WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

[KP] I'm not even sorry. I live too long to care honey.

Sharlyne Averne
Some may say that the best thing which happens in your whole existence is true love. I’ve been in love. It’s painful, pointless, and overrated
Sharlyne Preciosia Averneur 03/12/1400 r.mieszkaniewampir od 1427 r.właścicielka Diageo samochód
Preciosia died long time ago...
Przyszła na świat w biednej rodzinie, której członkowie od pokoleń pracowali jako służba w zamożniejszych domostwach. Ojciec nade wszystko kochał zajmować się końmi, więc to w stajni przesiadywał całe dnie, a czasem również i noce. Matka była kobietą dobrego serca, jednak nie potrafiła się niczemu ani nikomu sprzeciwić. Takie były czasy i taka była pozycja służby, a raczej jej brak. Gotowała, sprzątała, opiekowała się dziećmi gospodarzy, a także swoimi. Preciosia nie pamięta zbyt dobrze swojego starszego brata, gdyż, nim wystarczająco podrosła, zwerbowano go do służby. Wiedziała, że ktoś taki istniał, z licznych opowieści, w których to urastał co najmniej do rangi wielkiego wojownika. Lata płynęły, a Preciosia musiała przejmować coraz więcej obowiązków po matce, z której zdrowie oraz siły ulatywały szybciej i szybciej. Dziewczyna nigdy nie narzekała, była bystra, więc wiedziała, kiedy należy trzymać język za zębami, a kiedy najlepiej zniknąć z zasięgu wzroku gospodarza. Ten potrafił bardzo boleśnie okazywać swoje niezadowolenie. Dom, w którym się wychowała i pracowała - całe swoje ludzkie życie - słynął z hucznych bankietów, w których dane jej było uczestniczyć tylko jako służącej. Była niemal na każde pstryknięcie palców gospodarza czy gospodyni. Wiedziała, czym groziła niesubordynacja, i tym bardziej starała się, jak mogła, by uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Podczas jednego z wielu bankietów czuła, że coś jest nie tak. Może to instynkt przetrwania, może to szósty zmysł podpowiadał jej, by mieć się cały czas na baczności. Gdy usłyszała krzyki przerażenia i nieprzyjemne dla uszu piski dochodzące z głównej sali, ukryła się w niewielkiej spiżarce, lecz nie miała pojęcia, iż wyrywające się z piersi serce tak szybko zdradzi jej kryjówkę. Pierwsze, co pamięta, to drewniane drzwi, które zostały nagle wyrwane z zawiasów i z niewyobrażalną siłą uderzyły o przeciwległą ścianę. Drugim wspomnieniem był nieznajomy mężczyzna o czarno-czerwonych tęczówkach i w zakrwawionej koszuli pochylający się nad nią. Trzecie, że bez najmniejszego trudu ustawił ją do pionu. Co dziwne, strach, który jeszcze chwilę wcześniej wprawiał jej młode serce w szaleńczy rytm, odpłynął w zapomnienie. Stała z lekko zadartą do góry głową, spoglądając przeznaczeniu prosto w oczy. Nim zdążyła otworzyć usta, mężczyzna wbił w jej szyję kły. Bolało i choć z całych sił starała się wyrwać, nieznajomy stał niewzruszony niczym skała, trzymając ją w żelaznym potrzasku. Powoli obraz zaczynał się robić coraz mniej wyraźny, a ostatnie, co pozostało w jej pamięci, to jej własne ciało bezwładnie upadające na podłogę oraz ciało martwej rodzicielki leżące nieopodal.
Ms. Averne survived...
Otwierając oczy, miała wrażenie, że budzi się z niemiłosiernie długiego koszmaru, lecz metaliczny posmak krwi na ustach sprawił, że koszmar nadal trwał. Głowa jej pulsowała, a do uszu docierało tyle niezidentyfikowanych dźwięków, że w pierwszym odruchu przysłoniła je dłońmi. Nagle znacznie wyraźniej usłyszała czyjś śmiech, a po chwili dostrzegła wyciągniętą w jej kierunku dłoń, a jeszcze dokładniej delikatne niteczki,  w których płynęła krew. Dźwięki przestały być ważne, ponieważ głód usunął je na drugi plan. Łapczywie chwyciła wyciągniętą dłoń z nieznaną dotąd sobie siłą. Nieznajomy wcale jej nie powstrzymywał, a wręcz zachęcił, by posmakowała szkarłatnego płynu. Pchana pragnieniem nie miała pojęcia, że od teraz już zawsze będzie łaknąć tego metalicznego smaku i będzie gotowa za niego zabić. Miała być tylko zakładem, eksperymentem znudzonych wiecznością wampirów, ale okazała się pojętną uczennicą i interesującą towarzyszką na kilka stuleci. Początkowo posłuszna, niepewna w nowym świecie, niemal niewidoczna jak nieoszlifowany diament pośród innych kamieni. Czas pokazał, jak bardzo potrafiła lśnić! Jakby całe życie czekała tylko na to, by wstąpić do świata wypełnionego magią, nieśmiertelnością i nieograniczonymi możliwościami, które były na wyciągniecie ręki. Stała się panią swojego losu, dzierżąc władzę, o której śmiertelnicy mogli jedynie marzyć. Preciosa odeszła w zapomnienie - zmarła w noc tamtego hucznego bankietu.
Sharlyne was born...
