WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

Et dimitte nobis debita nostra

Wojciech Adam Rylski

Data pierwszych narodzin: 4 lipca 1836 roku (Kraków)

Data pierwszej śmierci: 17 lutego 1863 roku (Miechów)

Ksiądz

Kapelan powstańczy

Anioł stróż

Edgar

"VOYTEK"

"Kolejny imigrant!"

Budowlaniec / "Złota rączka" / pracownik ekipy remontowo - wykończeniowej

Emme

ODAUTORSKO

26 komentarzy:

  1. Heloł! Myślę, że skoro już zostałam zmuszona do jazdy komunikacją miejską to mogę zajrzeć przy okazji na bloga. I co ja widzę! Przebrnięciem przez kartę bym tego nie nazwała, bo czytało się super i sam format strasznie mi się spodobał. Od razu zaproponuję, że podrzucę Wojciechowi moją Emilkę. Może chciałby popracowac trochę w winnicy? Mnóstwa weny życzę!

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  2. [Kiedyś próbowałam tworzyć postać, która mimo wielu złych doświadczeń nadal pokładała dużą ufność w Bogu, ale z tego, co mi się wydaje Tobie pójdzie to znacznie lepiej. Sam opis Wojciecha nakłania bowiem do głębszej refleksji nad własnym życiem nawet kogoś, kto tak jak ja poważnym zastanowieniu doszedł do wniosku, że najlepiej czuje się jako agnostyk.

    Życzę wiecznie wybijającego źródełka weny i samych porywających wątków, a w razie chęci zapraszam do siebie. Zwłaszcza do Nicka, któremu z pewnością przydałby się ktoś, kto przypomniałby mu, że życie wciąż ma sens i sprowadził choć parę kroków bliżej dobrej drogi (a dla mnie pozwolił na wystartowanie z nim), z czym z pewnością nie będzie łatwo.]

    Gulika/Carmelo/Caspian/Nicolaj

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! :D Miło Cię tu widzieć.

    Bardzo spodobał mi się pomysł na stworzenie kogoś z tłem imigranckim, a kiedy jeszcze udało mi się wystalkować, że to ex-ksiądz to ło Pani, uwielbiam. Sama mam postać z motywem wiary, więc każda kolejna z podobnym motywem to potencjalne wąteczki i powiązania <3
    Kartę czytało się super lekko i szybko, wchłonęłam ją pomiędzy budzikami do pracy, tak mnie wciągnęło i ach, szkoda, że pozostawiłaś tyle tajemnic, z chęcią dowiedziałabym się o Wojtku więcej...

    Baw się z nami dobrze i oby wena (do spółki z czasem) była obecna przez długi czas <3 No i oczywiście zapraszam do siebie, choć nie wiem kogo Ci polecić (bo w obu jest potencjał xD), więc wybór pozostawię Tobie.]

    Lilian Watson & Lucio

    OdpowiedzUsuń
  4. [Tak, Nick to mój mały eksperyment, jeśli chodzi o kwestię zajęcia. Co prawda kiedyś już tworzyłam męską postać będącą zarazem złodziejem i chłopakiem do towarzystwa (sama po prostu wolę określenie Syn Koryntu być może z powodu dużego zainteresowania m.in. starożytną Grecją), ale ergo: elfa, secundo: w średniowieczu (co prawda raczej nie moja bajka, ale jeśli chce się mieć gdzie pisać, czasami trzeba pójść na kompromis).
    Jeśli zaś o propozycję wątku chodzi, to muszę przyznać, że zadałaś/łeś mi lekkiego ćwieka, bo Nicolaj w założeniu miał kraść tylko rzeczy najpotrzebniejsze do przeżycia. I tu w mojej głowie powstała chwilowa kolizja. Bo który z przedmiotów znajdujących się w kościele (oprócz pieniędzy na tacy/w puszce przy drzwiach - w zależności od wyznania) może zostać podciągnięty pod tę kategorię ? Na pierwszy rzut żaden. Ale chyba w końcu doznałam przebłysku: kadzidło, wino i puchar do niego można przecież przehandlować bez zbytniego narażania się. A skoro tak, to spokojnie możemy w to iść.
    Początek postaram się podrzucić jeszcze dzisiaj albo na dniach. Wszystko w zależności od tego jak bardzo dobije mnie upał.]


    Nick

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć Effy, jak fajnie, że tu jesteś. <3 Wybacz, to imię już zawsze będzie mi się z Tobą kojarzyć, ale to same dobre skojarzenia!
    Co prawda wydaje mi się, że nasze postacie znowu są swoimi przeciwieństwami, niemniej ja chętnie coś z Tobą stworzę, a Katrina już ma ochotę go schrupać, albo połknąć w całości. XD
    W razie chęci zapraszam do siebie, a póki co życzę dużo wspaniałych wąteczków, baw się tu dobrze. <3]

    Katrina Petrova

    OdpowiedzUsuń
  6. [Serdecznie dziękuję za przemiłe słowa ♥ Zakiełkował mi w głowie jakiś pomysł i jako tako udało mi się to przelać w tekst zamieszczony w karcie. Ale to dopiero początek!
    Wojtek wydaje się interesującą postacią, a Twoją KP przyjemnie mi się czytało. Bardzo mi się podoba ;)
    Myślę, że nie raz mogli spotkać się na jednej budowie czy w tym samym mieszkaniu, kiedy to Ignacio układał parkiet w salonie, a Wojtek malował ściany w przedpokoju czy coś takiego. A jak to budowlańcy... trzeba zapalić papieroska jednego lub dwa żeby głowa odpoczęła, a po dobrze wykonanej robocie wypić, żeby płytki nie odpadły, a podłoga równo leżała :D Możemy ubrać w to nasz wątek, który sprowadziłby się do jakiegoś pijaństwa w pobliskim barze. A co dalej? Hm, niech wpadnie im do głowy jakiś głupi pomysł, który przysporzy im odrobiny niebezpieczeństw piątkowej nocy.
    Albo w jednym z mieszkań, w którym akurat by urzędowali znaleźliby coś podejrzanego, nadprzyrodzonego... albo jakieś zmasakrowane ciało. Mojemu panu pewnie ślinka by pociekła :D]

