypieczętowała swój wyrok śmierci już dawno temu, lecz to właśnie Sebastian miał być tym, który ostatecznie pozbawi ją życia, jednak zanim ten moment nastąpi, będzie przyglądał się z sadystyczną przyjemnością stopniowemu procesowi opadania z sił. Mógł okazać cierpliwość w oczekiwaniu na to, aż szala przewagi przesunie się na jego stronę. Będzie chłonął atmosferę jej powolnej, samotnej śmierci i obserwował biernie, jak moc, na której obecnie polegała i która stanowiła dla niej pancerz obronny przeciwko wrogom, staje się pętlą zadzierzgniętą przez nią samą. Równocześnie dojrzewał w nim jeszcze jeden pomysł, zgoła odmienny od tego pierwszego. Ariadne zasługiwała na karę, na bolesną nauczkę, która pokazałaby jej, że nie tylko igranie z potężnymi mocami okazuje się prawdziwym gwoździem do trumny. Nienawiść, którą osobiście zasiała była orężem obusiecznym.
    — Oboje doskonale wiemy, że to kwestia czasu, aż skreślę cię z listy studentek. Kompletnie nie pojmuję, dlaczego beztrosko tutaj siedzisz w czasie, gdy powinnaś zakuwać do jutrzejszego kolokwium. Taryfa ulgowa nie jest przeznaczona dla ciebie — Sebastian bez trudu odbił piłeczkę, co stało się swoistą tradycją w ich relacji. Czasami nie miał ochoty wdawać się z nią w tego typu pogawędki, uważając je za marnotrawstwo wolnego czasu i powietrza, którego akurat nie potrzebował, ale tego wieczora miał ochotę wejść jej na ambicję. Temat jej studiowania okazał się ku temu dobrą okazją. — Swoją drogą to bardzo zabawne obserwować tak potężną i wielką czarownicę władającą czarną magią, która ma problem z zapamiętaniem kilku ważniejszych dat, nie potrafiąc rozpisać przebiegu prostej bitwy — zaśmiał się pod nosem, wyciągając przed siebie długie nogi. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że Ariadne oszukuje podczas wszelkich egzaminów, marnując magiczne umiejętności na podpatrywanie odpowiedzi osób, które faktycznie włożyły wysiłek w przygotowania, głównie z tego powodu uwielbiał ją publicznie zrównywać z ziemią w obecności innych studentów oraz wywoływać do odpowiedzi. Zadawał jej stosunkowo proste pytania, ale wypowiadał je w taki sposób, że zasiewał w niej ziarenko niepewności, manipulując pytaniem, aby ją skompromitować i najczęściej udawało mu się to bez trudu, aczkolwiek nie tylko Aria padała ofiarą jego chorych gierek. Inni studenci również nie mieli z nim lekko. — Mieli wakat na uczelni — rzucił lakonicznie, nie do końca poważnie, podając jej kolejną zdawkową odpowiedź.
    Najczęściej właśnie tak wyglądały ich rozmowy; ilekroć dziewczyna próbowała czegokolwiek się o nim dowiedzieć, Sebastian uparcie milczał lub odpowiadał jakimś ironicznym komentarzem świadczącym o tym, że nie traktuje jej poważnie i najlepiej, żeby się od niego odczepiła. Według niego nie zasługiwała na nic więcej po wszystkim, co przy niej przeszedł, zwłaszcza na początku, kiedy wykorzystywała jego umiejętności do naprawdę idiotycznych rzeczy, uwłaczających każdej żywej istocie, świetnie się przy tym zabawiając. Traktowała go jak zabawkę, którą mogła w dowolnej chwili rzucić w kąt, jeśli ją znudziła lub nie spełniła niejasnych oczekiwań. Nienawiść, jaką pałała, nie była skierowana personalnie względem niego — istniał na świecie dostatecznie długo, by umieć rozróżnić okazywaną mu antypatię od bycia dla kogoś workiem treningowym. Sebastian po prostu zbierał razy za innych, to właśnie na nim skupiły się wszystkie negatywne emocje Ariadne nieradzącej sobie ze stratą rodziny; dysponowała wówczas potężną mocą, lecz marnotrawiła ją, przełamując raz po raz jego opór dla zabawy, gdy odmawiał robienia kolejnych bezsensownych rzeczy zgodnych z jej wolą. A na nienawiść zawsze odpłacał nienawiścią i nie miało dla niego znaczenia to, jak bardzo była wtedy pogubiona, nie potrafiąc dojść do ładu ze swoimi myślami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepadał za gatunkiem ludzkim, co przekładało się na jego stosunek do studentów — regularne wykłady owocowały większą niechęcią i zdecydowanie mniejszą tolerancją na ich głupotę bijącą po oczach. Nigdy nie zapomniał o tym, że przed paroma stuleciami sam był człowiekiem i nikt, szczególnie w tak młodym wieku jak jego podopieczni, nie był wolny od błędów, lecz od tamtego momentu minęło bardzo wiele czasu. Zdążył poznać najgorszą stronę ludzkiej natury, być świadkiem bezsensownych konfliktów prowadzących do rozlewu krwi, aż wreszcie nadeszła wojna, która zmieniła oblicze historii na dobre. Czy uważał się za lepszego od przeciętnego człowieka? Tylko pod niektórymi względami. Odsunąwszy na bok wszelkie materialne kwestie sprowadzające się do poziomu bogactwa, do którego niewielu mogłoby mu dorównać, największym błogosławieństwem, a zarazem przekleństwem dla Archera był jego dar. Jako wampir nie odczuwał zmęczenia, przystosowywał się do warunków zewnętrznych niczym kameleon. Nie straszne były mu różne choroby swego czasu dziesiątkujące populację Europy, ani katastrofy stanowiące koniec niektórych ras. Czas płynął, natomiast on nadal pozostawał tym samym cherlawym, ledwie odrośniętym od ziemi chłopcem, po którego przyszła śmierć. Mógł spędzać wiele godzin przed lustrem, studiując swoje odbicie w poszukiwaniu jakichkolwiek zmian, ale doskonale wiedział, że niczego nowego tam nie znajdzie. Skóra wciąż będzie miała ten sam alabastrowy odcień przypominający barwę perły bez najmniejszej skazy, czy zadrapania; nie pojawią się na niej zmarszczki lub przebarwienia, drobne świadectwa upływającego czasu, wchodzenia w kolejny etap życia. Ciało młodego mężczyzny nie nabierze muskulatury oraz mięśni dorosłej osoby, nawet jeśli będzie poddawał je katorżniczym ćwiczeniom. Ścięte włosy w przeciągu jednej nocy powrócą do pierwotnej długości, głos wciąż będzie przyjemnie miękki z charakterystyczną ochrypłą nutką. Sebastian przypominał muzealny eksponat, mistycznego owada zamkniętego w kropli bursztynu — był unieruchomiony na wieczność, skazany na to ciało, które nigdy w pełni nie dorośnie w takim stopniu, w jakim by sobie tego życzył.
