WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

[KP] Dreaming is nursed in darkness

Emme

109 komentarzy:

  1. [Przyznam, że przez mniej więcej połowę karty czułam się jakbym oglądała po raz kolejny Piotrusia Pana, choć nie jestem pewna czy takie skojarzenie było z Twojej strony zamierzone, bo jak wiadomo różne dziwy przychodzą nam do głowy całkiem nieświadomie podczas pisania. Później jednak zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię. Nagłe zniknięcie lub śmierć bliskich nie jest nigdy miłym doświadczeniem.
    W każdym razie życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam do siebie. Poszukamy Pana Williamsa razem z Andromedą.]

    Gulika A.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Moja piękna córka ♥ Andromeda wyszła Ci wspaniale i naprawdę nie wiem, co Tabitha miała w głowę, decydując się na odejście. Na pewno jednakże wiem, co my miałyśmy w głowie, kombinując nad tym wątkiem ♥ Karta jest cudna, zarówno pod względem treści, jak i wizualnie! A mi nie pozostaje nic innego, jak w ramach powitania podrzucić to skromne rozpoczęcie od wyrodnej matki…]

    Jednym z niewielu przedmiotów, które Tabitha zabrała ze sobą przed opuszczeniem Londynu, był obły kamień wielkości kurzego jaja. Różowy jaspis cesarski mienił się kilkoma głębokimi odcieniami, a jego starannie wypolerowaną powierzchnię przecinały złote żyłki, miejscami cienkie jak włos. Nie był on zwykłą ozdobą, choć z czasem kobieta dorobiła do niego złote okucie wraz z przywieszką, przez co można było zawiesić go chociażby na łańcuszku, choć ze względu na swój rozmiar nie nadawał się na praktyczną biżuterię. Kamień ten kumulował w sobie magię kilku pokoleń czarownic i nawet w rękach pozbawionej daru wampirzycy posiadał niezwykłe właściwości. Wystarczyło, że Tabitha wzięła go w dłonie i ścisnęła lekko, myśli skupiwszy na rodzinie, a pod jej zamkniętymi powiekami ukazywały się obrazy. Były to chaotyczne migawki, jednakże to wystarczało, by niezależnie od miejsca, w którym przebywała, wiedziała, co dzieje się u jej bliskich.
    Pewnego wieczora, po dniu spędzonym na pracy, rozsiadła się wygodnie na tarasie kupionego we Włoszech mieszkania. Przez kilka minut jedynie wpatrywała się w kamień, wodząc palcem po złotych żyłkach, aż wreszcie odetchnęła, zamknęła oczy i skupiła się na osobach, których nie widziała niemalże od ćwierć wieku. To, co zobaczyła sprawiło, że mocniej zmarszczyła brwi, a po chwili poderwała się z miejsca; jaspis nieomal wypadł z jej rąk.
    — Adam! — tchnęła zlękniona, podejmując decyzję w ułamku sekundy. Tym razem spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, co nie zajęło jej wiele czasu, zważywszy na to, że poruszała się po pokojach z wampirzą prędkością i już kilkanaście minut później siedziała w samochodzie, nerwowo zerkając na prowadzącą ją do Londynu nawigację.
    Podróż zajęła jej szesnaście godzin; na miejsce dotarła w środku nocy i kalkulując szybko, doszła do wniosku, że nie było większego sensu w nachodzeniu Andromedy o tej porze. Dziewczyna albo spała, albo starała się otrząsnąć po porwaniu ojca i nagłe pojawienie się Tabithy na pewno by jej w tym nie pomogło. Poza tym, pozostawała jeszcze jedna, istotna kwestia; Jones bała się stanąć przed córką po takim czasie. Co miała jej powiedzieć? Jak się wytłumaczyć? Czy Andromeda w ogóle ją pamiętała? Była przecież taka malutka, kiedy brunetka zniknęła z jej życia, a Adam… Adam chyba nie opowiadał o niej zbyt wiele, w końcu i jego skrzywdziła.
    Kierowana strachem i wyrzutami sumienia, zahaczyła o warsztat samochodowy – pierwszy budynek, który stanął na jej drodze, choć nie wiedziała, co ją tam pokierowało. Może widoczne przez szyby, zapalone mimo późnej pory światło? Zatrzymała się tam do rana, u – jak się okazało – starej znajomej, by o bardziej przyzwoitej porze udać się pod adres, który udało jej się ustalić za pomocą kamienia.
    Pierścień umożliwiający jej poruszanie się za dnia otrzymała jeszcze od czarownic ze swojego sabatu. To do nich zwróciła się po pomoc zaraz po przemianie, lecz wiedziała, że na dłuższą metę sabat jej nie ochroni. Jaki sens miałoby trzymanie jej w ryzach za pomocą zaklęć? Musiała wszystkiego nauczyć się sama i zdawała sobie z tego sprawę aż za dobrze, poza tym zależało jej na bezpieczeństwie nie tylko męża i córki, ale również pozostałych czarownic. Z drugiej strony, czy w innym zakątku świata nikogo nie skrzywdziła? Oczywiście, że tak. Jakkolwiek jednak okrutnie to nie brzmiało, łatwiej było mordować obcych ludzi niż tych bliskich sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze przed południem zjawiła się przed drzwiami obcego jej domu. Nim zapukała, długo nasłuchiwała dochodzących ze środka odgłosów, aż w pewnym momencie przyłapała się na tym, że tkwiła przed budynkiem dobrą godzinę. Bała się. Tak po prostu bała się tego, co miało nastąpić, ale jednocześnie nie mogła nie zareagować, nie przejąć się losem Adama i Andy, nie pomóc im, tym bardziej, że nie do końca wiedziała, o co się rozchodzi. Miała na ten temat mgliste pojęcie; nie podobała jej się nowa znajoma córki, ta czarownica od Królowych, jakby jej przyjaźń nie była bezinteresowna. Co jednakże miał do tego wszystkiego Adam?
      Wreszcie zapukała i nie pozostało jej nic innego, jak tylko czekać.

      TABITHA JONES

      Usuń
  3. [Dzień dobry! ♥
    Ja wciąż się kiszę w roboczych, ale no nie mogłam Cię nie przywitać i Andromedy (piękne imię!), która w dodatku jeszcze jest otoczona takim uroczy, wizerunkiem. ;> Widzę też, że zdecydowałaś się jednak inaczej pokierować losem ojca. Chyba dobrze, bo pomysły wychodziły... mroczne. :D Mam nadzieję, że będziesz się z nią świetnie bawić i napiszesz same wciągające wątki. <3
    Trzymaj miejsce dla mnie i dla Oscarka, bo niedługo się tu pojawimy i nie możemy się doczekać wątku! ^^]

    O. Carrington

    OdpowiedzUsuń
  4. [dobry dzień ;)
    Pani wyszła ci mega cudnie ;) Nie patrzyłam pod roboczymi a teraz widzę, że mają dziewczyny tę sama fuchę >.< Można by tu wprowadzić konkurencję miedzy warsztatami albo nawet razem pracować. - to taki luźny pomysł ^^ - Oczywiście jestem otwarta na wszystko jeśli masz ochotę popisać ;)]

    Larysa

    OdpowiedzUsuń
  5. Tkwiąc pod drzwiami Tabitha uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy w całym swoim życiu tak bardzo się nie bała, a znajdowała się naprawdę w różnych, nieciekawych sytuacjach. Jednakże ani przemiana w wampira, ani odejście od bliskich, ani też bezpośrednie zagrożenie życia nie napawały ją takim przerażeniem, jak spotkanie z dorosłą już córką, która miała prawo jej nienawidzić i kobieta szczerze by się zdziwiła, gdyby było inaczej. Trzęsła się więc jak osika, nie tylko już głęboko w środku swojego jestestwa, ale także na zewnątrz; całe jej ciało dygotało, a kiedy skrzydło drzwi niespodziewanie skrzypnęło, nieomal ugięły się pod nią kolana.
    Dopiero teraz, stając oko w oko z Andromedą uświadomiła sobie, jak bardzo tego nie przemyślała. Zjawiała się po dwudziestu pięciu latach, w czasie których ani razu nie skontaktowała się ani z nią, ani z Adamem i jak gdyby nigdy nic postanowiła zapukać do domostwa, w którym Andy wynajmowała pokój. Nie miała jednak pojęcia, co dalej i szczerze powiedziawszy, po cichu liczyła na to, że młoda kobieta jej to ułatwi. Że rozpozna ją niemalże od razu, przez co będą mogły przejść bezpośrednio do meritum sprawy, tymczasem panna Williams zwróciła się do niej jak do nieznajomej i choć właściwie niczego innego się nie spodziewała, nie podejrzewała, że to może tak bardzo zaboleć. Na kilka sekund wstrzymała oddech, czując się niemalże tak, jakby ktoś wyrwał jej serce, zmiażdżył je na jej oczach i tak nieodwracalnie uszkodzone, wepchnął na swoje miejsce jak ochłap mięsa, którym to w istocie się stało. W końcu jednak zamrugała i czerpiąc z nieznanych pokładów sił, czym prędzej pozbierała się w sobie, karcąc się w duchu.
    Czego się spodziewałaś, Tabby? Na co liczyłaś? Zostawiłaś ją, gdy miała dwa latka. Jesteś dla niej obca i jeszcze długo obcą pozostaniesz..
    — Tak, ja do… pani — przytaknęła, przez chwilę smakując to nienaturalnie brzmiące w jej ustach słowo. — Andromeda Williams, prawda? — spytała, ewidentnie grając na czas, ponieważ nie istniał żaden sposób na wybrnięcie z tej sytuacji bez ofiar i tak jak Tabitha wiedziała, co może się wydarzyć, tak Andy wciąż trwała w błogiej nieświadomości. Nie wiedziała jeszcze, że tuż przed nią stała jej matka, dokładnie ta sama, którą pamiętała ze zdjęć. Nie wiedziała również, kim Tabitha się stała i nie znała własnego dziedzictwa. Czy Jones naprawdę była gotowa na wywrócenie do góry nogami życia istoty, za którą bez zawahania oddałaby własne? Nie, ani trochę.
    — Przychodzę w sprawie… pani… — Znów to cholerne słowo! — Ojca. Wydaje mi się, że mogę mieć pewne informacje — podjęła ostrożnie, po czym uśmiechnęła się niemrawo i pozwoliła sobie zlustrować jej sylwetkę wzrokiem. Jakże wyrosła! Jaspis cesarski, będący jej wyjątkowym okiem na świat, nie oddawał w pełni tych zmian. Podglądając Adama i Andromedę widziała, jak dziewczynka rosła, jak poszła do szkoły i kończyła kolejne klasy, nawet jak po raz pierwszy się zakochała. Widziała też pierwsze siwe włosy Adama, delikatne zmarszczki w kącikach jego oczu, dłonie coraz bardziej ogorzałe od pracy w warsztacie i skrzywiła się na wspomnienie wieczorów spędzanych z kamieniem w dłoniach; na te drobinki szczęścia, której jej dawał, a które ona gorączkowo kolekcjonowała i teraz czuła, jak te gromadzone latami okruchy boleśnie kaleczą jej duszę. Sama jednakże się na to zdecydowała. Dokonała świadomego wyboru. I nie mogła cofnąć czasu, który płynął nieubłaganie, czego miała przed sobą żywy dowód.
    — Może porozmawiamy w jakimś ustronnym miejscu? — zaproponowała, spoglądając ponad ramieniem córki w głąb domu. Nie miała pewności czy jej zaproszenie do środka wystarczy; tylko właściciel budynku miał moc wpuścić wampira w jego progi. Jakże niefortunnie by było, gdyby Tabitha odbiła się od niewidzialnej ściany, musząc przedwcześnie się zdradzić. — Niedaleko pewnie powinna być jakaś kawiarenka? — podsunęła zmyślnie, gdyż z miejscami użytku publicznego było o tyle prościej, iż mogła dostać się do środka bez przeszkód.

    TABITHA JONES

    OdpowiedzUsuń
  6. [to fajnie !
    Tylko pytanie z innej strony - skąd Lara by się dowiedziała o jego zaginięciu? Lara przebywa w mieście dopiero od pól roku, wiec jeśli by to miało wyjść musiały się poznać wcześniej. ;> Pytanie w jaki sposób :)]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  7. [Aaa sorka ja słabo myślę, gdy wstaje o 4 xD a ze mam w tym tyg. taką fajną zmiane... nie zajarzyłam.
    Pewnie! Kto zaczyna? ;)]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  8. [szczęściara ^^
    Ależ skąd ;3]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  9. [To od czego zaczynamy? :D]

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  10. [zapraszasz do pisania, więc jestem <3
    ja też długo czekałam na podobnego bloga, a ta Pani wyszła Ci taka piękna! *-* nie tylko wizerunkowo, bo dobrałaś po prostu boginię urodowo, ale ma wrażliwą i kolorową duszę, jest ujmująca i powiem tak - Abi potrzebuje jej blisko :)
    czy nadajemy się na bff? :D ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Hej hej ^^
    Dziękuję ci za miłe słowa pod kartą. Faktycznie dla mnie nieśmiertelność po czasie również okazała by się nużąca i dość przykra. Ale pewnie znalazłby się osoby, które potrafiłyby czerpać z tego sporo pożytku. Taki właśnie jest Gino :D Z reguły cieszy się tym darem jak dziecko, choć potrafi być nieco przerażający, przynajmniej taki jest plan :D
    Andy wydaje się bardzo ciekawą postacią, intrygują mnie jej sny. Zwłaszcza, że jest tak na prawdę czarownicą. Niby mam już wypełniony limit na wątki, ale chętnie skuszę się na jeszcze jeden, a co mi tam. Najwyżej nagnę dobę :D
    Na pewno mógłby skorzystać z usług mechanika, gdy jego stary mustang z jakiś powodów odmówi mu współpracy.
    Możemy też pójść w innym kierunku, Gino raczej nie udaje, że zależy mu na czyimś życiu i bez ceregieli żywi się ludźmi. Może, któregoś wieczoru zaatakować pannę Williams ;)
    A jesli ty masz jakiś pomysł na wątek bądź powiązanie to dawaj znać :) ]

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  12. Tuż po przemianie nie miała czasu zastanawiać się nad tym, jak bardzo jej decyzja o odejściu miała okazać się krzywdząca dla Adama i Andromedy. Choć była w stanie przewidzieć jej konsekwencje i domyślała się, jak bardzo ich zrani, wtedy było to dla niej jedyne słuszne rozwiązanie i dziś prawdopodobnie postąpiłaby tak samo. Za bardzo się bała, że pozostając zbyt blisko, skrzywdzi ich bardziej, niż mogło to zrobić jej zniknięcie. Bała się, że odbierze ojcu córkę lub odwrotnie, zabierze ojca dziecku, a tego nigdy by sobie nie wybaczyła. Skąd bowiem miała wiedzieć, czy miłość do dziecka i żony do męża okaże się silniejsza, niż przekleństwo pragnienia krwi, którym wbrew sobie została obarczona? Wolała więc odsunąć się, zniknąć z ich życia i nie pozostawiać po sobie najmniejszego śladu, niż podjąć tak ogromne ryzyko, niezależnie od tego czy zrobiłaby to ze względu na nich, czy na siebie i własne, egoistyczne pobudki. Nie chciała przecież ich zostawiać, choć świat krył znacznie gorsze potwory, niż ona.
    Różowy jaspis cesarski nie był jej w stanie przekazać emocji i uczuć, które targały Adamem i Andromedą. Widziała tylko strzępki sytuacji przedstawione w chaotycznych, momentami nawet niechronologicznych obrazach. Dokładnie tak, jakby ktoś pociął rolkę filmu na małe kawałki, przecinając na pół nawet poszczególne klatki, a potem wymieszał wszystko i kilka wybranych fragmentów podsunął Jones. Na podstawie tego, czym dysponowała, mogła ocenić czy jej rodzina była bezpieczna i czy nic jej nie zagrażało, jak sobie radzili i jaki wiedli żywot, lecz nic więcej. Resztę mogła dopowiedzieć sobie sama, ale czy na pewno chciała? Przez te dwadzieścia pięć lat nie mogła nie zastanawiać się nad tym, czy o niej zapomnieli i co czuli głęboko w sercach, myśląc o niej, lecz obrazy dostrzegalne za pomocą kamienia podpowiadały jej, że zdecydowali się wymazać ją ze swojego życia i prawdopodobnie dlatego, choć mogła, nie zdecydowała się wrócić. Nie chciała znowu wywołać chaosu, nie chciała rozbudzić dawno pogrzebanego bólu.
    Każda decyzja wydawała się zła. Każda niosła ze sobą cierpienie. I teraz, po ćwierć wieku stojąc przed Andy, Tabitha wiedziała, że jest o krok od rozdrapania starych ran.
    Jej serce przeszył cierń bólu, kiedy dziewczyna tak rozpaczliwie uchwyciła się jej słów o Adamie; strzępka informacji, który Tabitha mogła jej ofiarować. Jeszcze na chwilę przed swoim wyjściem wzięła w dłonie kamień i skupiła swe myśli na Adamie, przez co tego jednego była pewna.
    — Żyje — zapewniła i odruchowo zacisnęła palce na pasku torebki, na której dnie bezpiecznie spoczywał jaspis; starała się wyczuć jego ciężar, jakby ten miał ją uspokoić, ale nic takiego nie nastąpiło. — Ale niestety nie wiem, gdzie dokładnie jest… przetrzymywany — dodała, tym samym zdradzając, że doskonale znała naturę jego zniknięcia, lecz w tej chwili zdawało się, że ma bardziej palący problem. Zapytana o to, kim jest, zamarła. Jej ciało zastygło w doskonałym bezruchu, podczas gdy myśli przenikały sieć neuronów z prędkością światła.
    Czy to był ten moment, w którym miała zdradzić prawdę? Jeśli teraz powie, że jest jej matką, będzie musiała zdradzić wszystko; przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wygląda, że powinna mieć już zmarszczki, siwe włosy i przebarwienia, a wprowadzenie Andromedy za kurtynę zwyczajnego świata tutaj, na progu jej domu, gdzie w każdej chwili ktoś mógł im przeszkodzić, mijało się z celem. Tabitha zdecydowała się więc zagrać jedyną kartą, jaką miała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie możemy kontynuować tej rozmowy tutaj. Nie wiem, kto może nas obserwować i podsłuchiwać, a od tego zależy bezpieczeństwo twojego ojca — mówiąc to, wcale nie mijała się z prawdą. Naprawdę nie wiedziała, o co się rozchodzi i kto maczał w tym palce, ale bycie wampirem nauczyło ją wielu rzeczy, w tym najważniejszego; nigdy nie było się bezpiecznym. Za rogiem zawsze czaił się ktoś silniejszy, bardziej uzdolniony czy bystrzejszy, a rzekoma nieśmiertelność okazywała się zaskakująco krucha. — Zatrzymałam się w hotelu w centrum, może porozmawiamy tam? — Spróbowała po raz kolejny i rozejrzała się nerwowo, a w odpowiedzi na jej obawy z wnętrza domostwa rozległ się kobiecy głos.
      — Andy, wszystko w porządku? Z kim ty tam rozmawiasz, nie miałaś już dawno wyjść?

      TABITHA JONES

      Usuń
  13. [Podoba mi się wszystko, co zaproponowałaś :D chętnie mogę nam coś zacząć, tylko co by to mogło być...? zwyczajne spotkanko przy piwku w jakimś barze, a w drodze powrotnej pod domku kłopoty? :D Czy potrzebujesz czegoś głębszego? :) W tej relacji bff, dzięki temu, kim jest mama Abigail, chyba nawzajem będą się mocno wspierać i potrzebować :) mam dobre przeczucia! :)]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  14. Widząc ulgę, jaka odmalowała się na twarzy córki, nie mogła się nie uśmiechnąć i z trudem powtrzymała łzy wzruszenia. Cieszyła się, że Andromeda miała w swoim życiu kogoś takiego jak Adam, że był przy niej chociaż jeden rodzic i że ten był dla niej tak ważny. Wiedziała, niemalże już w momencie, w którym go poznała, że mężczyzna będzie wspaniałym ojcem i nie pomyliła się, o czym dobitnie świadczyła reakcja dziewczyny i prawdopodobnie to dlatego kolejne słowa Tabithy dosłownie zwaliły ją z nóg. Jones jedynie przyglądała się, jak ta opadła na schodek, dobrze wiedząc, że ta fizyczna słabość była wywołana nadmiarem emocji i nie mogła niczego na to poradzić. Andromeda musiała przetrawić jej słowa, dopuścić je do siebie i ułożyć w głowie sama, bez niczyjej pomocy, podczas gdy nawet jeszcze nie wiedziała, że najgorsze było dopiero przed nią. I przed samą Tabithą.
    Nie ufam pani. Od kiedy to słowa potrafiły tak bardzo ranić? Wampirzyca jednakże przełknęła tę gorzką pigułkę i zdusiła gniotący pierś ból, dobrze wiedząc, że sama na to zapracowała.
    — W takim razie chodźmy — odparła i ruszyła we właściwym kierunku. Jej samochód został w warsztacie i miał tam tkwić jeszcze przez kilka dni, a od hotelu dzielił je spory kawałek, więc kiedy tylko znalazły się bliżej bardziej uczęszczanej trasy, brunetka skierowała się ku postojowi taksówek. Tym sposobem dotarły na miejsce w przeciągu kilkunastu minut i dobrze, ponieważ Tabitha nie wiedziała, jak dużo czasu im pozostało. Domyślała się, że jej spotkanie z córką było zapalnikiem i że Adam nie został porwany bez powodu, ale nie miała pojęcia, w czym tkwiło sedno sprawy. To z kolei uniemożliwiało jej przewidzenie ruchów przeciwnika i przez to wolała założyć, że w miarę możliwości powinny działać szybko. Nim jednak miało to nastąpić, winna była panience Williams wyjaśnienia i po wejściu do hotelowego lobby zadrżała na samą myśl o tym, co ją czekało.
    Windą wjechały na ostatnie piętro budynku, gdzie znajdował się apartament przydzielone jej przez Oscara. Mężczyzna zadbał o jej wygodę i Tabitha podejrzewała, że zatroszczył się również o jej bezpieczeństwo, lecz i tak po otworzeniu zamka magnetycznego za pomocą karty, nie przepuściła Andy przodem i pierwsza weszła do pokoju. Może nie było to grzeczne, ale musiała upewnić się, że w środku nikt nie czyhał i rozluźniła się lekko dopiero, kiedy nie wyczuła niczyjej obecności.
    — Usiądź, proszę. — Wskazała na komplet wypoczynkowy zajmujący środek salonu i odwiesiła torebkę na haczyk przy wejściu. Sama zaczęła krążyć nerwowo po pomieszczeniu, ramiona skrzyżowawszy na piersi.
    — Pytałaś o to, kim jestem — podjęła, zerkając na nią krótko. Aż zbyt wyraźnie zdawała sobie sprawę z tego, że musiała poruszyć ten temat teraz i odkryć przed nią wszystkie karty. Gdyby prawda ujrzała światło dzienne później, mogłaby zbyt wiele skomplikować i wystawić Adama na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Wampirzyca nie mogła więc w tym momencie myśleć o sobie, musiała skupić się na bliskich. To dla nich wróciła i była w tym momencie najmniej ważna, więc pomimo tego, jak wielki strach odczuwała, zepchnęła emocje na bok i przystanęła, spoglądając wprost w twarz córki. Miała oczy Adama.
    — Nazywam się Tabitha Jones — tchnęła, podejrzewając, że już te dwa słowa powiedzą coś Andy. Mimo tego nie czekała na jej reakcję, a kontynuowała. — I jestem twoją… matką. Zaginioną żoną twojego ojca. Choć nie, tą drugą już chyba nie… Ani nawet tą pierwszą… — mruknęła, a kąciki jej ust drgnęły w nerwowym uśmiechu. — Pewnie masz dużo pytań, prawda? — rzuciła cicho, mocniej zaciskając palce na przedramionach. Tym razem to ona miała wrażenie, że zaraz osunie się na podłogę, lecz mimo tego stała sztywno, podczas gdy świat wirował wokół niej, jakby stała się jego chwiejną osią. Mogłaby mówić dalej, ale zbyt wielu informacji na raz Andromeda na pewno nie zdołała by przyswoić, tym bardziej, że tak wiele jeszcze się przed nią kryło i… w tej krótkiej chwili Tabitha zdążyła się znienawidzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tymi paroma zdaniami doszczętnie zniszczyła całe dotychczasowe życie córki. Lekkim dmuchnięciem zmiotła tak misternie budowany przez nią świat, pozostawiając po nim wyłącznie zgliszcza i tak, nienawidziła siebie za to, ale też nie widziała innego wyjścia.

      TABITHA JONES

      Usuń
  15. [ Jak najbardziej mogła sobie to wyśnić, skoro nawiedzają ją takie sny :D
    Jeśli Gino się uda zatopić w niej kiełki pewnie poczuje w jej krwi coś innego, co podpowie mu, że nie ma do czynienia ze zwykłym śmiertelnikiem ? Może to zachować dla siebie bądź nie :D Podejrzewam też, że nie zostawi jej na środku chodnika tylko porwie do siebie ^^ ]

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  16. Abigail była tylko człowiekiem, nie posiadała żadnej wielkiej mocy, a jej najwybitniejszym talentem było projektowanie idealnie skrojonych smokingów. Jako adoptowana córka starej wiedźmy, zdawała sobie sprawę z tego, jaki świat ją otacza, nie mogła jednak nikomu zdradzić tajemnicy magii, na szczęście potrafiła ją zatrzymać dla siebie. Wampir, wilkołak, czarownica, czy duch, dla wielu śmiertelników były wytworem pisarskich, filmowych pozycji i lepiej, aby tak pozostało, zaś sama Abigail nie miała żadnego interesu w tym, by uświadamiać społeczeństwo. Niemniej jednak wiedza jaką posiadała, okazywała sie niezwykle przydatna i dzięki niej, już nie raz młoda krawcowa uszła cało z nieciekawych sytuacji.
    Wybiła już jedenasta wieczór, gdy zebrała się od znajomej, u której zbierały miarę na jej suknię ślubną. Gdy parę lat temu Abi studiowała w Nowym Jorku, miała okazję poznać wielu znakomitych i utalentowanych ludzi i dzisiaj absolutnie nie czuła się pokrzywdzona faktem, że zamiast swoją wiedzę i umiejętności kształtować i rozwijać w wielkiej korporacji mody, utkneła w malutkim zakładzie osiedlowej dziwaczki. Odpowiadało jej to, że ma spokój, bo i tak z polecenia po pracy wciąż zajmowała się dodatkowymi i własnymi projektami. Rozwijała się cały czas, tyle że na własnych warunkach, no i odpowiadało jej to, że po kilku latach wróciła do Londynu i mogła mieć oko na mamę To ostatnie brzmiało nieco absurdalnie, bo Ana była silna i wiek w ogóle nie zarysował jej zdrowia i to ona prędzej obroniłaby córkę przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem, ale po prostu blondynka się troskała. Ostatnio miała wrażenie, że do jej mamy co chwila ktoś się zgłasza, jakby w świecie istot nadprzyrodzonych, coś się działo niepokojące.
    Londyn był klimatycznym miastem niektóre ulice pachniały dawnymi dziejami i to tymi starszymi lubiła spacerować, a już szczególnie gdy powietrze było cięzkie od wilgoci, która osiadała na skórze, lepiąc się do ciała. To należało do uroków tych stron i nigdy nie narzekała na deszczową pogodę, czy pochmurne niebo. Ten wieczór należał do chłodnych i mglistych, niekiedy sceneria przypominała kadr z horroru, ale Abi czuła się bezpiecznie. Od kilku lat do podwieczorku zamiast herbaty popijała werbenę, zaś na szyi miała zaklety talizman od mamy, który miał ją chronić przed złem. Poprawiła torbę przewieszoną przez ramię i przyspieszyła kroku, chcąc dostać się do jednego z ulubionych barów jak najprędzej. Nie lubiła taksówek, a metro już zamknięto, pozostawał jej więc dłuższy spacer, ale nie oglądała się za siebie co chwila, nie czuła na sobie cudzego spojrzenia, nie podejrzewała nawet, że może ktoś sobie ją już upatrzył na przekąskę. Była przekonana, że bez prowokacji z jej strony, uda jej się cało trafić do celu, przecież całe życie matka jej wpajała, że nawet bestie mają swoje potrzeby, ale i mechanizmy i pragnienia i nikt, ale to absolutnie nikt nie jest potworem istniejącym tylko na bazie prostych instynktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwolniła nieco, gdy z daleka dostrzegła jak z jednego z lokalów znajdujących się wzdłuż rozrywkowej ulicy wypada trzech podpitych mężczyzn. Może było to absurdalne, ale mając wiedzę o istnieniu istot magicznych, obawiała sie bardziej tego, do czego zdolni są ludzie, dlatego skręciła w pierwszą pustą wolną uliczke, ale przemknąć bezpiecznie bez zaczepek ciemnym zaułkiem. Do adresu, w którym umówiła się z koleżanką, miała jeszcze kawałek i na prawdę chciała się tam dostać.
      Znała Andy praktycznie całe życie, choć tak dokładniej mówiąc od momentu, gdy stara Ana przywiozła ją do domu z sierocińca. Uwielbiała jej towarzystwo i choc mówiły sobie wszystko i o wszystkim, to czasami miała wrażenie, że dziewczyna ma swoje mroczne sekrety, których się wstydzi. Tegow ieczoru, mając zamiar schlać się i zabawic, Abi była pewna, że wypłynie na światło dzienne przynajmniej jedna, bo i sama musiała opowiedziec, co jej się ostatnio ciekawego przydarzyło!
      Dotarła w końcu szybkim krokiem do lokalu i wpadła do środka z lekką zadyszką. Praktycznie rozdeptała palaczy, którzy czaili się z fajkami przy progu, a przeciskając dalej niemal nie powaliła biegającej kelnerki. Normalna sprawa Abigail przyszła i już rozrabiała! Rozglądając sie wokół, próbowała wypatrzeć przyjaciółki.