    Ignacio Reposado

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dziękuję za pochwały <3
    Wojtek jak najbardziej może ją znaleźć w jakimś lesie, czy przed kapliczką, albo zagubioną w samym Londynie (bo Lilian teoretycznie znajduje schronienie u swojego stwórcy, o którym nie wie, że jest jej stwórcą...xDDD). Watson nie ogarnia planu miasta za bardzo, poza tym wciąż wydaje jej się, że jest XIX wiek, a nie XXI. No i od stwórcy swego często daje nogę, podobnie jak i od Woronova, który jest jej drugim wybawicielem od bezdomności. Wojtek jednak ponad nimi dwoma ma przewagę w postaci bycia ex-aniołem stróżem i kimś, kto również jest przekonany o własnym potępieniu, więc dogadaliby się raz-dwa. Jej zapędy do wgryzania się w randomowe szyje można też prosto rozwiązać; w Wojtku po prostu będzie widzieć jakąś aurę/ślad/cokolwiek, co będzie jej się kojarzyć z aniołami i dlatego się na niego nie rzuci. Może nawet wkręciłaby sobie, że Wojtek (mimo niebycia już aniołem) jest jej stróżem testowanym ciężko przez samego stwórcę?

    Co się tyczy Lucio - na pewno zna szefa, bo regularnie wchodzi z nim w konflikty, za co potem ponosi karę w postaci tymczasowego wymazania ze świata xD I samego Wojtusia też zapewne zna - w końcu nie raz i nie dwa się spotkali, kiedy Luc przedwcześnie przyszedł po podopiecznego i trzeba było go wyganiać i handlować, żeby jednak dał spokój i przyszedł sobie później. Zna go w sumie od momentu śmierci, bo wtedy przyszedł łaskawie oddzielić go od ciała i się dowiedział, że ten tutaj to idzie na anioła i ma go nie zabierać na drugą stronę.
    Jazda taksówką do bliżej nieokreślonego miejsca brzmi totalnie jak coś, co Lucio by mu zrobił, gdyby tylko wyczaił, że jest w mieście xD Może nawet by go zabrał w jakiś inny wymiar, powiedzmy że samą dolinę śmierci? Albo po prostu woziłby go sobie po Londynie, jak jakiegoś więźnia, bo taki by miał kaprys. Tak, to brzmi totalnie jak Luc. I jeszcze by go czymś dołował, albo namawiał do dziwnych akcji xD]

    Lilian & Luc

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ojejku jakże mnie cieszy, że jest na blogu kolejny upadły aniołek <3 Mam nadzieję, że dobrze będziecie się bawić! Rozpiera mnie ciekawość na temat tego, cóż takiego się stało, że Wojtek stracił swoją 'fuchę'! Myślę, że na pewno dogadałby się z Liarą, która niedawno również sprzeciwiła się swojemu stwórcy. ]

    Liara Holmes & Andy Williams

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pięknie dziękuję za komplement. <3 Twoje karty też są cudne i zawsze miło mi je czytać, choć szczerze mówiąc byłam niemal pewna, że jeśli się tu pojawisz to z kobietą. :D Ale bardzo ciekawi mnie zestawienie Wojtusia z Katriną, ona za wszelką cenę chciałaby go sprowadzić na złą drogę i zrobiłaby wszystko aby odwrócił się od swojej wiary, bo dla niej to oczywiście zabobony. I na jego nieszczęście nie zadziała na nią ani krzyżyk, ani święcona woda. :D
    Ale jak najbardziej może spróbować jakiejś interwencji w jej klubie, choć chyba mam już za dużo wątków w tym miejscu. xD]

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  10. [Właściwie ja mogę nam zacząć, tylko podpowiedz w którym momencie startujemy z wątkiem ;) Jutro powinno mi się udać coś nam wykombinować.]

    Ignacio Reposado

    OdpowiedzUsuń
  11. Najlepsze uczucie świata? Zimny prysznic w upalny dzień. Chłód wody, gaszącej żar rozgrzanego, spoconego ciała. Wracając z pracy, stęskniony czekał na ten moment. Lipcowa wyjątkowo go wykańczała, a praca fizyczna którą wykonywał zdecydowanie nie pomagała.
    Zrzucił z siebie brudne, robocze ubranie, od razu wrzucając je do zawalonej pralki. Od razu odkręcił zimną wodę, by ostudzić umęczone ciało. Oparł dłonie na powierzchni płytek i wziął kilka głębokich wdechów. Przyjemna fala chłodu oblała jego ciało, gdy krople lodowatej wody skapywały po jego długich włosach. Tak miał zacząć się idealny piątkowy wieczór.
    Budowlaniec, jak to budowlaniec- napić się musi. Myśl o zimnym, orzeźwiającym trunku była wyjątkowo przyjemna. Tydzień dał nieźle w kość, bo pilne zlecenia napływały w wyjątkowym tempie, a on godził się je przyjmować ze względu na potrzebę zaoszczędzenia funduszy remont. Domek, który niedawno kupił był w dość kiepskim stanie. Ściany wymagały ponownego zagruntowania i odmalowana, kran w kuchni odrobinę przeciekał, a progi między pomieszczeniami odpadały przy mocniejszym przystanięciu. No i całkowity remont łazienki, która była lekko mówiąc… leciwa.
    Był wyraźnie zadowolony, że na dzisiejsze wyjście udało znaleźć mu się kompana. Od początku Wojtek wydał mu się spoko kolesiem. Pracowali razem od jakiegoś czasu i właściwie od początku udało im się znaleźć wspólny język. Dla Ignacio był to powód do niemałego zdziwienia. Od pewnego czasu zdecydowanie unikał wchodzenia w głębsze relacje, przyjmując maskę zimnego gbura, wiecznie niezadowolonego z życia (żeby jeszcze było inaczej). Wychodził z założenia, że bezpieczniejsze będzie trzymanie wszystkich na duży dystans, zwłaszcza… że chyba nie pogodził się z faktem bycia nowym sobą.
    Wieczorny wiatr muskał jego nagie ramiona, gdy powolnym krokiem ruszył w stronę umówionego miejsca. Ta dzielnica Londynu pełna była zarówno kameralnych knajpek, klimatycznych pubów i wykwintnych restauracji (sam był zwolennikiem tych drugich). Wokół kręciło się wielu mieszkańców, kłębiących się po okolicznych alejkach. Gwar rozmów, gromkie śmiechy sprawiały, że nieco zakręciło mu się w głowie. Przełknął głośno ślinę, gdy przechodząc przez tłum londyńczyków poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Ogarnął go niemały niepokój gdy zdał sobie sprawę, że obudził się w nim bestialski instynkt. Udało mu się zachować resztki człowieczego rozgarnięcia i w pełnym skupieniu, przyspieszając znacząco kroku ruszył w stronę pubu.
    Około godziny dwudziestej stanął w drzwiach ulubionego lokalu. Do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach cygara oraz palących się świec, których woń wskazywała nieco na drzewo sandałowe. W środku było dość kameralnie, a twarze zdawały się być znajome. No cóż, był tu dość częstym gościem, na co wskazywał serdeczny uśmiech barmana, którym Ignacio został obdarzony po przekroczeniu progu lokalu. Przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu, a gdy tylko zobaczył Wojtka siedzącego na końcu długiego baru, udał się w jego kierunku. Przelotnie zamówił jeszcze dwa kieliszki błogiego trunku na dobry początek imprezowego wieczoru.
    Oparł dłoń na kancie drewnianego stolika i przywitał się z kolegą, podając mu swoją rozłożystą dłoń.
    -Witam kierownika. Jak forma na dziś?- zaśmiał się serdecznie. Przysiadł na krześle barowym, przewieszając ramię o jego oparcie. Barman postawił głośno kieliszki nieopodal nich.