      Dręczył go wieczny głód krwi. Pragnienie, które potrafił ugasić wyłącznie w jeden sposób. To krew zaspokajała wszelkie potrzeby, jakie mógłby mieć jako nieśmiertelna istota. W chwili, w której kłami przebijał skórę swojej ofiary i pociągał pierwszy łyk rozkosznie gorącego osocza, odczuwał coś na kształt euforii, choć było to uczucie nie do końca prawidłowo zdefiniowane słowami.
      — Ces horloges étaient populaires lorsque Louis a commencé à construire Versailles. Félicitations pour ta perspicacité, Harding — odparł nienaganną francuszczyzną, opierając łokcie tak, by móc podeprzeć na złączonych palcach podbródek. Ariadne wędrowała po jego domu, niuchając w każdym kącie, czego był świadomy i na ogół jej na to pozwalał, dopóki nie wchodziła do biblioteki, aczkolwiek zaskoczyła go swoimi obserwacjami. Jedna z idealnie zarysowanych brwi mężczyzny powędrowała w górę, a na idealnie wykrojone wargi wpełznął przebiegły uśmiech; prawdopodobnie po raz pierwszy od dnia, który często przeklinał, gdy stanęła na jego drodze, wykrzesał z siebie jakąś entuzjastyczną reakcję. — Manieryzm był jednym z najciekawszych zjawisk w sztuce, ówcześni artyści nie mieli łatwo by przeforsować swoje dzieła publice, krytycy nie pozostawiali na nich suchej nitki. Minęło stulecie, zanim przestali określać go jako zepsuty, ale w rzeczywistości wcale nie chodziło o sztukę. Idee, które napłynęły z Niemiec po wystąpieniu Lutra, wstrząsnęły całym światem kultury, zasiały w ludzkich sercach niepewność graniczącą ze strachem. Kiedy odbierzesz człowiekowi wiarę w to, że nad nim jest coś więcej niż zbiorem komórek, że wizja świata wtaczana im do głów zakładająca ingerencję siły wyższej... Upadają na scenę jak pacynki, którym odcięto nitki — zanurzenie się we wspomnieniach przychodziło Sebastianowi bez najmniejszego trudu.

      Usuń
    2. Pamiętał wydarzenia w najdrobniejszych szczegółach, jakby miały one miejsce kilka dni wcześniej, aczkolwiek towarzyszące temu uczucia były czymś, na co nie chciał przystawać. Nie chciał sprowadzać swojego istnienia wyłącznie do niekończącego się bólu, straty i poczucia beznadziei, gdy wszystko wokół niego przemijało i więdło, a on wciąż niezmiennie trwał. Zastanawiał się nad tym, dlaczego jego pochodzenie oraz przeszłość tak mocno ją nurtowały, bo chociaż nigdy nie pytała wprost, wiedział, że krążyła wokół tematu z uporem maniaka. Z irytacją doszedł do wniosku, że nie jest w stanie zrozumieć tej fascynacji, ale mimo to pozwalał Arii myszkować wśród swoich rzeczy, zapoznawać się z każdym dziełem sztuki zgromadzonym na przestrzeni dziesięcioleci.
      — Cellini nie zdążył jej dla mnie stworzyć, uciekł na tydzień przed wkroczeniem do Rzymu wojsk. Cóż to był za widok, gdy żołnierze zaczęli łupić miasto, podkładając wszędzie ogień... — urwał, pocierając kciukiem brodę w geście zamyślenia. Wydawało mu się, że ponownie czuł w nozdrzach gryzący smród dymu, a w uszach dźwięczały mu krzyki uciekających w przerażeniu ludzi, którzy w szale tratowali siebie nawzajem. Tamtej nocy nad Wiecznym miastem unosiła się pomarańczowa łuna, chaos panujący na tłocznych, brudnych ulicach spływających krwią wrył się w jego wspomnienia na dobre. — Siłą walczyć o swoje - to dobre dla dzikich zwierząt — zacytował cicho pewnego poetę, odchylając się wygodnie w fotelu. Zdarzało mu się popadać w nostalgiczny nastrój wywołany natłokiem myśli, gdy przypominał sobie spotkania z przyjaciółmi, których kości już dawno obróciły się w popiół.
      Obecność Arii nie pozwoliła mu popaść na długo w zadumę. Zwrócił ku niej oczy, a na jego ustach pojawił się nieco drwiący uśmieszek.