      [podpowiedz mi jeszcze, czy Andy wie, że mama Abigail jest wiedźmą? myslisz, że o tym rozmawiały? Czy kwestia czarow to ten watek, którego nie poruszają w ogóle? ]

      Abigail

      Usuń
  17. Poznawała Londyn powoli, ale systematycznie. Starała się nie wyróżniać, pilnie pracowała i przede wszystkim obserwowała. Bardzo szybko dotarło do niej, że trafiła tam, gdzie chciała się znaleźć. Pozostało tylko poszukać odpowiedzi na wiele pytań, które zbierały się przez te wszystkie lata.
    Korzystając ze słonecznego dnia wolnego, którego nie spędzała pomiędzy rzędami winorośli, udała się pod adres, który znalazła w notatkach swojej babci. Było to jedno z wielu miejsc, które "normalni" ludzie uważali za zwykły sklep ezoteryczny. Nie brakowało tutaj kart tarota czy wielkich wisiorów, które miały służyć za talizmany. Ale jeśli ktoś wiedział, że na świecie można było spotkać potwory z bajek, zdecydowanie inaczej patrzył na niepozorny kramik.
    Emily właśnie przechodziła między regałami oglądając różne przedmioty. Od czasu do czasu przystawała na dłużej czując energię, która zachowana była w starej księdze czy pierścieniu w gablocie. Była tylko ciekawa czy sprzedawczyni zdawała sobie sprawę z tego, co sprzedaje, bowiem nie wyczuwała od niej żadnej mocy świadczącej o przynależności do którejś z ras. Może ona była właśnie pewna, że pracuje w sklepie ezoterycznym i traktowała jak wariata każdego potencjalnego klienta?
    Znajome przeczucie zaatakowało ją delikatnie w momencie, gdy sięgała po ogromny zielnik. Nie miało to jednak nic wspólnego z ususzonymi roślinami między kartkami albumu. Emily wyprostowała się i rozejrzała zatrzymując spojrzenie na młodej kobiecie, która wspomniała o snach. Zainteresowana schowała się między regałami i podeszła bliżej, żeby - co tu ukrywać - trochę podsłuchać rozmowę nieznajomej z ekspedientką.
    Przez chwilę tylko obserwowała młodą kobietę upewniając się, że naprawdę wyczuwa moc krążącą w powietrzu. Kiedy jednak została sama z jakimś poradnikiem wciśniętym jej przez sprzedawczynię, ruszyła odważnie ze swojej kryjówki.
    - Moja babcia interesowała się snami - zaczęła z lekkim uśmiechem chcąc trochę zbadać teren. Nie wiedziała na ile kobieta była świadoma aury, którą roztaczała. Nie miała też pewności czy na pewno może nieznajomej ufać. Miała jednak na tyle dobre serce, że nie mogła pozostawić nieświadomej czarownicy na pastwę poradników.
    - Emily - dodała, przedstawiając się i wyciągając rękę w kierunku kobiety.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Mi na dobrą sprawę obojętnie, mogę coś podrzucić dziś po pracy lub jutro przed. Chyba że masz czas to zaczynaj ^_^ ]

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  19. W Londynie bywał już wielokrotnie. Tym razem znów obrał sobie to miasto za cel. Lubował się w dużych metropoliach gdzie każdy był anonimowy i nie zwracano tak dużej uwagi na różne tragedie lub najzwyczajniej je ignorowano.
    Stanie się wampirem, istotą praktycznie nieśmiertelną, wieczną było dla niego czymś w rodzaju spełnienia upragnionego marzenia. Był silny, nigdy nie chorował i nie starzała się. Mógł zakradać się do ludzkich umysłów i naginać ich wolę by wyciągnąć jak najwięcej korzyści dla siebie. Poczucie mocy i władzy nad życiem własnym i innych napędzało go do działania. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od niego, od jego kaprysów. Nigdy więcej nikt mu nie odmówi, nigdy więcej nie będzie musiał czekać, aż się ustatkuje i dorobi. Nieśmiertelność była dla niego najpiękniejszym darem jakim mógł zostać obdarzony przez swoją dawną kochankę.
    Zdawał sobie sprawę, że po świecie chodzi wiele istot nieszczęśliwych z tego powodu. Dla większości wampiryzm składał się jedynie z pasma goryczy i wad. On nie widział w tym życiu żadnych obciążeń. Śmierć bliskich? Pożegnał ich na długo przed ich pogrzebem, gdy porzucił rodzinne włości i wyruszył w świat. Nie oglądał się za siebie, a teraz wspomnienia dawnego życia były wyblakłe i mało istotne. Praktycznie nie pamiętał kim byli tamci ludzie. Nie był z nimi silnie związany, w rodzinie był czarną owcą, a ludzie z jego okolicy uważali go za niegodziwego i złego.
    Żądza krwi, nieustanne pragnienie? Polowanie wiązało się z przyjemnym mrowieniem pod skórą, czuł podniecenie za każdym razem, gdy udawał się na łowy. Robił z tego jednak prawdziwe przedstawienie, za każdym razem szykując nowy scenariusz dla swej ofiary. Napawał się ich strachem i bezradnością, gdy w popłochu uciekali, gdy wiedzieli już że nie mają żadnych szans ze swoim przeciwnikiem. Chłonął to, a gdy dopadał zwierzynę i przebijał ich delikatne ciała ostrymi kłami, nie czuł wyrzutów sumienia. Nawet w tedy, gdy zabijał. Czy lew żałował zjedzonej antylopy? Nie. Każdy musiał jeść, a on nie miał zamiaru udawać, że smakuje mu bambi.
    Siedział w jednym z wielu barów. Niestety nie widział tu niczego co mogło go zainteresować na dłuże. Dopił więc swojego drinka, rzucił na blat zapłatę i opuścić lokal. Było już całkiem późno. Chmury gęsto spowijały niebo zasłaniając blask księżyca. Miał ochotę na prawdziwe polowanie.
    Dość szybko zwietrzył odpowiednio interesującą woń. Należała do kobiety, była raczej zwykłym śmiertelnikiem. Przynajmniej tym pachniała. Ukrył się w cieniu i dość szybko odnalazł właścicielkę nęcącego zapachu. Był głodny i rozochocony. Gardło go paliło, a rządza polowania kierowała ciałem. Potrafił jednak nad tym zapanować, miał wieki by ćwiczyć.
    Odnalazł ją idącą chodnikiem. Ciemnowłosa młoda kobieta. To mu się podobało. Wokoło kręciło się jednak sporo ludzi, musiał skierować ją w bardziej ustronne miejsce, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Niczym wprawiony tancerz, zaczął przemykać w ceniu. Był niczym niewidoczna zjawa, pozostawiał po sobie jedynie delikatny podmuch wiatru, nute perfum w powietrzu.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  20. Ranek rozpoczął się leniwie. Po pooranej przebieżce wróciła do domu na szybki prysznic i cos wrzuciła na ząb nim wyszła do pracy trochę przed dziesiąta. Zwykle otwierano wcześniej, ale szef stwierdził, ze pilnego nic nie mieli, wiec pozwolił jej na późniejsze przyjście. A jak już się stało to akurat trafiła na kłótnie klienta z szefem. Westchnęła ciężko. Odliczyła do trzech a potem...:
    - CISZA! zagrzmiała.
    Na oczach zszokowanych klientów, z których co prawda na chwile zeszła para z ust, wygoniła szefa do biura z nakazem zaparzenia sobie meliski a sama od siebie zajęła się klientami i ich autkiem, który już w sile był wieku, ale jak dobrze pójdzie jeszcze po chodzi. Zobaczyła w papierach co było zrobione i co jeszcze trzeba zrobić a potem podała sumę (po przeliczeniu) oraz termin odbioru.
    Dumna z siebie, gdy już wyszli i na moment została sama, poszła się ubrać w kombinezon a potem zajrzała do biura aby zobaczyć o co poszło.
    Mężczyzna wydawał się jakiś nieswój. Jakby błąkał sie myślami, gdzie indziej a herbatka zrobiła tez swoje, bo już się uspokoił na tyle, aby pogadać, co nie należało dzisiejszego dnia do zadań łatwych. Wobec czego wysłała go do sklepu, aby odebrał zamówienie na części, które mieściło się na zachodniej granicy miasta. Sama zaś zajęła się papierami i przeglądem zleceń.
    Godziny mijały. Trochę się martwiła, gdyż robiło sie późno. Szefa jak nie było tak nie było. Wiedziała, ze miał się spotkać z córka, wiec nie dzwoniła, aby nie przeszkadzać. Miałą zamykać, gdy Andy zjawiła się w progu wyraźnie zestresowana i zmartwiona. Zamknęła drzwi na klucz i pokazała dziewczynie, ze ma usiąść.
    - rano jeszcze był Andy, jechał po części, ale do tej pory nie wrócił. Miał się też z tobą spotkać... - zauważyła zachowując spokój - a tego co widzę, chyba się nie spotkaliście.

    Lara [ sorki, ze z takim poślizgiem >.<]

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozważała różne scenariusze tej rozmowy, ale w żadnym z nich nie założyła, że zostanie wzięta za wariatkę. Była tym tak bardzo zbita z tropu, że w pierwszym odruchu uśmiechnęła się głupio, lecz uniesione kąciki ust szybko wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie. Zaciskając żeby, z założonymi na piersi rękoma, ponownie zaczęła powoli krążyć po pokoju, bo choć starała się przygotować do tej rozmowy, wciąż nie wiedziała, jak powinna wprowadzić córkę do świata istot nadprzyrodzonych.
    Jednocześnie urzekło ją to, jak w całej tej beznadziei Andy starała się o nią zatroszczyć. Wykazała chęć pomocy, przejęła inicjatywę i gdyby tylko była to inna sytuacja, kto wie, może kolejnego dnia zostałaby wspomniana w lokalnej gazecie? Młoda kobieta zajmuje się obłąkaną krewną, głosiłby nagłówek i Tabitha żałowała, że nie mogło się to skończyć właśnie w ten sposób. A może właśnie dostała szansę na odwrót? Nad tym również wcześniej się zastanawiała – mogłaby przecież poszukać Adama na własną rękę. Skorzystałaby z pomocy kamienia i dawnych znajomych, może nawet mogła zwrócić się do sabatu? Czarownice na pewno chętnie rzuciłby zaklęcie lokalizacyjne i wskazały, gdzie mógł przebywać jej mąż, do tego jednak potrzebowałyby należącego bezpośrednio do niego przedmiotu, a takowego brunetka nie posiadała.
    Do tej pory poruszała się z opuszczoną głową, teraz uniosła ją i zaczęła przyglądać się siedzącej na kanapie młodej kobiecie. Zabawne, że fizycznie były niemalże równolatkami. Może naprawdę powinna się wycofać? Oszczędzić jej tego wszystkiego. Czy tak nie byłoby o wiele prościej? Kiedy jednakże miała Andy tak blisko siebie, do głosu dochodziła jej egoistyczna natura, ponieważ Tabitha chciała odzyskać to, co zostało jej odebrane zbyt wcześnie. Chciała nawiązać kontakt z córką, spróbować ją poznać i dowiedzieć się o niej więcej, niż miał do zaoferowania jaspis cesarski. Wolała spróbować i boleśnie się rozczarować, niż dobrowolnie zrezygnować z tej możliwości.
    To dlatego przystanęła przy oknie i wsparła się dłońmi o parapet, zwracając się profilem ku dziewczynie.
    — Andy, musisz dowiedzieć się, że tym światem rządzą siły, których ludzkość nigdy nie zbadała, a nawet jeśli próbowała, to skończyło się to fiaskiem — zaczęła mówić, wiedząc, że tymi słowami jedynie potwierdzi rzekomą niepoczytalność, ale nie było dobrego sposobu na wytłumaczenie tego, o czym wiedziała.
    — Oprócz zwykłych śmiertelników Londyn zamieszkują też inne stworzenia — kontynuowała ostrożnie. — Swoją siedzibę ma tu kilka sabatów czarownic, okoliczne lasy są pustoszone przez watahy wilkołaków, a nocą na ulicach pojawiają się polujące wampiry i pewnie jeszcze wiele innych, mitologicznych stworzeń, zrodzonych pośród różnorakich legend, religii i mitologii — wyjaśniła i odsunęła się od okna, by kontynuować przerwaną po hotelowym pokoju wędrówkę. — Nie zauważyłaś nigdy niczego dziwnego? Czegoś, czego nie można było w prosty sposób wytłumaczyć lub wręcz przeciwnie, rozwiązanie było proste, acz teoretycznie niemożliwe? — rzuciła, wcale nie oczekując odpowiedzi na te pytania. Starała się po prostu nakierować ją na właściwy tok rozumowania; starała się, by Andy dostrzegła, że to, o czym Jones mówiła, mogło być prawdziwe i być może kryło w sobie odpowiedzi na wiele niezadanych przez nią pytań.
    — Odeszłam, kiedy miałaś dwa latka — westchnęła i przysiadła na drugim kocu kanapy, nie za blisko, by Andromeda się nie wystraszyła. — Wiesz, dlaczego? Bo zostałam przemieniona w wampira. I mogę ci to udowodnić, ale nie jestem pewna, czy chcesz to oglądać — powiedziała i choć do tej pory mówiła spokojnie, teraz jej głos zaczął drżeć, a serce tłukło się w piersi tak mocno, że słyszała jego dudnienie w uszach i bez wampirzych umiejętności. Czy Andy miała wciąć ją za potwora? Jeśli tak, zdecydowanie wolała miano wariatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wiem, że to wszystko brzmi niedorzecznie — odezwała się jeszcze ze zbolałą miną i bezradnie rozłożyła ramiona. Nie powiedziała jej przecież jeszcze o najważniejszym. O tym, kim była przed przemianą oraz o tym, że Andromeda również najprawdopodobniej potrafiła posługiwać się magią. Musiała tylko sobie na to pozwolić. Najpierw jednakże musiała sprawić, by młodsza brunetka uwierzyła w jej wyjaśnienia, sama z kolei będzie zmuszona zmierzyć się z jej reakcją. Nic tutaj nie było proste, ani tym bardziej oczywiste, podczas gdy gdzieś poza tym wszystkim był jeszcze Adam, więziony z niewiadomych powodów.

      TABITHA JONES

      Usuń
  22. [Cześć! Dzięki za powitanie i tyle miłych słów. Podziwiam, że Andy pracuje jako mechanik. Sama jako dzieciak chciałam tak pracować, bo większość dzieciństwa babrałam się w tych wszystkich smarach, podawałam dorosłym klucze i miałam z tego frajdę, ale im człowiek starszy, tym bardziej plany i marzenia ulegają zmianom, więc ostatecznie poszłam w zupełnie innym kierunku. Niemniej, bardzo fajnie zobaczyć raz panią w takiej roli!
    Urzekło mnie to, że tak wiele tekstu w karcie Andy poświęcone zostało snom. Pomyślałam, że mógłby to być dobry punkt zaczepienia. Co sądzisz o tym, żeby Eden kiedyś nawiedził Andy we śnie i teraz przez przypadek zobaczyliby się na żywo, na przykład w warsztacie jej taty? :D
    Jeśli masz jakiś inny pomysł, to pisz śmiało, jestem otwarta na propozycje!]

    Eden Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziewczyna szła dziarsko do przodu, w ogóle nie przejmując się tym że została całkiem sama w ciemnej uliczce. W ogóle nie zwracała uwagi na to, że kręcił się wokół niej skryty w mroku. Gdy znalazł się dostatecznie blisko by słyszeć wyraźnie bicie jej serca, w tedy to poczuł. Woń jej krwi mieszała się z zapachem alkoholu. Było mu to na rękę. Szatynka dzięki temu była łatwiejszym celem, a bukiet krwi i trunku będzie smacznym posiłkiem.
    Wiedząc już, że nie jej nie nastraszy, wyłonił się z ciemności kawałek przed nią. Miała ostatnią szansę by zawrócić i spróbować uciec. Lubił posmak strachu, który zaczynał krążyć w żyłach ofiar, które zdawały sobie sprawę, że są na straconej pozycji. Zdawał sobie jednak sprawę, że alkohol dodawał nad wyraz dużo odwagi i pewności siebie.
    Jego sylwetka odziana była od stóp po głowę w czerń. Niemal zlewał się z ciemnością za jego plecami. Ciemne oczy intensywnie świdrowały stojącą teraz dziewczynę. Kryło się w nich coś dzikiego, coś zwierzęcego.
    — Nie boisz się chodzić sama o tej porze, zwłaszcza w takim miejscu? — rozejrzał się niby w poszukiwaniu innej żywej duszy. Oczywiście byli sami, nie wyczuwał nikogo w promieniu kilkudziesięciu metrów. A nawet jeśli ktoś by przechodził obok, ludzie dbali tylko o siebie. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się, że ofiara wołała o pomoc, jednak nikt się nie zjawiał choć był tuż obok. Nikt nie chciał ryzykować zdrowia, a tym bardziej życia dla obcych.
    Oblizał nieco spierzchnięte wargi. Jego kły były już wydłużone, więc gdy uśmiechnął się do dziewczyny, było je dokładnie widać. W mgnieniu oka znalazł się tuż przed nią. Odgarnął z jej twarzy kilka kosmyków włosów. Jego lodowata dłoń spoczęła na jej karku. Pochylił się ku niej, przesunął nosem po rozgrzanej szyi nieznajomej. Krew mocno pulsowała w jej żyłach. Nie chciał dłużej opierać się pokusie. Wgryzł się mocno i pewnie w ciało dziewczyny jednocześnie otaczając ją stalowym uściskiem. Mogła się wyrywać i szarpać w jego objęciach, ale nie zdołałaby się uwolnić.
    Krew była niezwykle słodka, czuł na języku smak alkoholu, ale to nie było wszystko. Była ona bardzo apetyczna, czuł jak jego ciało napełnia się nowymi siłami. Było w niej coś... wyjątkowego. Znał ten smak, tą woń. Nieczęsto miał okazję żywić się na czarownicach, tym bardziej nie zapomniał tego magicznego posmaku. Ale skoro była wiedźmą czemu skutecznie się przed nim nie broniła?

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  24. [aaaa, jaka ona świetna! ^^]

    Abigail nie wiedziała o snach Andy i w sumie nauczyła się ja kochać za to, jaka jest, łącznie z jej sceptyzmem i skrytością. To była cała Williams, cholernie pozytywna i urocza w tym twardym stąpaniu po ziemi i choć pod wieloma względami dziewczyny były różne, to wiele również je łączyło. Wieloletnia przyjaźń na przykład, choć nie raz i nie dwa dochodziło między nimi do sprzeczek, a jedna o mało co, nie sończyłaby się zerwaniem kontaktu - choć miało to miejsce dobre dziesięć lat temu i poszło o chłopaka, z czego dzisiaj tylko się obie śmiały.
    Abi z niejakim zaskoczeniem dała się opleść wątłym ramionom i wytulić na powitanie. Sama też objęła przyjaciółkę, nie mogła jednak pojąć, do czego to doszło, że Andromeda, zawsze najrezolutniejsza z towarzystwa, tego wieczoru przodowała w biciu rekordów na chlańsko. Co prawda tę potrzebę rozluźnienia myśli i mięśni za pomocą trunków doskonale rozumiała, nigdy jednak nie widziała w takiej sytuacji Andy.
    - Ja też się stęskniłam, nie masz dla mnie ostatnio czasu, zołzo! - zaśmiała się serdecznie, jednak spojrzenie jakim obrzuciła przyjaciółkę należało nie do zaczepnych i wesołych, a raczej troskliwych.
    Robbins wiedziała o zniknięciu taty przyjaciółki, nie umiała jednak sama pomóc. Może jej matka... ale kiedy kilka lat temu zwierzyła się wreszcie Andy, że wychowuje ją wiedźma i świat magii jest prawdziwy, ta ją wyśmiała, nie uwierzyła i nawet kazała się zbadać z szczególnym wskazaniem na przetestowanie prawidłowego ułożenia klepek w czaszce. Wtedy też Abigail zrozumiała, że ona, choć także jest tylko człowiekiem, ma zupełnie inne podejście i bardziej jest otwarta na inności i cuda i... może to kwestia że była wielką marzycielką, a choć w pracy i na co dzień stąpała twardo i trzeźwo, zawsze jej mysli gnały w nieznane. Nie chciała gniewać się z brunetką, nie chciała na siłę niczego udowadniać, bo też nie miała prawa zdradzać nie swoich sekretów, ale dzisiaj nie znała innego sposobu na namierzenie jej ojca, niż magia. Ale to też nie była jej sprawa, nie mogła więc w to ingerować i pozostawało jej czuwanie przy brunetce.
    - Ja poproszę to samo co ona, dwa razy! - zawołała do barmana, który zerkał w ich kierunku co kilka minut, nie wiedzieć tylko czy z zachwytem, czy niepokojem.
    Abi obróciła się do przyjaciółki i w opiekuńczym geście odgarnęła kilka jej kosmyków z twarzy. Policzki Andromedy były już delikatnie zaróżówione, a oczy błyszczały jasno i jeśli obie przyszły z tym samym nastawieniem, by schlać się i zapomnieć o doczesnych troskach... to biada im! Bo w takiej sytuacji, jedna drugiej do domu już nie odprowadzi!
    - Dzisiaj na wesoło...? - spytała, tak tylko dla pewności, by wiedzieć jak bardzo starać się dzisiaj głośno śmiać i pilnować smiechu przyjaciółki . Dzisiaj chyba Andy potrzebowała jej bardziej niż dotychczas i nie wiedzieć czemu, Robbins poczuła że to wielka misja, ale i gotowa była ją podjąć.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  25. Reakcja Andromedy na opowiadane przez Tabithę rewelacje była zdrowa i naturalna, ale bynajmniej niczego nie ułatwiała wampirzycy. Niemniej jednak nie zamierzała kontynuować tego tematu i siłą przekonywać córki do swoich racji, ponieważ nie było w tym najmniejszego sensu. Poza tym podejrzewała, że młoda kobieta i tak zechce poszukać odpowiedzi, a zasiane w jej głowie ziarenko z czasem zacznie kiełkować; Tabitha musiała poczekać. Czy jednakże Adam miał tyle czasu, co ona? Niekoniecznie i kiedy jej próba zobrazowania Andy sytuacji spełzła na niczym, podjęła decyzję, że zacznie szukać go na własną rękę. Skontaktuje się z sabatem i rozpuści wici. Zawsze przecież mogła go znaleźć, zwrócić ojca córce i zniknąć raz jeszcze, prawda? Może w ten sposób byłoby dla wszystkich lepiej? Adam i Andromeda mieli poukładane życie, którego nie chciała burzyć. Doskonale radzili sobie bez niej, zapomnieli, a ona… Może też powinna zapomnieć? Wyrzucić jaspis w cholerę i nie katować się tym, co bezpowrotnie straciła, lecz skoro przez dwadzieścia pięć lat nie potrafiła się na to zdecydować i pogodzić się z tą myślą, jak miała zrobić to teraz?
    Milczała, kiedy Andromeda opowiadała o Londynie, racjonalnie tłumacząc jej nieracjonalne słowa. Słuchała jej jednym uchem, ponieważ w głowie Tabithy pojawiło się nagle zbyt wiele pytań, na które nie znała odpowiedzi. Niechętnie, ale jednak dojrzewała do tego, żeby się wycofać. Przyznać, że postradała zmysły i że coś jej się pomieszało, że zgłosi się po pomoc i nie będzie już nękała Williams swoją osobą. Wyglądało na to, że było to jedyne rozsądne wyjście.
    Nie spodziewała się jednak, że Andy tak gwałtownie zareaguje na jej wyznanie; nie podejrzewała, że swoimi słowami ugodzi w tak czuły punt. Ze zdumieniem wymalowanym na twarzy obserwowała, jak dziewczyna podnosi się z kanapy i choć nieomal się poderwała, dla Jones jej ruchy były nieznośnie powolne. Zaczęła się nawet niecierpliwić w oczekiwaniu na to, aż córka znajdzie się przy niej i wreszcie wyrzuci z siebie to, co nie dawało jej spokoju. Czy zauważyła, że Tabitha ani drgnęła i nie odsunęła się, kiedy znajdowały się tak blisko siebie, a bezruch jej ciała był wręcz nienaturalny?
    A później czas przyspieszył i wampirzyca zamrugała, uderzona nagle przez te wszystkie słowa, które niczym spuszczone z cięciwy strzały bezbłędnie odnajdywały drogę do celu, trafiając wprost w jej serce. Nadzieja, która zapłonęła w niej w momencie podjęcia decyzji o powrocie do Londynu, zgasła z sykiem niczym zalane wodą, dogasające ognisko, a ku niebu smętnie uniosła się smużka dymu, po którym również szybko zniknął jakikolwiek ślad. W powietrzu pozostał jedynie drażniący nozdrza swąd, ulotne wspomnienie czegoś, co nigdy nie miało miejsca. I kiedy tak Andromeda wyrzucała z siebie kolejne słowa, słuchając jej, Tabitha uśmiechnęła się smutno, w międzyczasie uważnie śledząc wzrokiem rysy jej twarzy, ponieważ wiedziała, że ogląda je po raz ostatni. Zamierzała odnaleźć Adama, uwolnić go i odejść. A także pozbyć się kamienia. Zamierzała zostawić ich w spokoju, zgodnie z prośbą córki i więcej nie krzywdzić bliskich. Przed dwudziestoma pięcioma laty obawiała się, że wyrządzi im krzywdę fizyczną, lecz odchodząc, trwale okaleczyła ich dusze. Teraz z kolei, wraz ze swoim pojawieniem się, miała rozdrapać stare, dawno zasklepione rany, po których pozostały paskudne blizny.
    Wystarczy. Podjęła wtedy decyzję, której konsekwencje ciągnęły się za nią do dziś i musiała się z nimi zmierzyć, nie mogąc się łudzić, że te znikną, że kilka błahych słów wszystko naprawi. Nie mogła odpokutować win.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Masz rację, Andromedo — odezwała się łagodnie mimo bólu w sercu i gorzkiego smaku rozczarowania na języku. — Ludzie są potworami w ludzkiej skórze — zgodziła się i wyciągnęła dłoń, by kciukiem delikatnie zetrzeć z jej policzków ślady łez, a kiedy to zrobiła, na jej twarzy ponownie zagościł smutny uśmiech. — Są też tchórzami. Często wolą uciec, niż podjąć nieobliczalne ryzyko. Często kogoś krzywdzą, by uniknąć odpowiedzialności. Któż ich zrozumie? — rzuciła i lekko wzruszyła ramionami, a potem wyminęła córkę i podeszła do drzwi. Palce zacisnęła na klamce i zamarła w krótkim zawahaniu, w pamięci mając scenę nieomal bliźniaczą do tej. Znowu zamierzała ją zostawić, chociaż Andy nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie wiedziała, co się dzieje. Ale tak było lepiej; zakończyć to właśnie teraz, nim zraniłaby córkę raz jeszcze, ponieważ nie miała wątpliwości co do tego, że prędzej czy później to by się stało.
      Z trudem odetchnęła, nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi.
      — Idź już — powiedziała cicho, by ukryć drżenie głosu, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Bała się na nią spojrzeć, by nie zmienić decyzji. Niełatwo było odejść, a wydawać by się mogło, że przecież miała wprawę. — Dziękuję i przepraszam. Zgłoszę się gdzieś po pomoc — dodała i zacisnęła wargi, nie zauważając nawet, że stop, z którego wykonana była klamka, ugiął się lekko pod jej palcami; tak mocno je zaciskała, jakby tylko dzięki temu jeszcze jakoś się trzymała. Dusiła emocje, nie pozwalając im dojść do głosu i czuła, ja te wiercą się niespokojnie, dobrze wiedząc, że długo nie utrzyma ich w ryzach. Wystarczyło tylko, że zamknie za Andromedą drzwi.
      Londyn miał nie być dziś bezpieczny.

      TABITHA JONES

      Usuń
  26. [Haha, ja akurat z warsztatem mam same dobre wspomnienia, stąd może takie dziecięce marzenie :D
    Hmm, masz jakiś konkretny pomysł odnośnie proroctwa? Jestem też ciekawa jak dokładne są to przewidywania. To bardziej zwykłe przeczucie, że stanie się mu coś złego, czy jakiś konkretny obraz, dzięki któremu wiadomo co się wydarzy i mniej więcej gdzie/kiedy na podstawie otoczenia na przykład?
    Ogólnie oczywiście nie mam nic przeciwko. Skoro Andy posiada taką umiejętność, to żal byłoby jej nie wykorzystać w wątku! :D]

    Eden Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ooo, polowanie brzmi ciekawie. Myślę, że można to połączyć. Może właśnie przypadkowa wizyta w warsztacie, w którym pracuje Andy byłaby z tym jakoś powiązana? Coś w rodzaju nieudanego zamachu na jego życie, przez które ucierpiał jego pojazd >D

    PS. Postaram się zacząć wątek jutro!]

    Eden Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  28. [Tę obsesję miałam jeszcze przed Eurowizją i to chyba czas by się z niej wyleczyć... Jednak Damiano tak idealnie pasował mi do klimatu Victora, że wyszło, co wyszło.
    Od dłuższego czasu siedzę w papierowym RPG, między innymi w Zewie Cthulhu, gdzie iluzja pojawia się nieraz. Jednak to jak sobie wyobrażam tworzenie iluzji, to dokładnie taki sam sposób jak robi to Loki w filmach Marvela. Początkowo Victor miał mieć dar perswazji czy też uroku osobistego, ale okazuje się, że wampiry mają takie rzeczy już w pakiecie :D
    Jeżeli byłabyś chętna, to może przy Andromedzie (piękne imię!) Victor coś spieprzyłby z tą iluzją i musiałby się grubo tłumaczyć, bo nagle stałby nie w tym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą go widziała? Rzucam tylko zalążkiem, bo chyba i tak wiesz gdzie mnie szukać ;) ]

    vic

    OdpowiedzUsuń
  29. Gdy osunęła się bezwładnie w jego ramionach, odsunął się od jej szyi. Oblizał łapczywie wargi, na których powoli zasychały resztki szkarłatnej posoki. Odchylił na moment głowę do tyłu, rozkoszując się przyjemnym dreszczem przebiegającym wzdłuż kręgosłupa, nowymi siłami napływającymi do każdej komórki jego ciała.
    Zerknął na swoją ofiarę i lekko się uśmiechnął. Wziął ją na ręce i zawrócił do samochodu, który miał nieopodal zaparkowany. Ułożył ją na przednim siedzeniu po czym odjechał z powrotem do swojej posiadłości. Na dziś zdobył wszystko czego potrzebował, a dziewczyna przy okazji posiłku była niespodzianką. Teraz musiał tylko odkryć, czy pozytywną, czy wręcz przeciwnie.
    Gdy znaleźli się na miejscu, zaniósł nieprzytomną dziewczynę do sypialni. Położył ją na łóżku, by spokojnie doszła do siebie. Na w razie czego przygotował szklankę wody oraz coś przeciwbólowego. Wyczyścił jej szyję, a ranki zakleił plastrem. Miał tu wszystko czego człowiek potrzebuje, poza jedzeniem. W końcu przez jego dom, a głównie sypialnie przewijało się sporo ludzi. Dzięki takim drobiazgom sami wracali i prosili się o więcej.
    Nalał sobie złotawego alkoholu do szklanki po czym wyszedł na balkon odetchnąć chłodnym, rześkim powietrzem. Czekał, aż szatynka odzyska na tyle sił by się obudzić. Miał nadzieję, że obejdzie się bez krzyków i ucieczek. Chociaż nie przeszkadzało mu znowu ją gonić i dorwać w momencie, w którym będzie myślała, że ma szansę na ucieczkę.
    Nie była pierwszą osobą, która trafiła tutaj wbrew swojej woli. Za zwyczaj kończyło się to dla nich niezbyt dobrze. Odkąd przybył do Londynu kilka osób straciło życie z jego ręki, a jeszcze więcej wyszło stąd z wymazanymi wspomnieniami. Ludzkie życie nie miało dla niego zbyt dużej wartości.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  30. Abigail odnajdywała cudowną równowagę między własnym rozmarzeniem, a rozsądkiem Andy. To że tak bardzo się różniły w postrzeganiu i doświadczaniu świata, umacniało ich wieloletnią przyjaźń. Tak na prawdę też dzieki brunetce, Robbins mocniej trzymała się ziemii i nie odlatywała w własnych fantazjach i miała nadzieję, że w drugą stronę do Andy, płynie tyle samo korzyści.
    Gdy obserwowała tę wesołość po wstawieniu się u brunetki, dostrzegała również morze smutku, lęków i pozorów, którymi przysłaniała to, co na prawdę siedziało jej w głowie. Znały się już tyle lat, że nie sposób było nie dostrzegać drobnych sygnałów, gestów, mimiki, które zdradzały więcej. Po prostu teraz Andy przeżywała trudny okres i Abi troskała się o przyjaciółkę i zastanawiała, jak może jej pomóc... Bo o ile w piciu pomoże, tak w odnalezieniu jej ojca, już niekoniecznie.
    - Jak się zarzygamy i będziemy śmierdzieć to nawet policja nas nie zgarnie, a może by się trafił jakis przystojny mundurowy... - rozmarzona, powiodła spojrzeniem po barze, jakby już teraz chciała odnaleźć ich cel, który by się dziewczynami zaopiekował, gdy już się schleją i upodlą. Zaraz jednak znów usiadła przodem do przyjaciółki i na jej pytanie, wzruszyla ramionami.
    Ostatnio u Abi działo się dużo, a jednak wiedziała, że albo nie powinna o tym mówić, albo lepiej byłoby przeinaczyć fakty i opowiedzieć to w sposób bardziej przyswajalny dla Andy. Musiała dwie sekundy pomysleć jak odpowiedzieć.
    - Pojawił się klient indywidualny, strasznie zadufany w sobie bogacz - podjeła, lekko się przy tym usmiechając. Był to wampir, ale o tym chyba raczej nie wspomni, bo zostanie wysmiana, lub otrzyma wywrócenie gałkami od przyjaciółki. - Cholernie przystojny i okropnie narcystyczny, jakbyś go poznała, chyba byś go zjadła - stwierdziła z rozbawieniem, wyobrażając sobie spotkanie tej dwójki. To nic, że w rzeczywistości on zjadły ja, dosłownie...
    Usiadła wygodniej i wychyliła prędko kieliszek. Zakasłała, czując pieczenie na podniebieniu i wypuściła powietrze z swistem. W piciu była średnia, ale dzisiaj nie chciała odpuszczać.
    - Mam mu uszyć kilka garniturów... Choc on twierdzi, że w wszystkim będzie mu świetnie, wymaga ode mnie abym go zaskoczyła... Zabawny w tym swoim wkurzającym byciu. Mam więc poza pracą jeszcze urwanie głowy, no w zakładzie Sylvii też nam nie brak klientów - skrzywiła się, bo ostatnie dwa tygodnie były męczące, a nie spowiada sie, by było lepiej. - No i... moja matka przyprowadziła do nas na kolację faceta - dodała i zaraz sięgneła po kolejny kieliszek i też zamaszyście go wychyliła. Tym razem nie zakasłała.
    Zabrzmiało to tak, jakby to Ana sobie kogoś przygruchała. A nic bardziej mylnego! To był facet, jakkolwiek niedorzecznie do nie zabrzmi, z snów Abigail - dosłownie! Było to wszystkp tak dziwne... ona sama czuła się pogubiona.
    - Jemu też mam uszyć garnitur, a nie mogę oprzeć się mysli, że go znam... Tak jakbym go gdzieś spotkała, jakbym go kiedyś znała... To strasznie dziwne, zachowuję się jak wariatka - wymamrotała na koniec, nie podnosząc spojrzenia na brunetkę. Wiedziała że dostrzeże w jej oczach sceptycyzm. - Powiedz, wierzysz, że sny mają znaczenie? - spytała, zmieniając temat i machneła do barmana, by nalał im jeszcze po dwa szoty.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  31. Jeżeli był ktoś, komu ufał ze swoim bentleyem to bez dwóch zdań była to Andromeda. Sam nie potrafił określić, dlaczego to właściwie tej drobnej brunetce zaufał, gdy miał w końcu cały zespól, który znał się na tym aucie. Ani ona ani ów wspomniany zespół mechaników, którzy w chwilę potrafili naprawić jego samochód nigdy Oscara nie zawiedli, a mimo to, jego zaufanie przechylało się właśnie bardziej w stronę młodej kobiety. Niektórzy mogliby uznać, że postradał całkiem zmysły, gdy oddawał jej czasem samochód na przegląd. I być może, gdyby faktycznie miał coś do stracenia to zacząłby się przejmować tym, że nieodpowiednia osoba zajmuje się jego samochodem, aczkolwiek miał całą masę lat na to, aby zrozumieć, że materialne rzeczy, to tylko materialne rzeczy. Można je zastąpić. Dobrze było jednak mieć je z czego zastąpić. Dlatego przez lata gromadził swój majątek, aby nie martwić się tym, że w razie nagłego przypadku mogłoby mu zwyczajnie zabraknąć pieniędzy, choć jako nieśmiertelny nieszczególnie musiał się tym martwić. Nawet i bez nich byłby w stanie sobie poradzić. Nieśmiertelność przychodziła w końcu z bardzo interesującym darem, który pozwalał na zdobycie tego, co się działo. Były co prawda pewne ograniczenia, ale szansa na to, że każda napotkana na jego drodze osoba byłaby nadziana werbeną była zwyczajnie bardzo niska. Niejedną taką osobę spotkał, ale nie działo się to regularnie i ciągle. Nawet w takim mieście, jak Londyn.
    Dzisiaj zupełnie nie podejrzewał tego, że z autem mogłoby być coś nie w porządku. Rano odpalił tak, jak zawsze. Może trochę zbyt głośno mruczał, bo zwykle chodził cicho, a dziś zauważył zmianę w dźwięku. Nie było to jednak coś, co go zaniepokoiło. Spieszył się i nie miał nawet czasu na to, aby pomyśleć, czy to mogłoby być coś więcej. Do południa z samochodem również nie działo się dziś dziwnego. Dopiero, gdy w okolicach godziny czwartej popołudniu chciał ruszyć, auto jedynie pomrukiwało, ale nie chciało ruszyć.
    Po kolejnej, nieudanej zresztą, próbie odpalenia samochodu, Carrington wyciągnął telefon. W kontaktach odszukał bardzo dobrze znane sobie imię i wcisnął przycisk słuchawki. Przez chwilę był typowy dźwięk połączenia, dopóki po drugiej stronie nie odezwał się znajomy, damski mu głos.
    — Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam — rozpoczął rozmowę od tych właśnie słów. Nie chciał jej wyciągać z pracy, gdyby była zajęta. Andromeda była jego pierwszą myślą. Pierwszą osobą, z którą chciał się skontaktować w sprawie samochodu. — Ale mam problem z autem i nie mogę go odpalić — wyznał i zaśmiał się nerwowo. Tyle lat, a nie nauczył się naprawy aut. Nigdy go do nich też nie ciągnęło. Były ładne, przyjemnie się jeździło, ale chyba nie lubił ich na tyle, aby brudzić się smarem i zaglądać pod maskę.
    Może w przyszłym stuleciu podejmie się tego wyzwania i zostanie mechanikiem. W końcu, kto będzie mu bronił, prawda?
    — Czy jeżeli to nie problem, mogłabyś na niego zerknąć? Jestem akurat pod hotelem, ale mogę przesłać ci adres.