    [Jakoś opornie mi to szło, ale mam nadzieję że nie jest najgorzej. Zaczęłam spotkanie od początku, zobaczymy jak nam się potoczy. Ale będzie super ♥]

    Ignacio Reposado

    OdpowiedzUsuń
  12. Niemal jednostajne bębnienie deszczu o dach położonego w samym sercu podlondyńskiego lasu domu, o którym niektórzy ludzie gadali, że straszy w nim duch jakiegoś zamordowanego wiele wieków temu biedaka sprawiało, że jego obecny właściciel najchętniej w ogóle nie podrywałby się dziś z łóżka. Spędził on bowiem zdecydowaną większość swojego dotychczasowego życia w o wiele bardziej słonecznym Porto i wciąż nie przyzwyczaił się do końca do tutejszego klimatu. Ale przecież najpóźniej o dziewiątej powinien zająć swoje zwykłe miejsce w pobliżu stacji Warren Street i oczekiwać spokojnie na pierwszych tego dnia klientów. Co prawda Nick od czasu przedwczesnej śmierci rodziców był sobie zarazem łódką i sternikiem, ale przecież musiał brać pod uwagę konkurencję. Zwłaszcza tą damską, bo mało który mężczyzna decydował się na podjęcie tak drastycznego kroku jakim było często wielogodzinne wystawanie na ulicy bez względu na pogodę mając nadzieję, że lada chwila znajdzie się ktoś, kto zaprowadzi ich pod dach w zamian za kilka czułych słów i należyte zaspokojenie jego miłosnych zachcianek. Portugalczyk jednak nie widział innego wyjścia. Gdyby już dawno nie pochował zwykłego ludzkiego wstydu głęboko w przysłowiowych wodach oceanu dzisiaj z pewnością nie byłoby go wśród żywych. A i tak zdarzały się takie czasy, kiedy nawet najbardziej wyrafinowana iluzja nie była w stanie zapewnić mu wystarczającej ilości petentów, by mógł zarobić dostatecznie dużo pieniędzy, by kupić podstawowe produkty dla siebie i Kino. I o ile jeszcze o wiewiórkę nie musiał się wtedy troszczyć, bo już dawno nauczyła się dbać sama o siebie, o tyle wciąż pozostawał mu problem własnego żołądka. Nie mógł przecież żywić się jedynie grzybami lub owocami serwowanymi mu przez matkę naturę, a pomysł polowania pod samym nosem mieszkańców miasta odrzucił już w pierwszym tygodniu swojego pobytu w jego obrębie jako zbyt niebezpieczny. Wolał już raczej posunąć się do kradzieży tego wszystkiego, czego potrzebował do przetrwania. Może nie zawsze w bezpośrednim tego pojęcia znaczeniu, bo zdarzało mu się przywłaszczyć sobie kilka wisiorków lub paczek papierosów, które następnie wymieniał na produkty spożywcze. W minionym tygodniu miał wyjątkowo mało chętnych na swoje usługi, co mogło być spowodowane kiepską pogodą, którą cywilizowani ludzie woleli przeczekać w swoich mieszkaniach. Do tego stopnia, że chcąc im je dalej oferować, przed rozpoczęciem kolejnej doby pracy postanowił posunąć się do czegoś, co nawet w jego mniemaniu uchodziło za bestialstwo. Uzasadnione, ale jednak bestialstwo, bo za takie z pewnością należało uznać włamanie do Katedry Świętego Jerzego i pozbawienie jej pucharu oraz wina mszalnego.


    Nick [Burza chwilowo trzyma się daleko, więc trzeba to wykorzystać. Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej.]