      — Och, nie potrzebuję do zabawy żadnych gadżetów. Wystarczy mi atrakcyjne ciało, w którym krąży krew — wymruczał z lubością. Miał swój gust względem ofiar, choć nazywanie ich ofiarami było w mniemaniu Sebastiana grubą przesadą. Był doświadczonym krwiopijcą, nie musiał pozbawiać innych życia, by dostać to, czego obsesyjnie pragnął. — Poza tym to był raptem jeden komplement, a ty stroszysz piórka, jakbyś dokonała czegoś tak przełomowego, jak rozszczepienie atomu. Próżność to największy i jednocześnie najbardziej kuszący z grzechów — zdążył zauważyć, że Ariadne przy byle okazji chełpiła się swoimi umiejętnościami, wykorzystując wiele sytuacji, aby móc się nimi popisać. I rzeczywiście w magii było coś pociągającego, dzikiego oraz pierwotnego, jednak w jej rękach była ona tykającą bombą. — Dziękuję za uświadomienie mi, jak wiele ma do zaoferowania Londyn. Właśnie tego potrzebowałem, samozwańczej przewodniczki, która mnie o tym zapewni, co nie zmienia faktu, że nadal tutaj siedzisz. W tym tygodniu to już czwarty raz. Widocznie towarzystwo starego, nudnego pryka jest ciekawsze od zwiedzania miasta, czy zawierania nowych znajomości — odbijanie z nią piłeczki na swój sposób sprawiało mu dziką frajdę. Ich słowna szermierka potrafiła trwać godzinami, kiedy to obrzucali się nawzajem wymyślnymi inwektywami, dopóki któreś z nich nie straciło cierpliwości. Zazwyczaj to on wygrywał pojedynek.

      Usuń
    3. — Jestem w stu procentach przekonany, że knułaś intrygę złapania mnie w swoje sidła długimi miesiącami, zanim ostatecznie przystąpiłaś do ataku. Udało ci się wyłącznie dlatego, że byłem osłabiony i buchnęłaś mi pierścień chroniący mnie przed słońcem, co samo w sobie jest karygodne. Kradzież to idealny przykład braku dobrego wychowania — parsknął, zaciskając usta w wąską linijkę. Dał się przechytrzyć młodszej od siebie czarownicy, jego stwórca śmiałby się z niego bez końca. — Nie potrafisz zadawać pytań, Harding. Dlatego od sześciu lat nie ruszyłaś z miejsca ze śledztwem i krucjatą. Oboje doskonale wiemy, jakie metody działania preferujesz. Wolisz posuwać się do szantażu i przemocy, a potem jesteś zdziwiona, że nikt nie chce z tobą rozmawiać, ani udzielać ci odpowiedzi — wzniósł oczy ku niebu w teatralnym akcie rozczarowania, wszak mówił coś oczywistego. Owszem, dotarcie do podziemnego świata było dla niego łatwiejsze z racji sieci rozległych powiązań, które Sebastian nawiązywał i pielęgnował dekadami z innymi przedstawicielami swojego gatunku, aczkolwiek Aria sprawiała wrażenie dogłębnie wstrząśniętej. Zapewne nie zdawała sobie sprawy z faktu, że w każdym większym mieście istniały tego typu przybytki, ponieważ większość magicznych artefaktów była jedyna w swoim rodzaju, a właściciele cenili dyskrecję, zabezpieczając lokale potężnymi magicznymi zaklęciami, aby uniknąć kłopotów. Nie zagłębiał się w temat możliwych zabezpieczeń, nie miał nawet pomysłu, w jaki sposób je obejść, gdyż jako wampir niestety nie mógł wejść do mieszkań bez wyraźnego zaproszenia jego właściciela, co wiele razy utrudniło mu egzystencję i krzyżowało plany.
      — Bo to najszybszy sposób wyeliminowania wrogów za jednym zamachem — odparł znacznie ciszej, niż planował, odwracając wzrok od Ariadne, która znów wpadła w ten swój morderczy nastrój. Nie to, żeby się jej obawiał, skoro zdążyła upokorzyć go na kilka wymyślnych sposobów, zanim przeszłą do sedna sprawy. Tak naprawdę mogła zrobić mu coś znacznie gorszego od podeptania jego dumy i nie wątpił, że nie brakowało jej w tym względzie odpowiedniej motywacji, ale ciągle się hamowała. Być może właśnie na tym mu zależało — sprowokować ją tak mocno, by straciła resztki człowieczeństwa.
      Mówił o jej rodzinie, najważniejszych dla niej osobach, które straciły życie w masakrze, na której temat krążyły przerażające plotki, nawet w samym sercu Londynu. To, co przytrafiło się Hardingom, rzuciło cień niepokoju na całą społeczność nadnaturalnych istot i choć minęło sporo czasu od tamtych wydarzeń, świadomie unikano poruszania tego tematu. Ariadne stała się kimś wyklętym, kto powinien umrzeć wraz z rodziną, ale desperacko uczepił się życia, niczym tonący koła ratunkowego, nikt nie chciał udzielić jej pomocy, ani podzielić się swoimi informacjami i dopiero gdy wkroczyła na ścieżkę przemocy, przestano ignorować jej istnienie. Skupili wysiłki na wyeliminowaniu jej, podejrzewając, że straciła zdrowe zmysły, stanowiąc zagrożenie dla wszystkich.
      — Jeśli sprawi ci przyjemność widok mnie wyrywającego sobie z piersi własne serce, nie krępuj się. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, droga pszczółko — powiedział powoli, nim Ariadne zaczęła wydawać swoje rozkazy. Zamilknął na dobre, nie odzywając się już żadnym słowem, dopóki nie opuściła jego domu, uprzednio kierując w jego stronę słowa będące imitacją troski.