    Złodziej Nazwiska i Pan Wampir w potrzebie!

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie zorientowała się nawet, że klamka wygięła się pod jej palcami. Na co dzień, chcąc prowadzić względnie zwyczajne życie, musiała pilnować się niemalże na każdym kroku. Udawać, że nie widzi pewnych rzeczy, nie wykonywać niektórych czynności zbyt szybko, pamiętać o naturalnym poruszaniu się. Momentami jednak, kiedy targały nią zbyt silne emocje, potrafiła się zapomnieć. Dokładnie tak, jak zrobiła to teraz i włożyła zbyt wiele siły w tak prostą czynność, jaką było otworzenie drzwi.
    Stąd sama zareagowała nieomal jak oparzona, kiedy Andromeda wyłapała ten szczegół. Najpierw spojrzała na córkę, a potem zlustrowała wzrokiem klamkę i cóż, poczuła się wyjątkowo zmieszana i zawstydzona tym, że pozwoliła sobie na tak trywialny błąd. To nie powinno mieć miejsca. Andy powinna w tej chwili wyjść, zapomnieć o ich rozmowie i zająć się swoim życiem, podczas gdy Tabitha odnalazłaby Adama, a uwolniwszy go, wróciłaby do Włoch. Tymczasem Williams uciekła na drugi koniec pokoju i spoglądała na nią ze strachem, a jej spojrzenie było właśnie tym, którego wampirzyca nigdy nie chciała zobaczyć.
    Drżąc lekko, powoli zamknęła drzwi i opuściła głowę, zastanawiając się nad tym, co teraz. Żałowała, że nie posiadała chociażby daru jasnowidzenia, jak niektóre wiekowe wampiry lub inne istoty, które spotkała na swej drodze. Może wtedy ukazałaby jej się możliwe ścieżki, które mogłaby zbadać, nim podjęłaby ostateczną decyzję? Na przyszłość jednakże miało wpływ zbyt wiele czynników; ta zmieniała się i marszczyła niczym fala, choćby od lekkiego podmuchu wiatru. Co miało się wydarzyć, jeśli powie jej prawdę? Co natomiast, jeśli zdecyduje się skłamać?
    — Mówiłam już — odezwała się cicho i skrzyżowawszy ramiona na piersi w obronnym geście, zwróciła się przodem do córki. Przy tym jednakże pozostała na swoim miejscu przy drzwiach, nie zbliżywszy się do niej choćby o milimetr, bo też nie chciała jej bardziej wystraszyć. — Jestem… wampirem — wyznała raz jeszcze, z trudem przepychając to słowo przez krtań i nagle ogarnęła ją bezradność, która gwałtownie i niespodziewanie przerodziła się w gniew. — Jestem cholernym wampirem — odezwała się głośniej, z wibrująca nutą w głosie, a jej tęczówki nagle jakby pociemniały. — Żeby przeżyć, muszę żywić się ludzką krwią. Myślisz, że tego chciałam? — warknęła, spoglądając na Andromedę zza czarnych włosów, które opadły na jej twarz. — Myślisz, że chciałam was zostawić? — kontynuowała rozpaczliwym tonem, skacząc z tematu na temat, jakby właśnie to dyktowało jej tłukące się w piersi serce. — Myślisz, że miałam wybór? — pytała nieustępliwie. — Jednego dnia byłam żoną i matką, a następnego dnia obudziłam się jako to! — krzyknęła i szeroko rozrzuciła dotychczas kurczowo zaciśnięte ramiona, by lepiej ukazać sylwetkę. Tym razem to ona oddychała ciężko, łapczywie łapiąc powietrze. Usta miała rozchylone, nozdrza jej drgały, a oczy pozostawały szeroko rozwarte.
    I wtem z całą intensywnością doleciał do niej zapach Andromedy, w którym wyraźnie czuła słoną woń strachu. Uderzyło ją przyspieszone bicie jej serca, urywany oddech, zaróżowione policzki. Była tak bardzo ludzka i prawdziwa, tak bardzo bezbronna, podczas gdy z Tabithy uczyniono potwora. Potwora, który żeby przetrwać, musiał żerować na takich istotach jak Andy. Jej mała, niewinna Andy.
    Nigdy jednakże nie skrzywdziłaby córki.
    Ofiarą jej furii padło wiszące w salonie lustro, które optycznie powiększało pomieszczenie. Dopadła do niego w tempie nieuchwytnym dla ludzkiego oka i uderzyła pięścią w srebrzącą się taflę. Ta pękła i kawałki szkła opadły na podłogę, lecz nim o nią uderzyły, Jones już stała przed drugą kobietą, podsuwając dłoń pod jej oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Widzisz? — wydyszała i potrząsnęła ręką. Rozcięcia zasklepiały się na jej oczach, po chwili po skaleczeniach nie było ani śladu. — Teraz mi wierzysz? Czy mam kontynuować? — spytała, przysuwając twarz do twarzy córki. Dzieliły je milimetry i Tabitha przypatrywała się Andromedzie ze zwierzęcą dzikością i nieokiełznaniem. Mogła złamać ją jak zapałkę w ułamku sekundy. Odebrać jej życie w mgnieniu oka, a wszystko to w morderczym szale, w którym w pierwszych latach po przemianie kompletnie nad sobą nie panowała. To dlatego odeszła.
      Dziś jednakże potrafiła się opamiętać.
      Odsunęła się niczym wycofujący się z polowania drapieżnik, nie spuszczając przy tym wzroku ze swojej ofiary, aż po kilku krokach w jej sylwetce można było dopatrzeć się więcej z człowieka. Wyprostowała się, odwróciła plecami do brunetki i przycisnęła dłonie do gorących policzków. Opuściła je po chwili i zwróciła się bokiem do Andromedy, dostrzegając jej sylwetkę wyłącznie kątem oka.
      — Chciałabyś mieć taką matkę?

      TABITHA JONES 💔

      Usuń
  33. Ten dzień był spisany na straty. Wszystko zaczęło się nie tak. Najpierw budzik nie zadzwonił, potem Eden oparzył się kawą, a na koniec w dotarł spóźniony na uczelnię. Co gorsza, egzamin nie poszedł po jego myśli. Przez to wszystko Eden z utęsknieniem spogląda przez okna Akademii Muzycznej. Rozmyśla o tym, ile razy siedział w studenckich ławkach, na ilu wykładał bywał, ilu profesorów rwało sobie przez niego włosy z głowy. Może przecież zmanipulować tego nowego, młodego wykładowcę w okularach. Wystarczy jeden przelotny dotyk, by mężczyzna nie mógł przestać o nim myśleć. Z pewnością zaliczyłby mu ten nudny przedmiot bez najdrobniejszego zająknięcia, ale Eden nie chce być postrzegany w ten sposób, ale przede wszystkim nie chce się wydać i potencjalnie narazić. Nieraz korzystał w przeszłości ze swoich nadnaturalnych zdolności do osiągania własnych celów, ale teraz, kiedy łowcy znowu rośli w siłę, musiał mieć się na baczności. Obecnie zdecydowanie bardziej uważa na popełnianie błędów i działa ostrożniej. Kiedyś czuł się trochę bezkarny, jak się zresztą okazało niesłusznie.
    Czeka więc cierpliwie do końca i układa sobie w głowie plan działania. Kiedy wybija godzina oznaczająca koniec egzaminu, stary mechaniczny budzik zaczyna podskakiwać i wydawać hałaśliwe dźwięki. Niektórzy studenci wstają od razu i zdecydowanym krokiem odnoszą kartki, by następne opuścić salę. Inni zaś marudzą, że nie zdążyli czegoś zapisać, że oto nagle poczuli natchnienie do udzielenia odpowiedzi na ostatnie pytanie. W końcu sala pustoszeje. Ktoś na korytarzu śmieje się, ktoś inny ze wstydem znika w łazience, być może żeby uronić kilka łez w samotności.
    Eden wykorzystuje moment, kiedy zostaje z wykładowcą sam na sam. Przelotnie dotyka jego dłoni i patrzy mu w oczy. Zagląda w jego umysł i szybko zmienia wygląd tak, by dostosować się do jego preferencji. Widzi jak mężczyzna nabiera rumieńców i nie oponuje, gdy Eden się do niego zbliża. Inkub zawsze dąży do tego, co chce osiągnąć i gdy wychodzi z sali, wszystko wskazuje na to, że i tym razem mu się to uda.
    W lepszym nastroju zbiega po schodach. Na zaczepkę jednej ze studentek i pytanie o to, jak poszło mu na egzaminie odpowiada teatralnym wzruszeniem ramion i beztrosko powiedzianym "zobaczymy!". Mija grupkę kolegów i koleżanek z grupy, którzy pochylają się nad notatkami, by sprawdzić czy udzielili prawidłowych odpowiedzi. Wydają się zbyt zaabsorbowani, by na niego spojrzeć, ale kiedy się z nimi żegna słyszy kilka odpowiedzi.
    Niestety, jego dobry humor mija w ciągu kilku sekund. Gdy dociera na parking nieopodal uczelni i podchodzi do swojego jednośladu, czuje charakterystyczny zapach oleju. Chwilę później zauważa plamę na kostce brukowej. Jasnym stanie się dla niego, że z taką usterką nie będzie w stanie odjechać spod Akademii Muzycznej, bo zatrze silnik.
    — Kurwa — wzdycha nie kryjąc rozdrażnienia. Jego wściekłość wzmaga jakaś grupka dzieciaków bawiąca się w kowbojów i rycerzy albo coś na wzór tego. Chłopcy biegają po nieogrodzonym boisku po drugiej stronie ulicy, ganiając się i wydając odgłosy mające chyba przypominać huk wystrzałów broni palnej albo zderzających się kling. Edenowi przez myśl przechodzi, że to oni musieli zniszczyć jego motor, ponieważ nikogo innego nie ma w promieniu kilkunastu metrów. Kiedy zaczyna iść w ich kierunku, rozpierzchają się we wszystkie strony, nim udaje mu się któregokolwiek złapać.
    Edenowi nie pozostaje więc nic innego, niż wezwać lawetę. Otyły mężczyzna pojawia się już dwadzieścia minut później. Na pytanie gdzie odstawić motocykl, Eden bez namysłu odpowiada, że do najbliższego warsztatu. Jadąc w obskurnym wnętrzu auta pomocy drogowej wyklina w myślach na dzieciaki i rozmyśla na temat kosztów naprawy oraz tego, jak szybko znowu wsiądzie na jednoślad, który był jak dotąd jego głównym środkiem lokomocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu dojeżdżają na miejsce, o czym świadczy szarpnięcie i zaciągnięcie ręcznego. Eden zeskakuje na podjazd, nie korzystając z dodatkowego schodka, który miał na celu ułatwiać to zadanie. Zatrzaskuje drzwi żółtego auta, po czym odwraca głowę w kierunku warsztatu. Dopiero teraz zauważa nazwisko właściciela, a po chwili widzi otyłego mężczyznę zagadującego do znajomo wyglądającej brunetki. Jest jednak za późno na zmianę wyglądu, bo jego spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem dziewczyny, którą zdarzyło mu się kilka razy nawiedzić w snach.
      Podnosi rękę i uśmiecha się, zastanawiając jaką powinien obrać taktykę. Udawać wariata, czy nie ukrywać tego, że zdążyli się poznać. Wkłada ręce do kieszeni skórzanej kurtki, idąc w kierunku Andy.

      Eden Moriarty

      Usuń
  34. [Henlo! Przepraszam od razu za zwłokę i odpowiedź na powitanie dopiero teraz, ale przy zgarnianiu odpisów, dotarło do mnie, że przy pierwszej rundce nie odpisałam na wszystkie powitania, więc nadrabiam to teraz! ;D Słuchaj powiem ci szczerze, że u Andy sny nie przykuły mojej uwagi tak bardzo, jak dobór profesji, bo uwielbiam jak autorzy tworząc postacie kobiece, sięgają właśnie po te zawody, które w tym ujęciu kulturowo-socjologicznym traktowane są jako „męskie”. Tym bardziej, że wizerunek od razu miażdży jakieś stereotypowe założenia w tym temacie. Mam nadzieję, że sprawa zaginięcia ojca Andromedy się jakoś wyjaśni i doczeka się jednak pozytywnego finału!]

    Lowell Fenn

    OdpowiedzUsuń
  35. Uśmiechnęła się do kobiety pokrzepiająco. Kłamała. Nawet mało spostrzegawczy człowiek by to zauważył, ale w chwili obecnej Emily nie miała zamiaru tego kłamstwa demaskować. Najwidoczniej Andy nie miała bladego pojęcia, że coś się w niej obudziło i szukała jakichkolwiek informacji, które utwierdzą ją w tym, że jest całkowicie normalna. Cóż, Mayfair nie mogła jej za to winić. Sama chciałaby zapomnieć o mocy drzemiącej w jej ciele.
    - Cóż, to temat rzeka. Będziesz mogła napisać wiele prac o snach. Proroczych w szczególności - odparła z uśmiechem zerkając na ekspedientkę, która szybko wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. I dobrze, nie potrzebowały świadków.
    - Nie jestem ekspertem. Ale zdążyłam trochę usłyszeć. Zresztą, na pewno znajdę w rzeczach babci coś, co mogłoby ci się przydać - powiedziała pamiętając o starych dziennikach i księgach, które udało jej się ściągnąć do Londynu. Sama jeszcze nie przez wszystko zdążyła się przekopać.
    Emily zastanowiła się przez chwilę czy ma jakiekolwiek prawo pomagać Andy, skoro sama nie dawała sobie rady ze swoją magią. Jak miałaby być wsparciem dla kogoś, kto zaczynał przeżywać prorocze sny? Chyba nie była najlepszą opcją do wsparcia emocjonalnego, ale przecież nie mogła zostawić młodej kobiety na pastwę losu. W przeciwnym razie będzie na tyle przerażona obrazami przesyłanymi jej przez podświadomość, że w końcu oszaleje. Pierwszym krokiem to zaakceptowania rzeczywistości była wiara w to, że wszystko działo się naprawdę.
    - Sama wiesz, że ludzie próbują zrozumieć własne sny już od wieków. Nie bez powodów powstało tyle senników i interpretacji. A sny prorocze to bardzo skomplikowana i mętna wiedza, bo przyszłość zawsze można zmienić. Babcia nazywała rodzaj takich snów twórczymi, bo nie chodzi o to co się zobaczy i co mogłoby się zdarzyć, ale czego można się dowiedzieć i co może się okazać przydatne - mówiła, nawet nie wiedząc, że słowa same wychodziły jej z ust. Wracanie pamięcią do tego, co opowiadała jej babcia działało na nią niezwykle błogo.
    - Może masz ochotę na herbatę? Możemy przejść się do mnie, poszukamy czegoś przydatnego i nie będziemy miały towarzystwa - dodała zaraz uśmiechając się lekko i zerkając znacząco w stronę ekspedientki siedzącej za ladą.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie pokazywała po sobie zaniepokojenia. Wystarczyło, że Andy była a jej włączał się instynkt ochrony młodych co się rzadko zdarzało w jej przypadku. Praktycznie wyciszyła w sobie te naturalne odruchy, przez co bywała niekiedy szorstka i oschła. Przybliżyła wolne krzesło obok dziewczyny i sama usiadła na nim. Ścisnęła dłonie w geście pocieszenia.
    - Nie chce panikować, ale telefon sama mu ładowałam.
    Sama miała nieciekawe myśli, ale Andy nie była malutkim dzieckiem, które trzeba by było trzymać w niewiedzy.
    - Wrócić powinien już dawno. To w sumie niedaleko miasta. - zauważyła - Nie chce z niczym tu wybiegać naprzód, ale sama się trochę zaniepokoiłam, gdy i ode mnie nie odbierał telefonów. Wciąż mi mówiło, że jest poza zasięgiem.
    Westchnęła.
    - Mogło się tak zdarzyć, że telefon zgubił i gdzieś po prostu utknął. Obie wiemy, ze twój ojciec bywa roztrzepany - próbowała załagodzić trochę nastrój. Zamyśliła się. - w sumie miałam tu juz kończyć. Tylko trzeba pozamykać. Masz klucze - zamknij kratę do warsztatu a ja wyłączę kompa i szybko kasę podliczę - zawyrokowała wyciągając klucze z kieszeni spodni roboczych i podała dziewczynie. Potem na chwile się rozdzieliły, aby szybko ogarnąć warsztat i po parunastu minutach były już w drodze.

    [skoro razem pracują to może nazwiemy jakoś warsztat? ;)]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  37. Krył się w jednym z pomieszczeń posiadłości. Słyszał jednak wyraźnie głos dziewczyny i jej kroki, gdy opuszczała sypialnię. Popijał spokojnie alkohol ze szklanki przysłuchując się jej bezradnym poczynaniom. Mogłaby się nawet wydostać poza budynek, miała marne szanse na to, że mu ucieknie. Zwłaszcza, że nie miała żadnego doświadczenia z takimi istotami jak on. Była zdana na jego łaskę. Na razie nie wiedział co z nią zrobić, czy zabić, czy namieszać w głowie i wypuścić by w przyszłości skorzystać jeszcze z jej krwi i może ciała. Teraz bawiła go panika dziewczyny. Uśmiechał się sam do siebie.
    Odstawił szkło na kuchenny blat po czym w mgnieniu oka stanął przed dziewczyną. Posłał jej rozbawione spojrzenie, w którym kryło się pobłażanie dla jej zachowania. Na prawdę sądziła, że mu ucieknie? Nawet gdyby opuścił posiadłość, zamknął by ją tak by nie zdołała się wydostać.
    — Drzwi są w tamtą stronę — rzucił wskazując dłonią odpowiedni korytarz, który prowadził do upragnionej wolności. Ponaglił ją spojrzeniem, a gdy dziewczyna rzuciła się biegiem w wyznaczonym kierunku, Gino ponownie zagrodził jej drogę. Tym razem jednak na jego twarzy nie było cienia rozbawienia. Zbliżył się do niej, a jego dłoń pewnie wplotła się w ciemne włosy na karku dziewczyny.
    — Masz dwie opcje, możemy zrobić to po dobroci. Będziesz grzeczną dziewczynką lub mogę cię do tego zmusić. Wybieraj — mruknął spoglądając w jej przerażone oczy.
    Czasem kobiety były nim na tyle oczarowane, że nie musiał używać swoich mocy by wpływać na ich głowy. Jednak czasem trafiał na takie przypadki, w których należało człowieka zmusić do uległości i posłuszeństwa. Coś czuł, że ona należy do tej drugiej grupy i wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
    Była tu zupełnie sama. Russo mieszkał kilka kilometrów za miastem, wokół posiadłości nie było żywej duszy. Mogła liczyć na swój spryt i jego łaskę, a raczej nie posiadał litościwej natury. A gdy był niezadowolony ze swojej zdobyczy, często kończyła ona na tyłach ogrodu.

    OdpowiedzUsuń
  38. Roześmiał się kpiąco na jej waleczne słowa. Odsunął się nieco od dziewczyny i klasnął w dłonie.
    — Nie masz o niczym bladego pojęcia — odparł kręcąc głową. Jej odwaga może i mogła wzbudzać podziw, nie chciała się poddać w obliczu zagrożenia, jednak w tym przypadku jej postawa nie przyniesie jej żadnych korzyści.
    — Skoro wciąż chodzisz po tym świecie i pewnie nie masz więcej jak trzydzieści lat, to twoja matka jest ledwo podrostkiem w świecie istot nadprzyrodzonych — odparł z rozbawieniem jednak po chwili owinął palce wokół jej szyi i przycisnął ją do najbliższej ściany. Przesunął wargami po jej szyi i lekko uszczypnął jej skórę zębami — mam prawie sześćset lat, nie zdoła mnie drasnąć, ale chętnie zabawię się i z nią — warknął wprost do jej ucha po czym jednym niezbyt silnym ruchem pchnął dziewczynę na ziemie.
    Kucnął koło niej. Złapał ją za brodę by spojrzała mu prosto w pociemniałe oczy.
    — Nikomu nie powiesz o naszej znajomości, nie będziesz mi się sprzeciwiać i z przyjemnością oddasz mi się za każdym razem, gdy będą miał ochotę się na tobie pożywić — wymruczał, a macki jego mocy bez trudu prześlizgnęły się do jej głowy i nakazały posłuszeństwo. To była jedna z lepszych umiejętności jakie posiadł po przemianie. Mógł naginać wolę innych do własnych celów, łamać czyjeś umysły jak suche patyki. Potrafił zaszczepić w jej myślach każdy obraz, każdą zachciankę jaką tylko sobie wyśnił.
    Mogło obejść się bez tego, ale wiedział że w tym przypadku nie mógł jej od tak wypuścić z domu. Tym bardziej po dowiedzeniu się kim jest jej matka. Może i była nic nieznaczącą młodą wampirzycą to wciąż mogła narobić mu niewygodnych kłopotów. Zwłaszcza, że jej córka smakowała rasową wiedźmą. Być może miała to po niej lub po ojcu, acz mocy nie miała jeszcze aktywnych. Gdyby było inaczej miałaby większe szanse w starciu z wampirem i pewnie nie dałaby się tak łatwo podejść.
    Jeśli faktycznie nią była ich znajomość musiała pozostać tajemnicą. Sabat lubił się mścić za krzywdy wyrządzone na jego członkach. Zwłaszcza na wampirach.
    — Teraz opowiedz mi kim jesteś — wyprostował się i ponaglił ją ruchem ręki by przeszła z nim do salonu. Posiadłość w ciąż była w remoncie i niektóre miejsca nie były w pełni ukończone, ale dało się tu normalnie mieszkać.

    [ Jak najbardziej możemy namieszać jej w głowie :D ]
    Gino

    OdpowiedzUsuń
  39. Strach. Czuł go kosztując jej krwi. Czuł go unoszącego się wraz z jej wonią. Była nim przesiąknięta, strachem i nienawiścią, obrzydzeniem. Napawał się tym, kontrolą którą miał, władzą nad czyimś życiem. Strach nie wzbudzał w nim współczucia, nie poruszał jego martwego serca. Jej łzy nie robiły na nim wrażenia, tak samo to jak bardzo roztrzęsiona była. Gdy dygotała przed nim z mokrymi policzkami, nie czuł zupełnie nic. Nie miał wyrzutów sumienia, nie miał ochoty zakończyć jej cierpienia. Mogło go to definiować jako potwora rodem z piekła. Russo nie miał wyłączonych emocji, po prostu po tylu latach spędzonych między śmiertelnikami, znał swoją wyższość nad tymi kruchymi istotami.
    Andy znalazła się po prostu w złym miejscu o niewłaściwej porze.
    Podszedł do barku i rozlał alkoholu do dwóch szklanek. Jedną wcisnął w dłonie dziewczyny. Usiadł obok niej i upił spory łyk bursztynowej cieczy, która przyjemnie rozpaliła jego gardło. Zerknął na nią przelotnie, gdy z jej gardła wydobył się żałosny krzyk rozpaczy. Mogła walczyć dowoli z jego wpływem, ale nie miała szans w starciu z jego mocą, nie póki sama nie posiadała władzy nad swoimi umiejętnościami.
    Pokiwał głowa na jej odpowiedź, która zupełnie go nie usatysfakcjonowała. Nie usłyszał nic ciekawego, nic wartego uwagi. Widocznie dziewczyna nie miała świadomości co tak na prawdę płynie w jej żyłach.
    — Pytaj, a później opowiesz mi o rodzinie — na razie mogli sobie pogawędzić, ale miał zamiar wycisnąć z niej informacje odnośnie jej rodziny. Choć prawdy o niej również mogła nie posiadać. Być może istniał cień szansy, że jej rodzina nie należy do żadnego z londyńskich sabatów, a wiedźmy z miasta nie wiedzą o niej. Oznaczało by to, że bez konsekwencji mógłby robić z nią co chciał. Mógłby ją nawet zabić.
    Przekręcił się nieco w jej stronę by swobodnie na nią spoglądać. Jego ciemnie spojrzenie utkwione było w twarzy dziewczyny.
    — Och i nie płacz, nie zabiję cię. Przynajmniej nie w tej chwili — wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku ścierając przy okazji kilka łez.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  40. Już w następnej sekundzie po swoim wybuchu zaczęła go żałować, ale niewiele mogła na to poradzić. Jedną ze składowych wampirzego przekleństwa było to, że każdą emocję odczuwała wielokrotnie silniej, niż gdyby była człowiekiem. To dlatego wielu z jej pobratymców zdecydowało całkowicie odrzeć się z resztek człowieczeństwa i momentami Tabitha wcale im się nie dziwiła; sama bywała zmęczona nieustanną walką nie tylko z pragnieniem krwi, ale również tym, że wszystko odczuwała mocniej i głębiej, poruszana aż do szpiku kości. Niezwykle łatwo było się w tym zatracić, potoczyć się w dół jak po równi pochyłej. Nie opierać się i wybrać jedną z prostszych dróg, lecz Jones wciąż miała o co walczyć i to dlatego tak bardzo zależało jej na trzymaniu własnych popędów w garści. Jeden z tych powodów znajdował się tuż za jej plecami, trzęsąc się z przerażenia. Drugi był przetrzymywany w niewiadomym miejscu, z niewiadomych powodów.
    W pierwszej chwili nie odważyła się spojrzeć na córkę, wiedząc, że nie będzie potrafiła znieść widoku, którego była sprawczynią. Docierało do niej jednak wystarczająco wiele bodźców, by jej martwe serce krwawiło z bólu. Słyszała, jak Andromeda osunęła się na kolana i jej ciałem wstrząsnął głuchy, paniczny szloch. Do jej uszu dolatywał nierównomierny trzepot serca dziewczyny, które rwało się do tego, by wyskoczyć z jej piersi, a przyspieszony i chaotyczny oddech gnał tuż za nim.
    Kobieta mogła nad sobą zapanować i oszczędzić pierworodnej tego wstrząsu, ale czy wtedy ta by jej uwierzyła? Z drugiej strony, czy naprawdę niezbędnym było to, by Andromeda zaakceptowała, że Tabitha jest nie tylko wampirem, ale również jej matką? Im dalej Jones w to brnęła, tym więcej widziała alternatywnych rozwiązań, które umknęły jej jedynie przez wzgląd na jej własny egoizm. Tabitha chciała, by córka jej uwierzyła. Chciała, by poznała prawdę, choć nie było to do niczego potrzebne. Mogła przecież przedstawić się jako jej daleka krewna czy choćby przyjaciółka rodziny, mogła pomóc jej odnaleźć ojca, dyskretnie korzystając z własnych umiejętności, a później odejść i raz jeszcze zniknąć z życia bliskich, ponieważ to bez wątpienia było dla nich lepsze, niż jej obecność.
    Nie radziła sobie. Nie potrafiła tego dobrze rozwiązać. Może gdyby upłynęło więcej czasu i gdyby pamięć o ludzkim życiu nie była w niej tak świeża… Gdyby zapomniała, jak to jest trzymać w ramionach tak kruche i bezbronne dziecko, jak to jest mieć u boku oddanego męża, nie zostałaby zaślepiona przez tęsknotę i nie goniłaby za czymś, czego już nigdy nie miała posiąść.
    Nerwowym ruchem dłoni otarła łzy, które spłynęły po jej policzkach, a potem uniosła głowę, odetchnęła i powoli odwróciła się przodem do Andromedy. Chciała się do niej zbliżyć, pocieszyć ją i uspokoić, ale boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie pogorszyłaby sytuację. Tkwiła więc w miejscu, a po chwili zastanowienia przysiadła na podłodze, w pewnej odległości od dziewczyny, tak by nie spoglądać na nią z góry niczym sęp kołujący nad ofiarą.
    — Nie każdy wampir jest mordercą i nie każdy morderca jest wampirem — odparła zagadkowo, sugerując, że niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku i nie zamykało się jedynie w jej osobie. — I nie, nie zabiłam twojego ojca, Andy — odparła łagodnie, starając się ze wszystkich sił nie dać po sobie poznać, jak bardzo zabolało ją to pytanie, choć jej ciemnoniebieskie oczy nakrapiane brązowymi plamkami zaszkliły się wyraźnie. Przez to zamilkła na kilka chwil i jedynie wpatrywała się w młodszą brunetkę, mając nadzieję, że ta z czasem powoli się uspokoi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Adama ktoś porwał — poinformowała, przerywając milczenie. — Nie wiem jeszcze kto i nie mam pojęcia, w jakim celu. Naprawdę robiłam wszystko, żeby uchronić was przed tym obcym światem, który tak chętnie pożera śmiertelników — szepnęła, ostatnie zdanie kierując ni to do siebie, ni to do córki. W pewnym momencie coś ją tknęło; zerknęła na Andromedę, a później wstała i podeszła do szafki, w której mieścił się sejf. Wstukała kod i z wnętrza metalowej puszki wyjęła różowy jaspis cesarski. Następnie przysiadła na swoim poprzednim miejscu, położyła jajowaty kamień na podłodze i pchnęła go lekko w stronę Williams. Ze względu na swój kształt, jaspis potoczył się po łuku i stuknął o kolana dziewczyny.
      — Wiem to dzięki temu — odezwała się. — Śmiało, weź go w dłonie, ściśnij i pomyśl o ojcu — zachęciła, bo może widok Adama miał pokrzepić roztrzęsioną Andromedę, kiedy Tabitha nie mogła zaoferować jej pocieszenia.