    OdpowiedzUsuń
  13. Usłyszawszy słowa kolegi, wymownie przewrócił oczami. Mówił dość szorstko, a jego akcent znacząco różnił się od tego, który posiadał Ignacio. Ten nieco wydłużony, zaśpiewany akcent i szybkie tempo było charakterystyczne dla południowo-amerykańskich potomków rdzennych Indian.
    -Wiesz, z braku laku...- zażartował poważnym tonem, chwytając w dłoń niewielki kieliszek wypełniony kolorową cieczą. Zaczął przyglądać się trunkowi, mimowolnie unosząc kącik ust ku górze. Warstwy shota idealnie odznaczały się pozwalając określić, gdzie znajdują się poszczególne składniki.
    -To jeden z najbardziej popularnych shotów.- skwitował, nieco zdziwiony pytaniem Wojciecha- To wściekłe psy.
    Pospiesznie uniósł kieliszek ku górze i gwałtownie przechylił go sobie do otwartych ust. Różnorodne smaki natychmiast oblały jego podniebienie. Słodycz syropu owocowego była naprawdę przyjemna, ale towarzyszyła jej także głęboka gorycz czystej wódki, a także wyjątkowo ostry smak sosu tabasco. Skrzywił się nieco, gdy głośno odkładał szkło na dębowy blat. Kątem oka zerknął na kolegę, który stawiał czoła nadanemu wyzwaniu.
    I. dość często zamawiał ten rodzaj shotów na rozpoczęcie wieczornej degustacji trunków. Intensywność smaku rozbudzała go i zwiększała tolerancję na przyjmowaną później gorycz. W późniejszym etapie decydował się jednak na czyste alkohole różnego rodzaju. Lubił wyraziste smaki, różnorodne wonie. Początkowo naprawdę delektował się przyjmowanymi trunkami, jednak zwykle kończyło się na intensywnym upijaniu się najtańszym możliwym alkoholem.
    Odszukał wzrokiem barmana, który przez dłuższą chwilę wykonywał koktajle i drinki dla grupki młodych kobiet. Kiwnął do niego znacząco, rzucając porozumiewawcze spojrzenie. Po chwili między mężczyznami barman położył dwa nieco większe kieliszki, które wypełnione były słomkowo- żółtą cieczą. Tym razem jednak powoli uniósł naczynie ku górze i głęboko wciągnął nosem zapach, który się nad nim ulatniał. Zamruczał nieznacznie.
    -A to jest kolego moje południowo-amerykańskie wspomnienie. Tequila Reposado.- z dumą wypowiedział nazwę trunku. Upił niewielkiego łyka alkoholu, trzymając go na chwilę w ustach. Chciał, by delikatna gorycz połączona z nutami cytrusów okalała jego podniebienie, jednocześnie rozgrzewając od środka. Przymknął na moment oczy. Woń cytrusów przyniosła mu wspomnienie dzieciństwa, kiedy to biegał po plantacji, bawiąc się w chowanego z braćmi.
    Miał szczerą nadzieję, że wybrany przez niego alkohol zasmakuje Wojciechowi, a ten jednak przekona się do spędzenia wspólnie wieczoru w barze. Zatrzymał na nim przez chwilę swój wzrok, chcąc zaobserwować jego reakcję.
    -Wiesz, gdybyś nie miał ochoty, to zapewne byś mi odmówił.- wrócił do tematu. Wzruszył ramionami, patrząc na kolegę wymownie. Prawdopodobnie mieli ze sobą więcej wspólnego, niż na razie sami się spodziewali. Ich rozmowy były bardzo bezpieczne, a obaj niespecjalnie zagłębiali się w szczegóły swojego życia, co niezaprzeczalnie dawało ogromny komfort. Cóż, jak dobrze że alkohol zmienia ludzi.
    W lokalu zaczęło pojawiać się coraz więcej osób, a gwar rozmów coraz głośniej docierał do ich uszu. Przysunął nieznacznie krzesło w stronę kolegi i oparł łokieć o barowy blat.

    Ignacio Reposado

    OdpowiedzUsuń
  14. Mimo piętnastu lat ciągłego doskonalenia swoich umiejętności w złodziejskim fachu Nick jeszcze nigdy nie odczuwał tak wielkiej desperacji, by włamywać się do jakiegokolwiek miejsca, które w powszechnym mniemaniu uchodziło za święte lub mistyczne. Było to na tyle ryzykowne posunięcie, że nawet po nałożeniu na siebie iluzji niepozornie wyglądającej, kilkuletniej dziewczynki, która tylko przypadkiem zabłądziła w okolice kościoła nie potrafił pozbyć się lekkiego drżenia rąk podczas majstrowania finką przy kłódce w drzwiach. Trzeba tu dodać, że nie chciała się ona poddać aż tak łatwo, więc dostanie się do środka i pozbycie się wszelkich dowodów swojego występku oraz rozproszenie skutków użytej mocy zajęło mu dobre trzy minuty. Aż dziw, że żaden z przeskakujących przez kałuże przechodniów nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. No cóż... ludzie w dzisiejszych czasach rzadko kiedy zaprzątali sobie głowę cudzymi problemami. Zwłaszcza w dużych miastach, gdzie niemal każdy patrzył w ekran swojego telefonu lub na tarczę zegarka. Za dziecięcych czasów uznawał podobne podejście do drugiego człowieka za wyjątkowo okrutne, ale dzisiaj uważał je za wyjątkową przychylność losu. Przynajmniej nie musiał martwić się, że ktoś wezwie policję podczas gdy on sam będzie się mocować z solidnymi wrotami, które w tej chwili stanowiły ostatnią przeszkodę, którą musiał pokonać, by wślizgnąć się do wnętrza. Te okazało się o wiele chłodniejsze od już i tak nie najcieplejszego powietrza panującego na podwórku. Gdyby nie kłujący ból, który męczył jego pusty żołądek Richard najprawdopodobniej teraz by się wycofał, co byłoby zresztą zgodne z cichym głosem jego sumienia, który stanowczo twierdził, że za chwilę popełni niewybaczalne świętokradztwo. Już dawno nauczył się go jednak ignorować. W innym wypadku skończyłby jako pokarm dla rozkładających zwłoki owadów jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności. A kradzież pojedynczego kielicha czy butelki wina nie mogła być przecież powodem do nałożenia na niego gorszej kary od tej, którą uraczyłaby go okrutna Matka Natura, gdyby nie poddał się jej woli poprzez zaspokojenie swoich podstawowych biologicznych potrzeb. Zresztą od tamtego pamiętnego dnia, w którym został zmuszony do dokonania zabójstwa według nauk mnichów i tak był naznaczony ciężkim grzechem, który z pewnością nie pozwoliłby mu na dostanie się do nieba. To znaczy o ile rzeczywiście wierzyć w pełne przenośni i ubarwień zdania wypowiadane przez często nieznających realiów prawdziwego życia klechów. Sam Minskov wątpił w ogóle w istnienie dobrotliwego boga, więc traktował ich słowa jako czcze groźby, którymi nie należało się przejmować. Przynajmniej do czasu aż któryś z nich nie postanowi na siłę go do nich przekonać. Albo, co jeszcze gorsze stanąć mu na drodze do zdobycia łatwych do ponownego zakupu przedmiotów, które mógłby w niedalekiej przyszłości przehandlować w zamian za trochę jedzenia tak jak to najwidoczniej starał się uczynić człowiek, który nagle zjawił się jakby znikąd za jego plecami.
    - Tylko dlatego, że raz na tydzień gromadzą się w nim ludzie wyznający jednego z bożków, którego kult kiedyś przeminie podobnie jak wielu innych przed nim ? - Spytał buntowniczo instynktownie odwracając się w stronę nieznajomego i tym samym uwalniając swoje ramiona spod nieprzyjemnego ciężaru jego dłoni.