Wpadła w wir niekończącej się przyjemności, pożądania i wydawało się, że nikt ani nic nie będzie w stanie jej zatrzymać czy zmienić. Mylili się obserwatorzy, myliła się ona. Nie sądziła, że w tej nieśmiertelnej idylli odnajdzie kogoś, kogo prawdziwie pokocha, dla kogo w jednym w miejscu będzie skora osiąść na dłużej niż kilka lat. Dla kogo zrezygnuje z ukochanych przez lata bankietów z udziałem ludzi. Archibald pojawił się na jej drodze całkiem przypadkiem, z tym swoim zalotnym uśmiechem, błyskiem w oku i tajemnicą skrytą głęboko pod maską kawalarza. Spotkali się podczas podróży z jednego kontynentu na drugi. Kilkanaście dni na statku wystarczyło, by zrodziła się więź silniejsza od łaknienia krwi. Zrodziła się też Sharlyne, ponieważ to imię wybrała dla siebie, gdy zacumowali u celu. Spędzili ze sobą raptem kilka szalonych lat, jednak były to lata, które są jej najcenniejszymi wspomnieniami po dziś dzień. Zamknęła je szczelnie i niezbyt często pozwala sobie na powrót do chwil słabości. Tym właśnie stał się Archibal - słabością. Pokochała i choć w zamian otrzymała dokładnie to samo, to wolałaby nigdy nie zaznać tego uczucia. Przekonała się bardzo boleśnie, że nawet nieśmiertelność nie jest dana na zawsze. Choć dokładnie pamięta datę, to chciałaby ją wymazać z pamięci! Och niczego nie pragnie tak, jak tego, by pozbyć się obrazu, który zastała po powrocie do ich domu. Już nie wie, dlaczego musiała wyjechać na kilka dni ani tego, jak odnalazła sprawców, ale - wyraźnie jak plątaninę żył pod skóra każdego śmiertelnika - każdej nocy widzi ciało ukochanego mężczyzny przybitego do ściany. Bezwładnie opadająca głowa, poszarzała i wyschnięta skóra - wszystko dawało jasny znak, że jej go odebrano, lecz miała jeszcze nadzieję. Podbiegła do ciała w amoku, lecz gdy tylko ujrzała drewniany kołek wbity prosto w serce, ich dom wypełnił przeraźliwy krzyk. Powiedzenie, że wpadła w nieokiełzaną furię byłoby sporym niedopowiedzeniem. Była żądna zemsty, której dokonała z nawiązką, jednak nie ukoiło to jej złamanego już na wieki serca. Przeprowadziła egzekucję na winowajcach, na mordercach i sama również pragnęła umrzeć. Nikt jednak nie był na tyle litościwy, by jej w tym pomóc.
...and arose from the ashes
Głodowała tak długo, że doprowadziła swe młode, nieśmiertelne ciało do mumifikacji. Pewnie ktoś nazwałby to radykalnym sposobem żałoby, jednak stan ten nie trwał zbyt długo, raptem kilka lat. Jacyś ciekawscy turyści postanowili włamać się do opuszczonej posiadłości, w której to spoczywała Sharlyne. Nie wie, jak ani dlaczego kilka kropel krwi trafiło do jej ust, ale ciało zareagowało instynktownie, pragnąc więcej i więcej. Turyści uznani zostali za zaginionych, a z opuszczonej posiadłości pozostały tylko zgliszcza po ogromnym pożarze. Ona natomiast po raz trzeci narodziła się na nowo. W niektórych kręgach stała się legendą ze względu na swój wiek, w innych uznana za zbyt ekscentryczną, nawet jak na wampirzycę. Zupełnie nie przejmowała się opinią innych i nadal tego nie robi. Jest bezlitosna, cyniczna i wyzbyta resztek człowieczeństwa, które zakiełkowały, gdy spotkała na Archibalda. Docenia ciekawe towarzystwo, dobrą zabawę, szybkie samochody i wysokoprocentowy alkohol. Przekracza granice, jednak nie na tyle, by musieć znów ukrywać się przed łowcami czy wilkołakami. I jednym, i drugim zdarzyło jej się zajść mocno za skórę, ale hej, nadal chodzi po tej ziemi.
Worth to know
Przez wiele lat zmieniała imiona Preciosia było jej pierwszym i zarazem ludzkim imieniem. Jedynym sentymentem związanym z Archibaldem, na jaki sobie pozwoliła, to pozostanie przy Sharlyne. Parała sie wieloma rzeczami, między innymi: była pielęgniarką (w szpitalu, w którym pracowała, nigdy nie wyjaśniła się sprawa zaginionych zapasów krwi), przyjęto ją do karczmy w roli kelnerki (łatwo było o 'darmową' kroplę krwi po zamknięciu), tańczyła w szkole baletowej (ile ludzie są w stanie poświęcić, by osiągnąć wymarzoną wagę i cel, było jej zdecydowanie na rękę), mieszkała również na dworze królewskim (większość nie zdaje sobie sprawy, jak wielu władców chodzi nadal po tej ziemi). Gdy była zbyt znudzona, zmieniała miejsce zamieszkania, uczęszczała również na studia i przez lata nauczyła się inwestować. Odkąd w 1997 roku została właścicielką Diaego, to Londyn stał się jej domem na dłużej.
Frankly, my dear, I don’t give a damn about anyone else. Because in the end, when you lose somebody, nothing is going to make up for the fact that the only thing you have left is a hole in your life where that somebody that you cared about used to be.
King
OD AUTORSKO: Cześć, mam nadzieję, że nie było tak ciężko przebrnąć przez historię Sharlyne - miało być krótko, a wyszło jak zwykle :) Serdecznie zapraszam do wątków i powiązań, jednak uprzedzam, że mogę nieco wolniej odpisywać. Do zabawy zapraszam tez Mistrza Gry.