      Usuń
    4. Po zakończonym wykładzie w czwartkowe popołudnie Sebastian siedział rozparty w swoim fotelu przy biurku, przeglądając powierzchownie oddane mu przez studentów prace. Ledwie powstrzymywał uśmiech, na widok ich min, gdy powoli, ostrożnie opuszczali pomieszczenie, jakby dręczył ich strach, że Archer nagle zarządzi kolejne kolokwium. Był jedynym wykładowcą na uniwersytecie, który mógł poszczycić się najwyższą frekwencją wynikającą głównie ze strachu, a nie fascynacji wykładanym przez niego przedmiotem. Nie posiadał skrupułów w udupianiu leni i co nieliczni wierzyli, że dzięki poświęceniu, na które zdobywali się, wstając rankiem z łóżka, zyskają w jego oczach, załatwiając sobie jakieś fory. Nic bardziej mylnego.
      — Panno Maycott, proszę zostać — zakomunikował jak zawsze stanowczo, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Najczęściej ten ton sprawiał, że niektórym zaczynały mocniej bić serca, ludzie byli kiepscy w ukrywaniu swoich emocji, bo nawet jeśli panowali nad mimiką, zdradzały ich inne reakcje ciała możliwe do dostrzeżenia tylko przez kogoś takiego, jak on.
      Kiedy sala opustoszała dał sobie spokój z udawaniem. Jego spojrzenie pozostawało nieprzyjemnie nieruchome, gdyż nie musiał mrugać oczyma, a klatka piersiowa nie unosiła się w udawanym oddechu. W pochmurny dzień bladość skóry nie rzucała się tak bardzo w oczy, jak wtedy, gdy za oknem świeciło pełne, ostre słońce. Podniósł się z krzesła, bez pośpiechu chowając opasłe tomiszcza i prace studentów do skórzanej aktówki.
      — Collins będzie obecny podczas aukcji zorganizowanej pod Londynem. Nie otrzymałem odpowiedzi na zaproszenie do jego lombardu, ale udało mi się zdobyć zaproszenie na aukcję dla siebie i osoby towarzyszącej — z trudem przychodziło mu wymawianie tych słów, ale ostatecznie wyciągnął kopertę z pięknie tłoczonym fałszywym imieniem i nazwiskiem Ariadne. — Obowiązuje strój wieczorowy. Mam nadzieję, że wiesz, co to oznacza — mógł darować sobie ten protekcjonalny ton, jednak czemu miałby sobie odmawiać tak prostej rozrywki? — W swoich rozkazać nie uwzględniłaś tego, że aby gdzieś wejść, potrzebuję zaproszenia. Ułatw nam obojgu zadanie i popracuj nad jakimś czarem lub miksturą, która obejdzie to niewygodne cholerstwo.

      Wasz potworek, który trochę zamyka się w sobie ♥

      Usuń
  11. Dla Sebastiana Ariadne była nieprzewidywalna jak londyńska pogoda — nigdy do końca nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Zmuszała go do elastyczności, do zakładania wielu różnych scenariuszy. W nieliczne słoneczne dni, które mógłby policzyć na palcach jednej ręki bywała rozluźniona i skłonna do żartów, choć oczywiście ich żarty polegały głównie na dogryzaniu sobie nawzajem; podszyte drwiną i prowokacją wzniesioną na najwyższy poziom uporu, przeważnie kończyły się kłótnią przypieczętowaną donośnym trzaskiem drzwi. Innym razem popadała w nastrój, który Sebastian określał mianem mrocznego, gotowy przyrównać go do nieprzyjemnej mgły aż nazbyt często spowijającej miasto jesiennymi wieczorami. Zazwyczaj milczała i o ile początkowo na pewnym etapie nieświadomości odbierał to jako błogosławieństwo, szybko przekonał się, że ona po prostu kumulowała w ten sposób gniew, aby wybuchnąć nim w najmniej odpowiedniej chwili, robiąc sobie z niego wycieraczkę. Bywały również te nieliczne, spokojne momenty, przepełnione nostalgią, gdy zasiadali naprzeciwko kominka, pogrążając się w myślach. Ostatni wieczór miał szansę zmienić dynamikę ich relacji, w końcu po raz pierwszy sam z nieprzymuszonej woli dzielił się z nią fragmentami wspomnień tylko po to, aby później zostać sprowadzonym do parteru.
    Ledwie powstrzymał się przed powiedzeniem, by zamiast drzwi zamknęła lepiej niewyparzoną buzię, ale przed wyjściem z domu podjął decyzję, że nie wyprowadzi go z równowagi. Cierpliwie czekał, aż zostaną kompletnie sami, nasłuchując dźwięków dobiegających z korytarza. Doszedł do wniosku, że jeśli stosunkowo szybko wykonają zadania z listy Harding, uwolni się od niej na pewien czas, który był mu potrzebny do załatwienia własnych spraw. Nie należał wprawdzie do żadnego klanu, przez stulecia unikając z powodzeniem kuszących propozycji wysłanników, nie był zatem winny nikomu posłuszeństwa, ale lubił być na bieżąco z tym, co dzieje się w mieście.