    Nick

    OdpowiedzUsuń
  15. Najwidoczniej znowu miał pecha stanąć twarzą w twarz z jednym z tych nawiedzonych ludzi, którzy za punkt honoru stawiają sobie przekonanie jak największej liczby osób o tym jak to powinno się dążyć do świętości, by po śmierci móc wstąpić do Królestwa Niebieskiego. Ciekawe czy, gdyby sami zostali osieroceni w wieku siedmiu lat, trafili pod opiekę wiecznie nachlanego wuja, przemienili się w dziką bestię, w wyniku czego musieliby w pośpiechu uciekać z rodzinnego kraju i niemal codziennie spoglądali w oczy Czarnemu Kobziarzowi nadal uważaliby, że warto wierzyć w te bzdury. Nick szczerze w to wątpił. Co prawda jego młodszej siostrzyczce jakoś się to udawało, ale ona mogła wykreślić z tej listy co najmniej dwie pozycje. O ile wiedział wciąż nie aktywowała swojej klątwy. A skoro ich ojciec był zwykłym człowiekiem to istniała nawet szansa, że nigdy do tego nie dojdzie.
    - Starożytny Egipt czy Cesarstwo Rzymskie oraz wyznawani w nich bogowie też funkcjonowali przez wiele wieków. - Rzucił drwiąco wywracając przy tym nieznacznie oczami, ale mimo wszystko chowając finkę z powrotem do kieszeni spodni. Zaczynał się bowiem co raz bardziej obawiać, że lada chwila nie uda mu się zapanować nad wilczą stroną ducha, która coraz wyraźniej krzyczała, że powinien jak najszybciej odgonić intruza. A prawidłowo użyty nóż z pewnością mógłby mu to znacznie ułatwić. Nie zrozummy się źle, nie zamierzał zabijać nieznajomego, skoro ten nie zagrażał bezpośrednio jego życiu. Aż tak zdesperowany nie był. Ale postraszyć zawsze by go mógł. W większości sytuacji, w których dotychczas się znajdował już samo obrócenie ostrzem w powietrzu w taki sposób, by jego przeciwnik mógł obserwować cały przebieg tej niewinnej sztuczki wystarczyło do osiągnięcia celu.
    - A te rzeczy można łatwo zastąpić nowymi. - Zauważył podążając tęsknym spojrzeniem w stronę drzwiczek od tabernakulum. Cholera, brakowało mu tylko kilku ruchów. Przecież zamontowany w nich zamek nie mógł być solidniejszy od tego we wrotach budynku. A z tym jakoś sobie poradził, choć to zadanie nie należało do najprostszych. - W przeciwieństwie do własnego życia. - Wymruczał ledwie dosłyszalnie spuszczając wzrok na podłogę. Nie chciał bowiem, by mężczyzna dostrzegł strach o najbliższą przyszłość, który wyraźnie odbijał się w jego ciemnobrązowych tęczówkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrzebował jego współczucia. A przynajmniej tak starał sobie wmawiać. Jednak, gdy usłyszał kolejne słowa bruneta tylko z ogromnym trudem powstrzymał się od okazania niedowierzania zmieszanego z nieufnością, które to uczucia natychmiast zalały jego umysł. O ile dobrze pamiętał jeszcze nigdy nie spotkał się z podobną propozycją. To znaczy, owszem, czasami zdarzało się, że któryś z jego klientów zabierał go do jakiejś obskurnej knajpki, by chłopak nie opadł z sił nim spełni jego miłosne zachcianki. Ale to też nie było za darmo, ponieważ koszt zjedzonego posiłku był mu za każdym razem potrącany z wypłaty. Wieloletnie złe doświadczenia dziecka ulicy sprawiły, że instynktownie zaczął szukać jakiegoś haczyka. Przecież nikt nie zrobi czegoś podobnego jedynie z czystej dobroci serca dla takiego wyrzutka społecznego jakim był on sam. Pytaniem było czy będzie go stać na spłatę długu, który ewentualnie zgodzi się zaciągnąć od tego Strażnika Wszelkich Cnót. Czający się w jego wnętrzu basior twierdził, że żadna cena nie jest zbyt duża za zagwarantowanie sobie przetrwania kolejnego dnia. Stojący na drugiej stronie szali, myślący o wiele logiczniej człowiek uważał jednak, że za nim zdecyduje się podjąć ostateczną decyzję powinien przynajmniej spróbować wybadać zamiary dobrego samarytanina. Po paru minutach głębokiego zastanowienia, który to proces odbywał się poza murami kościoła (młodzieniec niemal czuł jak podczas pobytu w środku spala go wzrok Słowianina, co znacznie utrudniało mu należyte skupienie) Richard zdecydował się wysłuchać tego drugiego, więc wszedłszy do środka i stanąwszy w bezpiecznej odległości od polskiego imigranta zapytał z nieskrywaną podejrzliwością tak charakterystyczną dla wychowanków ulic wszystkich krajów świata:
      - Załóżmy, że skorzystałbym z Twojej propozycji. - Zawahał się chwilę. - Czego chciałbyś w zamian ?