14 komentarzy:

  1. [Mogę Cię zapewnić, że opis Sharlyne w cale nie jest trudny do przebrnięcia. Powiedziałabym, że nawet wręcz przeciwnie. A przy tym pozwala nam wejrzeć w przeszłość i mocniej docenić fakt, że przyszło nam żyć w zdecydowanie bardziej cywilizowanych czasach (choć pracy przy koniach jej ojcu jednak trochę zazdroszczę).
    Przechodząc do tematu śmierci jej ukochanego, to chyba w tym przypadku sprawdziła się tak irytująca mnie zawsze opinia, że wkurzona, porzucona kobieta potrafi być gorsza od samego diabła.

    W każdym razie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i porywających wątków, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]


    Aurelia, Caspian, Carmelo i Nick

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hej!
    Przyszłam tylko złożyć ukłon w twoją stronę. Karta jest świetnie, w ogóle nie musisz się o nic martwić. Widać, że tutaj został dopracowany każdy szczegół. Historia jest przemyślana i lekko się ją czytało. Tekst wciąga, aż chętniej poznało by się szczegóły z życia tej Pani! :D Do tego przepiękny wygląd i wizerunek który uwielbiam!
    Baw się z nią dobrze! ^^ ]

    Gino/Elena/Riley

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry, dzień dobry :) Miło mi widzieć tak wyczekaną kartę w końcu na głównej :) Wczoraj byłam tak zmęczona, że już jej nie podołałam, za to dziś ten tekst umilił mi drogę do pracy i choć karta może wydawać się długa, pochłonęłam ją w kilka minut ;)
    Od czego by tu zacząć? Chyba nie dam rady skomentować ponad sześciuset lat egzystencji ^^ Podoba mi się, że historia Sharlyne jest spójna i logiczna; wszystko ma swoją przyczynę i skutek, przez co dostajemy pięknie ukształtowaną wampirzycę, choć ze złamanym sercem. Smutno mi to pisać, ale taka miłość, jak ta pomiędzy Sharlyne i Archibaldem zdarza się tylko raz. Chociaż, kto wie...? ;)
    Życzę Ci udanej zabawy na blogu i porywających wątków! Sama oczywiście Ci nie odpuszczę i zapraszam na wspólną burzę mózgów na Hangouts :) Zdaje się, że co nieco już mi chodzi po głowie :)]

    TABITHA JONES

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witamy na blogu i życzymy wielu udanych wątków!! Chciałam tylko zapytać, czy Sharlyne ma jakiś zawód czy wpisać ją jako bezrobotną? :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bry! ^^
    Ja jeszcze nie z początkiem, ale witam serdecznie i nie mogę się już doczekać wątku z tą cudną panią! A Tobie całej masy udanych wątków do napisania. ^^ Może nie narobimy w Londynie zbyt dużego zamieszania z naszą dwójką... ^^]

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam! Bardzo dziękuję za cieplutkie powitanie na blogu i cieszę się, że polubiłaś mojego Głoda <3 Sama zapoznałam się z kartą Sharlyne jak tylko ją opublikowałaś (być może a być może nie podglądałam ją jeszcze w wersji roboczej) i nawet do głowy wpadł mi jeden pomysł na ich wspólną przeszłość. Zanim do tego przejdę muszę się trochę porozpływać nad historią Shar. Ciężki los jej zgotowałaś, ale bardzo podoba mi się sposób w jaki się rozwinęła, poznała piękno i zarazem przekleństwo swojego nowego, nieśmiertelnego życia.