    — Dlaczego miałbym się czegokolwiek bać? — spytał na wpół rozbawiony, na wpół zaintrygowany. Nie do końca potrafił przewidzieć, jakimi ścieżkami biegły jej myśli, a pytanie było raczej dwuznaczne, niosąc za sobą wiele możliwości. Archer miał opinię surowego wykładowcy, będąc przy tym kompletnie aseksualnym mężczyzną, o czym wszyscy wiedzieli. Nie zaglądał w damskie dekolty, niezależnie od tego, czy stała przed nim inna wykładowczyni, czy studentka fantazjująca na temat przygody z jednym z najmłodszych pracowników wydziału. Nie odwracał się za długimi nogami w krótkich spódniczkach, ani nie szukał okazji, by kogoś dotknąć pod byle pretekstem. Od czasu do czasu na jego zajęciach pojawiały się studentki niezrażone jego powściągliwą naturą, ale nawet one nie były dość wytrwałe, aby przełamać opór Sebastiana. — Wiesz jaką wizję przyjął dziekan, od kiedy tutaj pracuję? Odsiewanie miernych uczniów od tych najlepszych, mogących realnie zmienić postrzeganie uniwersytetu i jego renomę — słowem nie wspomniał, że miał w tym udział. To on namawiał Albrighta do uczynienia z uniwersytetu elitarnej uczelni wyższej, a dziekan chętnie na to przystał, kuszony wizją zdobycia większego prestiżu. — Mówiłem ci, że to kiepski pomysł, ale uparłaś się, żeby chodzić na moje wykłady, z których i tak niczego wartościowego nie wynosisz, poza marnowaniem czasu. Pretensje powinnaś kierować wyłącznie do siebie, uprzedzałem cię, jak to się skończy — protekcjonalność jego tonu najpewniej wkrótce przyprawi Ariadne o mdłości. Celowo zwracał się do niej jak do nieporadnego dziecka, które w przypływie naiwnej wiary w swoje umiejętności zawiesiło poprzeczkę niemożliwie wysoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był surowy oraz wymagający względem Jacqueline Maycott, dla postronnego obserwatora po prostu nienawidził tej dziewczyny bez powodu, ale czy ktoś odważyłby się powiedzieć mu to otwarcie prosto w twarz? Zarzucić jawną niesprawiedliwość? Zgłosić swoje obiekcje dziekanowi? Opisać sprawę w internecie? Ludzie mieli tego typu sytuacje głęboko w dupie, o ile nie dotyczyły ich bezpośrednio. Rzadko pojawiał się ktoś gotowy bezinteresownie zareagować. Jak mogła tego nie widzieć, biorąc pod uwagę jej własne doświadczenia? Przez ostatnie sześć lat Ariadne bezskutecznie poszukiwała odpowiedzi, prawdopodobnie porzucając wcześniej nadzieję na to, że jakaś istota wyciągnie do niej pomocną dłoń, napotykała na swej drodze mur obojętności, aż wezbrała w niej nienawiść tak mocna, że postanowiła go zburzyć, łamiąc przy tym granice, wypowiadając wojnę wszystkim istotom nadnaturalnym.
      Gdyby wiedział, jakie pomysły na zakończenie jego kariery chodziły jej aktualnie po głowie, nie pozostawiłby na niej suchej nitki, rugając w najgorszy sposób. Pikantne opowieści o wykładowcach romansujących w najlepsze z młodziutkimi studentkami krążyły po wielu uniwersytetach, które do tej pory odwiedził i pewnie było w nich trochę prawdy, jednak oskarżenia o molestowanie nadal stanowiły temat tabu. Ofiary poszukujące sprawiedliwości za wyrządzone krzywdy, cierpiały, ponieważ ich słowa były odbierane jako próba zniszczenia reputacji szanowanego nauczyciela. Za sprawą fałszywych oskarżeń prawdziwym ofiarom nie udzielano odpowiedniej pomocy, na którą zasługiwały. Sebastian cenił swoją pracę i w przypadku takiej manipulacji nie odpuściłby łatwo.
      — Jedynie twój rozkaz zmusiłby mnie do zaproszenia cię na randkę — odparł poważnie, rzucając jej lekceważące spojrzenie. Ściągnął z nosa okulary, których w rzeczywistości wcale nie potrzebował, chowając je do aktówki w czasie, gdy Ariadne zapoznawała się z zaproszeniem. Dla Sebastiana nie była to żadna nowość, brał udział w podobnych spotkaniach jeszcze zanim ją poznał, więc nie przywiązywał tak dużej uwagi do szczegółów. Wydarzenie miało rangę ekskluzywnej gali, toteż spodziewał się wszelkich udogodnień, które skusiłyby osoby jego pokroju do wzięcia udziału w licytacji magicznych artefaktów. — Jeśli odpowiem, że jestem bogaty, uznasz mnie za dobrą partię i podwoisz wysiłki, żeby zaciągnąć mnie na randkę? Czy raczej już planujesz jak mnie wykończyć, wcześniej przymuszając do przepisania majątku? Ależ z ciebie interesowna materialistka, Harding — pokręcił głową w udawanym oburzeniu, cmokając z niezadowoleniem. Zaraz jednak uśmiechnął się wrednie, krzyżując ręce na torsie. Na swój sposób szczerze uwielbiał te rzadkie momenty, gdy dostrzegał u Ariadne zaskoczenie. — Chodzenie przez tyle lat do pracy najwyraźniej się opłacało. Twoja mina wynagradza mi poranne wstawanie i sprawdzanie tych głupot, które piszą — wymruczał ironicznie, dając jej jasno do zrozumienia, że trochę się z niej nabija. Nie obnosił się wszem wobec z bogactwem, jednak pewne rzeczy były możliwe do wychwycenia dla uważniejszego oka.
      Samo zakupienie domu w Londynie świadczyło już o posiadaniu konkretnego statusu materialnego — nie każdy mógłby pozwolić sobie na tak drogą inwestycję, tym bardziej z pensji nauczyciela. Sebastian latami gromadził rozmaite dzieła sztuki kosztujące krocie, z lubością kolekcjonował książki, będąc szczególnie zainteresowany wszelkimi białymi krukami i kojarzyło go w mieście wielu znanych handlarzy. Wieczność nauczyła go ostrożności.

