WYDARZENIA

LONDYN, 2021
aktualne wydarzenia
Dawcy krwi poszukiwani!
Krwi nie da się wyprodukować w laboratorium, ani zastąpić innym preparatem. Dlatego tak ważne jest, aby w bazie nigdy jej nie zabrakło. W minionych tygodniach główne banki krwi zostały pozbawione około 40% zapasów. Policja ustaliła, że stoi za tym zorganizowana, doskonale wyszkolona grupa przestępcza. Skradziona krew prawdopodobnie trafia na czarny rynek. Niestety do tej pory nie udało stworzyć się rysopisów sprawców. Za wszelkie informacje zostały wyznaczone wysokie nagrody pieniężne. W związku z serią kradzieży, poszukiwani są dawcy! Krew może oddać każda osoba zdrowa między 18 a 65 r. ż, która waży co najmniej 50 kg. 

Wzmożone patrole policyjne
W dzielnicy SOHO doszło do znacznego wzrostu przestępczości. Wciąż grasuje tam seryjny morderca, a skupienie policji na jego odnalezieniu ułatwia drobnym złodziejaszkom rabowanie lokalnych sklepów. Mieszkańcy zorganizowali pod ratuszem protest, który skończył się decyzją o podniesieniu ilości patrolów policyjnych w godzinach nocnych. 

AKTUALNOŚCI

12/12
Czystki po LO.

[KP] Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary, częściej mary

 Podkład: Luxtorpeda - Wilki dwa 

Kłamałem. Kradłem. Musiałem użyć noża niejeden raz, po to, by przeżyć. W porządku? O to wam chodzi? To chcieliście wiedzieć? Nie załapiecie tego. Miałem dość łażenia po śmietnikach!!! Czy ten, kto raz ukradł, jest złodziejem? Kto raz zataił prawdę, jest kłamcą? Kto był w więzieniu, jest przestępcą już na zawsze? Skreślicie go na całe życie i wyrzucicie poza margines? Czym dla was będzie – śmieciem?!

Nicolaj (Nick) Richard Minskov
25.09.1999, Porto (Portugalia) - Obywatelstwo portugalskie - Portugalski, rosyjski i angielski - Wilkołak od 24.06.2021 - Przymusowe kontakty z Watahą Blackheath - Syn Koryntu i drobny złodziejaszek - Bransoletka w kształcie łapacza snów noszona na prawej ręce pamiątką po matce - Opuszczony dom w lesie pod Londynem - Kino (wiewiórka syberyjska) - Kilka nieudanych prób samobójczych - Hipnoza - Glamouring - Finka ukryta w kieszeni

Droga Ide,


Naprawdę nie chciałem Cię zostawiać samej, a już tym bardziej bez najmniejszego słowa wyjaśnienia. Wierzysz mi, prawda? Ale czyż powinienem dopuścić, by z mojego powodu nad Twoją piękną główką stale wisiała czarna gradowa chmura pełna problemów? Jesteś moją malutką siostrzyczką, więc nie mogłem pozwolić, byś pewnego dnia zginęła tylko dlatego, że ktoś uzna Cię za siostrę potwora, który o każdej pełni Księżyca przemienia się w smukłego basiora o czarnej sierści pochłaniającej niemal wszystkie jego promienie. Mieszkańcy Porto i bez tego zerkali na nas z ukosa, niezmiennie ostrzegając wszystkich przybywających do miasta turystów przed tymi nieszczęsnymi bachorami od Minskova, twierdząc, że odkąd zmarli ich rodzice, a opiekę nad nimi przejął ten bêbado velho, czyli ich ciągle szwendający się po najgorszych knajpach serwujących miernej jakości tanią wódkę i wszczynający burdy wujek, na dzieciaki czekał już tylko rynsztok. Dziwnym trafem żadnemu z tych sępów nigdy nie przyszło nawet do głowy, by wstawić się za Tobą, gdy nasz nachalny niemal do nieprzytomności tio ganiał Cię z pasem po ulicy, wrzeszcząc przy tym okropnie. Za to za każdym razem, gdy przyłapali mnie na kradzieży kilku centów potrzebnych na zakup podstawowych artykułów lub czerstwego pieczywa, którego nawet pies z kulawą nogą by nie tknął, zachowywali się, jakby właśnie dorwali największego zbrodniarza. Nie pomagało, że próbowałem tłumaczyć, że w domu nie ma żadnych zapasów jedzenia. I tak za każdym razem byłem doprowadzany na komisariat, gdzie spędzałem całą dobę. Tyle dobrego, że przynajmniej wtedy nie musiałem wyglądać kolejnej nadlatującej w moją stronę pustej butelki.