    Wpadłam na prawdopodobnie głupi pomysł, że Castor i Sharlyne mogliby się poznać w przeszłości, w czasach kiedy twoja pani "Głodowała tak długo, że doprowadziła swe młode, nieśmiertelne ciało do mumifikacji.". Cas, jak wspomniałam w jego karcie, szczególnie upodobał sobie wampiry a jako wcielenie głodu i jednocześnie dziwaczny osobnik mógłby się w owym czasie zainteresować jej losami. Nie często zdarzają się w końcu wampiry, które świadomie doprowadzają się do takiego stanu. Nie wiem czy w ogóle byłabyś takim powiązaniem zainteresowana, więc jeżeli chciałabyś razem nad czymś pogłówkować, to zapraszam do burzy mózgów (bo na wątek jestem zdecydowanie chętna).]

    Castor

    OdpowiedzUsuń
  7. Gideon uwielbiał być w centrum uwagi. Londyn okazał się być miejscem idealnym do tego, aby ludzie się nim interesowali. Być może powinien nieco stonować, schować się i nie być tak na widoku, w końcu uciekał przed łowcą, który od bardzo długiego czasu nie dawał mu spokoju i najprawdopodobniej zakończy się to dość krwawo. Gideon nie brał pod uwagę swojej porażki, ale swojego wroga. Dzisiejszego wieczoru nie zmierzał martwić się swoją dość pokręcą przeszłością i teraźniejszością. Prawda była taka, że Gideon nie będzie mógł zaznać zwykłego, ludzkiego życia. Nawet za takim nie tęsknił, nie chciał go. Jego ludzkie życie było nieciekawe. Nigdy nie czuł się chciany, ciężko było być chcianym dzieckiem, gdy nie miało się mocy i wysysało się ją z innych, co nie było w końcu akceptowane przez jego rodzinę. Gideon nie miał w zwyczaju rozmyślania nad przeszłością, od której już dawno się odciął. Pozostała mu po niej jedynie moc, z której każdego dnia czerpał coraz więcej przyjemności i uczył się coraz więcej. Przekraczając tego wieczoru próg jednego z londyńskich hotelu nie myślał o sobie, jak o heteryku, którym był. Był Gideonem Rutherfordem, który przyszedł tu się dobrze zabawić. Może i musiał co prawda zauroczyć ochroniarzy, aby się tutaj dostać, ale to była bardzo niewielka niedogodność. To nie było jego pierwsze przyjście w takie miejsce bez wyraźnego zaproszenia. Tak naprawdę nie robił niczego, aby sobie zasłużyć na bycie tutaj. Jasne, miał na boku parę biznesów, aby mieć się z czego utrzymać. Gideon lubił bogate życie. Lubił drogie, szyte na miarę smokingi. Apartamenty, których pozazdrościłby niejeden śmiertelnik. I mimo, że nie potrzebował aż tak wiele snu, to lubił drogą pościel i porządne materiały. Wieczór mijał mu całkiem przyjemnie. Tu z kimś porozmawiał, tu wypił naprawdę dobrego szampana i wydawało się, że lepiej być już nie może. Właściwie nie przyszedł tu w konkretnym celu. Było to miejsce, w którym czuł się dobrze i obracanie się wśród ludzi, którzy byli bogaci i mieli różne ciekawe rzeczy do zaoferowania było dla Rutherforda interesującym zajęciem. A jak łatwo było od niektórych wyciągnąć przydatne informacje. Nawet taki człowiek, który niekoniecznie zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie obok niego kręci się nieśmiertelna istota, potrafił rzucić czasem informacją, która dla kogoś pokroju Gideona była niczym sztabka złota.
    Przemknął do jednego z otwartych pokoi razem z drobną blondyneczką. Pełne podniecenia oczy jeszcze nie wiedziały co takiego ją czeka. Ledwo drzwi się za nimi zamknęły, a Gideon poczuł, jak dosłownie miażdży jego usta własnymi. Smakowała truskawkami, a jej usta były lepkie od błyszczyka, który nałożyła. Przez pewien czas odwzajemniał pocałunki, dając blondyneczce dokładnie to, czego od niego chciała.
    — Nie bój się — mruknął przelotnie spoglądając jej w oczy, których źrenice jak na zawołanie się rozszerzyły, a ona skinęła głową. Pełen zadowolenia uśmieszek przebiegł przez twarz bruneta nim jego wargi zetknęły się z bladą skórą szyi dziewczyny. Nim wysunął kły musnął delikatnie skórę, jakby to była jego ukochana. Chwilę później ostre, śnieżnobiałe kły zatopiły się w szyi dziewczyny. Gorąca krew, która rozlewała się w jego gardle dawała potrzebną tak bardzo do życia siłę. Mocniej przetrzymał dziewczynę, jej imię to chyba było Veronica, aby nie osunęła mu się nagle na ziemię. Nie zamierzał jej zabić, ale utrata tego jakże pożądanego przez wszystkich napoju mogła doprowadzić ją do utraty przytomności.
    Z boku wyglądali niczym para kochanków, którzy nie mogli od siebie oderwać rąk. Wystarczyło tylko podejść bliżej, aby dostrzec, że to co wydaje się romantyczną scenerią jest najzwyczajniej w świecie sceną wyrwaną prosto z horroru.
    Gideon również nie zwrócił uwagi nawet na to, że w pomieszczeniu nie byli już sami, a towarzyszyła im jeszcze jedna nieśmiertelna istota.