      Nick

      Usuń
  16. [Rozumiem, sama lubię jak moje postacie są dopracowane i dopieszczone. :D Generalnie pomysł naprawdę spoko, tylko, że Katrina w życiu by nie wybrała takiej osoby na swoją ofiarę, ona raczej gustuję w młodych i pięknych, jest trochę płytka pod tym względem. XD Ona lubi też pobawić się swoim jedzeniem, jak i polować...
    Tak sobie pomyślałam, może Kath na ofiarę upatrzyłaby sobie kogoś, kto byłby bliski Wojtusiowi? A on miałby do niej taki stosunek, że za wszelką cenę chciałby sprowadzić ją na dobrą drogę? Nie wiem tylko, czy jest na tyle naiwny, że by wierzył, że ona może mieć w sobie coś dobrego, czy zmienić się na lepsze... Ona chciałaby mu pokazać, że to niemożliwe i to byłby też powód dla którego by ścigała kogoś mu bliskiego. Generalnie widziałabym tu trochę taką relację jaką Cherry ma z Effy. Co o tym myślisz?]

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję za powitanie!
    Masz mieszane uczucia, co do sekretów, ale Wojtek też je ma! I to takie, które strasznie ciekawią. Zwłaszcza data pierwszej śmierci. Hm, hm...
    A chęci zawsze są, tylko trzeba pogłówkować, co by mogłoby to być, aby nie było za nudno.
    Bo na razie przychodzą mi do głowy dość trywialne i bez polotu spotkania na cmentarzu, w kościele albo w barze... Wykorzystać jego umiejętności budowlańca, spowiednika czy pocieszyciela? :D


    Miriam Warnock

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedy człowiek był zdany tylko na siebie, bardzo szybko orientował się, że nie istniały rzeczy niemożliwe. Naprawianie pralki, wieszanie obrazów na ścianie czy składanie mebli okazywało się banalnie proste w porównaniu z czynnościami, które miały niewiele wspólnego z normalnym życiem na ziemi. Emily musiała stać się samodzielna, co z zadaniami przyziemnymi wychodziło jej wręcz doskonale. Miała problem tylko i wyłącznie ze samą sobą, co uważała za błahy problem. Bo co za różnica, czy czarna magia rozsadzi jej organy od wewnątrz? Najważniejsze, że potrafiła sama zmieniać żarówki w starych lampach na poddaszu!
    A tak naprawdę to była wdzięczna za pracę w winnicy. To prawda, że wysiłek fizyczny okazywał się ogromnie pomocny. Od szczerego świtu do zmierzchu Emily pracowała wśród winorośli. Nie zauważała już, że policzki często pokryte są ziemią, a ramiona podrapane przez różne chwasty. Nie przeszkadzało jej to. Czerpała z winnicy praktycznie same korzyści - padała zmęczona, a jednocześnie obracała się wśród natury, gdzie czuła się najlepiej. Rośliny przemawiały do niej, uspokajały jej wewnętrzne konflikty. Flora była lekarstwem na jej czarną magię, która systematycznie próbowała zawładnąć jej życiem. A skoro jeszcze się jej nie poddała, to chyba mogła uznać to za zwycięstwo?
    Pani Rose również była zadowolona. Odkąd zatrudniła Emily mającą rękę do roślin, zauważała coraz mniej słabych sadzonek. Już kilka razy prosiła dziewczynę o przepis na ten magiczny wręcz nawóz, czego panna Mayfair oczywiście nie chciała zdradzić. Nie bez powodu.
    Emilka jak zwykle przyklęknęła obok słabnącej winorośli i rozejrzała się na boki. Żadnego pracownika, żadnego gapia, mogła więc działać... Ale wiele zdarzyło się naraz.
    Najpierw poczuła znajome ciepło płynące z jej wnętrza do koniuszków palców. Potem uniosła kąciki ust widząc jak roślina zaczyna piąć się silnie w górę czerpiąc z ziemi pokarm. Wtedy też usłyszała trzask z okolic dachu, więc automatycznie powędrowała wzrokiem w tamtym kierunku.
    I zamarła.
    Oczywiście rozejrzała się szukając potencjalnych pracowników winnicy, ale nie przyszło jej do głowy, żeby sprawdzić też inne kierunki. Wstała gwałtownie nie bardzo wiedząc, co powinna teraz zrobić, ale nawet nie zdążyła się nad tym zastanowić, kiedy nieznajomy po prostu runął z dachu.
    Zareagowała bardziej jej czarownicza część niż sama Emilka, bo wypchnęła dłonie przed siebie. Zgromadzone powietrze z całą pewnością zamortyzowało upadek, dziewczyna nie przewidziała jednak spadającej dachówki. Ruszyła biegiem wzdłuż ścieżki i upadła na kolana obok mężczyzna zaraz po tym, jak jeden z materiałów odbił się od jego czoła.
    Spojrzała najpierw na nacięcie przy łuku brwiowym i spływającą powoli krew, a potem na zamknięte oczy nieznajomego.
    - Proszę, nie bądź martwy - poprosiła ściągając koszulę w kratę, którą miała zarzuconą na tshirt i zwijając materiał w kulkę przyłożyła ją do rany. Cóż, śmierć pracownika winnicy poniosłaby za sobą papierkową robotę, ale na pewno oszczędziłaby kłopotów czarownicy... Emily, nie będąc w ogóle podobna do swojej matki, wolała oczywiście mieć kłopoty niż być świadkiem śmierci. I przyczynić się do niej.
    Przyłożyła więc drżące palce do szyi mężczyzny szukając jakichkolwiek oznak na to, że jeszcze żył.
    - Halo? Możesz już przestać spać? Nie za to Pani Rose ci płaci - odparła cicho, kiedy z ulgą wyczuła puls. Okej, ratowała rośliny. Ale w ratowaniu ludzi była chyba kiepska.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  19. [Przepraszam, że dopiero teraz, ale życie mnie dopadło xD
    Odpowiadając na stare jak sam Luc pytania: chętnie wezmę na siebie Lilian, mam już nawet zarys tej całej sceny :D A Tobie sprzedałabym rozpoczęcie u Luca.]