      TABITHA JONES

      Usuń
  41. [może: Gwiezdne Wrota Serwis - Williams & Co., bedzie chyba za długie, Majster-Serwis u Williamsa, Motomania Serwis Samochodowy albo jeszcze krórsze Auto Center - zaraz wyjdzie nam konkurs na nazewnictwo xD]

    Wyczuwała skrajne emocje Andy. Lepiej by było może i trzymać w radosnej niepewności, ale czasem bylo lepiej dmuchać na zimne. A w tym przypadku, gdy z szefem kontaktu nie było zadnego miała tylko jedno pesymistyczne zakończenie.
    Szybkim krokiem a potem gestem, nalala szklanke wody i zmusiła do wypicia. Brakowalo jej jeszcze omdlenia do kompletu zmartwień.
    - sprawdzimy to - odparła stanowczo.
    Gdy szybko uporały się z warsztatem i ruszyły w prawdopodobna trase żadna się nie odzywała podczas jazdy. Siedziały jak zaczarowane. Nie zwazała na wszelakie prawidla jazdy i zatrzymała samochód w tym samym czasie, gdy zaprzyjazniony z nimi wlasciciel napradce probował uciec. Ledwie sie zatrzymała, Andy wybiegła z auta zanim ja powstrzymała.
    Czuła się tutaj nieswojo i jakby nie na miejscu. Swędzaca skóra niemilosiernie ja draznila a oczy staly się wilcze.
    - Andy! wracaj tutaj.... - powiedziała słabym glosem zamierajacym krzykiem jakby ktoś sciszał glos. A w glowie miala tylko jedno slowo: PUŁAPKA. Probowała się ruszyć. Wilk się wyrywał na wolność zdenerwowany i niespokojny walczac z nia i przemianą. Nie chciała tego. Nigdy też Andy nie widziała jej w tej formie. Jednak coś ja prowakowało i im bardziej z tym walczyła tym bardziej napierało. Aż zaciskajac na siedzeniu rece zbielały z wysilku. Zatrzesla sie jak w goraczce.
    - Andy! schowaj sie! Nie do samochodu - powiedziała znieksztalconym juz glosem niepodobnym do ludzkiego. Nie miała czasu sciagac ubrań - te sie rozrywały jak tylko sie przekształcała a szybkosc przemiany sprawiała mase bolu. Dyszała z wysiłku na wpół leżąc jak było już po wszystkim. Poczuła wzmożony głód - typowa reakcja po przemianie, ale i krew... mase krwi, jakby sie ktoś w niej taplał.
    Tu się musiała coś stać. Nie było czasu na finezje przy wychodzeniu, wywalila je zawiasów az grzmotnęły o rasnace naprzeciw drzewo robiąc pień w drzazgi i wygramolila się z kabiny.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  42. Uniósł brwi, gdy dziewczyna tak nagle się podniosła i zaczęła wykrzykiwać różne oszczerstwa w jego stronę. Nie miał bladego pojęcia o kim mówi i co przytrafiło się jej bliskim. I szczerze mało go to wszystko obchodziło.
    Zerknął na nią niemal z rozbawieniem, gdy ułożyła się na kanapie. Takiej histeryczki dawno nie spotkał choć pewnie to wszystko miało prawą nią wstrząsnąć.
    — Nie znam twojej rodziny. A pytam tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcę nieświadomie zadrzeć z czarownicami. Skoro twoja krew smakuje dokładnie tak jak wiedźma smakować powinna, to wolę się upewnić skąd to się wzięło. Zwłaszcza, że ty najwyraźniej nie masz o niczym pojęcia — wytłumaczył w ogóle się nie poruszając. Ta informacja mogła być kolejnym szokiem dla Andy, ale musiała sama to jakoś przełknąć. Nie miał zamiaru być delikatny. Nie w tym przypadku
    — Dlatego też na razie cię nie zabiję, bo ten jeden fakt mnie zaciekawił — dodał wzruszając ramionami. Poklepał ją po łydce — tak więc daję ci jeszcze jedną szansę na zadania twojego pytania i lepiej tym razem ją wykorzystaj, lepszej możesz nie otrzymać — mruknął popijając trunek, który wcześniej im rozlał.
    Gino wyznawał bardzo dziwaczne formy rozrywki. Niekiedy wychodził z domu po prostu szedł się bawić w barze bądź innym klubie. Niekiedy Jeździł konno, grał na pianinie. Innym razem polował na takie niewiniątka jak ona. Za zwyczaj kończyły one martwe, chyba że czymś go zaintrygowały. Tak jak w tym przypadku. Powinna się cieszyć, że nie zmusił ją do innych rzeczy, a mógł z nią zrobić co tylko chciał. Oczywiście nie wykluczał, że w przyszłości się tak nie stanie. Miał swoje rządze i potrzeby, które bez skrupułów zaspokajał.
    Napawał się strachem swoich ofiar, ich bezsilnością. Polowanie niezwykle go bawiło, gdy zapędzał w kozi róg swoją ofiarę, gdy ta zaczynała sobie uświadamiać, że koniec niechybnie nadchodzi. Uwielbiał wykorzystywać swoją siłę i wampirze moce. Lubił mieszać ludziom w głowie. Czasem też rozgrywał coś w rodzaju szachów, podchodził swój cel manipulował go, zdobywał zaufanie by później zmiażdżyć czyjeś nadzieje.
    — W sumie to jeszcze jedne sprawa za nim zaczniesz. Wiem, że w twoich oczach jestem potworem i tak dalej, ale ty też możesz coś zyskać na tej znajomości. Jeśli będziesz dostatecznie dobra, jeśli w końcu z własnej woli się oddasz mogę coś dla ciebie zrobić — nie robił tego z dobroci serca, choć czasem faktycznie niektórzy zadowalali go na tyle mocno, że potrafił się odwdzięczyć. Za zwyczaj jednak był to kontrakt, wiązał kogoś przysługą, którą kiedyś będzie trzeba spłacić.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  43. [ A dziękuję! Z nim jest tyle fajnych gifów, że ciężko wybrać jeden :D Czy masz jakiś konkretny plan co się z jej ojcem dzieje? Jeśli chcesz to możemy pójść w tym kierunku i Gino może pomóc jej w poszukiwaniach ;) ]

    — Nie lekceważ mocy, która płynie w twoich żyłach. Choć nie jestem najlepszą osobą do uświadamiania cię w tym to czarownice z reguły są obrzydliwe porządne i potężne — ich więź z naturą, z życiem dawała im dużą moc, ale czasem było to upierdliwe. Jak porządne starają się być i jak bardzo gardzą takimi wynaturzeniami jakimi był Gino. Choć miał w ich grupie kilka zaufanych osób, zawsze był czujny w towarzystwie czarownic. Zwłaszcza w grupie były godnym i niebezpiecznym przeciwnikiem.
    Raz już narobił sobie kłopotów przez zbytnie zbliżenie się do jednej z członkiń sabatu. Musiał przez to porzucić swoje plany i zakończyć dość wygodne życie w włoskim mieście. Nie miał zamiaru popełnić tych samych błędów drugi raz. Dlatego to kim była Andy była dla niego niewygodną zmienną. Do tego dziewczyna nie miała o niczym pojęcia. Liczył na to, że nie przynależała do żadnego sabatu i nikt nie wie o jej istnieniu. Gorzej jeśli jej niewiedza brała się z chęci ochrony szatynki. Nie bał się gniewu sabatu, mógł najwyżej wybić je wszystkie, ale chciał przez jakiś czas pozostać w Londynie i przebywać tu w miarę możliwości w spokoju.
    Zmierzył dziewczynę uważnym spojrzeniem. Był niemal całkowicie pewny, że Andy przystanie na jego propozycję. Była sama i zdana na łaskę jego kaprysu. A chęć pomocy bliskim, odnalezienia ojca najwyraźniej była w niej silna skoro tak żywo zainteresowała się jego propozycją. Mógł mieć ją w garść, a skoro była czarownicą, ta znajomość i przysługa mogły mu się najzwyczajniej w świecie przydać w przyszłości.
    — Bo możesz mi się przydać. Przysługa za przysługę — odparł szczerze. Dla niej to był pakt z diabłem. Gino bezwzględnie wykorzystywał zaciągnięte u niego długi do własnych spraw, które często były fatalne w skutkach — gdy nabierzesz wprawy w swoich zdolnościach, na pewno nie dam o sobie zapomnieć — dodał z niewinnym uśmieszkiem.
    — A do tej pory te wizje się spełniały? — zapytał. Dar dostrzegania przyszłości był potężną umiejętnością. I niebezpieczną. Wiedza tego co się wydarzy mogła na nią ściągnąć wiele niepotrzebnej uwagi. Każdy chciałby wiedzieć co go czeka, jaki wykonać ruch by zyskać jak najwięcej. Russo wolałby to zachować dla siebie, mieć ją na wyłączność. Dałoby mu to tyle możliwości w przechytrzeniu własnych przeciwników

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  44. Niemożliwym było nadrobienie całego życia w jeden dzień, a to właśnie miały do przepracowania – całe życie Andromedy. Zresztą, czy jakikolwiek wycinek czasu można było nadrobić? Ten bowiem płynął nieubłaganie, co nie dotyczyło wyłącznie ludzi, a także wampirów, a może szczególnie wampirów? Żadna z przemijających chwil nie miała być taka sama jak którakolwiek z nadchodzących, żadnej nie sposób było odwzorować i odbić przez kalkę przyszłości, tak by kiedyś przeszłość mogła znaleźć zniekształcone odzwierciedlenie w teraźniejszości. To, co minęło, pozostało więc minionym, a to, co dopiero miało nadejść, nie miało do zaoferowania czegoś więcej czy choćby dokładnie tego samego.
    Tabitha zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele bezpowrotnie utraciła i godziła się z tym w imię własnych przekonań oraz tego, ile dzięki jej stracie mogła zyskać sama Andromeda. Lata bezpiecznego dzieciństwa, bezgraniczną miłość i troskę ojca, które mogły wybrzmieć z całą mocą i Jones nie musiała martwić się o to, że te zginą w cieniu jej przekleństwa. Jeśli dziś miałaby złożyć na ołtarzu podobną ofiarę, zrobiłaby to. Jakże miałaby tego nie zrobić, kiedy ołtarzem tym była jej miłość do córki i męża? Co prawda spłynął on krwią niewinnych, był niemym świadkiem cierpienia czy to samej Tabithy, czy to Andromedy i Adama, osadził się na nim kurz zapomnianych krzywd, ale mimo upływu lat wciąż trwał i nic ani nikt nie miało nim zachwiać.
    Zmieszała się, kiedy córka spojrzała wprost na nią, ale nie odwróciła wzroku. Wytrzymała to spojrzenie i po chwili zmarszczyła brwi, ponieważ słowa brunetki dały jej do myślenia.
    — Naprawdę tak myślisz? — spytała, bynajmniej nie z wyrzutem. — Ale dlaczego mieliby mnie szukać? — zastanowiła się na głos i pochyliła głowę. Choć słowa Andromedy nie były niczym innym, jak oskarżeniem, Tabitha nie odebrała ich w ten sposób i z pewnym zaskoczeniem uświadomiła sobie, że Williams mogła mieć rację. Przecież w istocie upłynęło tak niewiele czasu… Osoby, które wiedziały, ile znaczy dla niej rodzina wciąż żyły i mogły wykorzystać to do swoich celów, wiedząc, że wampirzyca zrobi wszystko, by uratować bliskich. Jednakże do czego jej osoba mogła być niezbędna? Nigdy nikomu nie zalazła za skórę, a jako czarownica była bezużyteczna. Nie posiadała też znaczącej wiedzy, nie takiej, którą można było choćby wykorzystać przeciwko sabatowi. O co zatem chodziło? Czy był to wyłącznie zbieg okoliczności, czy porwanie Adama faktycznie miało na celu wyłącznie sprowadzenie jej z powrotem do Londynu?
    O tym nie pomyślała, ale kiedy uniosła głowę i zechciała się odezwać, Andromeda już trzymała kamień w dłoniach. Dziewczyna tego nie widziała, ale złote żyłki przecinające różowy jaspis zapłonęły wewnętrznym, ciepłym blaskiem. Była czarownica przyglądała się temu jak urzeczona, a jej serce przeszyło ukłucie tęsknoty, rozumiała bowiem, co się działo. To magia skumulowana w kamieniu wyczuła krew czarownicy i aż rwała się do osoby, która mogła zrobić z niej użytek, co zresztą po chwili objawiło się w sposób znacznie wyraźniejszy i donośniejszy, niż pulsowanie złotych żyłek.
    Wampirzyca uniosła wzrok na córkę i momentalnie cała się spięła, gotowa do interwencji. Podczas gdy ona doświadczała zaledwie przebłysków, Andromeda nieomal całą sobą zanurzyła się w silną wizję i Tabitha była gotowa, by wyrwać młodszą brunetkę z jej szponów. Czekała, wyczekując i przeciągając ten moment, aż krzyk dziewczyny skłonił ją do działania.
    Zamknęła jej dłonie w swoich, a potem rozplotła zaciśnięte kurczowo na kamieniu palce i wydobyła z pomiędzy nich jajowaty kształt, tym samym odcinając kobietę od mocy kamienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Andy, popatrz na mnie — odezwała się stanowczo, by przywołać ją do porządku. Obcowała niegdyś z magią i wiedziała, jak trudno momentami było otrząsnąć się z oparów wizji, chociażby podczas rzucania zaklęcia lokalizującego czy innych rytuałów, które igrały sobie z czasem i przestrzenią. Łatwo było zgubić się pomiędzy wijącymi się meandrami obrazów i dźwięków. — Andy, co zobaczyłaś? Zobaczyłaś ojca? — naciskała, uparcie wpatrując się w jej twarz, a kiedy pochwyciła spojrzenie córki, to wciąż było zasnute lekką mgiełką.
      — Tak dowiedziałam się o Adamie — odezwała się ostrożnie, ryzykując spróbowanie wyjaśnienia tego wszystkiego, nim jeszcze Andy na dobre wróciła do rzeczywistości. — Kamień pokazał mi jego obraz, kiedy jeszcze byłam we Włoszech. Zostawiłam wszystko i przyjechałam. Tak… — urwała, uciekając spojrzeniem w bok, a potem musnęła opuszkami powierzchnię kamienia, wciąż ciepłą po tym, jak Andromeda trzymała go w dłoniach. — Tak obserwowałam was przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. Musiałam wiedzieć, czy jesteście bezpieczni i nic wam nie zagraża, więc… Kiedy Adam zniknął… Musiałam przyjechać i się z tobą skontaktować, Andy. Musiałam — wyjaśniła, ostatnie słowo wypowiadając drżącym szeptem. — Każda decyzja, jaką podjęłam, była dokonywana z myślą o waszym bezpieczeństwie. Każda — podkreśliła cicho, krótko zerkając na Andy. — Ale to nie wystarczyło… — mruknęła ze złością, marszcząc brwi. Potem, kierowana nagłym impulsem, przysunęła się bliżej córki i nieśmiało sięgnęła ku jej dłoni, ledwo dotykając palcami jej palców. — Obiecuję ci, że go znajdziemy. I sprowadzimy do domu, całego i zdrowego. A później… — urwała i wciągnęła powietrze między drżące wargi. — Później będziecie wiedli życie takie, jak dotychczas. Razem pracowali w warsztacie i oglądali mecze. Chodzili na piwo i rybę z frytkami — mówiła cicho, spoglądając na córkę szklącymi się oczami i zacisnęła wargi. Ze wszystkich sił starała się nie mrugać, tak by łzy niepotrzebnie nie spłynęły po jej policzkach, kiedy składała jej tą nieoczywistą obietnicę i podjęła decyzję o tym, że odejdzie. Znowu. Ale czy tak nie miało być dla nich lepiej?

      TABITHA JONES 💔

      Usuń
  45. Spojrzał na nią gniewnym wzrokiem. Coś niebezpiecznego błysnęło w jego oczach. Dzika rządza, którą kontrolował jedynie z dobrej woli. Wampirze instynkty były dobrze rozwinięte i silne w każdym z nich. To, że zachowywali się ludzko i nie oddawali tak łatwo żądzy krwi i mordu zależało jedynie od siły charakteru i dobrych chęci. W każdej chwili Gino mógł zrzucić maskę człowieczeństwa i zmienić się w prawdziwego potwora, który bezwzględnie mógłby zabić setki osób. Parę razy w życiu mu się to zdarzyło. Zabijał wiele osób dla rozrywki i pożywiając się, ale tylko kilkakrotnie dokonał masowego mordu. Było to dawno temu, raz wybił całą wioskę. Miał wiele krwi na dłoniach, ale nie czuł potrzeby odkupienia swoich win. Nie uważał tego za grzech. Nie ciążyło mu to na sumieniu. Tym bardziej jedno życie nie człowieka nie robiło mu różnicy.
    — Na prawdę jesteś tak głupia sądząc, że możesz stawiać warunki? — uniósł brew. Co najwyżej mogła mu posłusznie przytakiwać i liczyć, że w porywie kaprysu lub emocji nie pozbawi jej życia. A mógł tego z łatwością dokonać. Powinna mieć się na baczności i raczej mocno gryźć w język.
    — To dlatego, że nie panujesz nad swoją mocą. Przy odpowiednim treningu będziesz mogła przewidzieć konkretne momenty z życia danej osoby — westchnął z rezygnacją. Musiał zasięgnąć języka by dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej sprawy i jej ojca. Skoro ona nic nie wiedziała, nic prócz snu, który za wiele nie zdradzał, była niemal bezużyteczna — popytam kogo trzeba. Ktoś na pewno coś wie, choć sabaty mocno kryją swoich członków, a sekretów pilnują jak niczego innego. Choć jest jeden sabat, który praktykuje tak... nieludzkie metody — w tej okolicy łatwo było rzucić osąd na konkretną grupę wiedźm. Reszta z nich raczej była świętoszkowata i chroniła ludzkie życie.
    Sięgnął po jej rękę, którą mocnym ruchem ustawił nad swoją szklanką. Paznokciem rozciął kawałek jej skóry. Krew zaczęła mieszać się z bursztynowym alkoholem. Gdy szkło wypełniło się jej posoką, puścił jej nadgarstek. Upił łyk swojego drinka po czym podniósł się z sofy. Przeszedł do ciemnego pianina, które stało w rogu pomieszczenia. Usadowił się na ławce obitej miękką skórą. Otworzył instrument i zaczął przygrywać cichą melodię.

    [Oki, możemy doprowadzić do takiego spotkania :) I w porządku nie musimy się angażować w poszukiwania jej ojca ^^ ]
    Gino

    OdpowiedzUsuń
  46. Biorąc pod uwagę słowa, jakie wypadały z ust Andy, blondynka musiała nieco zaktualizować czas i ilość już spożytych trunków przez przyjaciółkę. Teksty, którymi raczyła ją brunetka, były do niej tak zupełnie niepodobne, że aż Abigail dwukrotnie obejrzała się na boki, czy aby na pewno nie jest to jakaś podpucha, czy żart i na moment porzuciła nawet własną wesołość. Ale nie... Andy już była podpita i choć Robbins pasowała na dzisiaj taka wesoła kompania i beztroski scenariusz na wieczór, musiała przyznać, że jest to calkiem mocna odmiana. Rozumiała też jednak, że właśnie tego jej przyjaciółka potrzebuje, bo... cóż, bo wiele się w jej zyciu wydarzyło i ewidentnie konieczna jest jej szansa na odreagowanie. Abi nawet dziwiłaby się, gdyby to nie nastąpiło.
    Ich przyjaźń trwała od wczesnych lat młodzieńczych i jak zwykle to Andy pierwsza brała się do roboty, gdy trzeba było cos ogarnąć, a gdy pojawiał sie problem, to ona jako prowodyrka z ich dwóch nieustraszenie szukała rozwiązania przed innymi, tak zaginięcie jej ojca było tak dotkliwe, że nie sposób było tej sprawy od tak rozwikłać, jak każdej typowej. Abigail współczuła przyjaciółce, ale nawet dzisiaj, tutaj siedząc z nią w barze, wiedziała, że cokolwiek się nie stanie, to nie złamie Andy. Widziała, że było jej trudno, że sama całkiem się pogubiła z tym, co dalej robić z swoim życiem, z warsztatem i całą resztą, ale blondynka była zdania, że jesli przyjaciółka pozwoli sobie na okazanie słabości, na kilka chwil picia, płaczu, a nawet krzyku i lamentu, to być może pozwoli jej to złapać oddech. Widziała strach, tęsknote i smutek w twarzy tamtej, ale wiedziała tez, że pozwolenie sobie na okazanie słabości, wcale tak do końca słabością nie było. Andy wiele musiała znieść, ale zasługiwała też na to, by móc się wypłakać.
    Nie chciała dobijac przyjaciółki, zatem ich spotkanie i rozmowy toczone przy piwie, mialy charakter całkiem swobodny, tak jak zawsze. Abigail nie chciała jeszcze bardziej uświadamiać przyjaciółki w jej położeniu, juz starczyło i tak, że sama Andy się dołowała i pewnie bała każdego dnia o to, co dzieje się z jej ojcem. Ale gdy ta wypaliła pomysł, jak mogłaby zaskoczyć swojego nowego klienta... Abi wybuchneła gromkim śmiechem, o małoc o nie strącając z baru swojej szklanki.
    - O nie... niestety to niemozliwe, on na prawdę w wszystkim wygląda dobrze - wydusiła przez śmieche, siegając po zimne piwo, aby popić ten żart. I już niemal dodała, że wspominany facet jest wampirem, ale... cóż, lepiej nie drażnić Andy teraz, gdy zachowywała sie jak nie ona i... i gdy byla trochę chyba w tym nieobliczalna. Zresztą blondynka znała podejście przyjaciółki do wszystkiego, czego nie da się logicznie wyjaśnić, wolała zatem nie budzić spiącego lwa.
    Zaraz jednak spowazniała, gdy brunetka zaczęła opowiadać. Tego sie nie spodziewała. Nie po Andy, która wierzy tylko w to, co można dotknąc, zbadać, co jest realne, logiczne i rzeczywiste! Ale jakże w duchu się ucieszyła na to wyznanie, bo sama miała spory mętlik w głowie i wszystko dotyczyło własnie snów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokiwała głową w zrozumieniu, na moment zaciskając usta w wąską kreskę. Kilka lat temu wyznała brunetce, że jej mama jest wiedźmą, ale ta ewidentnie nie uwierzyła. Potem tego tematu już nie prouszały, ale w rzeczywistości dla samej Abi to nigdy nie było niczym złym, choć rozumiała, że należy to zachować w jak największej tajemnicy. Gdy zatem jej przyjaciółka wyznała, iż jej sny się urzeczywistniają, głeboko w podchmieonym rozumku Robbins poajwiła sie mysl, że może... może ona też ma taki dar...? Mimo wszystko magia była powszechna, a gdy się już o niej wiedziało, ten świat był bardziej przyjazny i zrozumiały! Ba, on nawet był logiczny!
      - Ty... nigdy o tym nie mówiłaś - zauważyła łagodnie, choć w duchu poczuła sie nieco urażona, odsunieta, jakby ktoś komu sama bardzo ufała, nie odwzajemniał tego w równym stopniu. Troche to ją ubodło. - Wierzę ci - dodała szczerze z przekonaniem, aby Andy nie uznała, że jest bagatelizowana. - Opowiedz mi więcej - poprosiła i zgarneła swoją szklankę z blatu, schodząc z wysokiego stołka. - Przesiądźmy się gdzieś w kąt - zaproponowała. - Ja też chcę ci cos opowiedzieć - wyjaśniła powód potrzeby tej dyskrecji.

      Abi

      Usuń
  47. Następnego dnia wypuścił Andy ze swojej posiadłości. Wpłynął odpowiednio na jej umysł by nie mogła nikomu rozpowiedzieć co też się wydarzyło. Nie mogła nawet przyznać sama, że go znała. Była jego ofiarą, znalazła się u niego siłą. Nie mógł ryzykować, że zacznie biegać po mieście rozpowiadając o morderczym wampirze, który zamieszkuje starą posiadłość za miastem. Choć zapewne wszyscy stwierdziliby, że jest szalona i wygaduje głupstwa. Nie chciał jednak by nieodpowiednie plotki trafiły do uszu tych głupców łowców, których w Londynie nie brakowało. Nie byli dla niego dużym zagrożeniem, ale po co mu komplikacje. Do tej pory pobyt w mieście przebiegał gładko i zgodnie z jego postanowieniami, więc nie musiało się to zmieniać.
    Zajmował się swoimi sprawami przez kilka dni. W biegu nie miał czasu na porządny posiłek, więc miał zamiar znów nawiedzić Andy. Tak szybko nie miał zamiaru jej odpuścić. Nie miał też ochoty brudzić sobie rąk kolejnym polowaniem, więc mógł skorzystać z niej. Powinna już wypocząć po kilu dniach, a jeśli nie to niezbyt przejmował się jej stanem. Jej zadaniem było o siebie odpowiednio zadbać. Miała i tak szczęście, niektóre osoby nigdy nie opuściły jego posiadłości.
    Różnie bywało, czasem po prostu się zapędził i spił zbyt dużo krwi. Czasem pod wpływem emocji posuwał się o krok za daleko. Jego zbrodnie jednak nigdy nie miały wyjść na jaw, a policja nigdy nie miała wpaść na trop zaginionych, czy samego winnego. Był już wprawiony w zacieraniu śladów, często też jego ofiarami były osoby samotne, których zniknięcie nie od razu podniesie alarm.
    Gdy zbliżał się do mieszkania dziewczyny, usłyszał więcej głosów. Zatrzymał się w cieniu nasłuchując co też za zamieszanie ma miejsce w czterech ścianach Andy. Nie miał zamiaru wkraczać, przynajmniej póki sytuacji drastycznie nie wymykała się spod kontroli. Słuchał jednak czego dotyczy dyskusja. Być może miało to związek z zaginięciem jej ojca.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  48. Stał wsparty o chłodny mur budynku. Wciąż tylko się przysłuchiwał zastanawiając się, czy w ogóle reagować na zaistniałą sytuację, czy pozostać biernym. Widocznie Andy musiała na tyle mocno doszukiwać się prawdy, że wiedźmy w końcu zwróciły na nią swoją uwagę. Zastanawiał się, czy ma do czynienia z tym sabatem, który wcześniej obrzucił podejrzeniami o porwanie ojca dziewczyny.
    Andromeda jakkolwiek zacięta by nie była i jakakolwiek moc by się w niej nie kryła, nie miała szans w starciu z dwiema wprawionymi wiedźmami. Zwłaszcza bez treningu i tym bardziej, że one nie miały zamiaru się patyczkować. We dwie mogły nawet powalić kogoś takiego jak on, choć miał doświadczenie w walce z takim przeciwnikiem. Do tego nie raz z zaprzyjaźnioną czarownicą trenował oporność na ich czary. Pomimo tego magia była siłą niezwykle tajemniczą i potężną, nie należało jej lekceważyć. Gino zdawał sobie sprawę, że istnieją moce, które stworzyły takich jak on i z łatwością mogły ten stan odwrócić.
    W końcu jednak postanowił zadziałać. Stanął przed odpowiednimi drzwiami. Złapał za klamkę, która uległa jego sile. Nie mógł jednak wejść do środka, nie bez zaproszenia. Tu Andy mogła zaryzykować jedyne bezpieczne miejsce chroniące ją przed nim, a zrezygnowanie z wyciągniętej dłoni. Zaproszenie było jednym z głupszych ograniczeń jakie na nim ciążyło. Miało to niby chronić ludzi przed stworzeniami polującymi nocą, nad koszmarem który mógł ich nawiedzić we śnie. Choć wystarczyło jedno spojrzenie w jego tęczówki i mógł uczynić z człowiekiem co zechciał, zmusić go do wszystkiego.
    — Zaproś mnie! — warknął opierając dłonie na niewidzialnej barierze i lekko na nią napierając. Ujawniając się dawał szansę czarownicom na wyprowadzenie skutecznego ataku, ale nie było innego rozwiązania. Musiała go najpierw wpuścić o ile w ogóle była właścicielką mieszkania. W innym przypadku był bezsilny, a Andy musiałaby poradzić sobie sama, a w tym przypadku było można łatwo wyobrazić sobie finał tej sytuacji.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  49. [pasi ;>]