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  8. [Wybacz, że tak późno wpadam z odpowiedzią, ale dopiero wróciłam z wakacji i zaczynam powoli ogarniać życie.Tak właśnie myślałam, że Castor jako osobnik wszędobylski i głęboko przekonany o tym, że nic nie może go zaskoczyć, mógłby się zjawić żeby poznać jej przesłanki. Nie wiem czy Sharlyne tak łatwo chciałaby się z nim podzielić swoją historią, więc Głód towarzyszyłby jej jak cień w procesie mumifikacji żeby zrozumieć dlaczego to robi. Sam Castor pewnie przeszedłby przez wszystkie stadia, dopingowania jej, szydzenia, pewnie nawet jakiegoś współczucia, bo taki już jego charakter, więc mogłoby to wyjść ciekawe, bo nie sądzę, że Sharlyne chciałaby właśnie takiego towarzystwa podczas tego procesu. Co do czasu to równie dobrze możemy zacząć pisać w przeszłości i zrobić przejście do teraźniejszości. Oczywiście to wszystko jeżeli dalej byłabyś zainteresowana. ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Samokontrola, jaką Tabitha wypracowała podczas swego nie tak długiego żywota jako wampir, była godna pozazdroszczenia. Gdyby ktoś zapytał ją o radę w tej sprawie, mogłaby powiedzieć, że kluczem do powodzenia była akceptacja własnej natury i nie opieranie się jej, a wypracowanie z nią cichego porozumienia. Jones bowiem nie wzbraniała się przed pożywianiem się na ludziach; wręcz przeciwnie, czyniła to często i chętnie, uważając, że regularność w pożywianiu się była jednym z elementów pozwalających panować nad przekleństwem, jakim był nieustannie odczuwany przez wampiry głód. Stąd nie doprowadzała do sytuacji, w których wygłodzone ciało miało prawo przejąć kontrolę nad umysłem, a z czasem przestała reagować na krew wręcz euforycznie, jak robili to niektórzy nieśmiertelni, traktując ją po prostu jak… pożywienie, dzięki któremu mogła zachować siły. Oczywiście nie mogła przy tym wyprzeć się swej natury i zaprzeczyć, jakoby spożywanie krwi nie było wręcz narkotycznie przyjemne, lecz na przestrzeni lat i z tym nauczyła się sobie radzić.
    Tuż po przemianie była bowiem jak każdy inny nowonarodzony; stała się żądnym krwi stworzeniem, które dosłownie po trupach dążyło wyłącznie do własnego zaspokojenia i przyjemności. Nie uniknęła tego nawet pomimo wiedzy, którą posiadała. Wcześniej, będąc czarownicą, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, z czym wiąże się wampiryzm i kiedy ocknęła się po przemianie, od razu zrozumiała, co jej się przytrafiło. Wiedziała też, że żeby przeżyć, musiała się posilić i kiedy to nastąpiło… Nie potrafiła już zatrzymać tej krwawej lawiny, która runęła na nią z łoskotem i porwała ją ze sobą, przynajmniej nie od razu.
    Dziś, pięć miesięcy po powrocie do Londynu znajdowała się w znacznie gorszej kondycji psychicznej, niż przez ostatnie lata, które spędziła na słonecznej Sycylii. Sprawy, które przybrały zupełnie niespodziewany obrót, zmusiły ją do porzucenia wypracowanej rutyny i mocno wybiły ją z rytmu, przez co Tabitha przypomniała sobie, z czym wiązało się przekleństwo wampirów. Nieustanne, palące pragnienie spędzało jej sen z powiek i sprawiało, że nie potrafiła skupić się na prostych czynnościach. Rozchwianie emocjonalne, którego doświadczyła sprawiło, że nie marzyła o niczym innym, jak tylko znalezieniu ukojenia. A dla wampirów to krew była słodkim remedium na wszystkie bolączki tego świata.
    Nie pamiętała, kiedy miała w ustach choćby kroplę krwi. Czy było to kilka dni temu, a może nawet tydzień? W swoim najlepszym okresie potrafiła pożywiać się choćby i codziennie, lecz bynajmniej nie wiązało się to z osuszaniem kolejnych ciał i zaściełaniem swej drogi licznymi trupami. Wystarczyło, by upuściła z człowieka ledwo kilkanaście mililitrów, co nie trwało dłużej, niż minutę. Dzięki temu funkcjonowała dobrze, miała jasny umysł i była sprawna, a pragnienie pozostawało zaspokojone. Czasem żartowała, opierając się na swoim całkiem zwykłym, ludzkim doświadczeniu, że było to podobne jak z ochotą na słodycze. Czasem lepiej było zjeść jednego cukierka dziennie i być usatysfakcjonowanym, niż wystrzegać się jedzenia słodkości i traktować je jako coś najgorszego, by później bez opamiętania rzucić się nie na jedną, a kilka czekolad.
    Niestety, ostatnimi czasy Tabitha zapomniała o zbawiennym działaniu cukierków.