    Lilian i Luc, albo po prostu Iskra

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wybacz, że dopiero teraz odpisuję! Awww cieszę się, że karta mojej Liary się podoba! Pomysł z byciem jego stróżem jest świetny, tak samo jak z treningiem, więc jestem jak najbardziej za! Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak zacząć w takim razie :) ]

    Liara traktowała swoje anielskie obowiązki niezwykle poważnie. Wierna jak pies, trwała u boku swoich podopiecznych w dzień i w nocy, wypełniając misję powierzoną jej przez stwórcę. To była jej duma - świadomość, że jej wrażliwe serce i empatia ostatecznie doprowadziły ją do dostąpienia podobnego honoru - zdobycia pary przepięknych, śnieżnobiałych skrzydeł, dzięki którym potrafiła unieść swoje drobne, niewidoczne dla ludzkości ciało do samego nieba. Kochała to robić. Przyglądać się swoim 'dzieciom', których nigdy nie posiadała za życia, jak odkrywają świat, robiąc kolejne kroki milowe. Była obecna, podczas gdy uczyły się chodzić czy mówić, rozpoczynały szkołę, zakochiwały się, tworzyły rodziny, a następnie umierały. Nie zawsze w tej kolejności, czasem z uwzględnieniem zupełnie innych elementów, jednak koniec końców - trwając przy ich umierających ciałach, mogła z ręką na sercu przyznać, że była dumna. I ze swoich podopiecznych, i z samej siebie. Owszem, jej praca nie zawsze wyglądała tak kolorowo. Ostatecznie Liara nie posiadała pełnej kontroli nad wolą swoich podopiecznych i niejednokrotnie zdarzało się, że tamci schodzili z wyznaczonej im ścieżki, popełniając decyzje, które przybliżały ich do wiecznego potępienia. Anielica drżała o ich duszę, schorowana, modląc się do Boga o litość. I robiła to z godną podziwu skromnością, jakiej uczono jej od dziecka, a jaka stała się również częścią jej anielskiej osobowości. Liara nie była jednym z tych aniołów, które lubiły kantować czy nie troszczyły się o swoje ziemskie dzieci. Nie nadużywała dobrego serca stworzyciela i nawet w obliczu trudności pozostawała wierna.
    Nic więc dziwnego, że decyzja o wyzbyciu się skrzydeł wcale nie przyszła jej łatwo. Wiedziała jednak, że nie istniała dla niej żadna inna opcja. Zrobiła to, co musiała. A z konsekwencjami swojej decyzji miała żyć już do samego końca świata. Nie przypuszczała tylko, że świat, w którym obracała się bez najmniejszych problemów jako istota boska, niewidzialna, będzie dla niej aż tak wrogi i niezrozumiały.
    Nie potrafiła przyzwyczaić się do tego nowego życia. Mało, nie potrafiła przyzwyczaić się do faktu, że jej opinie na temat czyjegoś życia wcale nie były już mile widziane, a jej gapienie się w czyimś kierunku nie mogło ujść jej płazem. Teraz wszyscy nie tylko ją słyszeli, ale także widzieli, jednocześnie uznając za najdziwniejszą kobietę pod słońcem. Przerwy w pracy spędzała więc zazwyczaj w towarzystwie mieszkańców domu starców - jedynych ludzi, którzy nie uznawali jej za dziwoląga, zamiast tego skupiając się na jej wciąż wyraźnej dobroduszności i cieple, jakie z niej emanowało. Tego dnia było podobnie. Akurat zajadała się kanapką z tuńczykiem i ogórkiem, siedząc obok na wpół śpiącego, starszego pana, który zarzekał się, że będzie oglądał kolejny mecz pomiędzy West Ham United a Chelsea, kiedy do głównego salonu zajrzała kierowniczka.
    - Liara, drobna prośba. Zrobiłabyś kawy tym robotnikom? Przerwę dokończysz później. Tutaj masz listę, kto czego chce - zapytała kobieta, siląc się przy tym na uśmiech.
    - Nie ma problemu - odparła Holmes i od razu schowała kanapkę do torebki, upewniając się kątem oka, że starszy pan wciąż oddychał i miał się względnie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie w jej zwyczaju było narzekanie czy odmawianie innym. Trzymała się zdania, że jeśli mogła przyczynić się do ogólnego dobra, nie miała prawa rezygnować z podobnej szansy, nawet jeśli koniec końców łatwo ją było przez to wykorzystać. Odebrała więc leżącą na stole listę i przeniosła się do kuchni, gdzie zabrała się za przygotowanie zamówienia. Dziesięć kaw i pięć herbat, niektóre z cukrem, inne z mlekiem, a jeszcze inne - z dwoma słodzikami. Upewniając się, że nikt jej nie słyszał, zaczęła śpiewać jedną z ulubionych anielskich pieśni, która, choć podtrzymywała ją na duchu, przypominała jej również o utraconym dziedzictwie. Kiedy skompletowała cały zestaw gorących napojów i nałożyła go na tackę, była gotowa, by roznieść je odpowiednim pracownikom. Z szerokim uśmiechem na twarzy, który nigdy jej nie opuszczał, ruszyła więc w stronę drzwi prowadzących na korytarz, kiedy natknęła się na jednego z robotników. I już miała zapytać, czego sobie zażyczył, gdy zobaczyła jego twarz.
      - Edgar - wyszeptała anielskie imię mężczyzny, a taca ze starannie przygotowanymi napojami wypadła jej z rąk.
      Liara