    Otępiała wyskoczyła z kabiny aby wskoczyć na dach. Czuła się poprostu dziwnie., wilk miał ochote rzucic sie w wir polowania a magia tylko potegowala pragniania zatopienia sie w jakas szyje i taplania sie w krwi ofiary lubujac sie tym erorycznym uczuciem.
    Cholerna magia. Nie poczuła jej wcześniej, gdyz metalowe czesci samochodu dzialy jak poduszka i niewolowaly zasieg. Byla pewna, ze w jechaly w ustawiony magiczny krag.
    Nastroszyla futro, gdy Andy podchodzila i stulila uszy przy sobie.
    Nie jestem spokojna burknela w myslach nie ludzac sie, ze ta ja uslyszy.
    Warknela na nia by sie ta zatrzymala, po czym zeskoczyla z dachu lekko go wyginajac i w paru susach byla przy niej i zaczela ja wąhać jakby mniała nadzieje, że wylapie odpowiednia won. Andy chyba sie przestraszyla z lekka, bo probowala sie odsunac, ale to nie jej powinna sie obawiac. Nawet przez mysl nie wpadlo jej aby zrobic jej krzywde. Lubia jej ojca, lubia sama Andy i czula sie z nimi w warsztacie jak w namiastce domu. Pamietała, ze martwili sie gdy pozno zamykala warsztat, albo byla tez pierwsza nanogach, jednak Lara po prostu nie znosila nierobstwa a dlubanie przy autkach dzialalo czasem relaksujaco. Zapiszczala na przeprosiny i nawet polizala palce ustawiajac sie tak aby zaslonic nogi dziewczyny i wypchnac ja z kregu magii tak gestej, ze mozna bylo ja kroic athame. Poza zasieg. Nie tutaj - sama chciala sprawdzic a wilcza magia troche tepila wplyw nagromadzonej tutaj. I chciała pobiec za wlascicielem sklepu, ktory sie zachowywal jak zahipnotyzowany.
    Zastrzygla uszami wychwytując jakis dźwięk i uniosla nos do góry.
    Węszyła.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  50. Gdy Andy wypadła z mieszkania, nie zdążył dostatecznie szybko zareagować by uniknąć zaklęcia czarownic. Najgorsze co mógł teraz zrobić to dać się złapać w sidła ich magii. Jego największą przewagą w tym momencie była jego zwinność i przede wszystkim szybkość. Musiały go widzieć by otoczyć go swoim czarem.
    Zerknął tylko przelotnie na szatynkę, gdy jej dłoń spoczęła na jego ramieniu.
    Teraz był na prawdę wściekły. Jego twarz pociemniała, a białka oczu nabiegły krwią. Spomiędzy jego wark wystawały ostre niczym brzytwa kły.
    — Idź stąd — warknął do dziewczyny. Jej obecność tylko mu wadziła. Nie zależało mu na niej, ale też nie widział powodu by kończyła swój żywot. A wiedźmy widocznie uważały inaczej. Co było całkiem zabawne, że jego nazywały wynaturzeniem, a same posuwały się do zabicie swojej.
    W mgnieniu oka poderwał się z ziemi i dosłownie zniknął.
    — Jeśli mogę coś poradzić, to jeśli macie już okazję rzucić zaklęcie na wampira, lepiej żeby było śmiertelne — rzucił, a w jego głosie pobrzmiewała najczystsza groźba. Przemykał wokół czarownic nawet na chwilę nie przystając i nie dając im możliwości wyprowadzenia kolejnego ataku. Były naiwne sądząc, że bezkarnie mogły go atakować. W końcu jednak znudziła mu się ta gra w kotka i myszkę. Dopadł do jednej z wiedźm i nim mogła poruszyć dłonią wgryzł się w jej gardło, rozrywając miękkie tkanki. Gdy kobieta wzdrygnęła się w jego ramionach, oderwał się od niej. Z jego ust ściekała gęsta czerwona posoka. Odsunął się od niej tylko po to by ugryźć się w nadgarstek, który po chwili przytykał do twarzy czarownicy. Mimo oporów, jego krew spływała do jej ust.
    — Wiem jak cenna jest magia dla was, połączenie z naturą. Wiem jak bardzo nienawidzicie istot mroku — wycharczał przenosząc dłoń na szyję swej ofiary. Zacisnął palce na jej ciele, odbierając oddech — Aaa, nim rzucisz zaklęcie, nim zdąży mnie ono powalić, zapewniam że zdążę ją zabić — ostrzegł drugą z nich dostrzegając, że jej usta spróbowały drgnąć.
    — A teraz wyjaśnij mi proszę o co chodzi. I lepiej się pośpiesz, niedługo twoja koleżanka się udusi — wymruczał opierając brodę na czubku głowy młodszej z kobiet — a może córki? — uniósł lekko brew.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  51. Jego krew dość szybko zaczęła się gotować, tym samym parząc ciało od wewnątrz i stwarzając ogrom bólu, który go rozproszył. Nim jednak opadł na kolana skręcił kark czarownicy trzymanej w ramionach. Był słowną osobą i jak obiecał tak tez uczynił.
    Zachłysną się własną posoką, która napłynęła mu do gardła. Czuł też, że cieknie mu ona z nosa. Bol był potworny, ale nie na tyle by stracił przytomność. Doskonale słyszał ociekające jadem słowa wypowiadane przez czarownicę, a później wyraźnie dostrzegł jak jej ciało zderza się z murem pobliskiego budynku. Kąciki jego ust drgnęły dostrzegając Andromedę rzucającą, pewnie pierwsze w swoim życiu, zaklęcie. Emocje były silnym buforem, dla każdej istoty. Wampiry czuły mocniej, łatwiej popadały w złość i bardziej pragnęły, wiedźmy rzucały mocniejsze zaklęcia.
    Splunął krwią i czując, że jego stan wraca do normy, wyprostował się. Już miał rzucić komentarz w stronę Andy, gdy ta nagle osunęła się na asfalt. Magia miała swoją cenę, jak wszystko zresztą. Zwłaszcza niewprawione wiedźmy musiały oddać sporo energii, gdy rzucały zaklęcia. Niekiedy mogły nawet przesadzić. Nim jednak podszedł do szatynki, zwrócił się do kobiety z bólem zwijającej się pod ścianą. Jego twarz przeciął złowieszczy uśmiech. Nie miał litości dla kogoś takiego, dla osób które w jakikolwiek chciały mu zaszkodzić.
    Ułożył omdlałą Andy na łóżku w swojej sypialni. Do jej mieszkania nie miał wstępu, więc wrócił do siebie. Musiała zużyć sporo sił skoro wciąż była nieprzytomna. Usiadł na skraju łóżka. Zastanawiał się o jaki kamień chodziło tym czarownicom. Czy był on potężny? Czy był źródłem mocy? Na pewno skoro zwrócił taką uwagę sabatu. Czuł, że wplątując się w tą sytuację z jednej strony może nabyć sporo korzyści, a z drugiej narobi sobie za pewne sporo kłopotów i kilku nowych wrogów. Pobyt w Londynie miał być przyjemny i odbyć się bez zbędnych komplikacji, ale jak zwykle los miał swój pomysł na życie.
    Podniósł się z miejsca i przeszedł do łazienki by zmyć zaschniętą krew z dłoni, twarzy oraz dekoltu. Zrzucił z siebie skórzaną kurtkę i bordowy tshirt i zaczął zmywać szkarłat. Jego ciało regenerowało się bardzo szybko, zwłaszcza że jego dieta nie była uboga w ludzką krew. Mimo wszystko był odrobinę obolały. Przeczesał wilgotną dłonią włosy, które opadły na czoło w nieładzie.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  52. Usłyszał, że Andromeda odzyskała przytomność i podniosła się z łóżka. Słyszał jej ciche kroki, które zatrzymały się w progu jego łazienki. Oparł dłonie na zlewie po czym podniósł wzrok i spojrzał na nią w lustrze. Na prawdę obchodziło ją jak się ma? Nie wierzył w te słowa i domyślał się, że na rękę by jej było gdyby wiedźma go zabiła. Miała by spokój, byłaby bezpieczna przed jego wpływami i rządzą krwi.
    Skinął jej głowa w odpowiedzi. Odczuwał jeszcze skutki czaru. Na zewnątrz jego ciało mogło wyglądać w pełni na zdrowe jednak wewnątrz miał liczne poparzenia, które musiały się wygoić. Potrzebował na to sporo energii, przez to czuł się nieco znużony. Nie potrzebował dużo snu do przeżycia, ale w tym momencie miał ochotę zalec w fotelu i nic więcej dziś nie robić.
    Zmierzył ją spojrzeniem. Ona również wyglądała na wyczerpaną. Miała szczęście, że się nie zabiła rzucając zaklęcie. Dla niego oznaczało to, że nie mógł się na niej pożywić o ile nie chciał jej zabić. Kolejne obciążenia mogły być dla niej groźne.
    Nie uratował jej z powodu dobroci serca. Gdyby czarownica nie zwróciła na niego większej uwagi, gdyby go nie zaatakowała pewnie by się w ten sposób nie zaangażował. Choć z drugiej strony lubił ten dreszczyk emocji, buzującą adrenalinę, kontrolę i własne możliwości. A takiego zachowania czarownic nie miał zamiaru tolerować i choć zabicie ich mogło ściągnąć na niego gniew całego sabatu, niezbyt się tym przejmował.
    Podszedł do niej. Odgarnął kosmyk włosów z jej policzków po czym ułożył na nim swoją dłoń.
    - Ponieważ jesteś moja i tylko ja mam prawo cię zabić. Poza tym same sobie zasłużyły, rzucając we mnie pierwsze zaklęcie - odparł niemal beznamiętnie. Dla niego to wszystko nie znaczyło niczego nadzwyczajnego.
    - Gino Russo - dodał odpowiadając na jej wcześniejsze pytanie - ale nie radzę ci rzucać na mnie klątw - zagroził nieco żartobliwie.
    Nie wiedziała jak to zrobić, ale nabycie takiej wiedzy nie było nadzwyczaj trudne skoro jej moc już się przebudziła. Odsunął się od niej po czym wyminął dziewczynę i skierował się do szafy by sięgnąć po czyste ubrania.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  53. Ludzie czasem nie potrafili zrozumieć jak było można być tak wyrachowanym jak on. Gino przychodziło to zupełnie naturalnie. Człowiek dla niego jest istotą słabszą, jest pożywieniem. Nie żałował więc jego życia. Był tak stworzony by być wyżej w łańcuchu pokarmowym. Ponad to jeszcze za ludzkiego żywota nie był człowiekiem, któremu było żal, gdy ktoś umierał. Niezależnie, czy była to osoba z jego otoczenia, bliska czy ktoś zupełnie mu obcy. Czyniło go to potworem tylko i wyłącznie dlatego, że człowiek nie lubił być gatunkiem niższym nie mającym pełnej kontroli.
    Wywrócił oczami na jej słowa. Nie miał ochoty na młodzieńcze przepychanki słowne.
    — Nie zabijam jeśli ktoś mnie nie wkurza – odparł podchodząc do dębowego biurka na którym stała karafka ze złotawym trunkiem – a tak potrafię być całkiem miły – dodał siląc się na łobuzerski uśmieszek. Jego ofiary często twierdziły, że wcale nimi nie są. Niekiedy z czasem nie musiał używać perswazji by dostać to czego chciał. Potrafił dać sporą ilość przyjemności, każdego rodzaju. Picie krwi mogło uzależnić. Jeśli zechciał, taki kontakt mógł być niezwykle przyjemny w odczuciach. Potrafił być dobry, ale to działało na wybiórczych płaszczyznach. Jego kręgosłup moralny był nieco wypaczony.
    Rozlał alkoholu do dwóch szklaneczek. Podszedł z nimi do Andy i jedną jej wręczył.
    Wzruszył ramionami, a jego stalowe mięśnie poruszyły się pod jasną skórą.
    — Nie wiem, ale nie sądzę że są aż tak głupie — stwierdził popijając alkohol — ich jedyną kartą przetargową jest twój ojciec, jeśli się go pozbyły to nie masz nic więcej do stracenia. A to czyni cię jeszcze groźniejszą — odparł — dlatego najlepszą strategią jest brak przywiązania do czegokolwiek i kogokolwiek. Gdy ci zależy, stajesz się słaby — dodał. Dlatego jego nie dało się w żaden sposób zranić. Miał przyjaciół, ale generalnie mu na nich nie zależało. Mógł ich stracić i dalej szedł przez życie w ten sam, niezmieniony sposób.
    — Obstawiam, że ponownie spróbują siłą zdobyć kamień o którym tyle mówią, ale jeśli im się nie powiedzie, twój ojciec jest jedynym na co mogą go wymienić. Ja bym go trzymał przy życiu — stwierdził.
    — Odstawię cię do domu, ale to już jutro — mruknął pocierając oczy.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  54. Przez te dwadzieścia pięć lat naprawdę starała się nie zrobić niczego, co dałoby komukolwiek pretekst do ścigania jej osoby czy też domagania się zadośćuczynienia, zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że jej potencjalny wróg bez mrugnięcia okiem mógłby wykorzystać jej rodzinę do osiągnięcia własnych celów. Większość nadprzyrodzonych istot nie posiadała przecież żadnych skrupułów, ludzi mając ledwo za pyłek na wietrze, który czasem tylko mógł wpaść do oka i powodować lekki dyskomfort. Stąd nawet nie zawarła zbyt wielu znajomości, choć na swej drodze napotkała wiele zarówno podobnych sobie istot, jak i takich, o których nigdy dotąd nie słyszała. Tylko jeden wampir stał się jej bliskim przyjacielem; ten, którego poznała we Francji i który pomógł jej w zapanowaniu nad pragnieniem, dzięki czemu dziś mogła funkcjonować względnie normalnie i była mu za to dozgonnie wdzięczna. Oscar pojawił się w jej życiu w momencie, w którym zabrakło jej stwórcy i przez to właśnie on stał się jej mentorem, a z czasem także jedyną przyjazną duszą w jej otoczeniu i nie wątpiła w to, że nigdy nie skrzywdziłby czy to jej, czy jej rodziny.
    Przez myśl jej nie przeszło, że wróg czaił się w Londynie. Że w rodzinnych stronach wciąż o niej pamiętano i to pośród czarownic, które raczej wystrzegały się zacieśniania więzi z innymi gatunkami, a jeśli już się na to decydowały, zazwyczaj płynęła z tego obopólna korzyść. Nawet sabat z Greenwich, choć wyjątkowo pomocny tuż po przemianie Jones, na dłuższą metę się nią nie interesował. Wiedźmy miały swoje sprawy i swoje życie, a odchodząc, Tabitha opuściła również siostry, raz na zawsze rozstając się z magią i zbaczając ze ścieżki, którą dotychczas kroczyła. Jedyną rzeczą, która stanowiła swoisty łącznik z jej dawnym życiem, był różowy jaspis cesarski. Gdyby tylko wampirzyca wiedziała, że to on, wyładowany po brzegi kamień wielkości jaja był sprawcą całego tego zamieszania…
    Zaskoczył ją nagły atak córki, co tego stopnia, że sama zdecydowała się zaatakować.
    — Nie bądź głupia, Andromedo! — warknęła. — Z magią nie wolno sobie igrać. Ona dla ciebie nigdy nie będzie miała litości i wyczerpie twoje ciało do cna przy odrobinie nieuwagi. Martwa, nie pomożesz ojcu — zganiła ją, nie kryjąc przy tym złości i odsunęła się gwałtownie. Wstając, chwyciła kamień i wróciła z nim do sejfu, w którym zamknęła przedmiot, a następnie obejrzała się przez ramię na młodszą brunetkę. Była wzburzona, ale rozumiała, czemu to na niej Andromeda zdecydowała się wyładować złość i nie miała jej tego za złe, choć też nie oznaczało to, że z pokorą i spokojem miała przyjmować każde jej słowo. W końcu po kimś Andy była tak charakterna, prawda?
    Wampirzyca zacisnęła i rozprostowała palce, a potem przeszła do łazienki i zgarnęła dwa ręczniki. Jeden z nich namoczyła w zimnej wodzie i dobrze wycisnęła, po czym wróciła do salonu i przyklęknęła przy osłabionej dziewczynie. Nie pytając o pozwolenie, delikatnie, acz jednocześnie z wyczuciem, jakby robiła to przez całe życie, otarła jej nos i usta, pozbywając się krwi. Kiedy już się z tym uporała, czystą stroną ręcznika oczyściła całą twarz córki, jej szyję, kark oraz dekolt, pozbywając się potu i jednocześnie lekko chłodząc jej ciało. Gdy skończyła, brudny ręcznik odłożyła na bok i wzięła do rąk suchy, zgarniając nim pozostałe na skórze kropelki wody.
    Wykonując te wszystkie czynności, nie spoglądała w jej oczy i jedynie śledziła ruchy własnych dłoni. Dopiero gdy skończyła, pochwyciła spojrzenie Andromedy i wysłuchała tego, co ta miała do powiedzenia o swojej wizji. Ciemnych piwnic było w Londynie wiele, ale wzmianka o krwi i zapachu ziół sprawiła, że Tabitha lekko zmarszczyła brwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To brzmi, jakby ktoś starał się rzucić zaklęcie lokalizacyjne — powiedziała nieprzekonana, bo też sama rozważała jeszcze różne opcje. Zamyślona, podniosła się i zebrała ręczniki, które wrzuciła do zlewu w łazience i po chwili ponownie zjawiła się w salonie. — Czarownice — rzuciła, spoglądając przy tym na Andy i choć na pewno mówiła w niezrozumiały dla niej sposób, wydawało się, że nie zdawała sobie z tego sprawy. — Czarownice musiały porwać Adama, ale dlaczego? — warknęła i zaczęła krzątać się po pomieszczeniu. Hotelowy pokój wyposażony był w nieduży kącik, w którym można było przygotować kawę lub herbatę. To przy nim Tabitha zatrzymała się na dłużej, aż ponownie przyklęknęła przy Andromedzie z kubkiem parującej herbaty, posłodzonej aż czterema łyżeczkami cukru, by w ten sposób Williams mogła odzyskać choć odrobinę sił.
      — Znajdziemy go — powtórzyła twardo, stawiając kubek na podłodze przed córką, a jej kolejne słowa przemilczała. Mogła sprawić, by było jak dawniej. Mogła wymazać z ich pamięci wspomnienia o tym, co miało miejsce. Zgrabnie je wykasować, wyciąć z precyzją neurochirurga i pozostawić ich tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby Adam nigdy nie został porwany, ona nie wróciła do miasta, a Andromeda nie niosła tego ciężaru na swoich barkach.
      — Jeszcze dziś odnowię… stare znajomości — westchnęła. — Popytam tu i tam — mówiła, po czym przechyliła głowę i przymrużywszy powieki, zapatrzyła się na córkę. — Powiedź mi, Andy… — zaczęła, nie wiedząc, jak ugryźć ten temat. — Nigdy nie zauważyłaś wokół siebie niczego dziwnego? Nidy nie spotkało cię nic, czego nie można było wytłumaczyć? — spytała ostrożnie. Pytania te można było spokojnie podciągnąć pod istnienie nadnaturalnego świata, ale Jones piła do czegoś innego. Czarownice z Greenwich nigdy nie dały jej sygnału, że moce Andromedy się obudziły, a prosiła je o to przed swoim odejściem. Czasem zdarzało się tak, że bez odpowiedniego bodźca, magia pozostawała uśpiona dosyć długo, ale prędzej czy później znajdowała ujście na zewnątrz. A z reguły im później się to działo, tym bardziej było to niebezpieczne i właśnie z tego względu sabat Tabithy miał interweniować w odpowiednim momencie. Jones po cichu miała nadzieję, że wydarzy się to jeszcze za życia jej matki i to ona zaopiekuje się Andromedą, ale Anna May odeszła już dziesięć lat temu i cóż… Pozostał tylko sabat i jej dawne przyjaciółki, starsze o dwadzieścia pięć lat, podczas gdy ona nic a nic nie zmieniła się od tamtego pamiętnego dnia.

      TABITHA JONES

      Usuń
  55. Podążył za nią do łazienki. Jeśli nie chciała alkoholu mogła mu powiedzieć, a nie wylewać drogi trunek do zlewu. Gdy znów zaczęła mówić, o morderstwie i rzuconym czarze, dostrzegł jak bardzo ją to przytłoczyło, jak bardzo się bała sama siebie. Widział jej strach o własną duszę o przyszłość i ojca. Choć jej nie współczuł i nie mógł powiedzieć, że rozumie takie uczucia. Rozumiał za to, że ostatnie wydarzenia mogły być dla niej wstrząsające. Ludzki umysł trawił nadmiar informacji w bardzo dziwny sposób. Zwłaszcza jeśli było się kimś niewinnym i w pewnym sensie dobrym, wrażliwym na ludzkie cierpienie. On czegoś takiego nie odczuwał. Nie miał wyłączonych emocji, nigdy nie poruszył tego magicznego pstryczka w swoim wnętrzu, aczkolwiek dotykały go bardzo wybiórcze emocje. Dzięki temu było mu łatwiej przejść przez wieczność bez zbędnego ciężaru na barkach.
    Kucnął koło niej, gdy jej ciało opadło na kafelki.
    — Nie zabiłaś jej — odparł. Nie zależało mu na pocieszeniu dziewczyny, był po prostu szczery. Nie miał żadnego celu w okłamywaniu jej i zatajaniu rzeczywistości — kiedy użyłaś na niej zaklęcia, straciła przytomność i co najwyżej złamała kilka kości. Ja ją zabiłem — wyjaśnił — kiedy byłaś nieprzytomna wyrwałem jej serce — dodał z błyskiem w oczach. Nie mógł pozostawić jej przy życiu, a raczej nie chciał. Niczym nie zasłużyła sobie na jego łaskę, a nawet jeśli nie należał do łaskawych osób. Zdecydowanie bardziej wolał odbierać życia niż je ofiarować.
    — Dlaczego wy ludzie tak bardzo myślicie, że czyjaś śmierć, nawet ta we własnej obronie was potępi, pozbawi was duszy? — zapytał przyglądając się jej w taki sposób jakby faktycznie nie rozumiał tego, jakby na jej twarzy miała pojawić się oczywista i zrozumiała odpowiedź.
    Gino nie wierzył, że za ich życie odpowiada jakaś siła wyższa. Nie wierzył w boga, ani w gwiazdy i nie sądził by po śmierci czekało ich cokolwiek prócz nicości. Dlatego ilość krwi, którą miał na dłoniach nie obchodziła go. Wszystkie względnie złe czyny, które popełnił nie miały żadnej wartości w jego oczach, tak samo drobne dobre gesty. Po śmierci miał zniknąć. Dlatego też dar nieśmiertelności był dla niego zbawienny. Bał się śmierci, a wampiryzm umożliwiał mu wymsknięcie się z jej objęć. Miał zamiar trzymać się życia kurczowo, a wszystko co może je mu odebrać, zwalcza.
    Usiadł koło niej, ale wciąż się jej przypatrywał, czekając na jakąś odkrywczą odpowiedź. Jakby miała mu objawić największy sekret. gdy był człowiekiem również nie żałował życia innych osób. Nie pamiętał jednak czy nękały go kiedykolwiek wyrzuty sumienia. Raczej to nie było możliwe.
    - Gdybyś miała możliwość od tak wyłączyć wszelkie uczucia, zrobiła byś to? - zapytał.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  56. Właśnie, to było ludzkie. Ludzki odruch. A on nie był człowiekiem, jakkolwiek by się na takich jak on nie spojrzało, nie był ludzki. Więc dlaczego oczekiwano, że będzie się w ten sposób zachowywał, że będzie człowiekiem który ma kilka dodatkowych zdolności.
    Umarł. Doskonale pamiętał jakie towarzyszyły temu emocje, gdy uchodziło z niego życie z taką łatwością i lekkością stracił ostatni oddech. Pamiętał to przerażenie w obawie, że jednak się nie obudzi i nie przemieni. Tamtego dnia jego dusza przepadła raz na zawsze, a razem z nią całe człowieczeństwo jakie posiadał. Nigdy nie był dobrym człowiekiem. Nie był synem, z którego ojciec mógł być dumny. Nie był ukochanym mężem, ani wspaniałym ojcem. Jego egzystencja od zawsze przeplatała się mrokiem i odrobiną radości.
    Zerknął na jej dłoń na swojej, zupełnie zaskoczony tym gestem. Jej skóra była niemal gorąca w zetknięciu z jego chłodem. Był kimś na wzór żywego trupa. Oddychał, ale jego serce nie biło. Miał materialne ciało, ale było one blade i zimne niczym lód.
    — Ale ja nie jestem człowiekiem — odparł cicho odwzajemniając uścisk jej dłoni. Był zmęczony przez co mógł zachowywać się nieswojo. Tak się też trochę czuł.
    — Inne, ale to wciąż twoje życie i jeśli zechcesz może być dobre. Musisz tylko dostrzec korzyści — zerknął przelotnie na nią, ale po chwili znów opuścił wzrok na ich złączone palce — nigdy nie wyzbyłem się swoich uczuć, nigdy nie przełączyłem tego wyimaginowanego włącznika. Ale... — zamyślił się na chwilę, cofnął się do swojego dawnego życia. Nie był sentymentalną osobą, niektórych rzeczy nie pielęgnował w swojej głowie i niektóre zaszły mgłą — część z nich nigdy się mnie nie imała. Nigdy nie byłem szaleńczo zakochany, czy choćby trochę, nigdy mi nie zależało na czymś takim. Wydawało się to takie przyziemne i mało znaczące na tle innych spraw — przyznał, a jego wzrok jakby na moment stracił cały chłód i beznamiętność — życie w tamtych czasach wyglądało trochę inaczej, byliśmy inaczej wychowywani, były inne priorytety, więc chyba zawsze taki byłem. Nigdy niczego nie żałowałem. Zresztą nie zabijam ludzi, którzy mają dla mnie jakąkolwiek wartość. Zresztą jak możesz żałować kogoś kto nie pożałowałby ciebie? Kto postawił na tobie kreskę? — nie oczekiwał, że zrozumieją swoje stanowiska. On jednak na siłę nikogo nie zmieniał i oczekiwał tego samego w zamian.

    Gino
    https://64.media.tumblr.com/2b05f5d9b9f080d675f21073eb37f16e/18d5c51fd3a710cf-cf/s540x810/6a7639e9a33c1962426ff4fb63dc5ad952110c21.gifv

    OdpowiedzUsuń
  57. [ To popatrz na to *_* https://64.media.tumblr.com/dae6a0a27dc6bc085ad79a471417d8d5/34a9a9116c953271-10/s540x810/9aeb24e9d994140f5312707c888634826bdb8985.gifv
    W ogóle to czytałam odpis od ciebie chyba ze cztery razy tak mi się spodobał :D ]

    Kwestia wyzbycia się własnej mocy wydała mu się niezwykle... głupia. W jej żyłach płynęła krew pełna nowych możliwości. I faktycznie były one niebezpieczne i można było użyć ich do niewłaściwych celów, ale okiełznane mogły stać się dobrym przyjacielem. Sposób w jaki się o tym wszystkim dowiedziała i okoliczności z tym związane nie sprzyjało zaakceptowaniu nowej rzeczywistości, ale magia wiązała się z wieloma pozytywnymi aspektami. Musiała je tylko odkryć, dać sobie szansę. Jeśli nie nie sądził by istniał sposób by pozbyć się takiej spuścizny.
    Jej kolejne pytanie, a może bardziej stwierdzenie potrząsnęło miejscem, które za zwyczaj było w nim mocno uśpione. Czy się bał? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Doskonale wiedział, że ludzie i istoty magiczne zakochują się, prowadzą względnie normalne życie, czy kroczą przez wieczność z partnerem u boku. Jemu to wszystko wydawało się takie niepotrzebne, nudne. Nie czuł zazdrości spoglądając na radosne pary, ani smutku. Nie żałował samotności. I tak było od zawsze, liczne romanse wypełniały mu czas, a kilka zaufanych osób sprawiało, że nie odczuwał osamotnienia.
    — Nie wiem — odparł po chwili zastanowienia — Nigdy nie czułem przywiązania, nigdy nie byłem w nikim zakochany, więc nie umiem ci powiedzieć, czy się tego boję. Po prostu widziałem na własne oczy jak takie rzeczy niszczą silniejszych ode mnie. Poza tym nie sądzę, że jestem stworzony do troszczenia się o kogoś. Nigdy mi tego nie brakowało — wyjaśnił wzruszając ramionami. Nie potrafił wyobrazić sobie siebie samego kroczącego przez kolejne pięćset lat z jedną osobą u boku. Wydało mu się to strasznie nudne. W końcu na świecie było tyle różnych osobistości, a na przestrzeni wieków napływały kolejne i kolejne osoby.
    — Miałem żonę i syna — zaczął cofając się daleko w swoich wspomnieniach — po przemianie to były moje dwie pierwsze ofiary. Po ich śmierci nie poczułem niczego — wyznał. Rzadko kiedy o tym mówił i niewiele osób o tym wiedziało. Nigdy nie było to istotne na tyle by o tym mówić na głos — teraz nawet nie pamiętam ich twarzy — przyznał.
    Gdy jego dłoń spoczęła na jej piersi przez chwilę wsłuchiwał się w ciche, równomierne bicie jej serca. Nie kłamała. Oddech miała niezwykle spokojny, ale może to była zasługa jego wpływów, które nakazywały jej posłuszeństwo. Przesunął dłoń na jej policzek i spojrzał na nią dużymi ciemnymi niczym noc, oczami. W przypływie chwili wycofał całą swoją moc z jej umysłu. Być może to był chwilowy kaprys.
    — Napiję się z tobą — odparł cicho po czym wpił się w jej pełne wargi.

    OdpowiedzUsuń
  58. Współczuła córce i żałowała, że musiała postawić ją w takim położeniu. Do wyboru jednakże miała albo to, albo nie informowanie jej zupełnie o niczym – nie można było w żaden sposób tego wypośrodkować i jeśli Andromeda miała w końcu wykazać zdolność do władania magią, lepiej, by posiadła większość niezbędnych do tego informacji już teraz. Tabitha musiała pogodzić się z tym, że to ona była osobą, która zrzuciła na jej karb tę odpowiedzialność; odpowiedzialność związaną z nowo zdobytą wiedzą o świecie, który okazywał się znacznie większy i bardziej zagmatwany, niż Andromeda początkowo sądziła, lecz czy był ktoś, kto lepiej nadawałby się do tego zadania? Jones już raz skrzywdziła swoją córkę i teraz ta miała pełne prawo do tego, by sią na nią złościć i mieć pretensje, by obwiniać ją o porwanie ojca i doszukiwać się w jej osobie wszystkiego, co najgorsze. Mogła to znosić tak długo, jak długo Andromeda nie robiła sobie krzywdy i to dlatego zareagowała tak ostro, gdy dziewczyna wyjątkowo nieostrożnie obeszła się nie tyle z kamieniem, co wizją, wykazując się wyjątkową ignorancją. Z jednej strony nie mogła jej winić; młodsza brunetka nie posiadała wiedzy o świecie, z którym przyszło jej się zmierzyć i nie wiedziała, że posługiwanie się magią było jak igranie z ogniem. W mgnieniu oka niewinny płomyk mógł rozpętać niszczącą pożogę. Chciała też za wszelką cenę uratować ojca; jedyną bliską jej osobę. Jedynego rodzica, który jej pozostał i Tabitha była w stanie zrozumieć, że Andromeda zamierzała go odzyskać, choćby miała iść po trupach. Niekoniecznie jednak powinna przy tym kroczyć po własnym, martwym ciele i wampirzyca liczyła na to, że Williams wykaże więcej zdrowego rozsądku.
    Potrzebowała przewodnika po tym świecie i chcąc nie chcąc, musiała pozwolić, by tym przewodnikiem stała się Tabitha. Jej matka, jedyna, jakąkolwiek miała, niezależnie od tego, jaką krzywdę jej wyrządziła i jak teraz sobie poczynała.
    Skinęła głową i odsunęła się, kiedy Andy o to poprosiła. To, że zatroszczyła się o nią w przypływie słabości, było dla niej zupełnie naturalne i nie zdawała sobie sprawy z tego, że może być to niezręczne, póki dwudziestoparolatka nie zaprotestowała.
    — Jest tego o wiele więcej… — westchnęła ciężko i z wyraźnym żalem. — Ale może na dziś wystarczy? — zaproponowała nieśmiało, po czym otworzyła usta i szybko je zamknęła, wahając się, czy dodać coś jeszcze. W końcu jednakże nabrała powietrza w płuca i spojrzała na córkę. — Przykro mi, że cię w to wciągnęłam… — odezwała się cicho i nagle jakby straciła odwagę, bo spuściła wzrok. — Nie chciałam dla ciebie takiego życia… — wyszeptała, a potem zauważyła, jak ostentacyjnie Andromeda zignorowała podsunięty jej napój.
    Zatem nie mogła zrobić niczego więcej. Jej rola miała sprowadzić się do pomocnika w odnalezieniu Adama, a kiedy ten wróci do domu… Tabitha się odsunie. Od początku planowała, że tak właśnie będzie, ale kiedy przyszło jej się z tym zmierzyć, pogodzenie się z tym faktem okazało się znacznie trudniejsze, niż się spodziewała. Zamiast jednakże rozmyślać nad tym teraz i roztkliwiać się nad sobą, zacisnęła wargi i wciągnęła powietrze przez nos, doprowadzając się do porządku. Miały coś ważnego do zrobienia i to na tym powinny się teraz skupić. Jeśli Tabitha była coś winna Andromedzie, a na pewno tego było sporo, to mogła odnaleźć Adama i sprowadzić go do domu.
    Widząc zmieszanie brunetki, podniosła się z klęczek. Jej odpowiedź jasno wskazywało na to, że dotychczas nie wydarzyło się nic, co uświadomiłoby dziewczynie, jakie dziedzictwo płynęło w jej krwi, przez co Jones poniekąd odetchnęła. To oznaczało, że dotychczas nie było powody, by Andy ściągała na siebie kłopoty, jednakże… Obawiała się, że obecne wydarzenia mogą wyzwolić moc; silne emocje zawsze były wspaniałym zapalnikiem dla magii, która zdawała się nimi karmić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dasz radę wrócić do domu? Może… — cię odprowadzę?, chciała zapytać, ale ugryzła się w język. Podejrzewała, że na podobną propozycję jej pierworodna zareaguje dokładnie tak samo, jak na podsuniętą herbatę. — Możesz zastanowić się, gdzie w okolicy znajdziemy podobne piwnice i jakieś stare budynki. Znasz Londyn lepiej, niż ja — powiedziała, bo też przez dwadzieścia pięć lat jej nieobecności wiele się zmieniło i wampirzyca zdążyła to zauważyć. — Resztą się zajmę — dodała i przycisnęła palce do skroni, czując się wyczerpaną. To spotkanie wyssało z niej większość sił, które mogła w prosty sposób zregenerować, ale na pewno nie zamierzała robić tego w obecności Andromedy. I bez tego dziewczyna musiała uważając ją za potwora, nie musiała więc jeszcze wspominać, że sama potrzebowała się pożywić.