      Usuń
    2. Każdy postawiony przez niego krok bywał analizowany aż do przesady. Gdyby był tak próżny, jak niektóre wampiry, robiłby karierę, nie schodząc z pierwszych stron gazet; stałby na czele potężnego przedsiębiorstwa lub wepchnąłby się w świat polityki. Sebastian był cichym wspólnikiem wielu zróżnicowanych biznesów, które rocznie przynosiły mu spore zyski. Obserwował rynek, inwestował już zgromadzone pieniądze, a on ponad stu lat korzystał z usług kompetentnych, wykwalifikowanych osób znających się na rzeczy. Problem w tym, że cenił swoją prywatność — rzucanie się w oczy poprzez przyciąganie do siebie rozgłosu byłoby zaprzeczeniem spokojnej egzystencji, którą prowadził po stuleciach tułaczki po świecie.
      Jeszcze zanim odwrócił się w stronę Ariadne, by odpowiedzieć na jej pytanie, podskórnie przeczuwał, że dziewczyna postanowiła go zszokować, prezentując się w stroju uznawanym przez niego za nieodpowiedni.
      — Co ty na sobie masz? — parsknął wyraźnie zdegustowany, marszcząc mocno brwi i zaciskając gniewnie usta. Patrzył na nią takim wzrokiem, jakby wyrosła jej druga głowa. Ariadne doskonale znała ten wyraz twarzy towarzyszący Sebastianowi przy każdej okazji, gdy wysłuchiwał głupot studentów w odpowiedzi na zadane pytanie. — Wyglądasz jak córa Koryntu — był to prawdopodobnie najgorszy komentarz, na jaki dotąd się zdobył, ale stare przyzwyczajenia także w sposobie wypowiadania się w sytuacjach kryzysowych brały górę nad pozorami. Jego opinia na temat Ariadne nie była do końca sprawiedliwa. Większość mężczyzn na jej widok myślałaby tylko o tym, jak wspaniale materiał opina jej zgrabne ciało, kolorystycznie odcinając się na tle karmelowej skóry. Wyglądała cholernie atrakcyjnie, gdyby w jego klatce piersiowej nadal pracowało serce, zaczęłoby bić znacznie mocniej, ale etap fizycznej fascynacji ludźmi miał już dawno za sobą. Teraz zwracał uwagę na inne cechy budzące w nim zainteresowanie. — To ekskluzywne, ważne wydarzenie towarzyskie. Według moich przypuszczeń zgromadzi się tam śmietanka towarzyska z całego Londynu, nie zabiorę ze sobą kobiety, której strój jest zaproszeniem do stosunku seksualnego. To kompromitacja — ostatnie słowo podkreślił ze szczególną żarliwością.
      Ariadne powinna zrozumieć powagę sytuacji, aczkolwiek oczekiwanie po niej rozsądku wydawało się Sebastianowi pobożnym życzeniem. Był pewien, że z przyjemnością narobiłaby mu wstydu, gdyby nie korzyści, które prawdopodobnie wyniesie z jego wysiłków. Już sama perspektywa zdobycia broszki po zmarłej matce mogłaby okazać się dla niej ważniejsza, niż okazja do zrobienia mu na złość.
      — Wymagasz ode mnie konkretnych działań, nie dając nic w zamian. Złamałaś już chyba dostatecznie wiele zasad naszego świata, więc co stoi przed zrobieniem tego ponownie w lepszym celu? — spytał, przyglądając się wnikliwie twarzy Ariadne. Znał ją krótko, niekiedy potrafił przewidzieć jej reakcje, ale z kłamstwami szło mu o wiele gorzej; swoje wnioski opierał przeważnie na rytmie bicia jej serca, jednak mogła się z nim bawić, specjalnie oszukując własny organizm, by z niego zadrwić. Wsunął dłonie do kieszeni eleganckich spodni, spacerując bez konkretnego celu po pustej sali. Dawał jej czas do namysłu, czy warto podjąć tak znaczące ryzyko i kiedy zaczęła mówić, wnikliwie analizował jej słowa. — Czyli musisz mi wszędzie towarzyszyć, jeśli chcę się gdzieś dostać, omijając brak zaproszenia? Cóż, nie powiem, żeby to była jakaś pocieszająca wiadomość, ale przynajmniej wiem, czego się spodziewać. Niewykluczone, że w którymś momencie będziemy zmuszeni zrobić z tego użytek dla twojej sprawy — wzruszył ramionami. Zamierzał kontynuować, drżąc tajniki magii będące dla niego jedną wielką niewiadomą, by wybębnić od niej jak najwięcej informacji, ale nieoczekiwanie Aria zaczęła grzebać w jego rzeczach. Złapał lewitującą kartkę z wypracowaniem dziewczyny, mnąc ją pomiędzy długimi palcami niczym śmiecia. — Nie zagłębiałem się w twoje bajeczki, zbyt mocno szanuję swój czas, aby go tracić.

      wredny profesorek ♥

      Usuń
  12. Możliwe, że miał tego dnia kiepski humor. Możliwe, że był z natury wrednym nudziarzem, który czerpał niewysławioną przyjemność z denerwowania wszystkich osób przebywających w jego otoczeniu. Możliwe, że dręczył Ariadne bez konkretnego powodu, starając się uprzykrzać jej życie tak intensywnie, by w każdej wolnej chwili żałowała wybrania go na bezwolną kukiełkę, której rękoma zamierzała dokonać krwawej wendetty. Fizycznie nie mógłby wyrządzić jej żadnej krzywdy, zabezpieczyła się bowiem wieloma skomplikowanymi zaklęciami, aczkolwiek z doświadczenia wiedział, że czasami słowa mają większa moc, niż precyzyjnie wymierzony cios, a Sebastian doskonale orientował się, gdzie uderzyć, by najmocniej ją bolało. Najwidoczniej nawet tak wiekowa istota, jak on potrafiła stracić w pewnym momencie cierpliwość przy kimś, kto budził w nim zróżnicowaną paletę uczuć od tych najbardziej negatywnych po te skomplikowane, przypominające mu o emocjach, których nie powinien odczuwać już od dawna. Problem z nią polegał na tym, że ilekroć pozwalał sobie na opuszczenie przy niej gardy, Ariadne raptownie robiła lub mówiła coś, co dusiło w zarodku tlącą się pomiędzy nimi nić porozumienia. Zawsze prędzej czy później rozkazami przypominała mu o tym, że w ich duecie nie jest jej równy, pomimo stuleci doświadczenia, że za sprawą magii, podstępem zrobiła z niego swojego niewolnika, bezwzględne narzędzie stworzone do wykonywania poleceń.