      Usuń
  21. Uśmiechnął się drwiąco słysząc wyjaśnienie mężczyzny. Nawet, jeżeli tamten uważał się za dobrodusznego przyjaciela wszystkich żywych istot, to Nick właśnie umocnił się w przekonaniu, że jest zupełnie inaczej. Co za różnica czy chodziło o pieniądze, spełnienie podstawowych biologicznych rządz, czy lepsze miejsce w pałacu Króla Niebios, oczywiście zakładając, że ten faktycznie istniał. Przecież każda z tych opcji była jakąś formą zapłaty za dobre uczynki. Na dwie pierwsze ludzie mogli liczyć już w życiu obecnym, a na ostatnią - w przyszłym.
    - Czyli jednak czegoś chcesz... - Nie potrafił powstrzymać się od krótkiego podsumowania. - Pragniesz przekonać do siebie tą niebiańską istotę, w którą tak uparcie wierzysz. Swoją drogą ciekawe jak można głosić jej rzekomą bezinteresowność, skoro wciąż trzeba zapewniać ją o swoich słusznych zamiarach w zamian za odpuszczenie grzechów... Czyż dobrotliwy stwórca nie powinien dopuszczać do blasku swojej chwały wszystkich swoich dzieł ? - Postanowił podroczyć się trochę z brunetem zadając mu podobne filozoficzne pytania co dawniej siostrze. Doskonale pamiętał jak w dobrych dniach Eloide przywoływała na twarz niemal anielski uśmiech próbując cierpliwie wytłumaczyć swemu starszemu bratu, że Jezus przypomina trochę wymagającego nauczyciela, który owszem, chętnie przygarnąłby do swojej piersi nawet najgorszych zbrodniarzy, ale nie może przecież pozwolić, by na świecie szalało zło, gdyż w przeciwnym razie zapanowałby na nim wieczny mrok. Podczas gorszych, twierdziła, że podobne pytania może zadawać tylko ktoś bardzo leniwy. Teraz Richard był niezmiernie ciekawy wyjaśnienia, które otrzyma od Polaka.
    Czekając na nie, dał się mu zaprowadzić w ciszy pod same drzwi wspomnianego lokalu. Mimo okropnego głodu skręcającego mu żołądek przed wejściem do środka Minskov narzucił na siebie za pomocą iluzji kilka kosmetycznych zmian. Wolał się zabezpieczyć na wypadek, gdyby w środku przebywał akurat któryś z jego klientów. Jeszcze ktoś mógłby założyć, że oto postanowił wstąpić na bardziej prawą drogę życia. A wtedy mógłby łatwo paść ofiarą członków Watahy Blackheath, którym swego czasu Kino zwędził cenne klejnoty zmuszając tym samym swojego właściciela do nawiązania z nimi przymusowej współpracy w zamian za możliwość pozostania przy życiu. Zresztą nawet poddawszy się tego typu zabiegom przyciągał masę ciekawskich, niejednokrotnie zbyt posuwistych spojrzeń, w wyniku czego miał szczerą ochotę zapaść się pod ziemię. A w dodatku zdecydowana większość pozycji zapisanych w menu okazała mu się kompletnie obca. Ostatecznie zdecydował się więc zamówić dokładnie to samo, co jego towarzysz. Tyle, że zamienił piwo colą. Jeśli chciał jeszcze dzisiaj powrócić na swoje dawne stanowisko, musiał być trzeźwy. Ponadto szlachetne trunki wypite w mieście narodzin sprawiły, że zwykłe wysokoprocentowe drinki wychylał tylko w chwilach naprawdę podłego samopoczucia.


    Nick

    OdpowiedzUsuń
  22. Pomysł, jak najbardziej mi odpowiada! :D W takim razie wypatruj w nadchodzących dniach rozpoczęcia z mojej strony :)

    Miriam Warnock

    OdpowiedzUsuń
  23. Pierwsze co poczuła to ogromna ulga. Wręcz spłynęła od czubka jej głowy do nóg, niosąc z sobą przyjemny chłód. Mężczyzna żył. Może nie do końca czuł się teraz dobrze, ale na pewno nie był martwy, a to już swego rodzaju sukces. Odgarnęła nawet sztywne od zaschniętej krwi kosmyki włosów z twarzy nieznajomego, jakby tym gestem miała mu ulżyć. A może próbowała ulżyć sobie? Niczego już nie była pewna. Usłyszała za to zbiegających się ludzi, więc mimowolnie zesztywniała.
    Starała się odsunąć od siebie wrażenie zagrożenia. Nagle wokół zjawiło się kilka nóg i głosów, co nadało jej poczucia zamknięcia w klatce. Przez chwilę znalazła się w potrzasku, ale jeden głębszy wdech pozwolił jej się opanować.
    Pracownicy mieli całkowitą rację. Powinni zadzwonić na pogotowie i dziękować, że jakimś anielskim cudem mężczyzna przeżył upadek z dachu. Nie każdy samobójca mógłby się takim szczęściem poszczycić. A tutaj proszę, dachówka w czoło i zero złamanych kości.
    A Emily wiedziała, że to będzie mnożyło pytania. Co więcej, ranny facet widział i teraz zapewne wiedział, dlaczego jeszcze żył. Czarownica nie mogła dopuścić do opowiadania dziwnych historii pierwszemu lekarzowi, który się tutaj zjawi. Na ile uznają opowieść za wymyśloną? Czy przy wstrząsie mózgu było to normalne?
    Odsunęła ręce od nieznajomego, bynajmniej nie z powodu obrzydzenia. Najprawdopodobniej sama zbladła widząc, jak źle się czuł. Powtarzała sobie w myślał, że przynajmniej miał nadal sprawny kręgosłup.
    - Nie można na siłę wzywać karetki - wymamrotała, stając trochę po stronie rannego. A już na pewno po swojej... - Pomóżcie mu wejść do środka - dodała wskazując dłonią dom, którego dach właśnie naprawiali. - Będę pana doglądać, a w razie czego zadzwonię po lekarza - zdecydowała, żeby tylko pozbyć się szybko reszty niepotrzebnych gapiów. Potrzebowała ich dosłownie przez chwilę, bo sama raczej nie dociągnęłaby nieznajomego na najbliższą kanapę.
    - Może pan... wstać? - zapytała niepewnie pochylając się znowu nad mężczyzną. Położyła mu dłoń na plecach, jakby to miało w jakikolwiek sposób powstrzymać mdłości. Cóż, może i by mogło, gdyby Emily bardziej znała się na swojej robocie. Znała się za to na ziołach. Miała nawet z tyłu głowy plan, jak chociaż trochę pomóc rannemu, żeby nie wyglądał jak siedem nieszczęść. A cichy głosik cały czas powtarzał jej, że była winna wypadkowi i przez nią omal nie zginął człowiek. Tak bardzo wzbraniała się przed użyciem czarnej magii, by nie zniżyć się do poziomu swojej matki, a tymczasem wystarczyła ona sama, żeby skrzywdzić człowieka.

    Mayfair

    OdpowiedzUsuń
  24. [Hej,
    Jako, że od naszego ostatniego wspólnego pisania minęło już dużo czasu, chciałabym zapytać, czy nadal chcesz kontynuować wątek na linii Wojciech - Nick. A może wolisz stworzyć coś nowego z Aurelią ?]

    OdpowiedzUsuń