      TABITHA JONES

      Usuń
  59. — Nigdy niczego nie żałowałem — odpowiedział na moment przerywając kolejne pocałunki. Tym samym potwierdził, że nigdy nie kochał, nie miał bliskich relacji. Być może gdyby kiedykolwiek się nad tym zatrzymał, pożałowałby własnego potomka, osoby która mogła przedłużyć jego ród, nieść dalej jego wolę i cechy. Mimo wszystko po przemianie żal się go nie imał i po prostu ruszył na przód kompletnie porzucając dawne życie. Mógł przez to wydać się jeszcze mniej ludzki. Gino sam twierdził, że nawet w najciemniejszym zakamarku jego jestestwa nie czaiło się człowieczeństwo. Był wyrachowany i był zepsuty, przesiąknięty mrokiem. Mimo, że mu to nie przeszkadzało i nie przywiązywał do tego wagi, już zawsze miał być sam. Nie mógł dać nikomu szczęścia.
    — Prawdopodobnie gdyby została, to by was zabiła. A jeśli się żałuje takich czynów, wieczność może być boleśnie nieznośna. Wolała więc skrzywdzić was w inny sposób — odparł spoglądając w jej tęczówki. Mało go to obchodziło, ale taka była prawda. Młode wampiry, nie panujące nad głodem atakowały wszystko co żywe. Żądza krwi zawsze górowała nad innymi priorytetami. On jednak nie postąpił tak jak matka Andy, on wrócił do domu i skończyło się to na krwawej tragedii.
    Już nic więcej nie powiedział. Skupił się na postaci Andromedy, na jej ustach i ciele, nie chcąc by czar chwili prysł. Chciał ją w pełni wykorzystać.
    Gino był niczym trucizna. Powoli rozprzestrzeniał się po organizmie i odbierał zdolność prawidłowej oceny sytuacji. Każdy zdawał sobie sprawę, że jest niebezpieczny. Nie chodziło tylko o odebranie życia, czy zniewolenie. Potrafił zatruć czyjś umysł, spowodować że chciało się go więcej w swoim życiu jednocześnie coraz bardziej pojmując jak zły jest. Potrafił sprawić, że pragnęło się go, śniło o nim. Potrafił stać się czyimś koszmarem, piekielnym uzależnieniem. Jednocześnie można było go pokochać i z całego serca znienawidzić.
    Dla niego to była najlepsza zabawa, sprawianie, że ofiara sama pchała się w jego szpony. I to najbardziej też lubił. Kontrola nad czyimś umysłem była wspaniałą możliwością, ale uwielbiał sprawiać gdy wszystko działo się za pozwoleniem ofiary, gdy to ona go łaknęła i leciała jak ćma do ognia. Gdy ofiara ulegała mimo własnej woli, mimo niebezpieczeństwa. Russo był całkiem dobry w zastawianiu takich sideł i niemal zawsze jego pułapki były pełne.
    Wampir był istotą niebezpieczną, z która igranie można było przypłacić życiem. Potrafił przynieść zgubę, ale i z drugiej strony dać rozkosz jakiej wcześniej się nie doznało. Mógł być spełnieniem słodkich marzeń, ale i gorzkich koszmarów.
    — Nic wbrew twojej woli — wyszeptał w jej słodkie wargi. Było to prawdą, bo na tą chwilę wycofał macki swojej mocy z jej umysłu. To wszystko działo się za jej przyzwoleniem, zgodnie z jej obecnym pragnieniem. Objął ją ramieniem i w mig podniósł się z podłogi, jakby dziewczyna nic nie ważyła. Oparł jej ciało o blat szafki. Jego dłonie przebiegły po jej szczupłym ciele, a wargi muskały ciepłą skórę Andy na szyi.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  60. Gdy usłyszał od niej przyzwolenie na kolejny krok, na jego twarz przybłąkał się zwycięski uśmiech.
    - Tym razem nie będzie bolało - odparł. Wymiana krwią mogła być bardzo przyjemnym i intymnym momentem dla człowieka. Wampir mógł być delikatny, oddać trochę swojego jadu, który sprawiał że to przestawało boleć. Dokładnie nie wiedział na czym to polega, dlaczego można odczuwać taką różnicę, gdy tylko zechce. Nie potrafił też porównać tego do niczego innego. Pamiętał, gdy to Amelia, jego stwórczyni się na nim karmiła. Było to niesamowicie przyjemne, jakby był jeszcze bliżej niej. A gdy dała mu też skosztować swojej krwi, czuł jakby oddała mu cząstkę samej siebie, swojej duszy. Gino z reguły nie oddawał własnej krwi, nie dzielił się nią. Nie potrzebował nikogo dopuszczać, aż tak blisko. Potrafił też zrezygnować z tej rzekomej rozkoszy. W życiu przemienił tylko parę osób, które na prawdę tego chciały, więc jego krew była tylko jego.
    Nim wgryzł się w jej ciało, złożył krótki pocałunek na jej szyi. Jedna jego dłoń wplotła się w jej włosy po czym odchylił delikatnie jej głowę.
    - Teraz - wymruczał wprost do jej ucha i dał jej kilka chwil by oswoiła się z tą myślą po czym delikatnie przekłuł jej skórę. Wbił się w idealne miejsce, w na tyle dużą żyłę by mógł się z niej karmić, ale niezbyt ważną by mu się nie wykrwawiła. Wycofał kły i lekko przyssał się do jej ciała. Językiem drażnił niewielkie ranki. Jej słodka bogata w energię krew przyjemnie rozgrzewała go od środka. Przymknął oczy rozkoszując się jej smakiem. Krew wiedźm była zupełnie inna niż ludzka. Różniła się nie tylko smakiem, ale i właściwościami. Mniejsza ilość dodawała dużo więcej sił.
    Upił raptem kilka łyków, nie chciał jej nader wyczerpać i tak po ostatnich zdarzeniach nie doszła w pełni do siebie. Odsunął się od niej kawałeczek by się jej przyjrzeć. Uniósł swoją dłoń do ust i ukłuł się w kciuk, który następnie przyłożył do dwóch ran na jej karku. Dziurki momentalnie się zagoiły.
    Jego oczy dziko błyszczały. Wieczór nie zaczął się zbyt przyjemnie, ale kończył się po jego myśli. Z tego powodu był zadowolony i usatysfakcjonowany.
    Objął ją ramionami po czym w ułamku sekundy znaleźli się w pomieszczeniu obok na miękkiej pościeli. W żaden sposób nie oponowała, więc nie miał zamiaru przestać. W innym przypadku zawsze mógł ją do wszystkiego zmusić, ale w tedy to już nie to samo. Uwodzenie ludzi sprawiała mu sporo przyjemności i wolał naturalnie sprawić, że każdy chciał mu się oddać.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  61. Zawsze go bawiło jak podejście ofiary mogło się zmienić. Jak bardzo można było zmanipulować drugą osobę i nagiąć ją do własnej woli i planów. Na początku zawsze trzęsą się ze strachu, błagają by zostawić ich w spokoju, nienawidzą i przeklinają. Starają się uciec od swego oprawcy, odciąć się od wszystkiego co z nim związane, wyprzeć z głowy wspomnienie jego postaci.
    A później często ich pogląd zmieniał się diametralnie. Ofiara szuka kontaktu, bliskości ze swoim oprawcom. Kończą się błagania i najgorsze myśli, wyzwiska i próby wyrwania się ze szponów potwora. Balansowanie na krawędzi dobra i zła potrafiło pochłonąć każdego, a zwłaszcza wiążące się z tym odczucia.
    Gino faktycznie mógł przy okazji zaspokajania własnych potrzeb, dać dużą dawkę przyjemności, ale wciąż nigdy nie okazał troski, czy przywiązania. Ostatecznie och życia nic dla niego nie znaczyły, nie miały większej wartości. Choć może te słodkie, upojne chwile, dobre momenty wynagradzały im cały ból dawały złudną nadzieję, że dzięki nim Russo będzie kimś lepszym.
    Nie jedna osoba starała się obudzić w nim głębsze emocje i ludzkie odruchy, naprowadzić na właściwe tory. Były to przypadkowe osoby i te, które znał od lat. Za zwyczaj byli tylko echem rozsądku, a wampir i tak robi to co mu się podobało. Obojętnie, czy kogoś ranił, czy nie.
    Ten moment między nimi był ulotny. Mimo, iż okazał jej trochę uwagi, ciepła w swoim wydaniu, to była tylko chwila. Dalej był tym samym Gino, który zapolował na nią w ciemnej uliczce, gdy była zupełnie sama i bezbronna. Był wampirem łaknącym krwi, polowania, życia. Osobą niebezpieczną i kapryśną.
    Ściągnął z jej ciała resztki garderoby, znacząc jej ciało licznymi pocałunkami. Jego dłonie sunęły po niej poznając każdy centymetr dziewczyny. Był niczym wygłodniałe zwierze, które chciało się nasycić. Jednak teraz mógł sprawiać wrażenie kogoś szczerze zaangażowanego, jakby dla niego była najpiękniejsza i najlepsza na świecie. Słyszał jej przyspieszony oddech, trzepoczące w klatce piersiowej serce. Ciepło, którym emanowała było tak różne od jego wszechobecnego chłodu. Cała była zupełnie inna niż on. I to w pewien sposób również go pociągało, swego rodzaju niewinność. Przyciągała go. A on lubi ją łamać, wprowadzać do życia trochę mroku.

    Russo

    OdpowiedzUsuń
  62. Rozkoszował się jej pocałunkami i ciepłym oddechem, które na moment pozostawiały ciepło na jego kamiennym ciele, niczym wyrzeźbionym z marmuru. Wampiry miały to do siebie, że pomimo otaczającego ich mroku i złowrogiej aury, były otoczone czymś wyjątkowym, magnetycznym. Być może odpowiadały za to zdobyte gracja i pewność siebie, siła i niczym nieskażone piękno. Jakby ich sama postać miała zwieść ofiary i przynieść upragniony cel.
    Gino wciąż miał żywe w pamięci wspomnienia pierwszego spotkania ze stwórczynią. Była niecałkowicie piękną kobietą, ale miała w sobie coś od czego nie mógł odwrócić spojrzenia. I wiedział, że teraz on sam tak działał na niektórych. Bez skrępowania korzysta ze swoich wdzięków oraz mocy. Po to je przyjął by teraz mieć przewagę.
    Fizyczną bliskość uwielbiał, w ten jeden sposób potrafił dopuścić innych do siebie. Na tą jedna chwile zrzucał maskę zupełnej obojętności, dawał cień zaangażowania. Ale od zawsze miał słabość do kobiet. Nawet kiedy był człowiekiem nie umiał powściągnąć się od licznych romansów i skoków w bok.
    Gdy znów zawisł nad Andy, na krótki kompementujesz zatrzymał spojrzenie na jej oczach. Nie wiedział sam czego się doszukiwał, zawahania? Sprzeciwu, który mógłby stłamsić. Niczego takiego jednak nie widział. Ugryzł niezbyt mocno jej wargę po czym wpił się w jej usta i wszedł w nią cały.
    Jego mieście falowały pod skórą, a włosy układały się w słodkim nieładzie. Szum krwi Andromedy, słodki zapach jej ciała mieszający się z wonią potu tylko jeszcze bardziej go pobudzały.
    Nie spodziewał się, że między nimi dojdzie do takiego zbliżenia. Raczej przewidywał, że przez jakiś czas zostanie jego przekąską, a później zostawi ją samą sobie lub ją zabije. Wciąż to mogło się wydarzyć, gdyby go naszedł taki kaprys, ale w tym momencie z jego głowy uleciały wszelkie niecne plany. Na ten moment mogła poczuć się pewnie i bezpiecznie.

    OdpowiedzUsuń
  63. Dwa wieki minęły szybciej, niż kiedykolwiek mógł się tego spodziewać. Na początku jego wampirzego życia panował chaos, a rządziły nim iście demoniczne instynkty. Nie wierzył w to, że da radę przeżyć choćby dekadę, bo pragnienie jakie go prowadziło było nie do opanowania. Rozrywał każdą tętnicę, jaką tylko napotkał na swojej drodze. Był rozpruwaczem, którego nigdy nie odnalazła policja, zwalając wszelkie zbrodnie na wypadki i seryjnych morderców. Dzień za dniem płynęły w zastraszającym tempie, a on niektórych z nich nie był w stanie zapamiętać. Zupełnie tak, jakby czas przestał istnieć dla istot, które będą żyć wiecznie. Gdy już jednak okiełznał swe instynkty i powrócił do życia w społeczeństwie jako Dorian Gray wszystko powróciło do normy, a on musiał szukać coraz to nowszych rozrywek, które wypełnią lukę w jego wyścieloną pustką egzystencji. Tak też było i tym razem. Za każdym razem musiał wyglądać niedorzecznie. Siedział w absurdalnie drogim garniturze w barze, do którego jeszcze dekadę temu nigdy wcześniej by nie wszedł. Stać było go na popijanie drinka na księżycu, a nie w spelunie, w której rozlewane było tanie piwo. Od czasu do czasu jednak potrzebował takiego wyjścia. Był łowcą, znakomitym obserwatorem, więc szpiegowanie ludzi przynosiło mu nie lada radość. Oprócz tego gdy miał apetyt na coś innego, niż zwierzęca krew, to z największą wybrednością mógł wybrać sobie kolację.
    Mimo wszystko nie lubił zatłoczonych barów, bo przeważnie cierpiały na tym jego wampirze uszy. Mógł wyłapać dźwięki, o których istnieniu zwykli śmiertelnicy nie mieli nawet pojęcia. To pewnie dlatego nie przeszkadzało im krzyczenie w niebogłosy, podczas upojenia alkoholowego, czy też słuchanie łomotu wywodzącego się ze słuchawek. To były jedne z licznych powodów, dlaczego samego Doriana zwykli ludzie irytowali. Patrzył z politowaniem na żałosne istoty, które z jakiegoś powodu stawiane były na szczycie piramidy ewolucyjnej. Czuł pogardę do wszelkich stworzeń, które były słabe i zabić można było je w najprostszy z możliwych sposobów, które nawet nie przynosiły satysfakcji. Dorian skrzywił się na widok całującej się w oddali pary. Niemalże słyszał mlaskanie, jakie wydobywało się z pod ich ust. Wzdrygnął się na ten odgłos i nie wiedzieć czemu traktował to jak coś nienaturalnego. Kontakty fizyczne między ludźmi uważał za proste, pozbawione jakiejkolwiek finezji. Natomiast doznania jakie zapewniały nieśmiertelność były bez porównania wyjątkowe – pozbawione jedynie zwierzęcych pobudek.
    Gdy dopił swoją wątpliwego pochodzenia whisky dostrzegł, że nieopodal niego, przy barze miejsce zajęła młoda kobieta, która tak jak on wyróżniała się w tym miejscu. Tą różnicę dostrzegał jednak tylko i wyłącznie on. Nie pachniała potem i tanimi perfumami jak pozostali. Jej skóra wydzielała przyjemny aromat, a Dorian zaczął dopuszczać do siebie myśl, że dałby się przebić kołkiem za zanurzenie kłów w tej smukłej szyi. Przez jeszcze chwilę przyglądał się kobiecie, po czym postanowił przerwać zadumę, w jaką miał zwyczaj popadać. Podniósł się ze swojego miejsca i przysunął się tak, że od tajemniczej persony dzieliło go zaledwie jedno barowe krzesło. Wydawała się nie zwracać na niego uwagi, dlatego też odchrząknął głośno, po czym wskazał palcem na barmana, który przygotowywał dla niej zamówienie.
    - Do tego będzie jeszcze jedna whisky z lodem – odparł swoim lekko zachrypniętym głosem, który działał na przedstawicieli obydwu płci. – Wszystko na mój koszt.

    Dorian Gray <3

    OdpowiedzUsuń
  64. [Witam!

    No i naszła mnie ochota, bo widzisz, twoja Andy ma całkiem dużo do zaoferowania, jeśli tylko na to pozwolisz! Niezmiernie mi się spodobało przechodzenie w opisie między snami, a faktyczną codziennością z jaką twoja młoda panna musi się borykać. Zaciekawił mnie fakt, iż nadal nie odkryła w sobie swojej mocy. Czy masz na to jakiś pomysł, a może nawet długoterminowy plan? Ciężko nie przyznać, że rzeczywiście byłoby całkiem fascynująco, gdyby Valerie mogła stać się kimś w rodzaju przewodniczki do jej odkrycia...? Żeby zaraz nie zarzucić mentorstwa, bo to byłoby już dość nieskromnie! Oczywiście, nie od razu i nie w jakiś oczywisty sposób. Daj znać, co o tym sądzisz, a również zdradź mi nieco więcej!
    Obiecuję to samo w zamian!

    Poza tym serdecznie dziękuję za powitanie oraz życzę sukcesywnego, pełnego przygód rozwoju tej postaci♥♥♥!]

    Lady Voorde

    OdpowiedzUsuń
  65. W swoim życiu miał mnóstwo kobiet, młodszych i starszych fizycznie od siebie. Dawało mu to szansę poznać doskonale ich ciała, potrzeby, sposoby na ich zaspokojenie. Sypiał z wampirzycami, z którymi bliskość tego rodzaju wyglądała zupełnie inaczej niż z człowiekiem. Był dobrym kochankiem, nawet bardzo i wiedział o tym. Niektóre z kobiet wracały do niego po więcej i więcej nawet jeśli je przerażał, a jego czyny odstręczały. Potrafił i przede wszystkich chciał dać w zamian rozkosz i nie żałował jej. W tych bliskich chwilach był ulotnie czuły i skupiony na swej partnerce. Zawsze też słuchał w łóżku drugiej strony, podążając za drobnymi gestami oraz wskazówkami.
    Nie bał się też po prostu brać tego co chciał i korzystać z życia. Jeśli miał na coś ochotę to dlaczego miał z tego rezygnować. I miał zdanie, że każdy powinien robić to na co ma ochotę, czy było się mężczyzną, czy kobietą. W końcu życie było krótkie, a czas na przyjemności jeszcze krótszy. Przynajmniej dla ludzi. Jego zabawa miała trwać wiecznie.
    Uśmiechnął się pod nosem, gdy Andy pochwyciła i pokierowała jego dłonią. Zaczął muskać jej kobiecość intensywniej, drażniąc każdy jej szczegół, a jednocześnie nie zwalniając ruchów bioder. Zsunął się z pocałunkami z jej słodkich ust na dekolt. Ugryzł lekko jeden z jej sutków i zaczął obsypywać pocałunkami jej piersi. Po chwili przerwał pieszczoty i na chwilę się od niej odsunął. Jednym sprawnym ruchem przekręcił jej ciało na brzuch. Chwycił ją lekko za biodra i przyciągnął do siebie tym samym znów całą ją wypełniając. Z jego ust wyrwało się ciche sapnięcie. Jedną rękę wplótł w jej ciemne włosy, a druga ponownie powędrowała do jej kobiecości. Ustami muskał jej skórę wzdłuż kręgosłupa.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ I wybacz, że tak krótko i jeśli jest marnie, ale nie jestem najlepsza w takie sceny ^^ ]

      Usuń
  66. [Cześć! Cytat pochodzi z chyba mojej ulubionej powieści — jeśli lubisz historię mieszającą się z mitem i średniowiecze z jego legendami to polecam — i jakoś tak nieźle się w to wszystko wpasował, choć ostatecznie wyszło na to, że karta nie ujawnia wszystkich moich średniowiecznych inspiracji (pewnie przyjdzie na to jeszcze czas).
    Co do ewentualnego wątku, to może nie mam bardzo skonkretyzowanego pomysłu na fabułę, ale wydaje mi się, że wpakowanie tej dwójki w jakieś magiczne kłopoty dałoby nam niezłe pole do popisu. Andromeda, jak wspominasz w karcie, nie zna zbyt dobrze nadprzyrodzonego świata. Theo powinien teoretycznie poruszać się po nim dosyć swobodnie, ale jako czarnoksiężnik zawsze był raczej na uboczu i teraz niejako uczy się tego wszystkiego w praktyce. A że uznał iż lepiej nie sprawdzać na własnej skórze, jaki jest stosunek londyńskich czarownic i sabatów do czarnoksiężników, wciąż potrzebne mu źródła, które pozwolą na przerobienie własnych umiejętności tak, by mógł uchodzić za czarownika. Jeśli Andy próbowałaby się czegoś dowiedzieć o własnej magii mogliby teoretycznie w ten sposób na siebie trafić (zakładam, że gdzieś w Londynie istnieją jakieś magiczne miejsca, że tak to ujmę, niezwiązane z sabatami). Z drugiej strony, jeśli Twoja pani zaczęłaby przygodę w tym nadnaturalnym świecie, mogłaby też zamiast na czarownice przypadkiem trafić na czarnoksiężników, nawet szukając jakiejś odpowiedzi na swoje sny. Theo nie jest raczej jedynym demiurgiem w Londynie, w zasadzie na pewno musiałby mieć kontakt z kimś z większym doświadczeniem, być może nawet kogoś z podobnym darem co Andromeda. W każdym razie to są tylko zalążki pomysłów, ale jeśli cokolwiek z tego by się nadawało, daj znać. A ja jeszcze pewnie pomyślę.]

    Theodore Boyer

    OdpowiedzUsuń
  67. Dla niego to wszystko było na porządku dziennym. Po wiekach spędzonych na samotnym życiu, nie potrafiłby nawet wyobrazić sobie życia ze stałą partnerką u boku. Wydawało mu się to niezwykle nudne. Zdecydowanie wolał poznawać nowe osoby i z nimi dzielić kilka ulotnych miłych chwil.
    Gdy Andy wyłoniła się z prysznica, on leżał na łóżku z drinkiem w dłoni. Zlustrował ją spojrzeniem. Dostrzegł zaczerwienienia na jej oczach i przez krótką chwilę miał ochotę wyśmiać jej słabość, ale powstrzymał się. Zastanawiał się o co mogło chodzić, o niego i o to do czego doszło między nią, a jej oprawcą, czy może o wszystko inne. Mimo, że mało obchodziły go cudze problemy, potrafił lepiej odczytać targające człowiekiem emocje.
    Wsunął rękę pod głowę by swobodniej na nią patrzeć.
    — Wiesz, że mogę sprawić, że przestanie cię to wszystko obchodzić? Będziesz mogła zaakceptować prawdę — odparł wysuwając propozycję. Była wiedźmą, ale wciąż mógł wpływać na jej umysł. Bardziej wprawione czarownice potrafiły budować mury wokół własnych myśli, przez które ciężko było się przebić lub w ogóle nie było to możliwe. Jednak jej głowa na tą chwilę nie stanowiła dla niego trudności. I sięgnięcie po taką sposobność wcale nie było oznaką słabości. Wiele osób z tego korzystało, nawet czarownice znały techniki blokowania pewnych wspomnień.
    Gino był raczej niewzruszony, do tej pory nie istniał rzecz, która by go zraniła. Parł do przodu nie zważając na konsekwencję. Jednak niektórzy byli żałośnie słabi i musieli wspomagać się różnymi sztuczkami. Z reguły stawiał na przysługę za przysługę. W tym przypadku mógł być na tyle dobrotliwy by po prostu zabrać od niej kilka złych uczuć.
    — Wystarczy tylko zapytać — dodał po czym zamoczył usta w bursztynowym trunku. Odstawił szklaneczkę na szafkę nocną i podniósł się z łóżka. Na jego biodrach luźno zwisały ciemne spodnie dresowe. Podszedł do szafy i sięgnął jedną z koszulek.
    — nie mam damskich ubrań, ale przynajmniej nie będziesz musiała paradować w ręczniku — wcisnął w jej ręce granatowy materiał.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  68. Z grona znajomych, jakich posiadała blondynka, włączając w to samą siebie, ona również uważała Andy za silną kobietę. Możliwe, że psychicznie była najtwardsza i najsilniejsza z wszystkich osób, jakie w ogóle Robbins znała. Oglądanie jej w stanie, w jakim sie obecnie znajdowała więc, było trudne i nie chodziło tylko o spożyte promile i wesołkowatość. Chodziło o całokształt tej sytuacji z zaginięciem jej ojca. Kto inny by sie załamał, rozhisteryzował, poddał, zaniedbał codzienne obowiązki, odwrócił od znajomych, skupił na rozognionej ranie, na żalu, strachu i tęsknocie. A Andy, mimo że wszystko w sobie dusiła i przezywała na swój sposób, to działała dalej codziennie tak, jak przed całym zajściem. Zasługiwała na podziw i uznanie i choć od Abigail zyskała je już dawno i możliwe, że niewiele w gruncie rzeczy znaczyły, to teraz one rosły. I w sumie Abi choć nie wiedziała sama, jak mogłaby pomóc i ulżyć przyjaciółce, wiedziała że gdy sama znajdzie się w potrzebie, zwróci się właśnie do tej silnej i dzielnej dziewczyny.
    Podejście do snów i w ogóle wszystkiego, czego nie da się logicznie wyjaśnić miały zupełnie inne. Andy była niedowiarkiem, właściwie śmiała się z legend i baśni, uznając to za dziecinadę, bo stąpała po ziemi twardo i bazowała na faktach, na nauce. Z kolei Abigail, która od lat żyła świadomie obok świata magii i właściwie po części w nim, była uznawana za niepoprawną romantyczke i marzycielkę i choć nigdy ich to nie podzieliło, istniała raz szansa, że ostro ise pokłócą i ich przyjaźń ucierpi. Dlatego dzisiaj wiedziała, że musi tę rozmowę przeprowadzić ostrożnie i delikatnie. I w sumie chciała, aby w końcu do niej doszło, bo te kilka lat temu, jak nie kilkanaście, gdy poruszyły temat wiedźm i czarów, poczuła się całkowicie zbagatelizowana, a przecież nie była idiotką... A Andy nie była wariatka!
    Odruchowo wyciągnęła dłonie, chwytając te należące do przyjaciółki. Z powaga i przejęciem spojrzała jej w twarz. Cokolwiek nie dręczyło brunetki, to nie było byle i widac to było już z daleka a teraz Abigail na prawdę się zmartwiła. To było tak niepodobne do Williams, aż zwątpiła, czy siedzi obok znanej całe życie dziewczyny!
    - Twoje sny się sprawdzają...? - powtórzyła powoli i usmiechneła się ciepło, chcąc dodać otuchy koleżance. - Może... może masz dar...? - zasugerowała jak najłagodniej potrafiła, bo trochę też bała sie, że zaraz brunetka wybuchnie, żę nie rozumiejąc, co się dzieje, wścieknie się i spożyty alkohol przejmie kontrolę nad jej opanowaniem. - Może jesteś wiedźmą...? - niby usmiechneła się żartobliwie przy kolejnej sugestii, ale mówiła poważnie. I sama zamyśliła się nad tą kwestią...
    Nie była specem i do jakiegokolwiek znawcy jej daleko. Ona była tylko człowiekiem i było to pewne, próbowała już wielu sposobów, aby wykrzesać z siebie cokolwiek nie-ludzkie. Ale czasami umiała rozpoznać wampira, gdy ktoś kroczył ulica, albo wyczuwała wilkołaka choćby spoglądając na nieznajomego. Jej dom odwiedzało wiele dziwnych stworzeń, gdy przychodziło jej otworzyć drzwi, w progu zgadywała z kim ma do czynienia, często trafiała. Wiedziała tez, ze niekiedy pewne umiejętności i talenty ujawniają się z czasem, a niewykluczone, że jej najbliższa przyjaciółka była właśnie kimś wyjątkowym... W kogo nawet sama nie wierzyła.
    - Ja... - zawahała się nad odpowiedzią o to, co sama chciała wyjawić, bo teraz to wydawało się banalne i nieważne. - Moje sny się urzeczywistniają - powiedziała wprost. - Ale to bardziej jak wspomnienia... z innego życia - dodała, cofając ręce i splatając je z sobą, a z emocji zaczeła wykręcać palce.

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  69. [Dostanie się od tak do takiej czarownicy raczej nie jest zbyt proste ani tym bardziej szybkie. Podejrzewam, że niejednokrotnie Andromeda musiała się natknąć na jakichś złośliwych informatorów, którzy nagadali jej legend, naobiecywali łatwego kontaktu lub nawet podwózki, a kończyło się na wyprowadzeniu na manowce prosto do pustej, zamkniętej uliczki. Mogłabyś łatwo opisać wpadnięcie przez to w jakieś kłopoty, bo pani Voorde jest dość znaną osobistością w półświatku magicznym, zwłaszcza tym szczególnie zainteresowanym sztuką i szeroko pojętą pomocą magiczną. W zależności od tego, w jaki sposób chcesz zacząć lub dać mi rozpoczęcie, postaram się jakoś dostosować. Jeśli masz już jakieś pomysły w związku z powyższymi informacjami, to chętnie o nich poczytam. Nie chcę ci już z góry narzucać w jaki sposób dokładnie mogłyby się zetknąć po raz pierwszy, w końcu najlepiej, jakby to wyszło między nimi naturalnie.
    Sama osnowa wątku, czyli twój pomysł z chęcią zredukowania zdolności magicznych młodej panny, jak najbardziej mi pasuje. Można by było do tego dodać jakiś nieco skomplikowany rytuał, przez który Andy będzie się musiała mocno zastanowić, czy naprawdę będzie tego chciała dokonać. Oczywiście dodatkowym utrudnieniem będzie cena, bo przecież żadna magia nie działa za darmo. Nie jestem pewna jak daleko chciałabyś w to brnąć ani tym bardziej, czy takie rzeczy ci odpowiadają, ale ja lubię dodawać w takich momentach dość sporo dramatyzmu i specjalnie zawyżam taką „cenę” w taki sposób, by bohater/ka miał/a dylemat moralny. Nie wiem czym byłoby coś takiego dla Andy, na razie tylko zarzucam tym, co mi wpada do głowy pod wpływem nadmiaru weny ♥
    Oczywiście jak najbardziej jestem przeszczęśliwa, że Val będzie jednak mogła zostać mentorką dla przyszłej Andy!
    Przepraszam za zapominalstwo w związku z dodatkami w KP i nie ma za co.]

    Lady Voorde

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnęła się słysząc masę pytań, które kobieta zaczynała zadawać, może nieco za szybko jak na osobę tylko interesującą się tematem. Chyba głupi już by się zorientował, że coś było na rzeczy. Emily tylko nie wiedziała czy chodzi właśnie o Andy czy o kogoś z jej rodziny. Ale temat proroczych snów nie pojawił się w jej głowie ot tak, z czystej ciekawości.
    Ruszyła w kierunku wyjścia ze sklepu, żeby czym prędzej go opuścić. O wiele lepiej byłoby rozmawiać na taki temat na ulicy z dala od wścibskiej sprzedawczyni. Nie potrzebowały widowni. Chociaż kiedy już znalazły się z dala od męczących głowę kadzideł i wokół zabrzmiał znajomy londyński ruch, Emily zaczęła się zastanawiać czy na pewno była odpowiednią osobą, która powinna kobiecie pomóc. Teraz jednak było już trochę za późno na to, żeby zmieniać zdanie.
    - Od razu powiem, że nie jestem perfekcyjnie zaznajomiona z tematem. Trochę pamiętam, to fakt. Ale nie jestem ekspertem – uprzedziłam. Akurat sny prorocze były taką dziedziną magii, w którą łatwo było uwierzyć nawet zwykłemu człowiekowi. Tutaj przedmioty nie latały, nie gromadziły się chmury burzowe i nikt nie trząsł się jak w delirce. Ludzie wierzyli w tarota i astrologię, więc równie łatwo było im uwierzyć, że to co im się przyśniło mogło wydarzyć się naprawdę.
    - A dlaczego niebo jest niebieskie, a woda mokra? - zapytała z lekkim uśmiechem. - Tak po prostu jest. Sny prorocze to dar. W pewnym sensie, oczywiście. Bo... wyobraź sobie, że podświadomość próbuje ci coś przekazać. Że stanie się coś złego. Możesz z jednej strony dowiedzieć się, co można zrobić, żeby temu zapobiec. Ale nie tylko. Czasami nie można nic zmienić, ale sen przygotuje człowieka na to, co się stanie. Dla jednych będzie to niezwykły dar, ale dla innych przekleństwo. – Emily mówiła o snach proroczych, jakby miały być prawdą, bo i nie miała powodów do gdybania. Andy może sama zdecydować czy wierzyć czy udawać, że nic takiego nie ma miejsca.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  71. Zaskomlala dalej odpychając na bok Andy jakby przeczuwajac nadchodzące kłopoty. To byla niecodzienna sytuacja. Baa nawet trochę komiczna jakby ktoś obserwowal to z boku, ale nie mogła nic na to poradzić. Magia sprawiała ból, ale bardziej martwila sie Andy. Nie mogla odpowiedziec. Namietnie lizala jej palce bardziej teraz udajac psa niz wilka, ale nagly wybuch przerwał napiecie. Odwróciła się w stronę pożaru autka, który aktywowal ukrytą bombe wlasciciela sklepu. Warknela sucho instyktownie przykrywajac cielskiem dziewczynę, gdy rozległ się drugi wybuch. Pisnela z bolu, gdy zar oparzyl jej skórę, ale wiedziała że się zagoi. Na chwilę straciła przytomność, ale ocknęła się by wytrzac sie w piachu i zgasila resztki ognia tlace futro. Wygladala teraz jak przypalony wilk, ale byla cala. Obie były, jednak sily wybuchu pchnela je dalej a Andy sie nie ruszala.
    Zapamietale niuchala i ogladala czy nic jej sie nie stalo.
    Potem plula sobie w twarz, ze nie pojechala tutaj sama, ale znała upór Andy.
    Polizala jej twarz, aby przywrócic ja do przytomnosci nic nie zwazajac na pozar. Jednak ogien byl na tyle skuteczny, ze zatarl i wypalil krag, czula jakby jakis supel wiazacy opadl z niej. Nadal była nieprzytomna, wobec czego przeszla do karku i dalikatnie zaczela ciagnac za kurtkę aby ja odsunac z dala od budynku. Tak na wszelki wypadek.
    Musiała jednak sobie czasem pomoc zebami, gdyz material zaczal sie drzeć. Posmak krwi powiedział jej, ze musiała klami zahaczyć o skore, ale nie martwiła sie tym. Przemiana w wilkolaka raczej nie wchodziła w gre.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  72. [W trakcie lata moja czarownica najczęściej wyjeżdża do Niderlandów na spotkania rodzinne. Poza tym po powrocie robi wystawy z aukcjami swoich obrazów w centrum Londynu lub pojawia się na wyścigach konnych ze względu na słabość do hazardu, tych zwierząt i możliwości wystrojenia się. Najczęściej jednak bywa na jakiś bankietach bogaczy w celu nawiązywania kolejnych znajomości oraz zacieśniania tych starych. Myślę, że gdziekolwiek by się nie pojawiła, zawsze jest otoczona przepychem, więc to jest największy jej znak rozpoznawczy. Zdecydowanie rzadziej pija swoje ulubione napoje w kawiarniach nastawionych na nadnaturalnych przedstawicieli społeczeństwa, ale zawsze ten jeden raz w tygodniu może się zdarzyć.

    Pewnie, jeśli odpowiada ci wyrzeczenie się jej dotychczasowych relacji, to myślę, że jak najbardziej można by to wykorzystać! Raczej to odradzanie się to już troszeczkę za daleko, to przecież samo wyrzeczenie się mocy. Myślę, że "odrodzenie" można potraktować jako rozpoczęcie wszystkiego od nowa w obecnym życiu. Tak, oczywiście, rytuał się jeszcze dogada/dopisze nieco później. Przed nami jeszcze cała przygoda z rozmowami!