    — Jak zawsze uroczo bezpośrednia — wymruczał ironicznie pod nosem. Dotychczas nie wykazywała najmniejszego zainteresowania jego dietą, aczkolwiek uwielbiała mu co rusz wypominać bycie pijawką żerującą na krwi przypadkowych ludzi, podkreślając, jak to przebywanie w jego towarzystwie doprowadza ją do mdłości. Dziwnym trafem nadal przy nim stała, regularnie do niego wracając, ilekroć chciała załatwić jakąś sprawę za pośrednictwem jego rąk. — Tak ciężko przyjąć ci do wiadomości, że moje nastawienie jest związane z brakiem sympatii względem ciebie, a nie czynnikami, na które mam wpływ? — spytał, rzucając jej przelotne spojrzenie.
    Archer miał dostatecznie dużo czasu na opanowanie swoich morderczych umiejętności i przekonanie się, iż egzystencja naznaczona wiecznym pragnieniem krwi przypomina niekiedy koszmar, z którego nie sposób się wybudzić. Był zmuszony zbliżać się do ludzi, aby zaspokoić swoje potrzeby, choć najchętniej trzymałby się od nich z daleka, zresztą sam proces szukania potencjalnej ofiary nie należał do łatwych i Sebastian coraz częściej wykorzystywał po prostu pijane osoby, które po wytrzeźwieniu i tak nie będą niczego pamiętały. Problem w tym, że alkohol krążący w ich krwiobiegu każdorazowo go odrzucał, a sama krew nie posiadała dobrego smaku, niemniej pozwalała mu przetrwać, toteż nie narzekał. Drażliwość wampira wynikała z faktu, iż czuł się coraz bardziej zaszczuty oraz brakowało mu pomysłów, jak zerwać z władzą, która nad nim miała. Od kiedy Ariadne przemocą wtargnęła w jego życie, rozgaszczając się w nim na dobre, zasięgnął opinii wielu czarownic, które niechętnie z nim rozmawiały, na ogół unikając kontaktów z przedstawicielami innych ras, lecz nie poddawał się i cierpliwie sklejał pojedyncze fragmenty w jedną spójną całość. Chciał wiedzieć, jak wiele kosztowała ją zemsta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Żeby dać ci satysfakcję? A może darmowy poklask? Co bardziej dzisiaj wolisz otrzymać? — odparował w tym samym ironicznym tonie, co jeszcze chwilę temu, głaszcząc z troską długimi, zimnymi palcami grzbiet starej książki. Nie czuł rozbawienia, uczestnicząc w jej gierkach. Odczytywanie nastrojów Ariadne szło mu jak po grudzie, zresztą jej zachowanie bywało skrajnie nieprzewidywalne nawet dla niego i właściwie nigdy do końca nie był pewien, co strzeli dziewczynie do głowy. W jednej chwili potrafiła być wyciszona, wręcz zatopiona we własnych myślach, by w następnej sprawiać wrażenie kompletnie oszalałej, przypominając mu boleśnie o łączącej ich więzi. Najwidoczniej zbyt pochopnie ocenił Arię jako materialistkę zamierzającą wyciągnąć rękę po gromadzony przez niego stuleciami majątek; powiedział te słowa pod wpływem impulsu bez większego zastanowienia, jednocześnie zdając sobie sprawę, że pieniądze nie stanowiły dla niej problemu, nie potrzebowała ich do życia. Dzięki wszechstronności magii nie borykała się z przeszkodami typowymi dla kogoś przeciętnego, wręcz przeciwnie, jej umiejętności stanowiły przerażające świadectwo siły. I tylko natura domagająca się zachowania równowagi, była dowodem, że w świecie magii nie ma nic za darmo, wszystko posiadało swoją cenę, a Ariadne niebawem zapłaci własną. Nie przyznałby się do błędu nawet pod wpływem tortur, więc obojętnie kiwał głową, jakby rzeczywiście słuchał wypluwanych przez nią gniewnych słów stanowiących nieodłączny element ich rozmów.
      — W tym stroju nie sposób nazwać cię przyzwoitą kobietą — oznajmił, brnąc w to dalej, choć czuł w kościach, że nie skończy się to dla niego dobrze, ale czego oczekiwała, ubierając tak wyuzdaną, jednoznaczną sukienkę? Sebastian odebrał ten ruch jako kolejną próbę upokorzenia go przed towarzystwem, tym bardziej że podkreślał rangę tego wydarzenia już parokrotnie. Czuł upokorzenie na myśl o nadciągającym wyjściu, lecz nie z powodu jej ubrania, czy ewentualnych defektów w manierach, nie. Przede wszystkim bał się zdemaskowania, tego, że wystarczy jedno wnikliwe spojrzenie rzucone na nich przez któregoś wampira, a stanie się jasnym, iż został jej podnóżkiem.