A teraz? Cóż... z pozoru za dużo się nie zmieniło. Po kilku tygodniach upartej wędrówki dotarłem do Londynu, który w rzeczywistości wydaje mi się nieco mniej mglisty niż w tych wszystkich filmach i opisach. A może to tylko kwestia podejścia? Przecież wśród tego typu aury o wiele łatwiej ukryć się komuś, kogo serce już dawno ugięło się pod ciężarem jednego z najgorszych możliwych przestępstw - morderstwa. Gdybyś teraz była przy mnie, na pewno próbowałabyś mnie podnieść na duchu, tłumacząc, że nie miałem innego wyboru. Że gdybym nie zabił tamtego brodacza, który nagle wyskoczył na nas zza krzaków w samym środku lasu, żadne z nas by nie przeżyło. Zapewne miałabyś słuszność, nie przeczę. Ale tego typu podejście nie zdoła cofnąć czasu i zdjąć ze mnie klątwy, której zarzewie tli się także gdzieś na dnie Twojej duszy. Obyś nigdy nie musiała go rozpalić. Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak wielkim przekleństwem jest stałe pilnowanie, by czający się przez większość czasu w zakamarach Twojego umysłu wilk nie przejął nad Tobą całkowitej kontroli. Na całe szczęście nie jestem w tej walce osamotniony. W końcu mam przy sobie Kino, który sprawia, że nadal znaduję w sobie wystarczająco dużo sił, by mierzyć się z przeciwnościami. Mam nadzieję, że Tobie również się to jakoś udaje.

 

 

Całuje,

Twój straszy braciszek

@mm

 - Powiązania 

 


Odautorsko

21 komentarzy:

  1. [aż za pusto tu jest, wiec wpadam przywitać twą kolejną postać.
    Oby wena dopisała ;)]

    Judy/Lara

    OdpowiedzUsuń
  2. [ooo, widzę Tobie wena świetnie dopisuje ^^ szalejesz z postaciami! :D
    ja będę trzymać portfel blisko siebie, a Tobie życzę dobrej zabawy również z tym chłopem :)]

    Abi

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że karta przypadła do gustu. Ja zazdroszczę umiejętności stworzenia czterech postaci, bo sama nie radzę sobie zazwyczaj nawet z jedną. Pomysłów mi brak, bo nawet o tej godzinie jest zbyt gorąco, by myśleć, ale jeśli Tobie się coś pojawi to zapraszam.]

    Maxwell Reed

    OdpowiedzUsuń
  4. [Heej! Dziękuję pięknie za propozycję pomysłu, ale niestety będę musiała zrezygnować :( jestem w trakcie ustalania kilku wątków i nie chciałabym brać więcej na swoje barki jak na ten moment. Wybacz :( Mam nadzieję, że Ci się uda go rozkręcić gdzie indziej <3]

    Liara Holmes

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć cześć :D bardzo dziękuję za przywitanie <3 to naprawdę bardzo duży komplement, że jakiś tekst skłonił do refleksji, jest mi naprawdę bardzo miło <3 widzę też całkiem duży potencjał w relacji pomiędzy byłym księdzem a hm... Chłopakiem do towarzystwa? xD nie wiem czy dobrze zrozumiałam kartę :p po głowie chodzi mi wizja, w której Wojtek przyłapuje Nicolaja na próbie kradzieży czegoś z kościoła i próbuje go odwieźć od tego pomysłu... No i może Nick, który się wydaje być osobą żyjącą mimo wszystko pełnią życia zainteresuje się "świętoszkowatym" Rylski i będzie go chciał sprowokować... Generalnie piszę się na cokolwiek masz ochotę <3 w razie czego zapraszam na maila noideasononame@gmail.com]