    Daj znać, co najbardziej przypadło Ci do gustu ♥

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie spodziewała się pytania, które padło z ust Andromedy. Nie spodziewała się również tego, jak duże wywoła w niej ono poruszenie i pod pretekstem zabrania kubka z herbatą, odwróciła się plecami do córki, by ta nie dostrzegła emocji przebiegających przez jej twarz niczym zmarszczki na powierzchni wody po wrzuceniu w niezmąconą toń kamyka. Jej serce ścisnęło się, a klatka piersiowa skurczyła z bólu, uniemożliwiając swobodne nabranie powietrza, bowiem pytanie to zmusiło Tabithę do otworzenia oczu i ujrzenia kwestii, które usilnie odpychała od siebie od początku tej rozmowy. Nie znała własnej córki, ani tym bardziej Andromeda nie znała jej, mając ją za nic więcej, jak bezdusznego potwora i kilkadziesiąt wspólnie spędzonych minut w żaden sposób nie mogło tego zmienić. Było to co prawda coś, o czym wiedziała i z czego zdawała sobie sprawę, lecz za każdym razem podczas ich rozmowy, kiedy proste słowa czy gesty jej o tym przypominały, uświadamiała sobie, jak bardzo nie potrafiła się z tym pogodzić i jak bardzo pragnęła to zmienić. Sugestia, że Jones pragnęła przemiany, by stać się wampirem, ugodziła w jeden z jej najczulszych punktów i nie łatwo było jej powściągnąć emocje. Odarta ze złudzeń i pozbawiona resztek nadziei, mimo wszystko odezwała się wyjątkowo spokojnie, uprzednio z wprawą ukrywszy głęboko w swoim wnętrzu mrok, który już wyciągał po nią szponiaste łapska.
    — Nie, nie chciałam tego — zaprzeczyła cicho, lecz pewnie i zwróciła się przodem do Andromedy, choć pozostała przy tym w dalszej części pokoju, nie podejmując już żadnego kroku w stronę młodej kobiety, jakby… Jakby uznała, że nie będzie już więcej próbować, że nie ma po co. — Niczego nie pamiętam z tamtej nocy, a może dnia… Jak dotąd nie poznałam też mojego stwórcy — przyznała, a że stała z rękoma założonymi na piersi, to mocniej zacisnęła palce na ramionach. — Nie wiem, dlaczego to zrobił. Czy to był przypadek, czy może wypadek… — prychnęła, ponieważ po tylu latach nie potrafiła już obwiniać tego wampira za to, co się stało – ulokowanie gniewu i rozczarowania w kimś innym, niż sobie samej może i byłoby prostsze, ale czy niosło ze sobą cokolwiek? Czy pomagało rozwiązać problemy i uporać się z tym, co niosło ze sobą nowe życie? Ani trochę.
    Dopiero gdy skończyła mówić, podniosła wzrok na Williams. Nie miała pojęcia, jakiej odpowiedzi ta oczekiwała i czy jej słowa w jakikolwiek sposób ją usatysfakcjonowały, lecz nie widziała potrzeby, aby kłamać. Wydawało się też, że wampirzyca gdzieś straciła iskrę, która tliła się w niej przez cały dzisiejszy dzień, a jej spojrzenie stało się matowe i pozbawione wyrazu. Zobojętniała i uciekła w głąb siebie, nie mając energii czy to na denerwowanie się, czy choćby smucenie. Przygasła wyraźnie, wycofała się i tylko nieznośny ucisk w dołku doskwierał jej coraz bardziej, jakby coś w jej wnętrzu usilnie próbowało wydostać się na zewnątrz.
    Stąd tylko skinęła głową, kiedy Andy ze zdecydowaniem oznajmiła, że sobie poradzi. Jakby stała się cieniem samej siebie, Tabitha wycofała się i przesunęła, czyniąc drogę do drzwi całkowicie wolną. Odprowadziła ją spojrzeniem i skinęła głową, kiedy dziewczyna się pożegnała, nie odzywając się choćby słowem. Dopiero kilka sekund, kiedy drzwi się za nią zamknęły, w pokoju hotelowym nastąpiło jakiekolwiek poruszenie i ciśnięty o drzwi kubek z herbatą roztrzaskał się na kilka kawałków, a jego zawartość ochlapała ściany.
    Kolejne dni nie przyniosły wampirzycy spokoju i niewiele zdołała dowiedzieć się o Adamie oraz przetrzymujących go osobach, kiedy w jej życiu jednak pojawił się odpowiedzialny za jej przemianę wampir. To spotkanie również nie było dla niej łatwe, tym bardziej, że jej stwórca okazał się osobą, z jaką w normalnym życiu Jones za żadne skarby nie chciałaby utrzymywać kontaktu. Pewne okoliczności jednakże sprawiały, że ta dwójka była na siebie wręcz skazana i stanowiło to dla niej kolejny problem do rozwiązania. Nie tak wyobrażała sobie powrót do Londynu.
    Nie tak wyobrażała sobie całe swoje życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pomocą przyjaciela, właściciela hotelu, średniej wielkości pokój zamieniła na apartament na ostatnim piętrze. To tutaj spędzała czas, którego nie poświęcała na zdobywanie informacji o Adamie, których nie było wiele. Siostry z sabatu przyjęły ją stosunkowo chłodno i jedynie te z kobiet, które jeszcze ją pamiętały, wyraziły chęć rozmowy. Te młodsze, córki i wnuczki jej dawnych koleżanek, ostentacyjnie obnosiły się z tym, że jej obecność w siedzibie sabatu nie była mile widziana, co dla byłej czarownicy było poniekąd kolejnym ciosem. Wbrew jej woli, została odcięta kolejna nić, która łączyła ją z przeszłością.
      Dziś miała sprawdzić kilka poszlak, które podsunęły jej czarownice, jednakże przed opuszczeniem hotelu zamówiła do pokoju śniadanie. Oczywiście bardziej interesowała ją osoba z obsługi, niż sam posiłek, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć, prawda? Jones zamierzała załatwić sprawę po cichu i tak, by nikt nie zorientował się, co zaszło, włącznie z osobą, która miała użyczyć jej swojej krwi. Natarczywe pukanie jednakże w niczym nie przypominało cichych i uprzejmych stuknięć, jakimi zwykle anonsowała swoje przybycie obsługa, przez to przed samym otworzeniem drzwi Tabitha lekko się najeżyła.
      — Andromeda? — tchnęła zaskoczona, kiedy jej oczom ukazała się nie osoba ze śniadaniem, a wzburzona brunetka. — Nie byłyśmy umówione na pojutrze? — spytała, robiąc więcej miejsca w drzwiach, tak by kobieta mogła wejść do środka. Miały spotkać się i zacząć działać, ale jeszcze nie dziś. A może to wampirzyca pomyliła daty, wyraźnie zaabsorbowana zbyt wieloma sprawami na raz?
      — Co się stało? — zapytała, kiedy zamknęła drzwi, widząc, że Andy była w bojowym nastroju i nie miała pojęcia, co mogło go wywołać. Czyżby udało jej się dowiedzieć czegoś o Adamie? Może go znalazła?

      TABITHA JONES

      Usuń
  74. - Wampiry potrafią zrobić wszystko z ludzkim umysłem - odparł wzruszając ramionami - mógłbym zupełnie zabrać te wspomnienia lub tylko sprawić, że nie będą dla ciebie istotne. Mogę zabrać też sam ból związany z całym tym zamieszaniem, zbędne emocje i przywiązanie. Nie koniecznie musi się to wiązać z tym, że nie będzie ci zależało, że staniesz się zimną suką. Choć to byłoby ciekawsze niż mazanie się - wyjaśnił obserwując ją uważnie, gdy zabierała mu szklankę z dłoni - majstrowanie przy ludzkich głowach zawsze wiąże się dla was ze sporymi zmianami. Może ci to przynieść ulgę lub wręcz przeciwnie, może się zmienić twój światopogląd, mogę nagiąć twoją wolę, jak zrobiłem to wcześniej. To delikatna sprawa, trzeba się nauczyć tej sztuki w innym przypadku można narobić bałaganu - dodał patrząc na nią z delikatnym zaskoczeniem, gdy tak swobodnie paradowała po jego sypialni i bez cienia zawahania wpakowała się pod jego kołdrę. Jakby już zupełnie się go nie bała.
    - Ale skoro nie chcesz to nie - przewrócił oczami. Ludzkie przywiązanie i wierność pewnym zasadom była okropnie nudna i bezsensowna w jego odczuciu. Skoro się męczyła i miała na wyciągnięcie ręki możliwość uporania się z ciężarem spoczywającym na jej barkach, dlaczego bycie skorzystać. Choć może w tym przypadku Andromeda wykazywała się zdrowym rozsądkiem i uwagą, nie powinna mu ufać, a gdyby dobrowolnie wpuściła go do swojej głowy, mógłby tam narobić większego zamieszania, aniżeli było. Tak dla zabawy, ludzkie zmartwienia i to jak miotali się z własnym bólem były zabawne. Większość z ludzi nie potrafiła dźwignąć trudów jakie serwował im los. Gino zawsze naturalnie zwalczał wszystko co mogło go głębiej dotknąć. Nie musiał wyłączać uczuć, po prostu bardzo szybko ruszał na przód zostawiajac całą resztę za sobą.
    Podniósł się z miejsca i obrzucił leżącą dziewczynę krótkim spojrzeniem.
    - Nie przyzwyczajaj się do tego - mruknął z błyskiem w oczach. Zwykle nie leżał, nie spał i nie dyskutował w ten sposób ze swoimi ofiarami. Wciąż mógł bez skrupułów zrobić jej krzywdę. To krótkie zbliżenie, które pojawiło się między nimi niczego nie zmieniało. Przynajmniej nie dla niego.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  75. Niespodziewane pojawienie się córki lekko ją poirytowało; Tabitha miała już plany na ten dzień i nie lubiła, kiedy ktoś w jakikolwiek sposób ingerował w jej zamiary, lecz co ważniejsze, nie zdążyła się pożywić, a żeby panować nad pragnieniem, musiała robić to regularnie. Wolała dawkować sobie ludzką krew częściej, lecz w mniejszych ilościach niż żywić się od przypadku do przypadku, co tylko potęgowało i tak nieustannie odczuwane przez każdego wampira nienasycenie. Stąd, kiedy tuż po zamknięciu przez nią drzwi Andromeda wybuchła, starsza brunetka bynajmniej nie skuliła się i nie przybrała potulnej miny, gotowa do wzięcia całej winy na siebie. Wręcz przeciwnie, była od tego bardzo daleka, o czym wyraźnie mówiła cała jej postawa; wampirzyca spięła się i skrzyżowała ręce na piersi w zamkniętej pozie, lewą nogę wysuwając przy tym do przodu. Zacisnęła usta i przymrużyła powieki, przyglądając się ciskającej się Andy i choć rozumiała, z czym ta musi się borykać, w przeważającej mierze nie towarzyszyło jej współczucie, a zdenerwowanie. Dziewczyna wpadła tutaj nieproszona i uczyniła z Jones worek treningowy, bo wraz z jej pojawieniem się w mieście i ujawnieniem prawdy o ich pokrewieństwie, Williams najłatwiej było doszukiwać się źródła wszystkich problemów w cudownie odnalezionej matce. Tabitha to rozumiała i w żaden sposób jej to nie dziwiło, co więcej, nie spodziewała się niczego innego, lecz, podobnie jak każdy, miała swoje granice.
    — A kiedy niby miałam ci powiedzieć? — syknęła, wale nie zamierzając kryć się ze swoimi emocjami. To, że Andromeda była jej córką i fakt, że Tabitha był nieobecna w jej życiu przez ostatnie dwadzieścia pięć lat wcale nie oznaczało, że wampirzyca zamierzała przyjmować na siebie każdy jej atak i nadstawiać drugi policzek. — Podczas naszego pierwszego spotkania? Czy może wcześniej miałam napisać uprzejmy liścik z wyjaśnieniami? Kiedy byłby na to dobry moment, Andromedo? — dopytywała uparcie i natarczywie, wydając się całkowicie nieczułą na złość córki. — Jeśli w jakikolwiek sposób cię to uspokoi, zamierzałam porozmawiać z tobą najszybciej, jak tylko będzie to możliwe. Nie bez powodu ostatnio pytałam, czy zauważyłaś coś niecodziennego lub niepokojącego — dodała, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem to musiał być ktoś z obsługi hotelowej.
    Tabitha stłumiła cisnące jej się na usta przekleństwo i nie zważając na własne odruchy, w nieuchwytnym dla ludzkiego oka tempie podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, zgodnie z przewidywaniami, zastała na korytarzu może dwudziestoletnią dziewczynę z wózkiem, na którego blacie stała taca ze śniadaniem.
    — Przepraszam, proszę przyjść później — poinformowała oschle i nim dziewczyna zdążyła otworzyć usta w proteście, brunetka zatrzasnęła drzwi tuż przed jej nosem. Odetchnąwszy głęboko, jakby szykowała się do boju, wróciła w głąb apartamentu, gdzie czekała Andromeda.
    — Wiem, że jestem najgorszym, co cię ostatnio spotkało — zaczęła niespodziewanie, każde słowo wypowiadając ostro i twardo. — Wiem, że obwiniasz mnie wcześniej za moją nieobecność, a teraz obecność. Za porwanie ojca. Za to, że jesteś czarownicą. Wiem, że jestem twoim najgorszym koszmarem i wrogiem, że wolałabyś nie mieć matki, niż dowiedzieć się, że jestem nią ja. Wiem to wszystko i wcale nie oczekuję, że nagle padniemy sobie w ramiona, ale jeśli zamierzamy uratować Adama, musimy dojść do choć nikłego porozumienia — sapnęła i pokręciła głową. — To się nie stanie, jeśli będziesz tu wpadać jak do siebie i od progu mnie atakować. Czego tak właściwie ode mnie oczekujesz? — spytała ze złością i wyrzutem, rozkładając ramiona. — Mam zniknąć? Mam sprawić, że o wszystkim zapomnisz i wrócisz do dawnego życia? Mogę to zrobić. Tu i teraz mogę sprawić, że zapomnisz o ostatnich dniach. Zapomnisz o tym, że miałaś ojca i matkę, zapomnisz o swoim dziedzictwie. Tego chcesz? — warknęła, powoli podchodząc bliżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mam paść na kolana i prosić cię o wybaczenie? Tłumaczyć się z moich wyborów? Mam przepraszać za to, że ktoś przekreślił całe moje życie? Powiedz mi, Andromedo Williams. Powiedz mi, co zrobiłabyś na moim miejscu, skoro wszystko robię nie tak? — zadała ostatnie pytanie, wyraźnie rozgniewana. Jedynym, czego oczekiwała od córki, były odrobina empatii i zrozumienia, lecz widać nie mogła na to liczyć i znowu poczuła się gorzko rozczarowana. Nie wiedziała już czy powinna jej pomóc czy może jednak lepiej było się wycofać. Niczego nie wiedziała i dlatego domagała się jasnych wskazówek, bo też nie zamierzała nieustannie stawiać się w roli oprawcy, podczas gdy to Andromeda miała być ofiarą. W tym nieszczęsnym układzie każda z nich została skrzywdzona, a za jedną trudną decyzją ciągnęła się druga. Nic nie było proste i nic nie było oczywiste, niczego też nie dało się krótko wytłumaczyć czy usprawiedliwić.
      Tabitha jednakże nie zamierzała pozwolić sobie na takie traktowanie. Na postrzeganie jej nie tyle nawet jak potwora, co egoistki, wszystko bowiem co robiła, robiła z myślą o rodzinie i nikt nigdy nie dał jej pewności, czy postępuje dobrze, bo też nikt inny nie został postawiony przed podobnym wyborem.
      Mogła jeszcze dziś porozmawiać z Andy, ale na pewno nie w tym tonie. Najzwyczajniej w świecie dziś nie miała na to wystarczająco siły i nie potrafiła zachować spokoju.

      wyrodna matka TABITHA JONES

      Usuń
  76. Eskalacja emocji nie była dla Tabithy czymś nowym, o czym zresztą Andromeda nie po raz pierwszy mogła się przekonać. Był prosty sposób, by temu zaradzić, lecz Jones bynajmniej nie chciała wyrzec się człowieczeństwa i przełożyła bycie swoistą chorągiewką na wietrze nad zostanie istotą, co prawda spokojną i wyważoną, ale przy tym bezwzględną i pozbawioną typowo ludzkich odruchów. Mogła pozwolić albo na to, by wampiryzm wzmógł jej ludzkie cechy i zintensyfikował odczucia, albo za jego pomocą odebrać sobie wszystko, co człowiecze i stać się pustą skorupą. Wybrała więc to pierwsze, a temat rodziny i związanych z nią wyborów, których musiała dokonać, był jak wrażliwa struna. Wystarczyło jedno nieostrożne i przypadkowe jej muśnięcie, by wprawić cały instrument w intensywne drżenie, którego nie sposób było wyciszyć, póki wszystkie gromadzone dźwięki nie wybrzmiały z całą mocą.
    Stąd wampirzyca kontynuowała swoją tyradę, bynajmniej nie zniechęcona przez zaskoczenie córki i tylko pokręciła głową, kiedy młodsza brunetka zaczęła odpowiadać na jej pytania.
    — Nie wiem, może, gdybym…! — przedrzeźniła ją, nieustannie mierząc kobietę nieustępliwym spojrzeniem. — To znasz lepsze rozwiązanie czy jednak będziemy sobie tylko gdybać? — kontynuowała, niezwykle poirytowana tym, że Andromeda śmiała ją oceniać, nigdy nie znalazłszy się w podobnej sytuacji. Nikt nie miał takiego prawa, a w szczególności ona, tym bardziej, że żadna z nich nie posiadała mocy umożliwiającej przewidzenie konsekwencji własnych czynów. Przeszłość wpływała na teraźniejszość w sposób tak nieuchwytny, że nie sposób było tego zbadać, a meandry wzajemnych powiązań były tak zawiłe, że z łatwością można było się w nich zgubić i nawet po dołożeniu największych starań, coś źle zinterpretować.
    — Miałaś dwa lata, kiedy zostałam przemieniona — przypomniała jej. — Ledwo dwa lata i myślałam, że mam jeszcze mnóstwo czasu, by stopniowo wprowadzić was w ten świat, ponieważ twoje zdolności prędzej czy później na pewno by się ujawniły. Adam wiedział, że nie rozmawiałam z nim o pewnych rzeczach, choć pewnie nawet nie przypuszczał, czego one mogą dotyczyć. Wiedział jednak, że mam swoje tajemnice i szanował to, inaczej bym się z nim nie związała — powiedziała i choć otwierała usta, by dodać coś jeszcze, zamilkła. Właśnie w tym momencie mogłaby zacząć gdybać i rozważać, co powinna zrobić inaczej lub czego nie powinna robić, by nie doprowadzić do tego punktu, w którym finalnie obydwie się znalazły, lecz czy miało to większy sens? Zdaniem Tabithy, żadnego. Dlatego nie odezwała się już ani słowem i tylko zacisnęła wargi, obserwując Andomedę, a kiedy ta nakazała jej przestać, uniosła brwi w wyrazie bezgranicznego zaskoczenia i niedowierzania.
    — W takim razie ty możesz wrzeszczeć na mnie do woli i obwiniać mnie o całe zło tego świata, ale już ja mam przestać, tak? — spytała głosem rozedrganym przez wewnętrzne rozbawienie, które jednak o wiele więcej wspólnego miało ze złością. — Zabawne, bo teraz ty pytasz mnie, co miałabyś zrobić? Bardzo łatwo jest oceniać cudze wybory i postępowanie ze swojej perspektywy, prawda? Bardzo łatwo jest powiedzieć, że zrobiłoby się inaczej. Lepiej, prawda? — podkreśliła, wbijając spojrzenie w córkę, która opadła na fotel. — Lubimy mówić, że nigdy nie postąpilibyśmy w ten czy inny sposób. Lubimy oceniać innych i stawiać się wyżej nad nimi. Ale wiemy o sobie tylko tyle, na ile nas sprawdzono. I nigdy nie będziesz wiedziała, jak zachowasz się w danej sytuacji, póki cię ona nie spotka i nie dotknie do żywego. Życzę ci więc, żebyś nigdy nie musiała stawać przed podobnymi wyborami, naprawdę. Żeby wszystko zawsze było tak jasne i klarowne, a twoje przekonania niezachwianie. I żebyś nigdy nie musiała wybierać między mniejszym, a większym złem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwróciła się i podeszła do hotelowego barku. Z półki zdjęła szklankę o grubym dnie i napełniła ją whisky, która w ostatnim czasie znikała z szafeczki w zastraszającym tempie. Ilość, którą sobie nalała, była większa niż ta, którą uraczyłby się śmiertelnik, lecz nie przeszkadzało jej to w szybkim opróżnieniu szkła kilkoma haustami. Alkohol koił nerwy, ale też tłumił głód, który to w momentach największego roztrzęsienia starał się najbardziej dojść do głosu. A Tabitha była roztrzęsiona.
      Nie była gotowa na te wszystkie słowa, które padły z ust Andromedy. Na bezwzględną ocenę, podsumowanie tego, co zrobiła i utwierdzenie jej w przekonaniu, że można było postąpić inaczej. Lepiej. Starsza o dwadzieścia pięć lat, a tym samym również mądrzejsza i bardziej doświadczona, doskonale zdawała sobie z tego sprawę i z roku na rok żyła z coraz większymi wyrzutami sumienia, lecz nie mogła już cofnąć czasu i naprawić dawnych błędów. Błędów, które nazywała tak dopiero teraz, wtedy bowiem były one jedną z możliwych do wyboru opcji. Mniejsze i większe zło.
      Raz jeszcze napełniła szklankę i wypiła alkohol duszkiem, nawet się przy tym nie krzywiąc. Trunek przyjemnie palił w przełyku i rozlewał się kojącym ciepłem po żołądku, zagłuszając niespełnione pragnienie choćby o kilku kroplach świeżej krwi na języku, podczas gdy wampirzyca starała się zapanować nad gonitwą myśli i emocji. Łatwiej było toczyć bitwy w zakamarkach własnego umysłu, niż zmierzyć się z żywym przeciwnikiem, który korzystał z najcięższego arsenału. Który ubierał jej myśli w słowa i rzucał nimi celnie jak nikt inny, otwierając dawne rany i ponownie unaoczniając to, od czego Tabitha nauczyła się odwracać wzrok. I zawsze wiedziała, że tym przeciwnikiem będzie Andromeda. Że słowa żadnej innej osoby tak bardzo jej nie ugodzą, lecz i tak nie zdołała się na to przygotować, ba!, nawet nie próbowała. A podobno najlepszą obroną był atak, prawda?
      Mimo tej świadomości i tak było jej… przykro. Po ludzku, co może w jej kontekście brzmiało śmiesznie, ale mimo wszystko, przykro.
      Dotychczas zwrócona do Andy plecami, miała odwrócić się do niej przodem i podjąć rozmowę o magii, kiedy z ust córki najpierw padło kluczowe pytanie, a później wręcz zatrważająca propozycja. Tabithę przeszedł dreszcz, wszystkie jej mięśnie spięły się, a przez trzewia przelał się gniew i była gotowa ponownie wybuchnąć, lecz zamiast tego wzięła drżący oddech i powoli wypuściła powietrze z płuc. Głowę lekko zwróciła w stronę drugiej kobiety, lecz poza tym się nie ruszyła.
      — Nigdy więcej mi tego nie proponuj — powiedziała, naprawdę starając się nie cedzić każdego słowa przez zaciśnięte zęby, lecz nie miała pewności co do tego, jak brzmiał jej głos. Czuła się bowiem, jakby ktoś sprzedał jej siarczysty policzek. Odeszła, by nie skrzywdzić bliskich i nigdy w ich obecności nie dać dojść do głosu swej nowej naturze, a teraz….? Teraz cały ten wysiłek miał spełznąć na niczym i to za przyzwoleniem Andromedy? Może z jej strony była to jedynie uprzejma propozycja, ale dla Jones wiązało się to z czymś znacznie bardziej istotnym. Pożywienie się na córce zburzyłoby podwaliny jej jestestwa, które tak mozolnie z dnia na dzień budowała. Zachwiałoby w posadach jej życiem, z tak wielkim trudem odzyskanym. Odebrałoby jej jedyny fundament, na którym się opierała i ta przytłaczająca świadomość sprawiła, że pociemniało jej przed oczami.

      Usuń
    2. Na dodatek coś, co mogło przekreślić całe jej dotychczasowe życie, Andromeda potraktowała jak kartę przetargową i kiedy myśl ta zaświeciła jasno w umyśle Tabithy, zachciało jej się wyć. Skuliła barki i pochyliła głowę, mocniej zaciskając szczęki, by ten zwierzęcy skowyt nie wyrwał się z jej gardła wbrew jej woli. Nie była w stanie jasno wytłumaczyć, co się dzieje, ale czuła, że ta jedna propozycja i możliwość skorzystania z niej burzą nie tylko cały jej świat, ale przede wszystkim ją samą. Czuła się dotknięta i upokorzona, choć akurat zdawała sobie sprawę z tego, że Williams nie kierowała chęć wywołania w niej podobnych uczuć. Jej propozycja była rzeczowa i… niewinna? I może właśnie ta niewinność niosła za sobą ten bagaż niezrozumiałych emocji?
      Wampirzyca nie wiedziała, ile czasu minęło, nim zdołała odzyskać zdolność trzeźwego myślenia. W końcu jednak zamrugała szybko, jakby powracając do rzeczywistości i ze zdziwieniem odnotowała, że pusta szklanka, na której najwidoczniej musiała kurczowo zaciskać palce, pękła. Kiedy rozprostowała dłoń zwiniętą w pięść, ujrzała kilka wbitych w skórę kawałków szkła i speszona, wyjęła je pośpiesznie, ty samym pozwalając głębokim rozcięciom na szybkie zasklepienie się. Po chwili nie pozostał po nich choćby ślad.
      — To… Dla mnie… Za dużo — wydukała, nie mając pewności, w którym miejscu w pokoju teraz znajdowała się Andromeda, jakby oszukiwały ją jej własne, wyczulone zmysłu. — Nie wiem, jakie miałaś intencje i pewnie nie były one złe — kontynuowała cicho, nie wiedząc, czy ma w ogóle do kogo kierować ten monolog, bowiem wpatrywała się nieustannie i uparcie w potłuczoną szklankę. — Nigdy się na tobie nie pożywię. Nie zrobię czegoś, przed czym uciekam od dwudziestu pięciu lat — powiedziała, będąc przerażona tym, jak blisko znalazło się urzeczywistnienie jej najgorszych koszmarów, co zdawało się ją kompletnie zdruzgotać.

      TABITHA JONES

      Usuń
  77. - Na litość boską, jest przecież lato!
    Kamerdyner o wijących się, zaokrąglonych rogach po bokach głowy spojrzał na nią spode łba, gdy odłożyła zbyt gruby szal, jaki wcześniej jej polecił. Seweryn zdawał sobie sprawę z panującej podczas lata temperatury, aczkolwiek martwił go prześwit tych lekkich, zwiewnych szat, jakie miała obecnie na sobie. Przyciągało to niepotrzebny, męski wzrok. Czarnowłosy westchnął ciężko i rozejrzał się. Przez wysokie oraz szerokie okna rezydencji Hazelwood nieopodal Londynu wdzierało się światło słoneczne wczesnego południa. Szkła były skonstruowane na modę holenderską, mianowicie posiadały dużą szerokość oraz wysokość, co dawało złudzenie niemal całkowicie oszklonych ścian. Wywodziło się to z głęboko zakorzenionej tradycji lub też po prostu zwyczaju holenderskiego, bowiem dzięki takiemu zabiegowi damy z poprzednich epok udowadniały przechodniom, iż dobrze się prowadzą podczas nieobecność mężów. O tyle, o ile sama czarownica nigdy nie była specjalnie do tego przekonana, to przyzwyczajenie do życia w ten sposób już w niej zostało, nawet jeśli przebywała z daleka od granic ojczyzny. Skąpana w tym ciepłym, słonecznym świetle, mającym nieograniczony dostęp do Hazelwood, Valerie odbijała się w czterech lustrach, stojąc na podwyższeniu w centrum swojej garderoby… Trzykrotnie większej od samej komnaty sypialnianej.
    - Wieczorami jest zimniej. – Zaoponował z mocą, a w tych ciemnych oczach kamerdynera pojawiła się stal determinacji. – A ty jak zwykle wrócisz po alkoholu, dość późno i w zbyt dobrym nastroju.
    - Moje nowe dzieła mają wzięcie, więc mogę sobie na nieco pozwolić. – Valerie uśmiechnęła się zbyt szeroko, spod pomalowanych na jasny karmin warg błysnęła biel równych zębów. – Poza tym jak wyglądam?
    Seweryn podrapał się wówczas po swojej krótkiej brodzie.
    - Zjawiskowo, moja droga pani.
    Valerie przewróciła oczami. Ponagliła go do kontynuacji znaczącym, przedłużonym wlepieniem tych hipnotyzujących, zielonych tęczówek. Obróciła się wokół własnej osi, zmuszając do ruchu długi materiał srebrzystej sukni oraz zwiewnej, lekko prześwitującej pelerynki mieniącej się wszystkimi kolorami tęczy. Uwielbiała ją narzucać na nagie ramiona oraz dekolt, ale nie zawsze. Od tego musiał być konkretny dzień, a jaki, to Seweryn kompletnie nie miał pojęcia. Podejrzewał, że czarownica nie ukazała mu nawet połowy swojego spektrum zachcianek czy wymysłów.
    Zachichotała nagle dźwiękami czystymi jakby była pół krwi elfką, tak naturalnie i dźwięcznie, co zawsze chwytało go za serce.
    - Czyżbym cię zawstydziła?
    - Czynisz to całymi dniami, a ja nadal po setkach lat się do tego nie przyzwyczaiłem.
    Gdy miała jakiegokolwiek ze swoich mężów, to promieniała znacznie bardziej niż tamtego dnia. Dawno, dawno temu w odległej epoce i czasoprzestrzeni, gdy składał jej honory oraz przysięgi służby jako jeden z bardziej istotnych demonów, widział w niej dużo więcej. Tamten blask zdecydowanie zaczął blednąć, czego niepomiernie wręcz żałował, nie mogąc nic na to poradzić. Valerie była stworzona do kochania, a kiedy nie mogła tego robić, to więdła niczym najcudowniejsza roślina w ogrodzie, czyniąc go tym samym cmentarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mam nadzieję, że uda ci się je dzisiaj sprzedać za dwukrotność proponowanych dotychczas cen.
      - Na aukcji będzie ten baron, jaki uwielbia moje srebrne suknie, więc jest to bardzo prawdopodobne. Do zobaczenia później, mój drogi Sewerynie.
      - Do zobaczenia. – Mruknął bardziej do przestrzeni niż do swojej uwielbianej pani, bo przecież musiała szybciej zniknąć i już nie usłyszeć jego pożegnania.
      Wystawa była dokładnie taka, jaką ją zaplanowała miesiące wcześniej. Wszystkie pejzaże na potężnych formatach wisiały w równym rzędzie, oprawione w bogato zdobione, złociste ramy. Obrazy wyposażono w dodatkowe opisy pod spodem. Intensywny zapach kwiatów z ogromnych, kolistych donic o barwie kości słoniowej działał lepiej niż sztuczne perfumy licznie przybyłych dżentelmenów i dam. Do degustacji gospodyni tego przedsięwzięcia wybrała kokosowe ciasteczka, a lokaje we frakach tylko nieco mniej strojnych od tego należącego do Seweryna - już rozdawali wszystkim klientom szampana w kieliszkach ze złotą obwódką. Niebawem kobieta miała wygłosić kolejną przemowę, w której opisze swoje dotychczasowe wzloty weny, inspiracje malarskie i wzniesie toast za sztukę pełną cudów. Bo przecież taka właśnie powinna być – wolna od tego, czego nie chce ukazać sam twórca. Wymowna. Reprezentatywna. Przede wszystkim zaś zrozumiała dla konkretnie wybranego tłumu obserwatorów, dostatecznie wyedukowanych, aby docenić nie tylko technikę, ale też treść. Taka przynajmniej była opinia Valerie, choć zauważyła, że wielu jej współtowarzyszy rozmów miało zbliżone na ten temat poglądy. Oczywiście istnieje tyle interpretacji, ile jest faktycznie danym dziełem zainteresowanych ludzi. Nie oznacza to jednak, że nie wyłoni się pewien schemat, główna myśl przewodnia lub nauka, jaką artysta chciał przekazać dalej…
      Zanim jednak pani Voorde po raz kolejny wygłosiła fenomenalną przemowę i odebrała gorące owacje swoich klientów, rozległ się niespodziewany dźwięk. Dość mocno spóźniona, choć może wcale nie, bo tak pewnie musiało się wydarzyć, przybyła nieznajoma w czarnej kreacji. Weszła ona krokiem chwiejnym, głośno stukającym zbyt wysokimi obcasami oraz zawodnym na tyle, by zaraz się przewrócić, doprowadzając przy tym do rozlania się szampana na swoją sukienkę. Valerie przekazała szeptem Adrienowi, drugiemu ze swoich najbliższych kamerdynerów, by ten kontynuował za nią, po czym przeprosił. Sama czarownica zaś pojawiła się zaraz przed nadal przebywającą na podłodze młodą damą, która wyraźnie potrzebowała jej pomocy. Przed wyciągnięciem w jej stronę opiekuńczo dłoni, pozwoliła sobie przyjrzeć się jej, nieco też pozachwycać szczególnie interesującą urodą. Byłaby w rzeczy samej wspaniałą modelką, gdyby ją tylko posadzić gdzieś na krześle, ubrać w lepsze, żywsze kolory, otoczyć jakimiś przedmiotami oddającymi jej duszę. Musiała być interesująca, Valerie to już wiedziała po samym kolorze jej aury, niewydobytym darze magicznym czy tym spojrzeniu pełnym zmieszanych emocji.
      - Może lepiej pójdziemy razem do łazienki?