    Nie miała na to czasu ani energii. Skupiła się na budowaniu jakiejkolwiek relacji z dorosłą już córką, przy czym jej były mąż wciąż przebywał w nieznanym jej miejscu, przetrzymywany przez niewiadome osoby, przez co ona i Andromeda musiały skupić się nie tylko na dzielących je niedomówieniach, ale też poszukiwaniach Adama. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim zawaliły się fundamenty, które Jones budowała przez lata, na których oparła swoje jestestwo i stała się kobietą – wampirzycą – z której mogła być dumna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była głodna i rozdrażniona. Mierzyła się z porażką, przed którą uciekała przez całe życie i do której niedawno się przyznała. Obnażyła swoje najgorsze lęki i urzeczywistniła je, a choć przekonała się, że nie miała już czego się bać, odcisnęło to na niej swoiste piętno; płynąca niewysłowiona ulga okazała się równie wyzwalająca, co przytłaczająca.
      Dzisiejszego wieczora Londyn nie był bezpieczny.
      Kiedy dotarła do centrum miasta, weszła do pierwszego lepszego klubu. Przy głośnej muzyce i pośród rozbawionego tłumu łatwo było ukryć jej własną tożsamość i pożywić się gdzieś w ciemnym kącie, choćby pod pretekstem chwili intymności, niemalże tuż pod nosem innych, niczego nie świadomych ludzi. Kiedy jednakże przekroczyła próg lokalu, poczuła się zgoła inaczej, niż zazwyczaj.
      Zdawało się, że wszystkie jej zmysły były tej nocy wyjątkowo czułe. Rytmiczna muzyka nie tylko podrażniła jej uszy, ale też głębokimi wibracjami rozeszła się po całym ciele. Można było pomyśleć, że melodia bogata była w niskie i przeszywające dźwięki, lecz w istocie pośród wyższych tonów wybrzmiewało nierówne bicie przynajmniej kilkudziesięciu mocnych serc, przez co wampirzyca poczuła spływający w dół kręgosłupa dreszcz i westchnęła bezgłośnie. Mimo tnących powietrze kolorowych świateł laserów, jej źrenice rozszerzyły się, by wyłowić więcej białego światła i by tym samym ona lepiej mogła przyjrzeć się mijanym osobom. Ostry zapach spoconych ciał drażnił ją w nozdrza i dopiero gdzieś pod tą dominującą nutą, jakby wyłaniając się z bukietu dobrych perfum, kryła się słodka woń krwi. Krwi, która toczyła się tuż pod skórą w każdym ciele ocierającym się o jej ciało, gdy powoli kroczyła pośród tłumu i po raz pierwszy od dawna Tabitha uległa, poddając się instynktowi.
      Nie szukała długo. Potrzebowała chwili, by pośród innych wyłowić wzrokiem tańczącego nieopodal mężczyznę i czym prędzej, może nawet aż nadto nerwowo, zbliżyła się do niego. Nie pytając o pozwolenie, ujęła jego dłoń, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, użyła odrobiny perswazji i nakazała, by ten poszedł za nią. Nie zważając na oburzenie jego dotychczasowej tanecznej partnerki, poprowadziła go ku toaletom, co w miejscu takim jak to nie wzbudzało u nikogo zdziwienia czy nawet oburzenia. Nie przeszkodziły jej nawet znaczące spojrzenia stojących przy pisuarach mężczyzn, ani tym bardziej ich lubieżne uśmieszki, kiedy pchnęła drzwi jednej z kabin i pociągnęła za sobą swoją ofiarę. Działała mechanicznie, nie zastanawiając się nad żadnym ze swoich kroków czy posunięć, kierowana instynktem, z którym nauczyła się współpracować, ale który po raz pierwszy od dawna całkowicie dopuściła do głosu.
      Zazwyczaj pokonywała barierę skóry na pomocą własnoręcznie wykonanej biżuterii, zatkniętej na palec wskazujący lewej dłoni. Był to masywny pierścień, zakończony ni to ostrym szpikulcem, ni to pazurem i doskonale spełniał swoją rolę; wykonana za jego pomocą rana i upuszczenie w ten sposób krwi było przeważnie mniej kuszące, niż zatopienie kłów bezpośrednio w ciele ofiary. Tym razem jednak Tabitha z niego nie skorzystała. Przyparła niczego niespodziewającego się mężczyznę do ścianki kabiny i ponownie na niego wpłynęła, nakazując mu zachować spokój oraz ciszę, a kiedy tylko jej perswazja znalazła odzwierciedlenie w jego błogim uśmiechu, nachyliła się ku szyi nieznajomego i przebiła jego skórę. Krew momentalnie wypełniła jej usta i spłynęła w dół gardła, będąc tak ciepłą i świeżą, jak jeszcze nigdy dotąd. Wygłodniała wampirzyca aż zamruczała z zadowoleniem i mocniej przyparła do ciała mężczyzny, jeszcze silniej wgryzając się w żyły. Celowo nie przebiła tętnicy, nie chcąc nie tylko narobić bałaganu, ale też nie uronić żadnej z cennych kropel. Powtarzała sobie, że jeszcze tylko chwila i przestanie. Jeszcze jeden łyk, jeszcze jedno zachłyśnięcie się euforią pomieszaną z niewysłowionym uczuciem ulgi. Jeszcze tylko moment, a ugasi pożar trawiący od dwudziestu pięciu lat jej ciało, zaspokoi podsycany od kilku dni głód, odzyska siłę i spokój.
      Jeszcze. Tylko. Jedna. Kropla.