    Voytek

    OdpowiedzUsuń
  6. ["Syn Koryntu" to z pewnością dużo ładniejsze określenie, którego przyznam się, nie znałam :D fajnie dowiadywać się nowych rzeczy ;) generalnie właśnie miałam na myśli pieniądze, aczkolwiek pomysł z winem, kadzidłem i pucharem jest dużo lepszy <3 z niecierpliwością wyczekuję Twojego dzieła, w ogóle to bardzo Ci dziękuję za zaczęcie <3 niczym się nie przejmuj, take your time, jest przecież tak gorąco, że się nie chce żyć... Powodzenia!]
    Voytek

    OdpowiedzUsuń
  7. [wyszło bardzo dobrze, jeszcze raz dziękuję za zaczęcie]
    Miał kłaść dachówki, ale deszcz pokrzyżował plany jego ekipie. Najwidoczniej nikt nie był na tyle szalony by wysyłać robotników by ślizgali się po nierownej powierzchni kilka metrów nad ziemią. I choć przełożenie terminu realizacji zadania było rozsądnym posunięciem, odbierało to Wojciechowi zajęcia, któremu mógłby się w całości oddać i tym samym zagłuszyć myśli. Udawać, że wcale nie odczuwa tej pustki, której w żaden sposób nie był w stanie zalepić. Po każdej skończonej robocie był zawsze brudny, spocony i zmęczony. Patrzył na pęcherze na dłoniach i zalepione kurzem by po raz kolejny przypomnieć sobie po raz kolejny kim był. Człowiekiem. Znów. Jeszcze.
    Pozbawiony zaś całodniowego zaczynał się włóczyć. Opuszczał swoje obskurne, wynajmowane wraz z szóstką innych imigrantów mieszkanie by przemierzać szare ulice Londynu. Szedł spokojnym krokiem, zupełnie bez celu. Mijał ludzi przeklinających deszcz i pośpiesznie biegnących w kierunku swoich mieszkań, przytulnych kawiarni czy jakiegokolwiek suchego miejsca. Wojciech pozwalał by deszcz spadał mu zimnymi kroplami na kark, włosy przyklejały mu się mokrymi pasmami do czuła, czuł wodę wlewającą mu się do butów, gdy po raz kolejny bezrefleksyjnie wszedł w kałużę. Może powinienem bardziej uważać, jeszcze się przeziębi. I nawet jeśli medycyna poszła bardzo do przodu odkąd był chory ostatnim razem, wątpił by przysługiwała jakakolwiek opieka medyczna imigrantowi bez żadnych dokumentów. Mógłby sobie co prawda kupić coś w aptece, aczkolwiek uszczupliłoby to znacznie jego i tak skąpe pieniężne zasoby, poza tym nie mógłby przez te kilka dni wykonywać zleceń. A na to przecież pozwolić sobie nie mógł.
    Uświadomiwszy sobie swój brak rozsądku przystanął i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś suchego miejscam, jakiegoś baru, gdzie mógłby się skutecznie rozgrzać jakąś niezbyt drogą gorzałką.
    I wtedy ją dostrzegł. Katedra świętego Jerzego. No tak. Oczywiście.
    Wszedł pozwoli, nieco ostrożnie, tak jak wchodzi się do miejsca, w którym nie jest się pewnym czy jest się mile widzianym. Jego kroki odbijały się echem po całym kościele. W środku panował półmrok rozpraszany jedynie wątłym, wpadającym przez witraże światłem i blaskiem nielicznych zapalonych świec. Nie było nikogo. Usiadł w najbardziej zacienionej ławce i pochylił głowę niepewny co robić dalej. Czy powinienem się pomodlić? Do kogo? O co? Oparł kolana o klęcznik i zerknął na ołtarz. Zabawne, że kiedyś to właśnie było jego miejsce, a teraz ledwo mógł na nie spojrzeć bez Gorzkiego, rozlewającego się po całym ciele poczucia winy, dla której nie ma rozgrzeszenia.
    I wtedy właśnie go dostrzegł.
    Młody mężczyzna otwierający zamek od tabernakulum. Wojciech spędził wystarczająco czasu towarzysząc ludziom w popełnianiu błędów by wiedzieć, że ten człowiek nie był raczej w żaden sposób związany ze służbą mszalną. I że raczej nie miał slusznych celów.
    Wojciech nie był już niewidzialny, ale wciąż potrafił przemieszczać się niemal niezauważalnie. Wysunął się ze swojej ławki i powolnym krokiem Zbliżył się do mężczyzny. Stanąwszy za nim położył mu stanowczo rękę na ramieniu. Zupełnie tak jak wiele, wiele razy wcześniej. Pewnych nawyków się nie zatraca.
    - Na twoim miejscu był tego nie robił - powiedział spokojnym tonem. Jego przesiąknięty twardym, słowiańskim akcentem głos odbijał się od zimnych ścian i kamiennej posadzki. - To święte miejsce.
    Voytek