      Nie tylko czarownice posiadały określoną hierarchię i zwyczaje kultywowane pokoleniami w ściśle określonym, zamkniętym kręgu, wampiry również w tej kwestii nie pozostawały daleko w tyle, zwłaszcza te długowieczne, w których poczet Sebastian również się zaliczał. Oficjalnie unikał deklarowania przynależności do któregoś z klanów, aczkolwiek był zaangażowany w działania mające na celu utrzymywanie ich istnienia w tajemnicy przed śmiertelnikami, co wydawało się dla niego rozsądne. W przeciwnym razie osoby takie, jak Ariadne będą ich bezwzględnie wykorzystywały bez żadnych konsekwencji.
      Przyglądał się twarzy Ariadne, którą wykrzywił nieznany mu dotąd grymas, kiedy potraktował jej pracę zaliczeniową jak śmiecia, mnąc papier w palcach. Wielokrotnie deptał jej dumę, uderzał mniej lub bardziej trafnie w czułe punkty, co zazwyczaj kończyło się dla niego bolesnymi konsekwencjami, a wszystko to miało sprawić, by żadne z nich nie zapomniało o szantażu, który zapoczątkował ich relację, nadając jej obecny bieg. Zresztą czyż nie ona sama wczorajszego wieczoru mu o tym dobitnie przypomniała? Obserwuje, jak intrygujące tęczówki dziewczyny zmieniają barwę, przechodząc w ostrą zieleń i wyczuwa swoimi wrażliwymi zmysłami delikatne wibracje powietrza, kiedy Arię wypełnia moc. Okrutny uśmiech pojawił się na ustach Sebastiana, jakby mężczyzna osiągnął satysfakcję z doprowadzenia Ariadne do punktu krytycznego, w którym jest zmuszona zadać mu ból, żeby wyjść z tej sytuacji wygraną, przypomnieć sobie, kto jest tutaj górą, choć co do tego wampir ma poważne wątpliwości. Podstępem pozbawiła go decyzyjności, lecz jak na razie nie zabroniła wypowiadać słów. Słowa bowiem dodawały skrzydeł nawet tym zdeptanym, załamanym i pozbawionym całej nadziei.

      Usuń
    2. — Śmiało. Ulżyj sobie, pszczółko — mruczy niskim głosem, nie przestając się uśmiechać, gdy przeszywa go pierwsza fala niewyobrażalnego bólu, a on ma wrażenie, że jego ciało jest gumą ugniataną bezlitośnie w dłoniach przez inną osobę. Nawet istoty nieśmiertelne potrafiły poczuć się słabe i bezużyteczne pod wpływem podobnej tortury; Ariadne formowała go względem swojego uznania, przeciągając raz po raz jeszcze bardziej czar, aż ugięły się pod nim kolana i runął na zimne płytki. To jednak wcale nie był koniec upokorzenia, którego od niej doświadczył, bo raptownie zrzuciła na niego wszystkie rzeczy, które trzymał na biurku, by na samym końcu przyszpilić do podłogi na kilka godzin. Chociaż ponownie wykorzystała przewagę, jaką nad nim miała, Sebastian doszedł do wniosku, iż przynajmniej ten jeden raz odpłacił jej podobną monetą, przypominając, jak niewiele w sobie miała z człowieka i w imię czego zaprzedała duszę, stając się tym, kim była.

      Kiedy czar przestał działać, wrócił do domu. Pięć godzin bezruchu było niczym w porównaniu do wieczności, aczkolwiek sama świadomość tego, co z nim zrobiła, doprowadzała go do szewskiej pasji. Sebastiana w stanie permanentnego wkurwienia widziało niewiele osób; rzadko zdarzało się, by cokolwiek poruszyło go mocno i dogłębnie, lecz popołudnie z Ariadne wyzwoliło w nim najgorsze emocje, przypominając dobitnie, dlaczego wolał bezpieczną samotność od towarzystwa innych osób. Może właśnie dlatego w pierwszym odruchu nie zauważył pewnych zmian, które zaszły w przedpokoju. Pierwszy cios spadł na niego bez ostrzeżenia w momencie, gdy przekroczył próg swojego azylu, odkładając aktówkę na stojącą w rogu etażerkę; zbyt późno usłyszał rytm bicia serca, intruz celował w oczy, przebijając obydwa oczodoły, a później Sebastian poczuł uderzenie pomiędzy łopatkami, które okazało się ostrzem. Jego czubek zatrzymał się przy kręgosłupie i rozgałęził wewnątrz ciała mężczyzny, paląc żywym ogniem. Osoba, która go zaatakowała, musiała być świetnie przeszkolona, nie było innego wytłumaczenia, zresztą nawet nie próbował go szukać, gdy osunął się w ciemność.
      Cała krew, którą Sebastian w ostatnim czasie przyjął od swoich ofiar, teraz obficie wypływała z otwartych ran. Nasłuchiwał dźwięków dochodzących z wnętrza domu — ktoś przeszukiwał jego gabinet i biblioteczkę, co jakiś czas do niego wracając, aby poprawić wbitą w niego broń, przesuwając ją o milimetry. Ostrza raz po raz haratały mu wnętrzności. Srebro, z którego zostało wykonane, nie pozwalało Sebastianowi na regenerację, ciągle tkwił pomiędzy formą ludzką a wampirzą z wysuniętymi boleśnie kłami i niemal przezroczystymi tęczówkami. Głód powoli zaczynał doprowadzać go do obłędu, ponieważ instynkt domagał się uzupełnienia braku tego, co było mu niezbędne do przetrwania. Nie miał pojęcia, ile razy tracił przytomność. Wydawało mu się, że czuje Ariadne przez łączącą ich więź, jednak ciało nie potrafi wykonać rozkazu, bo jest zbyt słabe — pragnienie krwi jest większe, niż posłuszeństwo i Sebastian resztką siły, jaka mu pozostała, pełznie po posadzce do kuchni, pozostawiając po sobie krwawą smugę.

      umierający wampirek kończący swoją nędzną egzystencję ♥

      Usuń