      Usuń
    2. Zatraciła się. Dała się pochłonąć, ani przez chwilę nie myśląc o tym, by zaprotestować. Pozwoliła, by krew ją otuliła i pocieszyła, bo odsunęła lęki i obawy, ofiarowała odrobinę zapomnienia, a także wytchnienia. Była lekiem na wszystko, cudownym remedium leczącym duszę i serce, szkoda tylko, że o tak krótkim działaniu.
      Kobieta nie zarejestrowała chwili, w której ciało mężczyzny zaczęło słabnąć i musiała zacząć go podtrzymywać. Nie zorientowała się, że jego serce biło coraz słabiej, a kiedy utracił wystarczająco wiele krwi, całkowicie zamarło. Dopiero kiedy nie była w stanie napić się więcej, odsunęła się i z wyrzutem popatrzyła po zwłokach. Puściła ciało i to opadło bezwładnie na sedes; głowa mężczyzny uderzyła o ściankę i ten głuchy dźwięk było jak pstryknięcie palców mentora podczas wybudzania się z transu.
      — Nie — zdążyła szepnąć, nim w opustoszałej niedawno toalecie nastąpiło dziwne poruszenie.
      W każdej chwili ktoś mógł się tutaj zjawić i znaleźć ją nad ciałem. Jedną osobę mogła jeszcze zauroczyć, ale kilka? Musiała czym prędzej uciec, lecz zamiast tego, wciąż tkwiła w kabinie, przypatrując się swojemu wątpliwemu dziełu. Zabiła. Zabiła po raz pierwszy od piętnastu lat i przyszło jej to lekką ręką. Nie zrobiła tego w szale, po prostu… Po prostu naprawdę dawno się nie pożywała i była tym wszystkim tak bardzo zmęczona…
      Oparła się o drzwi kabiny, których zapomniała zamknąć na zamek i przez to te otworzyły się pod jej ciężarem. Zupełnie zaskoczona Jones, niezdolna zareagować, bo jej zdjęte przerażeniem ciało całkiem zdrętwiało, upadła, lądując tuż u czyichś stóp odzianych w eleganckie, acz lekko już znoszone buty.