    OdpowiedzUsuń
  8. Powoli i a niejakim poczuciem winy i zażenowania cofnął dłoń, by zaraz spleść o ramiona na piersi. Na jego twarzy pojawił się niezbyt przyjemny uśmiech. A więc miał przed sobą jednego z tych niedowiarków, kwestionujących istnienie czegokolwiek ponad . Kiedyś miało to dla niego znaczenie, by ich przekonywać. Kapelan Rylski z pewnością wdałby się w długą dyskusję wynajdując jak najwięcej argumentów świadczących o Bożej Obecności. Ale kapelan Rylski był człowiekiem głęboko wierzącym. I zmarł w 1863 roku. Stojący przed niedoszłym złodziejem mężczyzna osobiście spotkał Stwórcę . Wiedział więc nie musiał już Wierzyć . Mimo że czasem tak bardzo by chciał.
    - Nie musisz uważać za święte, ale w takim razie uzna za świadectwo cudu polegającego na tym, że jakieś małe kółko rybackie, założone po godzinach przez stolarza, przetrwało do dziś - odparł beznamiętnym tonem wzruszając ramionami. - To ponad dwa tysiące lat i nie oczekiwałbym żeby przeminęło tak szybko.
    Przyjrzał się uważniej stojącemu przed nim chłopakowi. Nie wyglądał na zdesperowanego narkomana, zbyt bardzo otumanionego by być świadomym swoich czynów. Był młody, mógł mieć około dwadzieścia lat. Jego przystojna twarz przykuwała uwagę nawet w półmroku kościoła.
    - Dlaczego chciałeś to zabrać? - spytał spokojnie, patrząc z uwagą w ciemne oczy mężczyzny. - To nie jest specjalnie drogie wino... Kielich też nie wygląda jakby był specjalnie dużo wart... Na pewno nie tyle by ryzykować zadarcie z "bożkiem gdyby jednak istniał.
    I wtedy to dostrzegł. Głód , chowający się za gniewem, buntowniczym spojrzeniem i wyzywającą sylwetką. Wojciech cofnął się dając chłopakowi nieco więcej przestrzeni.
    - Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Ale nie mogę Ci pozwolić na dokończenie tego, co zacząłeś - oznajmił. - Możesz teraz szybko opuścić to miejsce. Możesz też iść ze mną na obiad. Na mój koszt... Nic specjalnego, zwykłe JD Whetherspoon, od razu mówię. Jestem polskim imigrantem, nie wiem czy zauważyłeś. Moi pobratymcy raczej nie słyną z bogactwa.
    Odwrócił się i odszedł usiąść w jednej z kościelnych ław, skąd wyczekująco spoglądał na chłopaka dając mu czas na podjęcie decyzji.
    Voytek

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej ^-^, dziękuję za tak ciepłe przywitanie!
    Oczywiście jestem chętna na wątek, jeśli tylko Nick ma chęć spotkać na swej drodze kota hah. Pierwszy raz w tego typu blogu, ale myślę że podołam i dam z siebie dużo ^^. Czekam więc na decyzję :) i jakby co to mój mail- natalia.gajewy@gmail.com]