      Lady Voorde

      Usuń
  78. Rugała się w myślach za to ugryzienie. Wciąż czuła metaliczny posmak krwi dziewczyny w ustach. Smakował wybornie, ale był zakrapiany jakaś dziwna nuta. Z chęcią posmakowała by więcej, bo przypominał trochę alkohol. Był upajający.
    Jednak usłyszała w oddali odgłos syren co pozwoliło jej trochę otrzeźwieć. Nie chciała by ktoś tu zauważył wilkołaka, wiec miała dodatkowy dylemat, bo nie chciała zostawić Andy samej. Odczekała na tyle, by mieć pewność, ze dobrze sie nią zajmą a gdy zobaczyła radiowozy zza zakrętu, przesadziła szybko kilkoma susami w stronę najbliższych drzew i tam chwile jeszcze oglądała sytuacje na parkingu, by samej sie w sobie zebrać i wrócić do ludzkiej polówki, zmuszając się do szybszej przemiany.
    Tyle, ze przez to gdy w końcu już wróciła do siebie, straciła przytomność z wysiłku. Co sie działo dalej nie wiedziała, ocknęła sie dopiero, gdy ktoś ja cucił i próbował wbić igle w ramie, w celu założenia wenflonu. O nie! Tajemnica nie mogła pójść dalej. Złapała za rękę zaskoczonego sanitariusza.
    - Nie potrzeba! - powiedziała stanowczo patrząc mężczyźnie w oczy.
    - ale...
    - Nie mi nie jest. Proszę powiedzieć co sie dzieje...
    Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdy poczuła ciężar na sobie.
    - Andy? - jęknęła - w porządku? Nic ci nie jest? - zapytała.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  79. Być może odrobinę mu zaimponowała uporem i chęcią walczenia ze słabościami. Musiała mieć całkiem silną wolę by się temu oprzeć. A jego propozycja była bardzo kusząca. Wielu ludzi chętnie pozbyło by się problemów ze swojej głowy, a co z tym idzie z życia. Czasem łatwiej było pójść na łatwiznę oddać się w ręce prostych rozwiązań. Tak jak w świecie ludzkim popadano w alkoholizm i sięgano po inne używki, korzystano z hipnozy czy usług wiedźm, tak świat nadnaturalny rządzący się swoimi prawami też miał rozwiązania proste i niezwykle kuszące. Jako wampir mogło się po prostu sięgnąć w głąb siebie i przestawić wskazówkę na opcję off. W tedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszelkie zmartwienia i troski, uczucia i słabostki znikały. Wciąż były w głowie takiego osobnika, tliły się za zamkniętymi drzwiami, ale nie miały prawa głosu. W tedy najsilniej przemawiały czyste instynkty, rządza przetrwania, rządza krwi i głód. Liczyło się tylko polowanie, oddanie się prostym przyjemnością. Wampir stawał się bezmyślną maszyną do zabijania, która nie myślała na poważnie o niczym, o żadnych konsekwencjach o innych.
    Gino poniekąd tak się zachowywał, wiele osób zarzucało mu brak uczuć, wyłączone człowieczeństwo. Ale on nigdy nie posunął się tak daleko. Kilkakrotnie stał na tej cienkiej granicy, ale nie odważył się zrobić kroku w przepaść. Gdyby do tego dopuścił prawdopodobnie nic nie byłoby w stanie ściągnąć go z powrotem. Mimo wszystko on był istotą mroku, czerpał z tego mroku korzyści i niezwykle dobrze się w nim czuł. Nie potrzebował odcinać się od uczuć by mieć przyjemność z wieczności. Dla niego po prostu niektóre emocje i tak nie istniały, nie imały się go. A inne dodawały pikanterii życiu. Poza tym nie był słabym chłopcem, który nie jest w stanie dźwignąć gorszych i bardziej skomplikowanych chwil.
    — Dobranoc — odparł smakując w głowie jej słowa, analizował to i musiał gorzko przyznać, że ta dziewczyna miała rację. A on nie cierpiał mieć u kogoś dług, a u niej nie wiedział teraz jak go spłacić. Choć zawsze mógł zakraść się do jej głowy i po prostu go stamtąd usunąć. Póki nie miała mocy wyrzucić go z umysłu. Dobrze, że była na tyle niedoświadczona i niedoinformowana, że nie wiedziała, że to możliwe do wypracowania.
    Gino położył się spać w innym pokoju. Normalnie nie potrzebował snu wcale lub bardzo niewiele. Tym jednak razem zużył sporo swoich sił i mocy, którą dysponował. Czuł znużenie i sen dosięgnął nawet jego. Spał spokojnie i twardo regenerując wszelkie siły, choć najprościej było sycie się posilić.
    To krew dawała im najwięcej siły, esencja życiowa ludzi, którą powinni odbierać w pełni by zyskać największą moc. Nie tylko krew dodawała mocy, ale także odebranie życia. A on był łakomy na bycie silnym. Tym bardziej nie żałował, gdy zabijał.
    Ocknął się słysząc delikatne dźwięki dobiegające z salonu. Chwilę wpatrywał się w sufit nim podniósł się z miejsca. Zszedł na dół.
    — Widzę, że nieźle się tu rozgościłaś — odparł całkiem obojętnie, ale w jego ciemnych oczach czaiły się chochliki. To tak jakby jego twarz skuł lód, a tylko w oczach iskrzył się jakikolwiek ogień. W mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynie. Zerknął na książkę, która spoczywała na jej kolanach.
    — Całkiem niezły wybór — stwierdził, ale po chwili stracił tym zainteresowanie. Przechylił głowę na bok zerkając na profil Andy. Odgarnął jej potargane włosy po czym bez zapytania wgryzł się w jej szyję.
    Czuł jak jej naelektryzowana od mocy krew napływa do jego ciała. Przyjemnie je rozgrzewała, dodawała mocy. Wziął kilka dużych łyków, ale oderwał się nim mogłaby pomyśleć o zemdleniu.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  80. [Co ty na to, żeby zacząć jakiś nowy wątek? :D Możemy założyć, że dziewczyny znają się już trochę bardziej?]

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  81. Dwadzieścia pięć lat nie wystarczyło, by Tabitha przygotowała się na ponowne spotkanie z dorosłą córką. Choć czy kiedykolwiek się do tego przygotowywała? Za pomocą kamienia dyskretnie obserwowała życie Andromedy oraz Adama, lecz dopiero niespodziewane porwanie jej byłego męża zmusiło kobietę do powrotu do Londynu. Czy zdecydowałaby się na to w niedługim czasie, gdyby nie okoliczności, które wymusiły na niej nagłe podjęcie decyzji? Wampirzyca znała odpowiedź na to pytanie i gdyby nie fakt, że Williams wpadł w ręce ludzi, którzy najprawdopodobniej chcieli go skrzywdzić, wciąż przebywałaby na słonecznej Sycylii, z dala od rodziny, którą porzuciła przed laty, ponieważ choćby próbowała, w żaden sposób nie byłaby w stanie przygotować się na to, z czym musiała mierzyć się w tej chwili.
    Powinna wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy – nie zamierzała wracać. I choć marzyła o spotkaniu z Andromedą, o tym, by zobaczyć ją na własne oczy, a nie za pomocą skumulowanej w jaspisie magii, to miało to pozostać jedynie mrzonką, którą karmiła się w samotne wieczory, czego powód był zaskakująco prosty. Jones wiedziała, że jej pojawienie się w Londynie zburzy rytm, który Andromeda i Adam zdołali wypracować przez lata oraz wywróci ich poukładane życie do góry nogami, więc nie łudziła się, że kiedykolwiek padną sobie w ramiona. Odwiedzanie ich natomiast po to, by uporać się z własną tęsknotą czy wyrzutami sumienia, byłoby najzwyczajniej w świecie okrutne. Jednakże dziś tkwiła w hotelowym apartamencie wraz z Andromedą i przerzucała się z nią kolejnymi słowami, które cięły serce głębiej, niż najostrzejsze sztylety.
    Nie potrafiła przyznać się do porażki ani tym bardziej do tego, że zawiodła najbliższych. Jak tonący brzytwy, trzymała się przekonania, że nie miała wyboru i nie mogła postąpić inaczej, a jej odejście było jedynym słusznym wyjściem z zagmatwanej sytuacji, w której się znalazła. Dziś już wiedziała, że było inaczej, lecz wciąż walczyła zaciekle, by nie dopuścić do siebie tej świadomości w obawie przed tym, że ją to złamie. Teraz, z każdym kolejnym zdaniem wypowiadanym czy też wykrzykiwanym przez młodszą brunetkę, coraz intensywniej czuła smród nadchodzącej przegranej i niczym złapane we wnyki zwierzę, broniła się zajadle, szarpiąc i szamocąc się przy tym nawet pomimo tego, że przez wzmożony ruch mordercze sidła zaciskały się coraz mocniej.
    Nie spodziewała się jednakże, że właśnie dziś będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami podjętych niegdyś decyzji. Za nic nie potrafiła przewidzieć, że właśnie dziś dopadnie ją przeszłość i nie będzie już w stanie dłużej uciekać. Że, tak po prostu, w końcu przegra.
    Zdawało się, że ich krzyki wciąż obijały się echem od ścian, a powietrze wciąż było gęste od głośnej i emocjonalnej kłótni, lecz dla wampirzycy zeszło to na dalszy plan. W momencie, w którym Andy zaproponowała jej pożywienie się na sobie, wszystko inne przestało mieć znaczenie, jakby cały świat skurczył się tylko do tego jednego, znaczącego momentu i zamarł, strwożony, ruszając na nowo dopiero, kiedy Tabitha rozprostowała palce i spomiędzy nich wypadło szkło.
    — Wiem — odezwała się cicho, tylko tyle będąc w stanie powiedzieć. Jej spojrzenie wydawało się nieobecne, kiedy obserwowała, jak dziewczyna zbiera szkło i choć w innych okolicznościach najpewniej by ją wyręczyła, teraz stała w bezruchu i tylko śledziła ruch jej rąk. Szczerze wierzyła, że Andromeda nie miała niczego złego na myśli, lecz w żaden sposób nie pomagało jej to w uporaniu się z najgorszymi lękami, które niespodziewanie się urzeczywistniły. Widok zbierającej odłamki szkła brunetki został zastąpiony przez obrazy, które nawiedzały ją w koszmarach i kiedy przed jej oczami stanęła zakrwawiona, dwuletnia dziewczynka, Jones stęknęła głucho i mocno zacisnęła powieki. Zjawa jednak, zamiast zniknąć, zaczęła iść chwiejne w jej stronę, wyciągając rączki do matki. W miejscu, gdzie powinna widnieć krótka, dziecięca szyja, znajdowała się jedna wielka rana. Strzępki skóry wisiały swobodnie, odsłaniając rozszarpaną krtań i mięśnie, zza których nieśmiało wyłaniała się złamana biel kręgów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie — szepnęła wampirzyca i szeroko otworzyła oczy, ale dziecko – jej własna dwuletnia córka – wciąż za nią podążało, wykrzywiając sine usteczka w niezadowoleniu, jakby chciało zapytać mamo, dlaczego przede mną uciekasz? — Nie, nie, nie… — powtórzyła, dłońmi odpędzając się od zwidów i zaczęła gorączkowo się cofać, aż nie wpadła na kanapę. Zamiast się wystraszyć, po prostu wcisnęła się w kąt mebla i przycisnęła kolana do klatki piersiowej, by następnie mocno objąć je rękoma.
      Kiedy dziecko podeszło do kanapy i wsparło na niej rączki, krzyknęła rozdzierająco:
      — Nie!
      I wtedy zjawa zniknęła, a oczom nieśmiertelnej ukazała się przerażona Andromeda. Była znacznie starsza, niż widziana przez nią dwulatka i przy tym wydawała się cała i zdrowa, co uświadomiło brunetce, jak bardzo oszukał ją jej własny umysł, który nie miał dokąd uciec przed samym sobą. Wciąż przerażona, ale powoli na nowo odnajdująca się w rzeczywistości, Tabitha schowała twarz w dłoniach i zaczęła oddychać głęboko, walcząc ze spazmatycznym, urywanym oddechem. Nie była w stanie udawać, że wszystko jest w porządku i nic takiego się nie wydarzyło, choć też nie rozumiała, jak i do czego właściwie doszło. Jakby propozycja Andy okazała się katalizatorem, który przyspieszył nieuniknione i uwolnił to, z czym na co dzień zmagała się Jones, a co spychała w głąb swojej świadomości.
      Czyżby lęk, że skrzywdzi własne dziecko, wypaczył ją tak bardzo, iż nie potrafiła go przepracować nawet po tylu latach?
      — Przepraszam — szepnęła, nie odrywając dłoni od twarzy. Domyślała się, że jej zachowanie musiało być dla jej córki kompletnie niezrozumiałe i jeśli wcześniej Andromeda jeszcze nie miała jej za wariatkę, to teraz miała pełne prawo myśleć o niej właśnie w tej sposób. — Zawsze tak bardzo się tego bałam — dodała, uświadamiając sobie wraz z tymi słowami coś ważnego.
      Bo czy tak naprawdę musiała się wciąż bać?
      Mimo targających nią silnych emocji, mimo całkowitej utraty kontroli, ani razu nie przeszło jej przez myśl, by zaatakować. Ba!, nie zdradziło jej nawet własne ciało, które potrafiło okazać jej nieposłuszeństwo, kiedy instynkt brał nad nią górę. Była wściekła i rozżalona, przed chwilą nawet sięgnęła dna, a pomimo tego nie zrobiła tego, czego zawsze najbardziej się bała – nie zabiła Andromedy. Nie rzuciła się na nią w szale, by ją uciszyć, nie dopadła do jej ciała, by zaspokoić palącą potrzebę pożywienia się. Czy potrzeba chronienia własnego dziecka była silniejsza niż strach? Silniejsza nawet niż wynaturzone prawa rządzące tym światem?
      Mając na nowo czego się złapać, zaczęła się powoli rozluźniać. Czuła się tak, jakby straciła coś cennego i jednocześnie zyskała coś jeszcze ważniejszego. Pozostawała przy tym wyjątkowo zagubiona, ale w końcu powoli odsunęła dłonie od twarzy i odetchnęła, raz i drugi, by się uspokoić. Była wyczerpana, lecz miała wrażenie, jakby głęboko w jej wnętrzu rodziła się zupełnie nowa siła. To zawieszenie pomiędzy licznymi, niezrozumiałymi dla niej skrajnościami sprawiło, że potoczyła po pokoju niewidzącym spojrzeniem i dopiero po pewnym czasie z trudem skupiła je na córce, która, o dziwo, nie uciekła. A po tym, co zobaczyła, miała do tego pełne prawo.

      Usuń
    2. — Przepraszam — powtórzyła, jednakże tym razem słowo to tyczyło się czegoś zupełnie innego. — Przepraszam, że was zostawiłam. Przepraszam, że nie powiedziałam ci o tym, że jesteś czarownicą. Mogę próbować się usprawiedliwiać — mówiła z trudem, wciąż wciśnięta w kąt kanapy i skulona, lecz nie uciekała przed kontaktem wzrokowym. — Ale to niczego nie zmieni, ani tym bardziej nie naprawi… Tak jak i moje przeprosiny, ale chciałabym, żebyś wiedziała, że żałuję… — urwała, a głowa kobiety niezamierzenie zakołysała się na jej szyi, jakby ta miała zaraz zasnąć. Czuła się niesamowicie zmęczona, ale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, z chęcią oddała się temu zmęczeniu, które nie tylko koiło jej nerwy i otumaniało zmysły, ale też przytępiało głód, który był jedną ze składowych tego wyczerpania. W stanie, w którym się teraz znajdowała, dla każdego innego człowieka stanowiłaby śmiertelne niebezpieczeństwo, ale nie dla Andromedy. Nie postrzegała jej w ten sposób, jakby jej wyostrzone wampirze zmysły głuche były na jej zapach, na silne i mocne uderzenia serca, na szum krwi w arteriach. Ta nowa, bo odkryta przed paroma minutami świadomość, dodawała jej mentalnej siły.
      — Co chcesz wiedzieć? — spytała ostrożnie, siadając też nieco bardziej swobodnie. Rozplotła ręce i opuściła nogi, by zaraz podciągnąć je pod siebie. Może i nie była gotowa na tę rozmowę, ale czy kiedykolwiek miała być?

      TABITHA JONES

      Usuń
  82. Wywrócił oczami, gdy się od niego odsunęła.
    — Po prostu nie ma dla mnie znaczenia twój ból lub to czy jest Ci dobrze — odparł wzruszając ramionami i odprowadził ją spojrzeniem, gdy udała się do łazienki. Jej opinia nie była dla niego istotna i mogła go uważać za dupka, za potwora lub kogo tylko chciała. Dawno przestał się przejmować zdaniem innych osób. Poza tym ostrzegał ją, że wczorajszy wieczór niczego nie zmienił. Nigdy też nie miał w zwyczaju prosić i pytać o pozwolenie. Brał to na co miał ochotę, a jej fochy mogły tylko pogorszyć jej sytuację, a nie jego.
    Gdy wróciła z opracowanym misternym planem, miał ochotę ją wyśmiać. Nawet go to w żaden sposób nie zdenerwowało. Była naiwna, czy głupia sądząc, że może coś zmienić?
    Gino faktycznie nie miał wyłączonych uczuć, nie miał potrzeby staczania się tak nisko. Od zawsze był człowiekiem dumnym i pozbawionym skrupułów, a resztki jego dobroci zginęły gdzieś na przestrzeni wieków. Wielokrotnie kilkoro jego zaufanych przyjaciół chciało sprowadzić go na właściwe tory, ale po czasie każdy odpuszczał. Wiedzieli, że Gino po prostu taki jest, że go to wszystko nie obchodzi, że faktycznie jest przesiąknięty złem i mrokiem, a wampiryzm tylko to pogłębił. Zresztą każdy wiedział, że przemiana wybijała najsilniejsze cechy.
    Śmiał się pod nosem i kręcił głową. Nie wiedział, czy istnieją słowa, które przekonają ją, że to przegrana sprawa. Uniósł ręce w geście poddańczym. Była zbyt uparta by się z nią sprzeczać.
    — Chyba najlepiej będzie jak sama się rozczarujesz — odparł wlepiając w nią ciemne spojrzenie — choć zastanawia mnie jedno, dlaczego cię to w ogóle obchodzi? — zapytał. W końcu nawet jeśli coś by odkopała spod warstwy ciemności opiewającej jego duszę, to co to zmieniało? Dla kogo tak właściwie to robiła? Jemu było dobrze tak jak żył do tej pory. Nie potrzebował głębokiej miłości, współczucia. Nie dawał tego światu, ale i sam tego nie chciał.
    — Ale skoro tak bardzo chcesz poznać moje wnętrze, proszę bardzo. Zacznijmy od samego początku — poklepał miejsce koło siebie, a sam rozsiadł się wygodniej. — Kiedy byłem jeszcze człowiekiem, miałem żonę i syna. Nie żeby to był związek z wyboru. Nie kochałem jej, a dzieciak wdał się właśnie w nią. Gdy Antonio miał dwa lata poznałem moją stwórczynię. Przemieniła mnie za moją zgodę, z tego co pamiętam to ona namawiała mnie żebym nie wracał do domu. Twierdziła, że to nie ma sensu, że tamto życie to już zamknięty rozdział. — Zamyślił się nieco starając się odtworzyć w głowie nieco zamglone wspomnienia. — Ale ja wróciłem. Pamiętam ten potworny głód, który palił gardło i każdą żyłę z osobna. Pamiętam szum krwi syna, który padł mi w ramiona i to jak łatwo było przebić jego miękką skórę. Jego krew była słodka jak żadna inna, niewinna — przymknął na chwilę powieki, a jego usta wygięły się w błogim uśmieszku — gdy go skończyłem, pożywiłem się na mojej żonie. To były moje dwie pierwsze ofiary. I wiesz co w tedy czułem? Siłę i nieopisane zadowolenie. Nigdy nie żałowałem, wszak i tak by zmarli w niedalekiej przyszłości — dodał kończąc tym samym swój monolog.
    Za zwyczaj, gdy zabiło się kogoś bliskiego, czuło się wszechogarniający ból. To w większości były powody, dla których wyłączano swoje uczucia. Gino jednak przebrnął przez to bardzo gładko.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  83. — Nie, nie chciałem cię tylko zaliczyć. Lubię sprowadzać innych na złe tory, widzieć jak oddają się swoim najgorszym pragnieniom, najbardziej dzikim. Lubię obserwować tą przemianę, gdy z przerażonej istotki, ktoś zaczyna wracać po więcej i więcej. Lubuję się w zadawaniu bólu, polowaniach, krwi. Jednak zanurzanie się w czyichś snach jest równie fascynujące. To odróżnia mnie właśnie od tych wszystkich wampirów odciętych od emocji. Nie czują nic, nie dbają o takie szczegóły. — przyznał z lekkim uśmieszkiem.
    Prychnął na jej reakcję i pokręcił głową.
    — Jak na upartą osobę to całkiem szybko się poddałaś, szybciej niż niektórzy — stwierdził z nutą rozczarowania. Sądził, że będzie musiał się bardziej postarać by dziewczyna odpuściła sobie tą całą próbę dokopania się do jego ludzkich, dobrych cech. Zwłaszcza, że wydała mu się niezwykle upartą i hardą osóbką, a fascynacja i ciekawość mogły być mocnym bodźcem do działania. Jednak pomylił się.
    — Możesz określać to jak chcesz... psychopata, sadysta, morderca... ale nie ma nic bardziej ludzkiego niż gniew, pierwotne instynkty i chęć przetrwania. I możesz opowiadać te bzdety na temat dobra, ale w każdym jest ciemna strona. Nawet w tobie. — stwierdził.
    — Jeśli chcesz, idź. Ale wrócisz, prędzej czy później. Każdego pociąga mrok, nawet tych najlepszych — dodał.
    Pamiętał, gdy pierwszy raz ujrzał swoją stwórczynię. Od zawsze pociągało go ryzyko, ale gdy spotkał ją... nic nigdy go tak nie pochłonęło. Jej siła, radość, brak zahamowań... była wolna i dzika. Niebezpieczna. Bardzo szybko się w tym zatracił, w tym co daje brak wyrzutów sumienia, beztroska. Nauczyła go wszystkiego co mogło uczynić wieczność przyjemną i ciekawą. Nie sądził by kiedykolwiek znudził się tym wszystkim. Świat pędził, codziennie się rozwijał. Co chwila powstawały nowe rzeczy, które mogły urozmaicić czas, nowe możliwości. Poza tym wiele jeszcze było do zobaczenia, wiele mógł podziwiać. Nie miał zamiaru przestawać. Nigdy. Nie miał zamiaru marnować daru, który otrzymał.
    — Id, uciekaj póki nie zmienię zdania, mała ptaszyno — mruknął podnosząc się z kanapy. Podszedł do barku i wypełnił całą kryształową szklankę złotawym trunkiem. Nie blokował jej wolnej woli, nie miał zamiaru jej teraz zatrzymywać.

    Gino

    OdpowiedzUsuń
  84. [wracam z podkulonym ogonem.... chcesz może kontynuować watek? :) ]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  85. - Jestem twardsza niż myślisz - odparła.
    To prawda - bała się. Nawet jako wilk to czuła, ale sama bala sie bardziej, gdy wilk przejal instynkt "macierzyńśki" i probował ochronić Andy, nawet gdy ta ostatnia mylnie zainterpretowała sytuacje. No ale patrzac na to co sie zdarzylo do tej pory to zrozumiale.
    - przepraszam cie za to - dodala - wydawalo mi sie, ze widze kogos tutaj jeszcze i chcialam to sprawdzić - sklamala gladko - nie chcialam nic mowic, bo to wyszlo calkiem nagle.
    Zignorowała nachalnego sanitariusza, który probował jej swiecic latarka po oczach.
    - NAPRAWDĘ nic mi nie dolega - odparła nizszym tonem glosu ledwo rejestrowanym przez ucho ludzkie, ale dajace przekaz podprogowy podobny do hipnozy, ktory mial zmusic mezczyzbe do zaprzestania czynnosci - ale jak to wszystkich uspokoi to przyjade do szpitala na badania kontrolne - usmiechnela sie szerzej majac co innego w planach niz lazaenie po szpitalach. - dziekuje za pomoc - mruknela probujac usiasc i sie przy tym nie krzywić, bo nadal czula skutki przemiany jak i wybuchu, ale wazne bylo ze obie zyly... Szkoda, ze nie udalo jej sie ustalic co sie stalo z szefem.
    Musiało to poczekać. Pominela milczeniem wyrwane z zawiasow drzwi, mimo ze zerknela na samochod w przelocie i miala ochote przeklac, jednak tego nie zrobila ehh.
    - Powinnismy wrocić do warsztatu i tam troche ochlanac. Nie mialabym tez nic przeciwko twojej ulubionej czekoladzie w piance. My tu nic juz wiecej nie zrobimy, wiec czas na nas, jesli naprawde nic ci nie jest. - zlustrowala ja od gory do dolu dluzej przetrzymujac wzrok na ugryzieniu nim doszla do twarzy. - Bedziemy musialy poprosic o podwozke.

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  86. [ świetnie <3
    możemy kontynuować od tego miejsca, w którym się urwało, a jeśli akcja mocno u Ciebie przesunęła się do przodu, a Andy odkryła w sobie moce, albo odnalazła trop ojca, możemy też zacząć coś świeżego :) decyduj :)]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  87. Andromeda najpewniej i z tego nie zdawała sobie sprawy, ale raniła Tabithę również swoją dobrocią. Dobrocią, na którą w swoim mniemaniu wampirzyca nie zasługiwała, a na którą jej córka potrafiła się zdobyć, i to bez większego wysiłku, pomimo krzywd, które Jones jej wyrządziła. To było dla niej nie tylko niezrozumiałe, ale też bolesne, bo o ileż łatwiej byłoby jej w tym momencie, gdyby młoda brunetka nadal tonęła w złości, zamiast wykazać się empatią i okazać jej współczucie, choć z drugiej strony czy nie takiego właśnie zachowania wampirzyca od niej oczekiwała? Czy nie pragnęła właśnie tej odrobiny zrozumienia? Jakby dopiero teraz, kiedy całkowicie się obnażyła, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo egoistyczny i niewłaściwy był jej sposób myślenia. Coś, za czym tęskniła najbardziej przez te wszystkie lata, o czym pozwalała sobie nieśmiało marzyć, teraz, gdy wreszcie się spełniało, okazało się powodować ból jeszcze innego rodzaju niż ten, który wstrząsnął jej ciałem, gdy Williams wykrzyczała wszystko to, co leżało jej na duszy. Ból o wiele bardziej przejmujący i sięgający głębiej niż wszystko inne, co dotąd ją spotkało. Ból, który spopielał każdą rzecz, która stanęła na jego drodze i pozostawiał za sobą wyłącznie zgliszcza, doszczętnie zniszczone wraz z fundamentami.
    Tabitha drgnęła, kiedy poczuła na ramieniu dłoń Andromedy i ostrożnie podniosła na nią wzrok. Nie miała sił na to, by cokolwiek powiedzieć; nie, kiedy w jej wnętrzu dokonywała się tak znacząco przemiana. Po tym bowiem, jak wampirzyca rozsypała się na tysiące kawałków, miała wrażenie, że każdy z tych elementów umierał swoją własną śmiercią. Trwała w cichej agonii, wiedząc, że po dzisiejszym spotkaniu nie będzie już taką samą osobą, lecz czy miało jej się udać zbudować wszystko na nowo, tak jak po przemianie? Nie wiedziała tego i zadrżała, zdjęta nagłym chłodem, ale już nie przerażeniem. Ponieważ pomimo bólu, który nieustannie trawił jej dusze i ciało, nie odpuszczając choćby na sekundę, czuła też upragniony spokój. Dokonało się w niej bowiem coś, czego nie potrafiła nazwać, ale przed czym uciekała przez ostatnie dwadzieścia pięć lat i choć przez to ledwo oddychała, wciąż żyła.
    Nie odnotowała momentu, z którym Andromeda cofnęła dłoń i dopiero po dłuższej chwili odnalazła ją spojrzeniem, siedzącą w fotelu naprzeciwko kanapy, którą Tabitha obrała za swój ostatni bastion. Widząc łzy płynące swobodnie po policzkach brunetki, uśmiechnęła się smutno i powoli pokiwała głową, jakby chcąc dać jej znać, że rozumie, ale czy w istocie rozumiała? To, jaką krzywdę wyrządziła Andromedzie miało pozostać dla niej tajemnicą, dopóki Williams nie zdecyduje się jej o tym opowiedzieć i o ile w ogóle to zrobi. Na ten moment wiedziała tylko, że niewyobrażalnie zawiniła. Ale jak wielka była jej wina? Jak duży miała udział w ukształtowaniu tej młodej kobiety? Pewnie znaczący, ale czy decydujący? Nie wydawało jej się; jakkolwiek kolokwialnie by to nie zabrzmiało, Adam odwalił kawał dobrej roboty i miała być mu za to dozgonnie wdzięczna. Wychował ich córkę na wspaniałą kobietę; taką, jaką Tabitha sama chciałaby się stać i przez to była wiele winna byłemu mężowi.
    Musiała go znaleźć i uratować. Nim jednak miało to nastąpić, zamierzała spłacić chociaż część długu, który zaciągnęła u córki i opowiedzieć jej o ich wspólnych korzeniach.
    — Ale ja wiem — wtrąciła, kiedy Andy oznajmiła, że nie wie, od czego zacząć i właśnie w tym momencie zdecydowała, od czego rozpocząć swoją opowieść, nim zacznie odpowiadać na pytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W naszej rodzinie… — zaczęła, ostrożnie wymawiając to jedno ze słów, lecz w tym momencie miała na myśli raczej więzy krwi, niż jakiekolwiek inne, by podkreślić znaczenie pokrewieństwa. — … w linii żeńskiej zawsze rodziły się czarownice i rzadko kiedy zdarzało się, by córka nie odziedziczyła po matce magicznych zdolności, choć są i takie wyjątki. Zatem, jak łatwo możesz się domyślić, jesteś czarownicą, bo i ja… byłam czarownicą — wyjaśniła i w miarę tego, jak mówiła jej głos, początkowo jeszcze roztrzęsiony z powodu targających nią emocji, powoli się uspokajał i wyciszał. — Czarownice mogą gromadzić się w sabaty, ale nie muszą. Ja – ale też twoja babcia i prababcia, tak jak inne kobiety całe pokolenia wstecz – należałam do sabatu z Greenwich, a magią, którą władałam, była magią rodową. Moja moc, tak jak moc innych członkiń sabatu, pochodziła od naszych przodkiń i kumulowała się na rodowym cmentarzu w Greenwich — opowiadała, nie do końca wiedząc czy powinna mówić w czasie teraźniejszym, czy może jednak przeszłym. — Bez źródła magii nie ma czarów, więc poza Londynem czarownice z sabatu z Greenwich nie mogą się nią posługiwać, ale i do tej reguły istnieją wyjątki. Czarownice z Greenwich wyspecjalizowały się w tworzeniu magicznych przedmiotów, niektóre z nich potrafiły tworzyć artefakty kumulujące magię i, w razie potrzeby, korzystać z nich w różnych miejscach. Dla sprytnego umysłu magia ma naprawdę niewiele ograniczeń ponad te, które narzuca nam nasze własne ciało — powiedziała, a w jej oczach zalśniła wyraźna tęsknota. Na kilka uderzeń serca Tabitha zamilkła, wracając wspomnieniami do przeszłości, lecz szybko przywołała się do porządku i kontynuowała swoją opowieść.
      — Tak, twoje sny najpewniej wynikają z tego, że jesteś czarownicą. Magia jest w tobie i daje o sobie znać, mimo że nie nauczyłaś się, jak się nią władać. Czy można się tego pozbyć? Niekoniecznie, choć tak jak powiedziałam, czarownice z mojego sabatu w większości mogą władać magią tylko w Londynie. Nie zagwarantuję, że z tobą jest tak samo, ponieważ nie ma ram i reguł, w jakich można zamknąć magię, a jeśli nawet jakieś istnieją, to są bardzo elastyczne. To, co może robić czarownica, zależy od jej wiedzy i umiejętności. Magia jednakże często wyczerpuje ciało i trzeba dobrze kalkulować siły na zamiary — podsumowała i zamilkła, po czym zaczęła lustrować wzrokiem sylwetkę Andy. Podejrzewała, że jej odpowiedzi zrodzą więcej pytań, więc czekała.

      TABITHA JONES

      Usuń