      TABITHA JONES

      Usuń
  10. Zamarła, kiedy do jej uszu doleciał odgłos kroków i wbiła wzrok w drzwi, które oddzielały pomieszczenia z kabinami od tego, gdzie znajdowały się lustra i umywalki. Poradziłaby sobie z jedną osobą, a nawet kilkoma, lecz londyński klub wypełniało setki istnień, zapewne nie tylko tych ludzkich. Wystarczyło, by ktoś wszczął alarm, a w toalecie pojawiłoby się całe zbiegowisko, Tabitha zaś… nie miała pewności, czy zdołałaby zapanować nad tłumem i zauroczyć ich wszystkich. Niegdyś, kiedy była młodym wampirem tuż po przemianie, nie przejmowała się podobnymi drobnostkami, lecz dziś zależało jej na tym, by nie zostawiać za sobą niepotrzebnego bałaganu. Miała też swoje powody, by nie zwracać na siebie uwagi i przez to zaklęła cicho pod nosem.
    Jednocześnie była tak oszołomiona niespodziewanym zajściem w męskiej toalecie, że jej wampirze zmysły zawiodły. W normalnych okolicznościach zapewne wcześniej zorientowałaby się, że ktoś nadchodzi, ale nie dziś. Nie, kiedy po raz pierwszy od piętnastu lat zabiła człowieka, na dodatek nie czyniąc tego w szale czy w furii. Stąd wciąż tkwiła na podłodze, wspierając się na wyprostowanych rękach, podczas gdy jej spojrzenie uparcie spoczywało na drzwiach oddzielających ją od osoby, która weszła do toalety, a którą dzieliły dwa metry od mężczyzny, którego Tabitha przed chwilą zabiła; był jeszcze ciepły, nie miała co do tego wątpliwości.
    Zorientowanie się w sytuacji zajęło jej kilkanaście długich sekund. Osobą, która znalazła się w toalecie, nie był człowiek; nie słyszała tłukącego się w piersi serca, nie czuła charakterystycznego zapachu, lecz i tak woń, która uderzyła ją w nozdrza, wydała jej się znajoma. Niedługo potem – jak się okazało – kobieta odezwała się i w brunetkę uderzyły jej słowa. Nieznajoma doskonale wiedziała, co się wydarzyło, zatem Jones nie miała już żadnych wątpliwości co do tego, że miała do czynienia z drugą nieśmiertelną.
    Przez to jęknęła, poniekąd z ulgą i opuściła głowę, odrywając wzrok od drzwi. Dała sobie jeszcze chwilę, a następnie odetchnęła i przekręciła głowę tak, że jej spojrzenie padło na uchylone drzwi kabiny. W powstałej szparze widoczne były zwłoki mężczyzny, który siedział na toalecie ze smętnie pochyloną głową. Na dobrą sprawę wyglądał na takiego, który wypił za dużo i postanowił uciąć sobie regenerującą drzemkę w toalecie, więc może nikt nie miał niczego zauważyć? Tym bardziej, że Tabitha nie narobiła bałaganu. Może to tu, to tam można było znaleźć kilka plamek krwi, ale nic poza tym.
    W końcu Jones wstała i na trzęsących się nogach podeszła do drzwi oddzielających ją od nieznajomej. Nacisnęła klamkę i pchnęła skrzydło, bo przecież nic gorszego nie mogło się już wydarzyć, prawda? I wtedy, kiedy znalazła się pośród luster i umywalek, jej oczom ukazała się wampirzyca, którą dość dobrze znała.
    — Sharlyne… — tchnęła, jednocześnie odrętwiałymi rękoma zamykając za sobą drzwi prowadzące do dwóch rzędów kabin. — Och, Sharlyne… — westchnęła z ulgą i uśmiechnęła się blado, po czym plecami oparła się o drzwi i odgarnęła ciemne włosy z twarzy.
    Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedziała, co mogłaby dodać. Cześć Sharlyne, zostawiłam trupa w łazience zapewne w żaden sposób nie wzruszyłoby starszej, o wiele starszej nieśmiertelnej, a wytłumaczenie, dlaczego dla Tabithy było to takie problematyczne zajęłoby więcej czasu, niż było wskazane na pobyt w toalecie. W tym momencie najważniejszym było, że do toalety nie wszedł żaden człowiek, a ona sama mogła się stąd czym prędzej ulotnić. Wyglądała przy tym osobliwie; całkiem zdrowo i promiennie, dokładnie jak wampir, który dopiero co się posilił, lecz jej rozbiegane spojrzenie i raz po raz wstrząsające ciałem dreszcze zdradzały, że Jones wcale nie czuła się dobrze. I jednocześnie nie czuła się tak, jakby dopiero co się posiliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że to się tak skończy. Że kiedy przekroczy tę cienką granicę, tylko jeden krok będzie dzielił ją od całkowitej utraty kontroli, a wokół czaiło się zdecydowanie zbyt wiele pokus. Tabitha nie mogła im ulec; wciąż była zbyt młoda i niedoświadczona, by pozwolić sobie wpaść w amok, z którego nie potrafiłaby się otrząsnąć. Może kiedyś, po upływie kolejnych dziesięcioleci… Ale nie dziś.
      Odepchnęła się od drzwi i nie zważając na Sharlyne, podeszła do umywalki. Obmyła twarz zimną woda, nie zważając na to, że przez to rozmazuje tusz i dokładniej opłukała wargi, pozbywając się z nich resztek krwi. Gdy skończyła, wsparła się ciężko rękoma o krawędź umywalki i spojrzała na drugą wampirzycę, a raczej jej odbicie w lustrze.
      — Zabierzesz mnie stąd? — poprosiła cicho i było to jedyne, co na tę chwilę była w stanie powiedzieć. Nie widziały się długo, bo ostatnio niespełna rok po przemianie Jones, lecz brunetka czuła, iż druga kobieta ją zrozumie, a na wyjaśnienia będzie mogła liczyć później.

      TABITHA JONES

      Usuń