    Nerasta

    OdpowiedzUsuń
  10. A te rzeczy można łatwo zastąpić nowymi... W przeciwieństwie do własnego życia.
    Zdawał sobie sprawę, że te słowa nie były przeznaczone do jego uszu więc powstrzymał się od jakichkolwiek oznak, że je usłyszał. Postanowił też tego nie komentować ani nie sprzeczać się o fakt istnienia Stwórcy , skoro jego rozmówca najwyraźniej uparcie nie chciał i/lub nie potrafił w Niego uwierzyć. Kapelan Rylski by się sprzeczał. Może nawet oburzył. Wojciech uśmiechnął się krzywo. Często łapał się na tym, że spogląda z pewnym politowaniem i dystansem na wersję siebie z pierwszego życia, jak na kogoś bardzo, bardzo młodego i naiwnego, kogoś zupełnie innego od tego kim jest teraz. Chociaż z drugiej strony, trzeba to oddać, że kapelan Rylski żył ponad 150 lat temu. Każdy by się zmienił przez 150 lat, zwłaszcza gdyby jeszcze miał za sobą "skrzydlaty" epizod.
    Wobec tego ostatnich nic nie dodał, nic nie sprostował, nic nie wyjaśnił. Poprawił na ramionach przemoczoną kurtkę, posłał chłopakowi krótkie, ale stanowcze spojrzenie by potwierdzić podtrzymywanie swojej oferty i odwrócił się, by wyjść z kościoła. Nie obejrzał się by sprawdzić, czy chłopak za nim idzie, ale nie mógł zaprzeczyć, że zadowoliło go, gdy usłyszał za sobą jego głos.
    - Załóżmy, że skorzystałbym z Twojej propozycji. - Zawahał się chwilę. - Czego chciałbyś w zamian ?
    Wojciech prawie się potknął. Powoli odwrócił się twarzą w twarz do mężczyzny, nie zdołając ukryć na twarzy mieszaniny szoku i skrępowania. Szybko przeanalizował sobie cały przebieg ich spotkania. Oczywiście, że powinien był się tego spodziewać. Miał przed sobą młodego, atrakcyjnego mężczyznę, który walczył z głodem i był na tyle zdesperowany żeby okraść kościół. Desperacja popycha ludzi do przeróżnych rzeczy.
    - Ja... Ja nie... - wydusił z siebie. - Zupełnie źle mnie zrozumiałeś...
    Odwrócił wzrok i odchrząknął próbując pozbyć się skrępowania. W sumie to nie wiedział, co go w tym wszystkim najbardziej żenuje - fakt, że został wzięty za perwersyjnego poszukiwacza sodomskich okazji czy fakt, że był od tego tak daleki jak to tylko możliwe. W pierwszym życiu był sumiennie i z radością przestrzegającym reguł księdzem. W kolejnym był aniołem. W tym... W tym niespecjalnie miał okazję ani chęć by zmienić fakt, że jest 185-letnim prawiczkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbił wzrok w czubki swoich przemoczonych butów i w roztargnieniu kopnął niewielki kamyk, który potoczył się wzdłuż ulicy. Wojciech kątem oka zerknął na wznoszący się za chłopakiem n budynek kościoła.
      - Nic nie chcę - powiedział wzruszając ramionami, biorąc się w końcu w garść. - Ty możesz sobie wierzyć lub nie wierzyć w co chcesz, ale ja... Powiedzmy, że mam nieco na pieńku z tym, którego istnienie negujesz. Nie zaszkodzi mi zdobyć kilka plusowych punktów. Zwłaszcza, że On...Nieważne. Nie oczekuję byś widział w tym sens, bo z pewnością tak nie jest, ale możesz skorzystać z mojej naiwności. Jeśli chcesz.
      Zwłaszcza że On lubi takich jak Ty."
      W porę ugryzł się w język. Ostatecznie brzmiało to jak obraza, nawet jeśli tym nie było. Wojciech wystarczająco dobrze znał przypowieść o Synu Martnotrawnym. Wielu też z nich spotkał.
      Odwrócił się i zaczął iść w stronę jednej z tanich knajp, takich, w których w dobry dzień można było dostać całkiem smacznego burgera i zimne piwo, a w gorszy w mordę.
      - To "JD Whetherspoon" więc podejrzewam, że zbyt dużo to tych punktów nie uzbieram - mruknął i popchnął drzwi by wejść do środka.
      Usiadł przy jednym ze stolików i wziął do ręki zalaminowane, nieco klejące się menu. Chciał po prostu mieć czym zająć dłonie i na czym skupić wzrok. Nadal odczuwał zażenowanie poprzednim pytaniem chłopaka. Odezwał się dopiero gdy podszedł nich kelner.
      - Burger z frytkami i Budweiser dla mnie, poproszę.
      Przywołując na powrót swój stoicki spokój i opanowanie odłożył menu na stół i spojrzał wyczekująco na chłopaka. Do niczego nie zamierzał go zmuszać. Gdyby chłopak postanowił jednak mu nie zaufać i opuścić lokal, Wojciech zjadłby swój posiłek w samotności. W samotności wypiłby swoje piwo. I kolejne. I kolejne. I jeszcze następne.
      Voytek

      Usuń
  11. [Wpadam z rewizytą podziękować za powitanie i miłe słowa pod kartą Castora. <3 Miałam sporo czasu na wczytanie się w kartę Nicka i stwierdzam, że w przypadku tych dwóch panów pole do popisu mamy szerokie. Myślę, że ich połączenie mogłoby być wybuchowe, biorąc pod uwagę, że w życiu Nicka było aż za dużo cierpienia, o które mógłby obwinić Casa. Nie wiem jeszcze w jaki sposób możemy ich ze sobą zapoznać. Może Nick odnalazłby Głód, aby otrzymać jakieś informacje dotyczące jego siostry (jak wygląda jej życie, czy jest bezpieczna)? Castor, który dysponuje wszechwiedzą, mógłby za odpowiednią opłatą odpowiedzieć na jego pytania. Oczywiście jest to tylko luźny pomysł. Nie chcę Ci niczego narzucać i psuć zarysu postaci, więc jeżeli przychodzi Ci do głowy coś lepszego, to pisz śmiało. ]

    Castor

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oczywiście zapłatą za informacje od Castora nie muszą być same pieniądze. Ceną jest też to czego w danej chwili potrzebuje lub czego będzie potrzebował w przyszłości. Może to być, tak jak wspomniałaś, bardziej cielesna forma zapłaty a może to być przysługa, której w przyszłości zażąda od niego Głód. Co ty na to?]

    Castor

    OdpowiedzUsuń
  13. [pisałabym się nad 1 i 4

    acz także myślalam, zagladajac do niego, aby ich polaczyć rodzinnie. Tylko, ze z racji wieku moglby wyniknac konflikt, Chyba, ze dalaby sie z tego zrobic jakies dalekie pokrewienstwo, albo tez Nick slyszal o sprawie zabojstwa rodziny Lary, od kogos ze znajomych, rodziny ktorzy dawali go za przyklad jak sie nie zachowywac ... ]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  14. Czas spędzony w Londynie dawał się Głodowi we znaki. W jego zdecydowanie za długim życiu panowała stagnacja, która powoli doprowadzała go do szaleństwa. Pomijając fakt, że nie wróżyło to niczego dobrego dla ludzkości, Thorne potrzebował iskry, czegoś co chociaż na chwilę zajęłoby jego myśli. Zamiast niej dostawał jedynie pielgrzymki nieśmiertelnych stworzeń, które czegoś od niego chciały. Czy wiesz gdzie jest mój pies? Czy dusza mojej ciotki trafiła do piekła? Czy warto teraz zainwestować na giełdzie? W takich chwilach wydawało mu się, że zamiast iskry, do zabicia monotonii, potrzebuje całego meteorytu.
    Nie do końca wiedział jak doszło do tego, że jego tożsamość poznało tyle osób, ale domyślał się, że pojawienie się istoty, która jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania było smakowitym kąskiem dla długowiecznych plotkarzy. Oczywiście, gdyby tylko chciał, mógłby zniknąć, zmienić wygląd lub przenieść się do innego wymiaru. Problem polegał na tym, że Castor lubił to co ludzki świat miał do zaoferowania. W szczególności lubił pieniądze - niestety nie mieć a wydawać. Każda nawet najbardziej błaha informacja, którą się dzielił była zatem wysoko ceniona. Ceną nie zawsze były pieniądze, ale zawsze prędzej czy później żądał czegoś w zamian. Nikt nie był w końcu w stanie przewidzieć wartości przysługi, o której zwrot upominał się w swoim czasie. Tego rodzaju transakcji nauczyły go wieki temu demony.
    Głód nie zawsze mówił swoim klientom prawdę, chociaż zawsze ją znał i nigdy się nie mylił. Czasami nie był w nastroju na te wszystkie pytania, a czasami miał ochotę po prostu się trochę z nimi podrażnić. Tego poranka Thorne jednak zdecydowanie nie miał ochoty na pytania. Leżał wyciągnięty na łóżku wciąż niekompletnie ubrany. Nie zdążył nawet wypić porannej kawy, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Ze wszystkich świętości jedyną, którą nie gardził była kawa. Zignorował zatem dobijanie się do drzwi, wstał z łóżka i skierował swoje kroki w stronę kuchni, gdzie czekał na niego zaparzony chwilę wcześniej napój. Nie zdążył nawet wziąć łyka, kiedy do jego uszu dotarło głośne pukanie drzwi. Głód dobrze wiedział, że za drzwiami czeka na niego jeden z klientów i po coraz głośniejszym pukaniu do drzwi domyślił się, że nie zamierza on odpuścić. Uzbrojony w kubek z kawą, ruszył nieśpiesznie otworzyć nieproszonemu gościowi.
    - Do usług – rzucił w chwili, w której ujrzał twarz intruza.

    Castor

    OdpowiedzUsuń
  15. [czemu nie.

    No ja dałabym jakies 3-4 pokolenia wstecz, przed zabojstwem rodzicow ojciec spiknal sie z czarownica na boku, a ze ta byla slaba, to ja rzucil. Urazona duma nie pozwolila o tym zapomniec i wynajela lowcow, aby pozbyli sie problemu.
    Ja bym tu dala rodzine Aristow za przyklad "czarnej owcy" co by pasowalo do owej bransoletki - ktora pod wplywem spotkania np by zaczela sie nagrzewac/robić jakas fizyczna krzywde?
    Oczywiście jesli by ci lezaly powiazania z czarownicami ^^]

    Lara

    OdpowiedzUsuń
  16. [ja ciezko mysle xD
    1-3 zgadza sie.

    Niekoniecznie.. moze ktos ze strony rodziny Nica miał jakies kontakty z czarownicami, stad mozna by bylo zrobić polaczenie z bransoletka, ktora ktos z dalszych krewnych dostał, aby np wspomoc kogos w przemianach, gdy mial z nimi problem, a gdy stala sie juz nie przydatna, to przekazywano w spadku jako rodzinna pamiatka]

    OdpowiedzUsuń
  17. [no wlasnie myslalam bardziej o tym dalszym krewnym tak by droga wlasnie tej branzoletki byla bardziej zawila.
    Moge zaczac, ale nie wiem kiedy dostaniesz, wiec jak nie przeszkadza czekanie to spoko a jak chcesz zaczac to tez ;)]

    OdpowiedzUsuń
  18. Byl to luzny dzien. Malo klientow sprawia, ze zajmowala sie rzeczami, za którymi nie przepadała. Jednak ktos to musiał robić. Niestety padalo na nia. Dzis byla sama na zmianie, wiec otwierała pozniej. Pierwsi klienci juz czekali, co bylo omowione wczesniej. Zaplacili za przeglad a potem pojechali. Miala ochote zamknac warsztat by samej sie w nim zaszyc, ale w sumie tego nie zrobila acz to rozsadne nie bylo zwazywszy na samochody stojace wewnatrz jak i czesci, ktore tanie nie byly, ale sama w sobie robila za ochrone. Zreszta odpowiednio wczesniej wyczulaby intruza.
    Zabrala sie za kolejna prace, czyli wymiane gaznika w volvo a jak juz to zrobila to wyskoczyla po lunch. W drodze powrotnej zakupy i wrocila do pracy, tym razem zamykajac drzwi za soba.
    Zostala godzina do konca jej zmiany, wiec przez ten czas zdazyla ogarnac polki z czeciami, gdzie znajac zycie za pare dni bedzie nielad wygladac jak wczesniej, ale miala wtedy swiadomosc dobrze wykonanej pracy no i mogla czyms zapchac umysl, by nie myslec tylko o tym by sie nie powloczyc po lasach. Miała isc do biura, gdy "czujka" w glowie zaaalarmowala intruza. Hmmm.
    W polowie kroku zmienila kierunek i poszla to sprawdzic. Wyszla przed budynek, by sprawdzić jakie nowe zagrozenie czycha tym razem wyostrzajac zmysły, ale osobnik szedl pod wiatr, wiec bylo trudniej. Zatem czekała czujna, w kazdej chwili przygotowana do przemiany.

    [sorka, ze takie krotkie]

    OdpowiedzUsuń
  19. Wilk się niepokoil, wiec krazyla w kolo budynku. Z checia by sie zmikeniła, ale mimo, ze nie bylo nikogo w tej chwili, to jednak dzien sie jeszcze nie skonczyla. Ostatnia rzecza, która chciała to nalot sluzb bezpieczenstwa i wywozka gdzies w nieznane.
    Westchnela gleboko wciagajac i wyciagajac powietrze, ktore miało zlagodzic rosnace napiecie, ale tylko pogarszalo sprawe, gdzie sie przemieszczała wokolo parceli majac nadzieje, ze nie wyglada na spieta dla potencjalnych widzow.
    Wychodzila wlasnie zza rogu budynku, podczas gdy wiatr zmienil kierunek i w koncu wyczuła intruza. Przeszla kawalek, by zauwazyc cien skradajacy sie miedzy budynkami ulice dalej. Gdyby miala teraz siersc to pewnie, by byla nastroszona a tak to czula teraz malo przyjemne mrowienie, które zwiastowalo bliska przemiane.
    Jednak opierala sie temu jak dlugo sie dalo.
    Trudno by bylo wytlumaczyc sie pozniej z walesajacego sie w okolicy wilka. Napiela miesnie aby je wolno rozluznic w miedzy czasie przygladajac sie dalej otoczeniu.

    OdpowiedzUsuń

  20. [to nic.. sama teraz z nim walcze ;/ i nie przejmuj sie iloscia]

    Zaa rogiem przystnela by widzieć drzwi warsztatu i drogę prowadzaca do nich. Zapach sie przyblizal, wiec intruz takze.
    Wilk nalegał na przemiane, ale sie wahała. Ciezko bylo by wytlumaczyc skad na tutejszym terenie wzial sie wilk syberyjski. Z białym futrem czuła się jakby była na swieczniku, co rownie dobrze od razu mogla wywiesic flage z napisem: hej! tutaj jestem, tu można strzelać.
    Westchnęła ciezko. Wstrzymywała się jak długo mogła co sprawiało wiecej bolu niz sama transformacja, do której ostatnio sie wzbraniała.
    Był już blisko, dostrzegła go jak się przemykał i gnal do przodu jakby go ktoś gonił.
    Hmmm klopoty? - pomyslala sobie, ale jakoś nie czuła wiekszego zagrozenia niz obecnego intruza, ktory sprytnie znikl z radaru podczas rozmyslac co az przeklnela po rusku. Zmniejszyła dystans do drzwi, ktore otworzyła tak cicho jak pozwalalo skrzypienie.
    Na szczescie warsztat był juz zamkniety, wiec mogla smialo zdjac ciuchy, by dokonac szybszej przemiany, co kosztowalo duzo zachodu, gdyż bylo po pelni i potrzebowała dłuzszej chwili, by sie ogarnac. Gdy sie porozciagała mogla potem ruszyć dalej. Z nastawionymi uszami bezszelestnie poruszała się do centrum, gdzie stały samochodu na podciagniku.

    OdpowiedzUsuń